"Rzeczpospolita" - 1994.07.23

 

Tadeusz Wójciak

Konflikt poniżanych

 

 

Między Murzynami i Żydami narosło tyle zła, że mało kto w USA wspomina lata ich wspólnej walki o prawa człowieka

 

Biali kamienicznicy, biali tak zwani żydowscy kamienicznicy, którzy wysysają krew z naszej społeczności, biały oszust Żyd i biały zdzierca Arab - tak mówił Khallid Abdul Muhammad w głównym audytorium wypłenionego kilkoma setkami słuchaczy University of Buffalo. Khallid Abdul Muhammad to drugi pod względem znaczenia kaznodzieja murzyńskiej organizacji religijno-politycznej Nation of Islam.

Po dokonanej pod koniec maja próbie zabójstwa Khallida Abdul Muhammada przedstawiciele amerykańskich organizacji żydowskich natychmiast oświadczyli, że sprzeciwiają się przemocy i że potępiają ten zamach. Abdul Muhammad stał się głośną w USA postacią z powodu swych wypowiedzi, w których gwałtownie atakował białych, głównie zaś Żydów, obarczając ich odpowiedzialnością za nędzę i upokorzenia, jakich doznaje znaczna część społeczności murzyńskiej. Gdyby się okazało, że usiłował zgładzić go Żyd, prawdopodobnie w USA znów wybuchłyby poważne rozruchy na tle rasowym. Policja szybko jednak ustaliła, że śmierci Abdula Muhammada pragnął jeden z dawnych członków Nation of Islam. Próba zamachu na znanego czarnoskórego działacza przypomniała o głębokim konflikcie dzielącym dziś społeczności amerykańskich Żydów i Murzynów, o konflikcie, który podsyca nienawiść rasową.

Słowa

Przywódca duchowy Nation of Islam, pastor Louis Farrakhan, raz czy dwa razy publicznie skrytykował swojego zastępcę. Popatrzmy jednak, co on sam oświadczył reporterowi tygodnika "Time": "W latach dwudziestych, trzydziestych, czterdziestych aż do lat pięćdziesiątych Żydzi byli niemal jedynymi właścicielami sklepów wśród społeczności czarnych.

Gdziekolwiek byliśmy my - byli też oni. Na czym polegała ich rola? Kupowaliśmy od nich żywność, kupowaliśmy od nich odzież, kupowaliśmy od nich meble, wynajmowaliśmy od nich mieszkania. Na nas więc zarabiali, wysysali z nas soki życiowe i w ten sposób wzrastali w siłę. Potem przekazali to Arabom, Koreańczykom, którzy, czym się teraz zajmują? - też wysysają krew z naszej społeczności.

Najcięższym oskarżeniem w ustach Louisa Farrakhana było stwierdzenie, że Żydzi stanowili większość wśród handlarzy niewolników i to właśnie oni bardziej niż inne grupy etniczne przyczynili się do gehenny czarnych przywiezionych z afrykańskich wiosek do Ameryki, gdzie mieli stawać się źródłem zysku właśnie Żydów. Według jego oskarżeń, Żydzi stanowili 75 proc. właścicieli niewolników na Południu.

Oburzone tym stwierdzeniem niektóre z żydowskich organizacji pośpieszyły natychmiast, by przedstawić stosowne statystyki dowodzące, iż wśród handlarzy niewolników Żydów nie było wcale więcej, niż innych. Nawet czarnoskóry profesor Princenton University, Cornel West, przytoczył na łamach "Time" dane, według których w omawianym czasie, dokładnie w 1861 roku, Żydzi stanowili ok. 0, 2 proc. mieszkańców Południa, a tylko 0, 3 proc. z pośród nich posiadało czarnego niewolnika.

Konflikt nie ogranicza się jednak do ataków słownych. Dwa i pół roku temu w dzielnicy Crown Heights w nowojorskim Brooklynie doszło do tragicznych wydarzeń. Po wypadku, w którym żydowski kierowca przejechał murzyńskie dziecko, Murzyni zastrzelili Żyda i wywołali antyżydowskie zamieszki. Stan wrzenia utrzymuje się nadal.

Dlaczego?

Louis Farrakhan kiedy określa Żyda, używa słowa "bloodsucker" (krwiopijca) . Na ogół mianem tym obdarza się każdego Żyda, zwłaszcza właściciela domu w wielkim mieście, który wynajmuje mieszkanie murzyńskiej rodzinie i pobiera od niej czynsz. Nazywa się tak również właściciela sklepu w murzyńskiej czy też etnicznie wymieszanej dzielnicy. Na miano największych "bloodsuckers" zasługują żydowscy właściciele sklepów z alkoholem.

Murzyni, czyli zgodnie z zasadami poprawności politycznej Afroamerykanie uzasadniają swe ataki argumentami natury ekonomicznej. Twierdzą, że Żydzi wdarli się już na szczyt amerykańskiej drabiny sukcesu i nie przywiązują obecnie wagi do zmagań Murzynów o ich porcję "American dream", co więcej - zbijają teraz na nich pieniądze. Na to Żydzi odpowiadają, że czarni nie dali z siebie zbyt wiele, że wdrapują się na tę drabinę zbyt powoli i nieudolnie, za swe niepowodzenia winiąc społeczeństwo, zwłaszcza Żydów.

Dlaczego czarni przywódcy za winnych ciężkiego losu Murzynów uznali Żydów? Dlaczego nie WASP-ów (białych anglosaskich protestantów) , dlaczego nie Włochów? Dlaczego oni, budując swą zamożność, nie byli krwiopijcami?

Kruchy sojusz

Jeszcze do końca lat pięćdziesiątych Żydzi w Ameryce byli dyskryminowani. Nie mieli prawa wstępu do niektórych szkół, do klubów towarzyskich czy na niektóre plaże.

Konflikt żydowsko-murzyński rozgrywa się więc między dwiema grupami, które nie tak dawno były sojusznikami w walce o prawa człowieka. I dlatego ten konflikt tak zdumiewa dziś Amerykę. W późnych latach pięćdziesiątych i niemal w całej dekadzie lat sześćdziesiątych obydwie grupy demonstrowały pod tymi samymi sztandarami, słynna zaś pieśń "We Shall Overcome" ("Zwyciężymy") stała się wspólnym hymnem tych, którzy z poniżenia próbowali wydostać się na twardy grunt społeczeństwa żyjącego według sprawiedliwych reguł.

Prof. Jack Greenberg, dziś wykładowca prawa w Columbia University w Nowym Jorku, jako młody prawnik żydowski w latach pięćdziesiątych wyruszył z Nowego Jorku na dalekie Południe, by walczyć o prawa murzyńskich współbraci. Wstąpił do organizacji National Association for Advacement of Coloured People (NAACP), do dziś walczącej o równouprawnienie ludzi kolorowych, i stał się jednym z jej liderów. Profesor Greenberg pracował wśród działaczy murzyńskich aż do 1984 roku. - To były lata wspaniałej walki o równość ludzi - mówi dziś w programie ABC "Nightline". - Nie miałem wówczas żadnej świadomości rasy. Prawnicy murzyńscy byli moimi najlepszymi przyjaciółmi i takimi pozostali do dziś.

Pod koniec lat sześćdziesiątych w ruchu murzyńskim pojawiły się nowe kierunki, nowi działacze i radykalny, konfrontacyjny sposób myślenia wyrażony przez aktywistę Black Panher Party: "Rozumiem przemoc jako rzecz niezbędną. Przemoc jest częścią amerykańskiej kultury. Przemoc jest tak amerykańska, jak placek z wiśniami" (Huey Newton w 1968 roku) .

Zamach na doktora Martina Luthera Kinga w 1968 roku, którego zastrzelił biały, rozdzielił białych i czarnych aktywistów ruchu o prawa człowieka. Zaraz potem w mieszanej społeczności nowojorskiej dzielnicy Ocean Hill Bronzeville Murzyni przejęli większość stanowisk w Board of Education (wybieranej w głosowaniu Radzie Szkolnej) , a nauczyciele - w większości żydowskiego pochodzenia - w proteście rozpoczęli strajk. Dyskusja o tym, jak czarni uczniowie traktują białych nauczycieli, przerodziła się w poważny spór murzyńsko-żydowski, który to spór media rozpowszechniły na cały kraj. Wojna izraelsko-arabska z 1967 roku, potępiona przez radykalne organizacje murzyńskie jako wojna wywołana przez "imperialistycznego agresora", poparta zaś przez organizacje żydowskie, jeszcze dodała oliwy do ognia.

Konflikt się pogłębia

Rok 1970 przyniósł kolejny murzyńsko-żydowski konflikt polityczny. Wtedy to właśnie w środowiskach o dużym udziale ludności murzyńskiej zaczęto stosować tzw. "quotas" w zatrudnieniu, czyli prawo nakazujące zatrudniać Murzynów w odpowiednich proporcjach. W takich miastach jak Nowy Jork czy Chicago do dziś wygląda to tak, że na jednego białego automatycznie zatrudnia się jednego czarnego, co nierzadko wyklucza dyskusje na temat kwalifikacji kandydatów do jak zwykle ograniczonych miejsc pracy. Organizacje żydowskie stanowczo sprzeciwiły się takiemu podejściu do problemu zatrudnienia. W latach osiemdziesiątych, zwanych "decade of greed" (dekada chciwości) , zaznaczonych ogromną konkurencyjnością w wyścigu o kariery, znaczenie i dobra materialne, przepaść pomiędzy dwiema grupami pogłębia się w sposób drastyczny.

Reakcja na ból istnienia

- To, co się teraz dzieje, jest marnotrawieniem energii - mówi profesor Cornel West. - W trudnej sytuacji amerykańskiego życia ksenofobia znajduje łatwo swe ujście w ostrzejszym konflikcie. Napięcia społeczne są jak najbardziej prawdziwe, ból ekonomicznej egzystencji jest niezaprzeczalnie dotkliwy, ale musimy pamiętać o poważnych sprawach: o przyszłości młodego pokolenia, o zagrożeniu ekologicznym, o rozwiązaniu problemów ekonomicznych.

Profesor Cornel West twierdzi, że ów - jego zdaniem - "rozdmuchany ponad wszelkie logiczne proporcje problem" jest rezultatem sytuacji, w jakiej znalazła się mniejszość murzyńska w ostatnich latach. Ameryka obrosła dziś - mówi - w rejony czarnego ubóstwa znacznie obszerniejsze niż w latach sześćdziesiątych. Na tym tle naród jest podzielony, skłócony, skory do krzywdzących gestów i uogólnień.

Cornel West twierdzi, że w czasie kryzysu ekonomicznego poniżona część społeczeństwa szuka kozła ofiarnego, nadstawia chętnie ucha, aby usłyszeć brednie o konspiracji, przyklaskuje ekstremistom.

Zdaniem Leona Wieseltie'a, redaktora "The New Republic", w stosunkach murzyńsko- żydowskich stało się już tak wiele złego, że teraz nawet już nie wypada powoływać się na tradycje wspólnej walki o prawa człowieka. Napastliwość politycznych przywódców czarnej mniejszości w stosunku do żydowskich współobywateli ukrywa - zdaniem Leona Wieseltiera - prawdziwą naturę napięć i walk wewnętrznych rozgrywających się w ośrodkach politycznych skupiających amerykańskich Murzynów. Istotą tej walki jest konflikt między zwolennikami tradycji doktora Martina Luthera Kinga (integracja i pokojowe współistnienie ludności murzyńskiej z resztą Ameryki) oraz wyznawcami tradycji Malcoma X (separacja od białych oraz przemoc jako metoda na odnalezienie swego miejsca w Ameryce) .

Która z tych tradycji weźmie górę? W poświęconej Louisowi Farrakhanowi "cover story" w lutym tego roku tygodnik "Time" napisał, że jego idee separatyzmu, wyższości rasy czarnej oraz żądania, by rząd amerykański wypłacił Murzynom odszkodowania za lata niewolnictwa, znajdują posłuch wśród milionów czarnych Amerykanów. Nie znalazły natomiast potępienia ze strony wielu innych organizacji murzyńskich, a postawa obojętna w tym przypadku równa się aprobacie. Wielu czarnych uważa, że przywódca Nation of Islam mówi o sprawach, o których Ameryka powinna wreszcie usłyszeć.

Zdaniem tygodnika "Time", sukces Farrakhana i rosnące zastępy jego naśladowców pokazują w jaskrawym świetle dwie gorzkie prawdy o amerykańskim życiu. Zbyt wielu czarnych Amerykanów traktuje białych współobywateli z gniewem. Zbyt wielu białych Amerykanów spogląda na murzyńskich współobywateli ze strachem. Nation of Islam, choć nie ma nic wspólnego z muzułmańskimi fundamentalistami, przypomina do pewnego stopnia organizację zbliżoną do militarnej, rządzącą się surowymi prawami. Mężczyźni są "umundurowani" w dobrej jakości garnitury, białe koszule i muszki; wiele kobiet nosi długie powiewne stroje i ma zasłonięte twarze.

Gdy przemawiają ich liderzy, nie tylko Louis Farrakhan lub Khallid Abdul Muhammad, lecz również coraz liczniejsi aktywiści ruchu, za ich plecami stają zwartym murem elegancko prezentujący się bojownicy. Groźnym wzrokiem przyglądający się audytorium. Kiedy szykują się do "brudnej" akcji, choćby zwalczania kolejnego "crack house", w czarnej dzielnicy, w której sprzedaje się narkotyki, ubierają się starannie według opisanego wzoru i ustawiają w dwuszeregu.

Sekta Nation od Islam, założona przez Wallace'a D. Warda, powstała z opozycji do chrześcijaństwa, jako religii narzuconej czarnym przez białych ludzi, w Detroit w 1930 roku. Mimo mylącej nazwy sekta ma niewiele wspólnego z prawdziwym islamem. Kolejny przywódca czarnych nacjonalistów (do 1975 roku) Elijah Muhammad, został uznany wbrew zasadom islamu za proroka. Jednym z nawróconych wyznawców Nation of Islam był bokser Cassius Clay, który przyjął imię Muhammad Ali. Sekta przeżyła dramatyczny okres w 1964 roku, gdy działacz na rzecz praw człowieka Malcolm X nawrócił się na ortodoksyjny islam, wystąpił z sekty, a w następnym roku został zamordowany przez trzech wiernych podporządkowanych Elijah Muhammadowi.

Po 1975 roku próbowano zastąpić programowy rasizm sekty, wymierzony zdecydowanie przeciw białym, kierunkiem bardziej religijnym ukierunkowanym na ortodoksyjny islam. Louis Farrakhan, wówczas jeden z wielu liderów Nation of Islam, przeciwstawił się temu zdecydowanie. Dziś rządzi i kieruje sektą ze swego ogromnego, przypominającego twierdzę, pałacu w Chicago, którego otoczenie jest stale patrolowane przez "gwardzistów" Nation of Islam. Idee głoszone przez Farrakhana wywołują opór większości amerykańskich muzułmanów, którzy odrzucają jego filozofię izolacji rasowej oraz obrażania innych religii.

Nation of Islam ma też inne oblicza. Jest zdecydowanym wrogiem murzyńskich handlarzy narkotyków i współdziała z policją (czasem ją zastępując) w zwalczaniu ośrodków handlu narkotykami w czarnych dzielnicach. Elegancko ubrani bojownicy patrolują najbardziej dotknięte przestępczością dzielnice wielkich miast i zaprowadzają tam ład, porządek oraz bezpieczeństwo. Nation of Islam prowadzi ośrodki profesjonalnej pomocy dla więźniów, narkomanów, alkoholików i członków ulicznych gangów. Przywódcy sekty często nie zgadzają się z kierunkiem rządowych programów rozwiązywania problemów społecznych Ameryki. Twierdzą, że rząd wydaje więcej na budowę więzień niż na oświatę.