Rzeczpospolita - 29.04.2006

 

SYCYLIA

 

PIOTR KOWALCZUK

Bogobojny mafioso

 

Mafijnym imperium, obracającym rocznie 40 mld euro, przez ostatnich 10 lat żelazną ręką rządził półanalfabeta Bernardo Provenzano. Ukrywał się przez 43 lata chroniony zmową milczenia sycylijskich chłopów, polityków, biznesmenów, nawet policjantów

 

11 kwietnia najpotężniejsza organizacja przestępcza świata, sycylijska cosa nostra, straciła swego bossa. 74-letni Provenzano został schwytany w okolicach miasteczka Corleone, legendarnego dzięki filmowi "Ojciec chrzestny".

Na Sycylii nie wiadomo, gdzie kończy się państwo, a zaczyna mafia. Często to jedno i to samo. Dlatego Włosi zdają sobie sprawę, że w miejsce odciętej mafijnej hydrze głowy, już wyrosła nowa. Na Sycylii wszyscy modlą się, by zmiana na stanowisku "capo di tutti capi" nie pociągnęła za sobą krwawej wojny klanów.

Provenzano dorobił się kilku przydomków. Mafia obdarzyła go dobrotliwie brzmiącym mianem Zu Binnu (Wujaszek Ben), choć wcześniej - gdy jako żołnierz bossa Luciano Liggio zamordował własnoręcznie około 50 osób - mówiono o nim "Binnu Traktor". Włoskie media przezwały go Fantomem.

Ostatnie zdjęcie Provenzano pochodziło z końca lat 50. Z rozesłanych za nim listów gończych spoglądał portret pamięciowy. Ostatni jego wizerunek został sporządzony przez komputer dzięki specjalnemu programowi będącemu w stanie przewidzieć, w jaki sposób zestarzeje się ludzka twarz. Z obu wynikało, że Provenzano to krzepki, żylasty mężczyzna o zdecydowanych rysach twarzy. Gdy 11 kwietnia o godzinie 15.00 agenci prowadzili go skutego na posterunek policji w Palermo, tłumowi ludzi na placu i milionom przed telewizorami ukazał się mały (160 cm wzrostu), schorowany człowieczek o przezroczystej cerze, niepewnych ruchach i zagadkowym uśmiechu Giocondy, niemal dobrotliwym.

Pasterz z Corleone

Jak na fantoma przystało, o Provenzano wiadomo bardzo niewiele. Urodził się w 1933 roku w chłopskiej rodzinie w Corleone jako trzecie z ośmiorga dzieci. Wypasał owce, pomagał w produkcji owczych twarożków. Podobnie jak wielu jego rówieśników na południu Włoch zakończył edukację na drugiej klasie szkoły podstawowej. Musiał pracować. Na początku lat 50. odbył służbę wojskową. Potem przeszedł na żołd Liggio, jednego z corleońskich bossów. Do mafii wciągnął go starszy o trzy lata kolega, z którym w dzieciństwie łowili razem ryby, później słynny "capo di tutti capi" Toto Riina odsiadujący teraz wyrok dożywocia. Nie wiadomo, kiedy dokładnie Provenzano został "człowiekiem honoru". Zgodnie z mafijnym kodeksem musiał przedtem dokonać co najmniej jednego morderstwa. Wraz z Riiną pięli się szybko po szczeblach mafijnej hierarchii.

W latach 50. niekwestionowanym bossem Corleone był lekarz Michele Navarra, ale miasteczko stało się wkrótce za małe dla Navarry i Liggio. Przy czym Navarra popełnił kardynalny błąd - zlekceważył przeciwnika. Komando wysłane przez niego do wykonania wyroku na Liggio nie było dostatecznie sprawne i liczne. Zdołało go tylko lekko zranić. W sierpniu 1958 r. Provenzano i Riina przedziurawili 112 kulami alfę romeo, w której znajdował się Navarra. Królem Corleone został Liggio, ale nie obeszło się bez mafijnej wojny. Toczyła się z przerwami, pociągnęła za sobą kilkaset ofiar, ale Liggio i jego dwaj pretorianie: Rinna i Provenzano - wyszli z niej zwycięsko. Na początku lat 70. "wieśniacy" z Corleone weszli do triumwiratu, który kierował całą sycylijską mafią.

Gdy Sycylia spłynęła krwią, państwo musiało zareagować. W 1974 r. Liggio trafił za kratki. W kolejnej wojnie (1981 - 1983) Riina i Provenzano wybili lub zmusili do przejścia na swoją stronę wszystkie "rodziny" w Palermo (około 400 osób, w tym wiele dzieci) i prawie nie ponosząc strat.

"Corleonesi" stanęli na czele cosa nostry. Obaj "ukrywali się" od 1963 r., gdy skazano ich na dożywocie za mafijne morderstwa. Nie przeszkadzało im to odwiedzać przez sześć kolejnych lat wytwornych restauracji i jeździć otwartymi samochodami po Palermo. Riina mieszkał w willi z basenem pod miastem.

Zapadli się pod ziemię dopiero w 1969 r. Dziewczyna Provenzano, szwaczka Saveria Palazzolo, mieszkała w Corleone, prowadziła interesy męża i mimo rzekomo ścisłej obserwacji policji, w 1974 r. zaszła z nim w ciążę. Zaraz potem znikła, by w 1992 r. pojawić się w Corleone z dwoma synami. Mieszka tu do dziś.

Ponieważ obaj synowie mówili dobrze po niemiecku (jeden od kilku lat uczy włoskiego w Niemczech, drugi sprzedaje w Corleone odkurzacze), policja domyśla się, że musieli spędzić ładnych kilka lat we Frankfurcie nad Menem, gdzie mieszka do dziś jeden z braci Provenzano.

Szef cosa nostry

Toto Riina mordując z Provenzano setki mafijnych rywali i ich bliskich w wojnie 1981 - 1983 został "capo di tutti capi", ale kilku niedobitków - ze strachu lub zemsty - poszło na współpracę z policją. Za kratkami znalazło się ponad pięciuset mafiosów. Riina odpowiedział w jedyny sposób, jaki znał. Wypowiedział wojnę państwu włoskiemu. Ginęli politycy, dziennikarze, policjanci i sędziowie. Riina z Provenzano toczyli wojnę nawet poza Sycylią. Bomby wybuchły w Rzymie (m.in. w bazylice św. Jana na Lateranie) i Florencji. Na Sycylii wylądowało siedem tysięcy regularnego wojska. W 1993 r. Riina został schwytany.

Przez trzy lata mafią dowodził jego szwagier, a gdy i tego złapano, Provenzano stanął na czele cosa nostry i odtrąbił odwrót. Mafia zeszła do podziemia. Ustały zamachy i krwawe mordy. Z telewizyjnych ekranów znikły obrazki przykrytych prześcieradłami zwłok na ulicach Palermo. Provenzano uznał, że pieniądze lubią spokój. Drastycznie spadła nawet liczba pospolitych przestępstw. Wojsko wróciło do domu, a mafia przystąpiła do robienia interesów. Wujaszek Ben opodatkował wszystkie klany, by rodziny uwięzionych mafiosów miały zapewniony byt. Zakazał mordowania rodzin gangsterów, którzy poszli na współpracę z policją. Wolał płacić wysokie nagrody za odwołanie obciążających zeznań.

Człowiek interesu

Bo ten absolwent drugiej klasy szkoły podstawowej był nie tylko bezwzględnym mordercą. Był też znakomitym strategiem, taktykiem, a przede wszystkim człowiekiem interesu. Pomagał Riinie wykańczać rywali i wojować z państwem, ale równocześnie dbał o mafijny biznes. Zmonopolizował zaopatrzenie sycylijskich szpitali, klinik i przychodni. Podobnie jak wywóz i utylizację śmieci. Jako szef cosa nostry doprowadził do tego, że mafia - dysponująca na Sycylii niemal milionem głosów wyborców - w zamian za "poparcie polityczne" i pieniądze kontrolowała w 2000 r. 95 proc. wszelkich zamówień publicznych na wyspie, w tym ogromne inwestycje finansowane przez UE. Mottem Provenzano stało się sycylijskie powiedzenie: "Jedz i daj jeść innym".

Co więcej, dzięki podstawionym ludziom Provenzano sporą część zysków z haraczy i handlu narkotykami wpuścił w legalny obieg gospodarki. Za jego panowania mafia weszła w posiadanie firm budowlanych, centrów handlowych, hoteli, nieruchomości i wielu na pierwszy rzut oka legalnie działających przedsiębiorstw. Mafijnym interesem zarządzał tak sprawiedliwie, że za jego panowania nie doszło do żadnej mafijnej wojny. Cieszył się niepodważalnym autorytetem. "Binnu Traktor" przedzierzgnął się w "Binnu Ragioniere" (księgowego) i gołąbka pokoju. Był tak dyskretny, że w drugiej połowie lat 90. policja nie była pewna, czy Provenzano jeszcze żyje.

Nieuchwytny zbieg

Pewnie rządziłby mafią i Sycylią do końca swoich dni, gdyby nie determinacja 30 osób pod wodzą inspektora Renato Cortese. Ścigali go od sześciu lat. Przekonali się, że w tym pościgu mogą liczyć tylko na siebie, bo mafijny rak przeżarł tkankę społeczną. Sycylijczycy - z różnych powodów - odmawiali jakichkolwiek informacji. W policji i lokalnych władzach wprost roiło się od informatorów Provenzano, którzy ostrzegali go przed każdym ich ruchem. Wyszedł cało z kilku wydawałoby się perfekcyjnie urządzonych zasadzek. Raz uciekł podkopem, raz policjanci - najwyraźniej sprzyjający bossowi - przepuścili go w zdezelowanym fiacie panda przez sieć drogowych punktów kontrolnych. A kiedy urządzono obławę na mafijnych bossów mających spotkać się w szopie pod Palermo, Provenzano tam nie przybył.

Cortese i jego podwładni złapali w sumie ponad 400 ludzi bossa, ale Provenzano pozostawał nieuchwytny. W 2002 r. do inspektora i jego ludzi uśmiechnęło się wreszcie szczęście. Pochwycili Nino Giuffre, prawą rękę Provenzano, który w zamian za status świadka koronnego poszedł na współpracę. Pomógł przesłuchującym go funkcjonariuszom zrozumieć modus operandi bossa bossów i jego obyczaje.

Provanzano był człowiekiem bez nałogów i słabości, całkowicie oddanym rodzinie. Potrafił miesiącami nie wychodzić ze swoich kryjówek, w których żył zazwyczaj w spartańskich warunkach. Od świata dzieliło go kilka "warstw izolacyjnych", złożonych z najbardziej zaufanych ludzi. Nigdy nie używał telefonu. Komunikował się za pomocą pisanych na maszynie tekstów z częściowo zakodowanymi informacjami, w których nazwiska zastępował ciąg cyfr. Karteczki podróżowały do i od adresata sztafetą złożoną z kilkunastu ogniw. System działał wolno, ale skutecznie. Cortese przejął mnóstwo karteczek i kurierów, ale sztafeta była już zazwyczaj w połowie drogi.

Punktem zwrotnym pościgu były zeznania jednego ze skruszonych gangsterów, złożone niemal dwa lata temu. Ujawnił on, że w 2003 r. Provenzano pojawił się w klinice w Marsylii i pod fałszywym nazwiskiem przeszedł operację prostaty. Co więcej, poinformował, kto mu w tym pomagał. Krąg wokół gangstera zaczął się zaciskać.

Kapitan schodzi ostatni

Od pół roku Cortese domyślał się, że Provenzano ukrywa się w pobliżu Corleone, gdzie się urodził. Postanowił cierpliwie czekać. Okolice Corleone i dom w mieście, w którym mieszka Saveria Palazzolo i syn Angelo, pokryła sieć ukrytych kamer, które przekazywały do centrali w Palermo obraz miejsc oddalonych od teleobiektywów nawet o kilka kilometrów. Obserwowano szałasy pasterzy owiec, stojące na odludziu domy, drogi, walące się rudery.

W piątek przed Niedzielą Palmową policja podsłuchała rozmowę telefoniczną nieostrożnych gangsterów, z której wynikało, że trzeba odebrać od pani Saverii paczkę z praniem dla Zu Binnu. Paczka, przechodząc z rąk do rąk, w poniedziałek o godzinie 9.30 rano dotarła do położonego na odludziu gospodarstwa Giuseppe Caruso pod miasteczkiem. Caruso trzymał tam owce i wyrabiał serek. Agenci wiedzieli, że jest on ogniwem sztafety bossa, ale nie byli pewni, czy tym najważniejszym - ostatnim.

Po paczkę dostarczoną przez kuriera wyciągnęła się ręka. Przeprowadzona krótko po godzinie 11.00 operacja zakończyła się pełnym sukcesem. Wujaszek ledwo zdążył podejść do drzwi: "Tak. Jestem Provenzano. Nie wiecie, co czynicie". Na kuchence elektrycznej gotowała się cykoria. Przy łóżku stał arsenał leków, bo Wujaszkowi dokuczała prostata i cukrzyca. Na stole leżało aż pięć Biblii. W jednej Provenzano zakreślał cytaty. Na łóżku nie było nawet prześcieradła. Boss spał w śpiworze. W majtkach miał schowane 10 tys. euro. Później znaleziono cały worek z pieniędzmi i dwa pistolety.

Za towarzystwo oprócz pasterza Caruso miał maleńki, źle odbierający telewizor z wmontowanym radiem. Znaleziono archiwum zakodowanej korespondencji bossa - kopie wychodzącej i oryginały przychodzącej. Jak wykazała analiza licznika elektryczności, na pewno żył w tych więziennych warunkach ponad rok. Provenzano, którego prywatny majątek szacowany jest na 600 mln euro, nie miał z życia żadnych przyjemności. Zajmował się wyłącznie kierowaniem cosa nostrą. Szef prokuratury do walki z mafią Piero Grasso powiedział potem: "Boss poświęca się dla organizacji. To także wyraz solidarności z uwięzionymi mafiosami. Provenzano jest jak kapitan odpowiedzialny za swoich marynarzy. Zawsze ostatni schodzi z tonącego okrętu".

Teraz najwybitniejsi włoscy spece próbują odszyfrować z liścików półanalfabety nazwiska polityków i biznesmenów, którzy go przez tyle lat kryli. Podejrzewają, że pomogą im w tym zakreślone przez Provenzano cytaty, że Biblia to jego klucz. Bo Provenzano jest człowiekiem bardzo bogobojnym. W listach zawsze polecał adresatów Bożej opiece, a kiedy policyjnym helikopterem leciał do więzienia nad placem św. Piotra, przeżegnał się trzy razy. Pierwszą, niespełnioną zresztą, prośbą Provenzano w areszcie było widzenie z kapelanem.

Ale jeśli nawet z pomocą Biblii uda się odcyfrować z 200 liścików bossa nazwiska, sycylijska mafia przeżyje ten cios, jak dziesiątki innych w przeszłości. Zorganizowana na wzór piramidy cosa nostra po prostu wymieni brakujące elementy. Ewentualna konfiskata majątków też mafii specjalnie nie zaszkodzi: odebranie jej w ciągu ostatnich 10 lat dóbr o wartości 10 mld euro nie zrobiło na organizacji najmniejszego wrażenia.

Niezwyciężona mafia

Sycylia od pokoleń jest przeżarta mafijną subkulturą. Państwo zawsze było na wyspie intruzem, do dziś jego struktury są niesłychanie słabe. To mafia zbiera podatki, daje dobrze płatną pracę, rozsądza spory, decyduje, kto ma wygrać wybory. Mieszkańcy nie chcą współpracować z policją. Inaczej Provenzano nie mógłby się ukrywać przez 43 lata, a pani Saveria nie mogłaby - pod okiem policji - co tydzień robić mu prania i ulubionej zapiekanki.

Zdaniem włoskich ekspertów na Sycylii, podobnie jak w Kalabrii czy Kampanii, w warunkach demokratycznego państwa z mafią wygrać nie sposób. Jest zbyt potężna. Zorganizowana przestępczość we Włoszech (oprócz cosa nostry - kalabryjska ndraghetta i neapolitańska camorra) to państwo w państwie. Obraca rocznie 100 mld euro, czyli niemal 1/6 budżetu państwa. Antymafijna Komisja Parlamentarna obawia się, że jeśli powstanie most na Sycylię, aż 14 z 40 mld euro planowanych wydatków wpadnie w ręce mafii po obu stronach Cieśniny Messyńskiej. Taka potęga musi przekładać się na potężne wpływy w Rzymie, choć pod zarzutem współpracy z mafią aresztowano zaledwie kilku polityków. Kierujący walką z mafią sędziowie Giovanni Falcone i Paolo Borsellino, zamordowani w 1992 r. na Sycylii, podobnie jak generał Carlo Alberto dalla Chiesa, tuż przed śmiercią skarżyli się, że w Rzymie napotykają na niewidzialny mur.

Komentator "Corriere della Sera" ze smutkiem zauważył, że mafia będzie istnieć tak długo, jak włoska demokracja, bo sparaliżować mafię może tylko dyktatura, dlatego dotychczas udało się to tylko Mussoliniemu.

 






O mafii polskiej