Gazeta Wyborcza - 15/07/1994

 

 

 

Jarosław KURSKI

PORTRET WODZA

 

Bolesław Piasecki

 

 

- Zrozumiałem, że będę rządził Polską - powiedział mając naście lat Bolesław Piasecki. Na szczęście nie było mu to dane. Stał się jednak sztandarowym polskim faszystą. "ONR-owiec nie ma wątpliwości moralnych do przezwyciężenia, ma tylko trudności techniczne do pokonania" - wołał do półtora tysiąca falangistów na wiecu "jasnych koszul" w 1937 roku.

W gimnazjum Zamoyskiego w Warszawie był jednym z trzech najlepszych uczniów. Interesował się chemią, a nie polityką. Miał nawet własne laboratorium. Po wakacjach roku 1929 następuje metamorfoza. To wtedy właśnie wyznaje swe powołanie do rządzenia. Ma wówczas 14 lat.

Falanga

Wstępuje do Obozu Wielkiej Polski. Błyskawicznie pokonuje poszczególne szczeble organizacyjne. Jest dynamiczny, stanowczy, konsekwentny, w sposób niezwykły oddziałuje na ludzi. Pisze: "Ten, kto nie chce w Polsce rządzić w myśl interesów narodu polskiego, musi rządzić w myśl interesów żydowskich, mniejszości niemieckiej, czy patologicznie kształconej narodowości ukraińskiej".

OWP w marcu 1933 roku zostaje rozwiązany przez władzę. W kwietniu młodzi narodowcy podpisują deklarację Obozu Narodowo-Radykalnego.

15 czerwca 1934 roku ginie w zamachu minister spraw wewnętrznych Bronisław Piernacki. Później się okaże, że zastrzelił go nacjonalista ukraiński, ale pierwsze podejrzenia padają na środowiska narodowo-radykalne. W ciągu kilku dni policja zatrzymuje prawie 600 oenerowców. Elita ONR przez kilkanaście dni przebywa we wspólnej celi. W tej celi Piasecki ze swymi ludźmi przystępuje do frontalnego ataku na starszych współtowarzyszy. Zarzuca im oportunizm i tchórzostwo. Opowiada się za stworzeniem "żywej siły bojowej", która ma podjąć walkę z Sanacją i za całkowitym zerwaniem więzi z Endecją, opanowaną jego zdaniem przez "elementy liberalne". Przedstawia swą koncepcję gospodarczą, z upaństwowieniem przemysłu i reformą rolną bez odszkodowań. To wszystko jest nie do przyjęcia dla liderów ONR.

W lipcu 1934 roku Piasecki i dziewięciu jego kolegów otrzymują pisma:

"Na podstawie (...) rozporządzenia Prezydenta Rzeczpospolitej w sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu (...) zarządzam zatrzymanie pana i skierowanie do miejsca odosobnienia w Berezie Kartuskiej".

Bereza, obóz koncentracyjny w dawnych carskich koszarach w województwie poleskim: dziesięć godzin fizycznej pracy o czarnym chlebie, kawie, kaszy i fasoli, pobudka o 4 rano, zakaz rozmów między więźniami, karcer i kary cielesne za byle przewinienie. To był dla Piaseckiego wstrząs. Przekonał się, że Sanacja nie jest - jak dotąd przypuszczał - papierowym tygrysem.

W listopadzie 1934 roku publikuje broszurę: "Duch czasów nowych, a Ruch Młodych". Skoro chcemy robić rewolucję narodową, pisze, to róbmy ją naprawdę, nie intelektualnie, nie w gazetach, tylko zbrojnie.

W ONR dochodzi do rozłamu na ONR ABC i ONR Falanga, którą bepiści [od inicjałow B.P. - Bolesław Piasecki] nazwali potem Ruchem Narodowo-Radykalnym. W Falandze obowiązywała ścisła dyscyplina i żadna funkcja nie pochodziła z wyboru. BP - Kierownik Główny sam dobierał członków naczelnego kierownictwa. Podobnie miał wyglądać ustrój Wielkiej Polski. Po Przełomie - wielkiej narodowej rewolucji - w miejsce wszystkich rozwiązanych partii miała powstać jedna Powszechna Organizacja Polityczna Narodu - przymusowa dla wszystkich prawdziwych Polaków. Zasady bepizmu miały być wpajane dzieciom i młodzieży w Powszechnej Organizacji Wychowawczej Narodu. Miało to służyć wprowadzeniu i utrzymaniu totalnych rządów charyzmatycznego wodza Bolesława Piaseckiego.

Środki wskazuje cel

Wydział Bojowy ONR podkładał bomby pod żydowskie sklepy, banki, synagogi, chcąc zmusić Żydów do emigracji. Napad na 1-majowy pochód Bundu - socjalistycznej organizacji żydowskiej - zakończył się śmiercią, zwyczajowo prowadzonego na czele, pięcioletniego żydowskiego dziecka - Abrama Szenkera, syna kupca bławatnego. Zraniono z rewolweru sześć osób.

Bund zwalczał projekty emigracji Żydów do Palestyny. Oddział zakonspirowanej grupy bojowej Życie i Śmierć dla Narodu, skupiającej najbardziej fanatyczny element, elitę Falangi, dokonał 26 września 1937 roku zbrojnego napadu na lokal Bundu. W środku miasta, w biały dzień, opodal komisariatu policji doszło do strzelaniny. Zabito kilku Żydów. Po stronie napastników byli ranni.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że ówczesny antysemityzm Piaseckiego był raczej wystudiowaną techniką dochodzenia do władzy. W czasach wodzów bowiem otwierał drogę politycznego awansu. Antysemityzm Piaseckiego dopiero po śmierci syna nabrał cech osobistych.

Zgodnie z ONR-owską maksymą, że "cel nie uświęca środków, ale je wskazuje", Piasecki korzystał ze środków, które miały go do władzy doprowadzić.

Ciągoty ku tajnym służbom

Piasecki współpracował więc z Drugim Oddziałem Sztabu Generalnego, tzw. dwójką. To na jej zlecenie bojowcy Falangi dokonali napadu na lokal w Podkowie Leśnej. Falangiści znaleźli w lokalu spis członków KPP pełniących kierownicze funkcje i przekazali go służbom specjalnym RP. Do biura podróży "Inturyst", który de facto był siedzibą sowieckiego wywiadu, bepiści wrzucili dostarczoną przez "dwójkę" bombę ogłuszającą i z bronią w ręku splądrowali lokal, znajdując agenturalne materiały. Personel dzwonił na policję, która oczywiście nie przyjechała.

Piasecki miał też "plan penetracyjny" - wprowadzał młodzież do sanacyjnego Związku Młodej Polski, na którego czele stał płk Adam Koc, szef Obozu Zjednoczenia Narodowego (OZON), próbował opanować podobną drogą kilka innych organizacji. Koc był wyraźnie pod wrażeniem jego silnej osobowości. Piasecki miał wówczas 23 lata.

To w latach trzydziestych Piasecki wypracował model dialogu z władzą, który przyszło mu później prowadzić z władzami PRL. W moralności tego dialogu mieściło się wysługiwanie się policji, popieranie totalnego kursu państwa i każde świństwo - w zamian za miraż udziału we władzy.

- Piasecki uważał, że bezpieka to serce władzy i żeby coś załatwić, tylko z nią należy rozmawiać - powiedział mi jego paxowski współpracownik.

Według Andrzeja Micewskiego, działacza "Dziś i Jutro" i publicysty katolickiego, Piaseckiego zgubiła pycha. - O ile jeszcze można było liczyć, że manewr z Sanacją się uda, choć pułkownicy w porę się zorientowali i zakazali korzystania z usług Falangi, to łudzenie się, że można przechytrzyć służbę komunistyczną i w bloku radzieckim na równi z partią współrządzić - to przecież czysta utopia i niedorzeczność.

Nikt nie wątpił w manifestacyjnie okazywane przez bepistów przywiązanie do Boga, Kościoła i wiary katolickiej. Wartości te przegrywały jednak z namiętną nienawiścią do Żydów. W czasie akademickiej pielgrzymki na Jasną Górę 24 maja 1936 roku, w której wzięło udział 20 tys. studentów, demolowano rozstawione na przyklasztornym placu żydowskie stragany z dewocjonaliami. Plakaty, emblematy, narodowo-radykalne druki, "Hymn młodych" zagłuszający pienia sodalistek, atmosfera jak na via del Impero w Rzymie w czasie parad "czarnych koszul".

- On był wtedy bardzo młodym człowiekiem i do bardzo młodych ludzi się zwracał - mówi Ryszard Reiff, prawa ręka Piaseckiego w PAX-ie i przewodniczący tej organizacji po jego śmierci.

Siedzimy w głębokich fotelach, w mieszkaniu przy ul. Krasickiego na Mokotowie. W bliźniaku obok mieszka dawny szef falangistowskich bojówek, Zygmunt Przetakiewicz. Opodal dom Piaseckich i paxowskie liceum św. Augustyna, sprzed którego uprowadzono Bohdana.

- Trochę to było licytowanie się: ten kto jest bardziej radykalny, jest większym patriotą - mówi Reiff. - W Falandze byłem jako 15-latek i mam bardzo dobre wspomnienia. Zadawano mi obowiązkową lekturę: pamiętam Bierdiajewa. Zdawaliśmy z tego egzamin. Chodziłem na kurs prelegencki. Miałem dyżury w tajnej drukarni, gdzie się powielało ulotki przeciwko Sanacji w imię Polski od morza do morza. Potem było aktem odwagi wnieść te ulotki mimo rewizji do szkoły, rozrzucić je z ostatniego piętra na boisko w trakcie dużej pauzy i nie dać się złapać.

Reiff nie sądzi, by ONR było polskim przejawem faszyzmu, jego zdaniem było próbą stworzenia czegoś, co byłoby odpowiedzią na wzrastającą w Europie falę totalizmu. "Bepiści władzy nie zdobyli... Więzienia i obozy koncentracyjne, które bepiści zamierzali zapełnić Żydami i tymi Polakami, którzy ich zdaniem Żydom się wysługiwali, nigdy nie znalazły się pod zarządem bepistów. Bieg historii był taki, że kto inny otoczył getto murem, wyparzył wrzątkiem i zburzył" - pisał Jan Józef Lipski.

Pierwsze cudowne ocalenie

Wybucha wojna. Piasecki odbiera kartę mobilizacyjną. Walczy w Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej, dowodzonej przez późniejszego Komendanta Głównego AK, płk. Grota-Roweckiego. Do Warszawy wraca w październiku.

W tym czasie szef warszawskiego Ruchu Narodowo-Radykalnego Andrzej Świetlicki w porozumieniu z Niemcami tworzy kolaboracyjną Narodową Organizację Radykalną. Od niemieckiej administracji otrzymuje do dyspozycji dawny lokal Związku Młodej Polski w Alejach Ujazdowskich oraz mieszkanie przebywającego na Zachodzie Juliana Tuwima. Stosunek Piaseckiego do nowej organizacji jest niejasny. Micewski uważa, że Świetlicki działał za wiedzą Piaseckiego, inny współpracownik - Włodzimierz Sznarbachowski - twierdzi wprost, że "Piasecki przed najbliższymi nie ukrywał, że prowadzi rozmowy z Wehrmachtem i myśli o stworzeniu rządu okrojonej Polski". Zygmunt Przetakiewicz wszystkiemu zaprzecza.

NOR wojnę z Niemcami uznała za "niepotrzebną" - Polska zapłaciła Śląskiem, Pomorzem i Poznańskiem. Nie wszystko jednak stracone, bo nieunikniona jest wojna sowiecko-niemiecka. Dlatego Polska powinna przystąpić do tworzenia armii, która u boku Hitlera walczyć będzie na wschodzie, za co zostanie terytorialnie wynagrodzona. Fundusze na tworzenie armii i administracji przyszłego państwa miały pochodzić ze skonfiskowanego mienia żydowskiego. Falangiści-kolaboranci kończyli swe zebrania odśpiewując półgłosem "Jeszcze Polska nie zginęła".

W kwietniu 1940 roku Hitler zabrania dowództwu wojskowemu mieszać się w sprawy polityczne. Sprawę NOR przejmuje gestapo. W maju Świetlicki zostaje aresztowany i rozstrzelany na Pawiaku.

Piaseckiego gestapo zatrzymuje już w grudniu, za sprawą niejakiego Brochwicza, który przed wojną był publicystą "Falangi", a jednocześnie agentem niemieckiego wywiadu. Zdemaskowany przez Piaseckiego, zostaje ujęty w czerwcu 1939 roku przez nasz kontrwywiad, osadzony w Brześciu, skazany na śmierć. Unika stryczka uwolniony przez Wehrmacht.

Brochwicz z zemsty osobiście aresztuje Piaseckiego, który trafia w więzieniu przy Daniłowiczowskiej do jednej celi z mecenasem Wielikowskim i sędzią Neufeldem - namiętnymi obrońcami nacjonalizmu żydowskiego. Prowadził z nimi zażarte spory, jednak nie przybierały one nigdy obraźliwego charakteru, toteż zaraz potem przystępowano do partyjki szachów - wspominał Arnold Szyfman, wieloletni dyrektor Teatru Polskiego, siedzący w więzieniu razem z nimi.

W kwietniu 1940 roku Piasecki wychodzi na wolność. Wstawiła się za nim Luciana Frassati-Gawrońska, żona byłego polskiego posła w Wiedniu, córka włoskiego senatora i siostra słynnego błogosławionego Frassati. W sprawie Piaseckiego skutecznie interweniowała u samego Mussoliniego, który uważał się za protektora wszystkich europejskich ruchów ultraprawicowych. Po wyjściu Piasecki dobrze się ukrywa, wie bowiem, że włoskie poparcie nie wystarczy na długo.

Ciemna plama na honorze Konfederacji

W maju 1941 roku powstaje Konfederacja Narodu z Piaseckim na czele. Cel: rozbicie Rosji i stworzenie Imperium Słowiańskiego, którego trzon stanowiłaby Wielka Polska: od Odry i Nysy Łużyckiej na zachodzie, Prus Wschodnich na północy, do granicy z 1772 roku na wschodzie. Konfederaci postulują wysiedlenie Niemców i Żydów, scentralizowany ustrój korporacyjny oraz reformę rolną. Konfederacja powołała organizację wojskową Uderzenie, by rozpocząć partyzantkę antyradziecką za Bugiem.

Pytam Reiffa, dlaczego Piasecki brnął w swej fantazji i jeszcze w 1943 roku podtrzymywał ideę Wielkiej Słowiańskiej Polski?

- Miał 28 lat, a wojnę z punktu widzenia rozwoju umysłowego, wiedzy i analizy politycznej trzeba wyłączyć, bo człowiek głupieje zajmując się tylko wojaczką. Ale równie egzotyczna jak koncepcje Piaseckiego była koncepcja sojuszu z Zachodem. Demokracje przeżarte były hedonizmem i egoizmem. Na nie też nie można było liczyć. A liczono - choć politykę zagraniczną robili ludzie wówczas znacznie bardziej od Piaseckiego doświadczeni.

- Pan, kapitanie "Jacek", był w Uderzeniu. Zarzuca się wam mordowanie Żydów.

- Wie pan, wiele oddziałów i band pod nas się podszywało. Myśmy te bandy wystrzeliwali z okrucieństwem nieprawdopodobnym - za prowadzenie bandzioszki. Łotrostwo się szerzyło i to wszystko pod naszą firmą. Jednak byłem świadkiem czegoś, czemu nie zdołałem zapobiec. Nie chcę o tym mówić, bo to jest ciemna plama na historii Konfederacji. Znienawidziłem tych ludzi. Nigdy się z nimi nie potrafiłem zaprzyjaźnić. To jest... - Reiff zawiesza głos - to jest taki fakt.... - odstawia filiżankę, waży słowa. - To był wyjątkowy wypadek, jedyny jaki znam. Bardzo by się pan zdziwił, gdybym panu podał nazwisko tego, który to zrobił. Nigdy tego nazwiska nie ujawnię, bo ten człowiek już nie żyje. Z obrzydzeniem podawałem mu rękę, a musiałem, ponieważ odgrywał w PAX-ie bardzo dużą rolę przez wiele lat... Ja rozumiem, że Piaseckiego można za to nienawidzić. Wydaje mi się, że korzenie zemsty na Piaseckim tkwią właśnie tam. Ale z drugiej strony nieustannie z Żydami współpracował. Przyjmował ich i pół-Żydów do siebie, byli u niego na kierowniczych stanowiskach. Pochodzenie nie stanowiło dla niego żadnej przeszkody.

Micewski z kolei twierdzi, że było dużo przypadków zastrzelenia przez oddziały leśne Konfederacji Narodu błąkających się po lesie Żydów. - Oni tłumaczyli, że gestapo darowało życie tym Żydom i wysyłało ich, by dokonywali lokalizacji oddziałów partyzanckich. A Piasecki, w końcu przyciśnięty do muru, odpowiedział: "przecież to nie ja robiłem, to tylko Wołkowyski". Wołkowyski - to był Wojciech Kętrzyński, a matka Kętrzyńskiego była z pochodzenia Żydówką. Więc Piasecki dosyć perfidnie w memoriale do Gomułki, broniąc się przed zarzutami o mordowanie Żydów, wskazał: nie ja zabijałem Żydów, tylko Żyd zabijał - mówi Micewski.

Piasecki - konspiracyjne pseudo "Sablewski" - nie miał talentów wojskowych. Oddziały Konfederacji Narodu - Uderzeniowe Bataliony Kadrowe na skutek kiepskiego dowodzenia w 1942 roku ponosiły duże straty w ludziach. Tak było w czasie przeprawy przez Bug, gdy zabrakło ubezpieczenia. Po tych wojskowych wyczynach Komendant AK Stefan Grot-Rowecki "Grot" zażądał natychmiastowego rozwiązania Uderzeniowych Batalionów Kadrowych i wcielenia ich żołnierzy do AK. W efekcie negocjacji UBK podporządkowały się AK, ale zachowały odrębność organizacyjną.

Uderzeniowy Pluton Partyzancki, dowodzony przez kapitana "Jacka", jest pierwszym z prawdziwego zdarzenia oddziałem Konfederacji Narodu. Oddział - bez Komendanta, pod dowództwem "Szczęsnego" - dokonuje udanego wypadu na Prusy Wschodnie i rozbija kilkanaście posterunków SS. Innym razem, dowodzony przez "Stefana Pawłowskiego", zdobywa miasteczko Sztabin. Oddział bierze udział w akcji "Wachlarz".

Przy tym braku sukcesów Piaseckiego jako dowódcy dziwić musi wręcz religijny do niego stosunek podwładnych. Wojciech Kętrzyński, adiutant Piaseckiego, nie mówił o nim inaczej niż "komendant". We wspomnieniach pisał: "Komendant pracował leżąc. Była to jego ulubiona postawa. Pisał niechętnie - przeważnie dyktował. Posiadał Komendant zdolność pracowania jednocześnie nad kilkoma zagadnieniami. Mówił powoli z przerwami, zdaniami krótkimi i jasnymi. Póki nie skończył, nie dopuszczał rozmówców do głosu. Panował nad sobą całkowicie".

Po klęsce akcji "Ostra brama" i aresztowaniu przez NKWD dowódców wileńskiego AK, Piasecki rozproszył oddziały i zarządził marsz na zachód w małych grupkach. Po drodze dowiedział się o wybuchu Powstania Warszawskiego.

Ukrył się na linii otwockiej. Po upadku powstania dotarła wiadomość o śmierci żony - łączniczki AK i brata Zdzisława. Nie wiedział nic o losach matki i pozostających pod jej opieką synów Bohdana i Jarosława. Obaj przeżyli.

Drugie cudowne ocalenie

Piasecki był w fatalnym stanie psychicznym. Na klęskę jego planów politycznych nałożyła się tragedia osobista. Już wtedy, wręczając Reiffowi nominację dla komendantów nowych okręgów konspiracyjnych WiN, mówił: "Stoimy w obliczu zasadniczej zmiany - jedź, ale jak wrócisz, musimy się zastanowić, czy walka w tej chwili ma sens".

W nocy z 11 na 12 listopada 1944 roku Piaseckiego aresztuje NKWD. Wydał go współpracownik, żołnierz Batalionów Kadrowych - Ryszard Romanowski "Babinicz", który potem pracował w MO. Piaseckiego przewieziono do więzienia na Zamku w Lublinie. Mógł spodziewać się tylko najgorszego. Nie kończących się przesłuchań, tortur, klozetowego sądu, kuli i dołu z wapnem.

Tymczasem na Zamku dochodzi do najbardziej chyba niezwykłego i tajemniczego spotkania w dziejach najnowszych Polski. Antysowiecki polski faszysta, szef ONR Falanga, spotyka się z generałem radzieckiego bezpieczeństwa, późniejszym szefem KGB - osławionym Iwanem Aleksandrowiczem Sierowem, współodpowiedzialnym za mord w Katyniu, tym samym, który wkrótce podstępnie aresztuje 16 przywódców Polski Podziemnej. Spotkanie kończy się przekazaniem Piaseckiego polskim komunistom i w efekcie uwolnieniem.

Tu nie było już niczyjej protekcji. Piasecki pomógł sobie sam. Na Zamku w Lublinie i w innych więzieniach NKWD siedziały tysiące jemu podobnych, lecz tylko on jeden zamiast skończyć w piachu lub śniegach Syberii, po siedmiu miesiącach rozmów najpierw z Sierowem, a potem z Władysławem Gomułką, wychodzi na wolność.

- Sierow był wielkim oprawcą, był geniuszem zła - ale przy tym człowiekiem myślącym kategoriami politycznymi - mówi Reiff. - Podobnie myślał Piasecki, który walczył o życie.

Cóż takiego miał Piasecki do zaoferowania Iwanowi Aleksandrowiczowi? Czym tak olśnił wytrawnego czekistę, że ten mówił później o Piaseckim: "genialnyj malczik"?

Odpowiedź - to agent, który za cenę życia gotowy był zrobić wszystko - wydaje się jednak zbyt prosta i trywialna. Za dużo w niej wizji policyjnego spisku, za mało miejsca na wyjątkowość obu postaci - bez wnikania w ich moralną ocenę.

Oto co w więzieniu napisał do Sierowa:

"Łączy mnie z programem Rządu Tymczasowego wielka idea bezkrwawej rewolucji społecznej w Polsce. Radykalizm społeczny pojęty bezwzględnie i stawiający sobie za cel danie warunków chłopu i robotnikowi, umożliwiających mu faktyczne rządzenie krajem, jest prawdą, od której zawisła przyszłość Polski. Tę ideę szerzyłem wszelkimi sposobami w mym pokoleniu. (...) Łączy nas wspólna tradycja walki z sanacją, której pozostałości trzeba z Polski wyrugować. Siedziałem w Berezie (...) W ewolucji mych poglądów rozumiem współpracę wszystkich narodowości dla dobra Polski. Polak pochodzenia żydowskiego - Wołkowyski - był moim zastępcą. Inny, Kajzebrecht - dowódca I plutonu w drugiej kompanii, poległ piękną śmiercią żołnierską. Tak wygląda praktyczne rozwiązanie w stosunku do obywateli - polskich Żydów, które znaleźliśmy we wspólnej walce z wrogiem. (...)

Niewątpliwie moje zatrzymanie powoduje powstrzymywanie się od pracy wielu ludzi. Muszę nie tylko ich odnaleźć i zaktywizować, ale przyprowadzić poza tym innych. Spójrzcie na moje życie, niełatwe ono było - Bereza Kartuska - 5 miesięcy więzienia w Gestapo - 2 lata partyzantki i ciężka rana - rozbita i rozproszona rodzina i praca naukowa, no i te ostatnie 7 miesięcy rekolekcji. (...). Oddaję się z ufnością Waszej decyzji jako kierowników budującej się rewolucyjnie nowej Polski".

Latem 1945 roku otwierają się przed nim bramy więzienia.

Patriota, sługa czy zdrajca?

Władysław Gomułka w swoich wspomnieniach pisze, że Sierow zwerbował Piaseckiego: "Piasecki wcale się z tym nie krył. W rozmowie ze mną przytoczył opinię Sierowa o Osóbce-Morawskim - wówczas premierze rządu: >>To g..., kiedy zechcemy to usuniemy<<. Nie powiedziałem o tym Stalinowi - wstydziłem się" - wspomina Gomułka.

Odpowiedź jak było naprawdę kryją moskiewskie archiwa, których ujawnienia usilnie domaga się Reiff. Jak widać jest pewny wyniku i chce zdjąć ze swego przywódcy odium agenta sowieckiego wywiadu.

- Nie był żadnym agentem, niczego nie podpisywał, bo gdyby to zrobił, uciekłby z kraju - miał taką możliwość. Przeniósłby się na emigrację - mówi Reiff z naciskiem i żarliwością budzącą podziw.

- W takim razie czym się wyłgał?

- Wskazał obszar zbieżnych interesów. Zawarł kompromis polityczny. A słowo kompromis brzmiało wówczas nieomal jak zdrada.

Dziwny to kompromis, w którym jedna ze stron rzucona jest na kolana. Jaki kompromis może zawrzeć ofiara z katem? Faktem jest, że Piasecki zrozumiał w porę, że jedyną szansą przeżycia jest zwrócić na siebie uwagę. Nie ukrywał więc w śledztwie, że był Komendantem Głównym Konfederacji Narodu.

Piasecki rozumował: Nie będzie żadnej trzeciej wojny. Nie należy liczyć na Anglosasów, którym tak bardzo ufali żołnierze AK i NSZ. Kraj jest na granicy biologicznego wyniszczenia, a zatem trzeba skończyć z walką partyzancką. Partyzantka może stać się pretekstem do gigantycznych represji. Jeśli Polacy nie zaadaptują się do nowej rzeczywistości, dla Rosjan nie będzie problemem wywieźć następne dwa, trzy, pięć milionów. Świat nie kiwnie palcem.

- Zbrojnej walce z komunizmem Piasecki jako pierwszy powiedział "nie". Dopiero w pięć lat potem "nie" powiedział Episkopat i w osiem lat później - po aferze Bergu - emigracja. [Afera Bergu: emigracyjna Rada Polityczna porozumiała się z wywiadem amerykańskim w sprawie szkolenia kurierów i przerzucania ich do Polski w zamian za finansową pomoc dla emigracji; tymczasem okazało się, że kanały kontaktowe z krajem kontrolowane były przez UB, co spowodowało kompromitację tego typu działalności]. I to była idealna zbieżność z interesem sowieckim. Nie ma polityki bez zbieżności. Inna polityka to chciejstwo. Ale równocześnie to, co dobre dla Rosji, nie musi być złe dla Polski i na odwrót - mówi pełen uznania dla politycznej przenikliwości wodza Ryszard Reiff.

A więc zbieżność pierwsza: koniec z partyzantką.

Po wtóre: Bolesław Piasecki uświadomił Rosjanom, że komuniści chcąc sprawować w Polsce rządy dusz prędzej czy później zetkną się z problemem silnego i żywotnego Kościoła katolickiego. Uświadomił im, że taktyka schizmy czy herezji w Kościele polskim będzie nieskuteczna i że niemożliwe jest przeniesienie polityki wyznaniowej wobec Cerkwi prawosławnej na grunt polski. Mówił też, że polski Kościół nie jest wcale zdeterminowany, by popierać jedynie polski kapitalizm i może również poprzeć inny ustrój, oparty na społecznej czy państwowej własności.

Piasecki znał i rozumiał Kościół. Sam był człowiekiem bardzo religijnym. Choć była to religijność bardzo specyficzna. Mało w niej było miłosierdzia, więcej wizji kościoła triumfującego.

Więc zbieżność druga: misja pośrednictwa w dialogu pomiędzy komunistami a Kościołem.

Piasecki upił się kiedyś z Kisielem w Wilanowie. W rozmowie z Markiem Łatyńskim Kisiel wspominał: "Zacząłem go atakować: robisz świństwa, walczysz z Kościołem, organizujesz księży patriotów, tak nie można itd. Piasecki pozwolił mi się wygadać, pod koniec jeszcze walnął wódkę i powiedział: Stefan, ty jedź do Krakowa i powiedz swoim kolegom: Ruscy stąd nie wyjdą przez 50 lat". Pomylił się o pięć lat.

Sierow napisał pochlebną charakterystykę Piaseckiego i doradził Gomułce, by go wykorzystać. Podobno na teczce napisał: uczynić co najmniej prezydentem Warszawy - tak twierdzi Reiff . - Ja tego nie widziałem - mówi Micewski.

W paryskiej "Kulturze" ukazała się relacja pracownika SB, przytaczającego epizod, który miał się rozegrać po ucieczce Światły. Otóż Julia Brystygierowa, która była opiekunką PAX-u, w odpowiedzi na zarzuty o wspieranie Piaseckiego, odpowiedziała: - Towarzysze, nie miejcie pretensji, Piasecki nie jest wcale moim agentem, tylko agentem Rosjan i ja muszę...

Reiff zaprzecza: Niczego takiego nie było. Sprawdziłem to w Archiwum Akt Nowych - paczka 222, N- 657, T-10, egzemplarz 6, stron 45. Na naradzie w MBP mówiono o wszystkim, tylko nie o Piaseckim. "Kulturze" paryskiej przytrafiło się jaskrawe nadużycie.

- Piasecki jeszcze w roku 1954 albo 1955 wysłał z wycieczką Orbisu Janinę Kolendo do Moskwy, żeby poszła do Sierowa i poprosiła go o zaproszenie delegacji PAX-u do Rosji - mówi Micewski. - Nie dostała się do samego Sierowa. Rozmawiała z jego adiutantem, który powiedział: "Generał Sierow doskonale pamięta pana Piaseckiego. Na pewno będzie zaproszenie dla was, ale musicie rozumieć, że to zależy od polskich władz". Sierow zwolnił wtedy z obozu jej brata. Gdyby Piasecki był na bieżąco z radzieckimi służbami w kontakcie, nie szukałby protekcji u Sierowa.

Prób nawiązania stosunków z Moskwą ponad głowami partyjnego aparatu było więcej. Wszystkie się nie powiodły.

- Ponieważ Piasecki siedział na Rakowieckiej [przewieziony tam został z lubelskiego Zamku] - ciągnie Micewski - musiał mieć z departamentem śledczym kontakty. W latach 1945-46 rozmawiał z Różańskim. Potem przejęła go Julia Brystygierowa, z którą się zaprzyjaźnił. Niewątpliwie w tych kontaktach był jakiś element agenturalności, natomiast Piasecki był takim "agentem", który zawsze stawiał sobie własne cele, "agentem", który próbował oszukać swego pana.

W rozmowach na Zamku w Lublinie Piasecki zmienił poglądy nie dlatego, że raptem zrozumiał, że Rosja to klucz do świata, ale dlatego, że ratował swoje życie. Potem musiał dorobić sobie ideologię, żeby nie stracić twarzy wobec swoich kolegów - uważa Micewski. Ale gdy Piasecki rozmawiał z Sierowem w więzieniu, jego koledzy okupacyjni - Dominik Horodyński, Aleksander Bocheński i Wojciech Kętrzyński - nic o Piaseckim nie wiedząc rozpoczęli w Krakowie rozmowy z Borejszą. Wystąpili z tymi samymi tezami. Różański - szef Departamentu Śledczego MBP - był przyrodnim bratem Jerzego Borejszy. Zastanowiło ich obu, że to jednak zwarta grupa, myśląca w jednakowy sposób.

W nowej rzeczywistości

Według Reiffa można było wyróżnić trzy postawy wobec komunizmu:

- walka z nim. Załamała się ona jednak zarówno w lesie, jak i w polityce. Mikołajczyk miał 80-90 procent poparcia narodu, i co z tego? Takie poparcie liczy się w demokracji, a w komunizmie wprost przeciwnie;

- załamanie się, rezygnacja, odejście w prywatność;

- wstąpienie do Partii, przyjęcie założenia, że komunizm w Polsce będzie zawsze, skoro Imperium wygrało wojnę, wygrało wojnę dyplomatyczną i wygrywa cały czas wszystko co chce.

Ryszard Reiff: - Piasecki przyjął czwartą postawę - czynnego trwania. Obrony przed marksizmem poprzez walkę światopoglądową z materializmem dialektycznym. Wykluczał zarówno bliskość zmiany, jak i możliwość, że już zawsze tak będzie. Zawsze - to znaczy 150 lat. To byłby koniec - wielka niewola. Nie wiem, czy wtedy nie zdecydowalibyśmy się wstąpić do Partii i nie próbowali działać od wewnątrz. Mieliśmy jednak poczucie, że wyjdziemy z Jałty jeszcze w tym stuleciu.

Stąd te wszystkie instytucje: wydawnictwo, pisma, liceum, które w gruncie rzeczy przeczyły marksizmowi i podtrzymywały inny światopogląd i inną wizję Polski przy całkowitym spozytywizowaniu bieżącej polityki. To wszystko nie było nam tak zwyczajnie dane. Ja wiem, jak Piasecki za tym się nachodził: najpierw, żeby mieć tygodnik "Dziś i Jutro", potem, żeby mieć dziennik "Słowo Powszechne".

Gdy archiwa zostaną otwarte, okaże się, że ci, którzy decydowali na "tak", decydowali o istnieniu PAX-u na czas nie dłuższy niż trzy, cztery lata. Komuniści myśleli: niech oni zburzą to, co istnieje, niech stworzą fałszywą alternatywę, a potem ich skasujemy. W latach 60. powstała niezwykle silna frakcja w Partii, która głosiła: postępowi katolicy są bardziej niebezpieczni niż ci tradycyjni.

Echem tego była wypowiedź Gomułki, który powiedział nam, na własne uszy słyszałem: "Do diabła ciężkiego, to wy ten rewizjonizm żeście wymyślili. Patrzcie na >>Tygodnik Powszechny<<, czy on się upomina o wieloświatopoglądowość? Siedzi cicho i robi swoje kawałki, a wy na tę wieloświatopoglądowość już 28 milionów książek żeście mi wydrukowali, już żeście tysiącom ludzi zatruli umysły".

Pułapki moralne stalinizmu

Powstanie w 1945 roku tygodnika katolickiego "Dziś i Jutro" hierarchia kościelna powitała z życzliwością. Kardynał Hlond wyasygnował nawet dotację w wysokości 500 dolarów.

- Piasecki był wielkim uwodzicielem. Mimo że dzieliło nas kilkanaście lat (w roku 1945 miałem 19), zaraz był ze mną w przyjaźni - wspomina Micewski. - Zadbał o to, bym nie był głodny, bym miał się w co ubrać. Po dwóch latach byliśmy na ty. Dzięki niemu studiowałem prawo, miałem pieniądze. Spotykałem się z ciekawymi ludźmi, z grupą "Tygodnika Powszechnego": Kisielewskim, Turowiczem, Stommą, który w pierwszym numerze "Dziś i Jutro" napisał artykuł pod pseudonimem Jedlicz. Gołubiew przyjaźnił się z Piaseckim. Kisiel grał z nim po pijanemu na fortepianie w kawiarni w Wilanowie, Piasecki grał na bębnie. Do tego oszałamiające hasła wieloświatopoglądowości, teoria "przezwyciężania zwycięzcy". To wszystko wystarczyło, by dać się złapać.

Grupa "Dziś i Jutro" - ani słowa o wczoraj, jak żartobliwie komentował Julian Tuwim - kontynuowała nową linię, określając przyjaźń z ZSRR jako wymóg "polskiej racji stanu", w wielu momentach manifestując proradziecką gorliwość do tego stopnia, że irytowało to nawet komunistów.

Gdy ukazało się "Słowo Powszechne", którego tytuł sugerujący związki z "Tygodnikiem Powszechnym" wymyślił sam Piasecki, Jerzy Turowicz miał powiedzieć: "To jednak są kanciarze". Jednak ten sam Turowicz nie mógł nie podziękować Piaseckiemu za uwieńczone sukcesem starania u władz PRL o zwolnienie z więzienia Pawła Jasienicy - wielkiego publicysty "Tygodnika", któremu groziła kara śmierci za udział w antykomunistycznej partyzantce. Piasecki wielokrotnie interweniował w sprawie więzionych akowców. Sam po latach obliczył, że skutecznych interwencji było od 400 do 500. Często dawał tym ludziom zatrudnienie i pomagał materialnie.

- Na przełomie lat 1954-55, po wyjściu z więzienia, gdzie odsiedziałem sześć lat, nie mogłem znaleźć pracy - opowiada Wiesław Chrzanowski - i Piasecki zaproponował mi etat redaktorski w Instytucie Wydawniczym PAX. Po półtora miesiąca zrezygnowałem, gdyż krytycznie oceniałem Piaseckiego. Wtedy zaprosił mnie do siebie. Tłumaczył, że musi iść na pewne kompromisy, powiedział, że rozumie moją sytuację, że czuje się odpowiedzialny nie tylko za postępowy katolicyzm, ale w ogóle za katolicyzm społeczny i dlatego proponuje mi stypendium. Nie mogłem jednak tego przyjąć. Byłby to pierwszy krok do uwikłania się. Potem przesłał mi swoją książkę "Zagadnienia istotne", wciągniętą na indeks przez Ojca Świętego.

Piasecki w niedziele spowiadał się, przystępował do komunii i urządzał podwładnym z PAX rekolekcje tak często, że drażniło to jego współpracowników. Jego stałym spowiednikiem był ks. prałat Stefan Piotrowski, wikariusz generalny kardynała Wyszyńskiego.

Ksiądz Piotrowski zbudował kościół, bo Piasecki dawał na to pieniądze.

Piasecki lubił mówić o sobie jako o filozofie, ale bardzo realnie chodził po ziemi. Stworzył niezależność finansową PAX przejmując w zarząd - w porozumieniu z ich właścicielami - przedsiębiorstwa zagrożone nacjonalizacją.

W roku 1945 w zjednoczonych zakładach produkcyjnych INCO produkowano nakrętki do wódek, uszczelki techniczne, szkło, płyn do mycia naczyń "Ludwik", który zdobył olbrzymią popularność, a kiedy pojawiły się długopisy, PAX opanował 50 procent ich krajowej produkcji. Zakłady PAX-u często były zwalniane z podatków, ale przede wszystkim były to dobrze zarządzane firmy. Tak powstała potęga gospodarcza PAX-u.

- Piaseckiemu niczego nie brakowało, miał zawsze to, co chciał. Przyjaciele kupili mu kiedyś jaguara - wspomina Micewski. - Stoimy na ulicy, podziwiamy tego jaguara, a on się pyta: "Andrzej, czy wypada, żebym jeździł takim samochodem?". "No nie wypada, ale skoro ci kupili... he, he". Miał piękną willę, miał obrazy.

Miał też wiele kobiet. Był przystojnym, wysokim blondynem o silnej, pociągającej osobowości.

- Gdy jeździliśmy do Berlina na zjazdy wschodniego CDU - wspomina jeden z ówczesnych członków PAX - Piasecki zawsze miał broń i nigdy nie chciał chodzić do sektora zachodniego, a nie było jeszcze wtedy muru. Więc ja chodziłem i robiłem mu sprawunki, między innymi damskie i potem widziałem, które kobiety noszą te ciuszki.

Ryszard Reiff z nie ukrywanym zachwytem mówił o dużym wpływie Piaseckiego na kobiety, ale całkowicie odrzucił domysły historyków, jakoby jego kochanką miała być Julia Brystygierowa.

Co Piasecki miał w rękawie

Formalnie Stowarzyszenie PAX powstało - nie bez oporu władz - dopiero w roku 1952, ale już wcześniej grupa Piaseckiego odgrywała rolę polityczną, polegającą przede wszystkim na neutralizowaniu wpływów Kościoła katolickiego. Pytam Reiffa o ataki PAX-u na Kościół.

- To są fatalne rzeczy. U mnie już na to zgody nie było.... - Reiff ożywia się. - Ale Kościół zawdzięcza nieprawdopodobnie dużo mądrości politycznej Piaseckiego. Mam nadzieję, że kiedyś zostanie to do końca powiedziane, ale muszą wymrzeć świadkowie, bo oni nie chcą się do tego przyznać. To Piasecki przekonał, że ustrój trwać będzie dziesięciolecia, że pułkownicy Armii Krajowej, którzy rozmawiali z biskupami, nie mają racji, że nie będzie żadnej trzeciej wojny światowej. To, że Wyszyński około 30 razy odbywał bardzo merytoryczne rozmowy z Piaseckim, świadczy o tym, że uczył się od niego polityki. Prymas Tysiąclecia bardzo wiele zawdzięcza temu bezpośredniemu kontaktowi. To, co pisał w zapiskach, to jest jedna prawda, a co było przedtem, to jest druga prawda. Gdyby nie Piasecki, Prymas nie byłby Prymasem Tysiąclecia.

Samą świętością nie udałoby się instytucji Kościoła utrzymać. W Kościele panowały wówczas nastroje w stylu nieprzejednanego prymasa Węgier Jozsefa Mindszentiego. Piasecki za wymóg trwania uznawał kompromis, taki kompromis, w którym jednocześnie długofalowo robi się coś przeciw władzy. Krótkofalowo robić coś przeciw - to urządzić strajk czy manifestację. Długofalowo - to wydać pięćdziesiąt milionów książek, wykształcić setki ludzi w liceum św. Augustyna i tysiące w organizacji...

Zdaniem Micewskiego Wyszyński od początku nie miał do Piaseckiego zaufania. Niemniej do ostatnich dni przed aresztowaniem go przyjmował. Po wyjściu z więzienia już nie. Powiedział: My nie będziemy z panem Piaseckim rozmawiać. Jeśli on chce pomagać w zawarciu porozumienia z rządem, to niech występuje jako zaufany uległego wobec władzy biskupa łódzkiego Klepacza.

Wiosną 1953 roku odebrano "Tygodnik Powszechny" jego prawowitym właścicielom i przekazano w ręce ludzi PAX-u. Redakcję objął wówczas Jan Dobraczyński. Następnym krokiem władz było aresztowanie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, który przyznał się zgodnie z liturgią ówczesnych procesów politycznych, że był niemieckim kolaborantem i agentem brytyjskiego wywiadu.

Partia stawia Prymasowi ultimatum. Szef PAX-u namawia Prymasa Wyszyńskiego, by potępił Kaczmarka, odciął się od zachodnich wywiadów etc. W trakcie ostatniej rozmowy - jak powiedział mi Micewski - Wyszyński nabrał wobec Piaseckiego pewnego podejrzenia. Otóż Piasecki namawiał Wyszyńskiego do porozumienia z władzami cały czas siedząc nachylony, podpierając się dłonią. Wyszyński - książę Kościoła - uważał, że siedzieć przy nim w takiej pozycji nie wypada, ale potem doszedł do wniosku, że Piasecki musiał mieć w mankiecie mikrofon. Czego oczywiście - jak twierdzi Micewski - wykluczyć nie można. I wtedy Wyszyński powiedział: - Pan jako polityk przewiduje trzy, albo cztery możliwości, a ja przewiduję jeszcze jedną - więzienie. Tak się rozstali.

Następnego dnia wieczorem Piasecki otrzymał od Brystygierowej telefon, że w nocy zajdą ważne wydarzenia. Czekał całą noc. Nad ranem dowiedział się, że wieczorem Prymasa aresztowano.

Reiff gotuje się ze złości, gdy mówię o mikrofonie: - To absurdalna insynuacja podsunięta Prymasowi, by doprowadzić do zerwania stosunków z Piaseckim. A poza tym - powiada Reiff - w Pałacu Prymasowskim był zainstalowany podsłuch i nie trzeba było go dublować. Piasecki wyrażał się o Wyszyńskim z wielkim szacunkiem. "Przecież on wie, o co mi chodzi. Odbyłem z nim tyle rozmów, a on traktuje mnie jak volksdeutscha" - mówił z goryczą. Wyszyński po śmierci Piaseckiego osobiście odprawił mszę za jego duszę.

Instynkt państwowy

- Zdawało się, że Piasecki to brat-łata - wspomina Micewski. - Z chwilą jednak, gdy napotykał we własnej grupie opór polityczny, twardniał i zmieniał się zupełnie. Ja tego doświadczyłem w 1956 roku. Nadzieja na suwerenność, liberalizacja - nas młodych porywały i fascynowały. Tymczasem on od początku był kontra. Mówił, że to wszystko robią Żydzi, cyniczni faceci, którzy chcą Polskę narazić na nowy rozlew krwi itd. Zanim jeszcze wystąpiłem z PAX-u wyrzucił Mazowieckiego i Zabłockiego dlatego, że oni orientowali się na frakcje liberalne. Wtedy dojrzałem jego drugą naturę - kiedy czuł się zagrożony rozłamem, stawał się brutalny, zdolny do niszczenia ludzi.

Trzeba pamiętać, że wówczas ludzie pochodzenia żydowskiego mieli w partii duże znaczenie i on się ich bał. Bał się też nas, bo uważał, że my jesteśmy piątą kolumną w PAX-ie. Piasecki miał dwie twarze: jedną liberała a drugą dyktatora - mówi Micewski.

W roku 1956 Piasecki opowiedział się jednoznacznie po stronie konserwatystów partyjnych spod znaku Natolina. Wypadki czerwcowe w Poznaniu PAX zakwalifikował jako "chuligańskie wybryki", a w procesach demokratyzacyjnych w kraju dostrzegał "polską anarchię". Piasecki liczył na to, że wiernopoddańcza gorliwość wobec Kremla doprowadzi go do udziału we władzy PRL. 16 października, trzy dni przed dramatyczną wizytą Chruszczowa i kierownictwa radzieckiego (w tym marszałków Żukowa i Koniewa) w Warszawie, Piasecki opublikował w "Słowie Powszechnym" artykuł "Instynkt państwowy". Ostrzegał w nim, że "jeśli nie ujmiemy dyskusji w ramy odpowiedzialności, zamiast demokratyzacji spowodujemy procesy konieczności brutalnego realizowania racji stanu, w okolicznościach podobnych do ogłoszenia stanu wyjątkowego". W rozgorączkowanym kraju, nad którym wisiała groźba interwencji sowieckiej, nawoływania Piaseckiego do odpowiedzialności i słowa o "konieczności brutalnego realizowania stanu wyjątkowego" brzmiały szczególnie złowieszczo.

Na wiecu w Pałacu Kultury sala przywitała śmiechem nazwisko Piaseckiego, a on sam poruszał się po mieście z obstawą.

W PAX-ie doszło do secesji.

Wydawało się, że Piasecki poniósł klęskę. - W czasie pierwszej wizyty, po zwolnieniu kardynała Wyszyńskiego z więzienia - opowiada Tadeusz Mazowiecki - Prymas powiedział do nas, wtedy tzw. młodych w tworzącym się "Znaku": nie kopać leżącego. Na własne uszy słyszałem: nie kopać leżącego. Prymas nie chciał, żebyśmy zadali PAX-owi ostateczny cios. Nie chciał i nie przykładał do tego ręki. I to mnie zdumiało...

W październiku 1956 roku PAX-owi groziła likwidacja. Gomułka raz jeszcze - tak jak przed dwunastu laty - pomógł Piaseckiemu, przyjmując go 2 stycznia 1957 roku i zapewniając, że PAX nie zostanie zlikwidowany. Ustalił jedynie limit - 5 tysięcy członków.

Śmierć Bohdana

Trzy tygodnie później, 22 stycznia 1957 roku, w drodze ze szkoły do domu został porwany szesnastoletni, pierworodny syn Piaseckiego - Bohdan. Ojciec szalał. Uruchomił wszelkie dostępne środki. Napisał nawet list do Sierowa z jedną tylko prośbą: "by służby specjalne ZSRR pomogły w odszukaniu Bohdana".

Zwłoki Bohdana Piaseckiego odnaleziono dopiero w grudniu 1958 roku. Przywódca PAX-u i wiele osób z jego otoczenia uważali, że syna porwało i zamordowało "żydowskie komando", które w ten okrutny sposób miało się zemścić na ojcu za jego gwałtowny antysemityzm. Nie ma jednak żadnych rzetelnych podstaw, by wysnuć taki wniosek.

- Piasecki był antysemitą poprzez typ katolicyzmu, który uprawiał - cedzi Reiff. - To katolicyzm zabarwiony narodowo. Antysemityzm... to trudno powiedzieć. Po Holocauście on się bardzo tego wstydził. Ale po śmierci syna znowu to niestety wróciło...

Reiff tłumaczy Piaseckiego. Pyta, jak boleśnie ugodzony ojciec ma nie wierzyć w żydowski spisek, skoro Ekerling, kierowca taksówki, którą porwano Bohdana Piaseckiego, był kierowcą w żydowskim towarzystwie kulturalnym. Ekerling miał w celi powiedzieć, że "nie boi się tych, którzy go tutaj trzymają, lecz tych, którzy wynajęli od niego samochód". Dlatego nic nie powie, choćby miał siedzieć do śmierci - bo jeśli sypnie, to nigdzie na świecie nie znajdzie takiego miejsca, by przeżyć. Piasecki uważał, że śmierć Bohdana to zemsta Żydów, że był to mord rytualny. Po pierwsze: zabić najstarszego syna - to więcej niż zabić ojca. Po drugie: sztylet komandoski zostawiony w sercu - nie wyjęty - to jakby zabicie duszy. Przecież nie chodziło o pieniądze. Oni się zemścili na nim w taki okrutny sposób. No a potem te straszne artykuły w 1968 roku. Mało się od tego PAX nie rozleciał. W PAX-ie była grupka ślepo słuchających głosu partyjnego aparatu, ale myśmy z obrzydzeniem na nich patrzyli - wspomina Reiff.

Anna Kowalska, redaktorka Instytutu Wydawniczego PAX, autorka wielokrotnie wznawianej przez to wydawnictwo "Pestki": - Współczułam Piaseckiemu. On był człowiekiem, po którym niełatwo było się zorientować, jakie uczucia ukrywa. Był zamaskowany, nieczytelny. Nagle widzę na tej nienawykłej do okazywania uczuć twarzy skurcz mięśni i mówi mi, że dziś jest rocznica śmierci syna i że on był właśnie u Gomułki.

- On co roku chodził gdzieś tam wysoko - jak wyrzut sumienia, bo uważał, że to "oni" zrobili. Siedzę i słucham tych urywanych niezgrabnych zdań. Opowiada: "Przychodzę, a oni na tacy podają mi wódkę..." Był upokarzany: żądali, żeby z nimi wypił za wykrycie morderców syna. Tak to rozumiem do dzisiaj - mówi Anka Kowalska.

Micewski twierdzi, że nie ma wątpliwości, iż zabójstwo Bohdana to była zemsta polityczna. - Na podstawie materiałów śledztwa, które Piasecki dostał od Szlachcica, wskazanie idzie na pracowników Służby Bezpieczeństwa pochodzenia żydowskiego. Śledztwo długo kamuflowano, Kliszko to uzasadniał obawą przed falą antysemityzmu. Ja tych morderców nie ośmielam się osądzać dlatego, że wiem o wielu zabitych w lesie Żydach pod wymyślonym zarzutem, że byli kapusiami gestapo... Przecież nikt tego nie udowodnił. Był Żyd, to rąbali go z pistoletu. Przed wojną zabijali komunistów, zabijali Żydów w ich sklepach. - Walczyliśmy z Niemcami. Pojedynczy wypadek nie może być uogólniany. W każdym wojsku zdarzają się czyny nikczemne i daje o sobie znać patologia czasów wojny - mówi Reiff.

Do dziś jednak nie znalazły się żadne materialne dowody świadczące, że śmierci Bohdana winne są osoby pochodzenia żydowskiego. Jedna z nie potwierdzonych tez głosi, iż zabójstwa dokonano na zlecenie Moskwy, by w ten sposób uczynić Piaseckiego więźniem antysemickiej emocji i przez to bardziej go ubezwłasnowolnić i mocniej ze sobą związać.

To było jak królestwo

Piasecki zawsze był skłonny oddawać usługi o charakterze wywiadowczym i informacyjnym, jeśli mógł z tym wiązać nadzieję na współudział we władzy. Ten wielki człowiek z wielkimi ideami zawsze służy policji, zawsze jest przez nią ochraniany. Jest jakaś dysproporcja między głoszonymi celami a banalnością, małością, kryminalnością metod.

I zawsze się mylił, nigdy mu się nie udało. W 1956 roku, kiedy uważał, że jeśli z natolińczykami pobije wspólnie grupę puławian, to natolińczycy mu dadzą trochę władzy. I kiedy potem prowadził wielki flirt z Moczarem. Zrobił dla niego wszystko, co można było zrobić - współtworząc jego propagandowy wizerunek, ale znowu przegrał, bo Moczar przegrał. Przeorientował się z Moczara na Szlachcica. Szlachcic go hołubił, brał go za granicę. Wydawało się, że to dwaj najbliżsi przyjaciele, ale ani Moczar, ani Szlachcic przez pięć minut nie myśleli, żeby mu dać władzę.

Ryszard Reiff prostuje: - Piaseckiego nic nie łączyło z Moczarem. Nie lubili się. Piasecki związał się z Gierkiem przeciwko Gomułce i Moczarowi. Z przyszłym I sekretarzem PZPR spotykał się w warunkach półkonspiracyjnych właśnie przed Moczarem... To są legendy, że on był wodzem. On był nieśmiały, potrafił współpracować jedynie z najbardziej zaufanymi ludźmi. W wąskim gronie mówił do końca szczerze. Używał języka kolokwialnego, a nie politycznego, dzięki temu my czuliśmy tę materię polityczną w rękach, jej temperaturę, jej wibracje.

W kilka lat po porwaniu Bohdana Piasecki zadzwonił do Micewskiego.

- Wiedział, że jestem śmiertelnie obrażony. W związku z zabójstwem przesłuchiwało mnie UB. Ktoś podobno widział, że chłopak szamotał się w samochodzie z jakimś blondynem, a tym blondynem miałem być ja - opowiada Micewski. - Przez cztery lata nie dostawałem paszportu. Zadzwonił i zaprosił mnie do siebie. Mówi: "Ja wiedziałem, że to nie ty, ale ponieważ miałem takie donosy, jako ojciec musiałem..." Gadaliśmy dwie godziny.

Potem złożył mi propozycję polityczną: "Co było to było - powiada - jesteśmy dalej przyjaciółmi. Połączmy się i pomóż mi złączyć trzy ugrupowania katolickie: PAX, Znak i ChSS".

Ja mu na to powiedziałem: "Bolesław, to jest nieporozumienie, bo ChSS to jest nic, ale Znak to grupa ideowa, która nigdy z tobą nie pójdzie. Musisz sobie zdawać sprawę, że wykopałeś przepaść. Ja też z tobą nie pójdę".

Po tej rozmowie skonstatowałem, że on nie robi już na mnie wrażenia przywódcy. Odkryłem, że ma ptasi głos, że przybiera pozę, że jest trochę śmieszny w tej maniakalnej chęci podporządkowania sobie grupek bez znaczenia, małych sojuszników PZPR-u.

19 grudnia 1967 roku Piasecki, który wiosną 1965 roku po raz pierwszy w swojej karierze został posłem, wygłosił w Sejmie przemówienie, atakując Episkopat Polski. Zarzucał hierarchii kościelnej chęć "przeciwstawienia lojalności wobec państwa lojalności wobec Kościoła".

Episkopat zareagował ostrym listem pasterskim: "Nie usłyszeliśmy nigdy w ciągu dwudziestu dwu lat działalności Stowarzyszenia PAX jednego głosu w obronie praw i wolności Kościoła".

Atmosfera narastającej w tym samym czasie nagonki antysemickiej do złudzenia przypominała aurę sprzed 30 lat. Wtedy Piasecki zwalczał "fołksfront" i "żydokomunę", teraz atakował "syjonizm" i "kosmopolityzm".

Wspomina Anna Kowalska:

- 9 marca 1968 roku, po wiecach młodzieży i po tym wszystkim co ukazało się w "Słowie Powszechnym", zażądałam, by skreślono mnie z listy członków PAX-u. Prawie wszyscy okazywali mi wrogość. A Piasecki powiedział mi, że świetnie rozumie, czemu tak postąpiłam i że "na moim miejscu zrobiłby to samo". Nie zostałam usunięta z pracy w instytucie.

Potem SB wiedziało, a więc i Piasecki wiedział, że jestem formalnym członkiem KOR-u, a moi dwaj koledzy współpracują z KOR-em. Mimo to żadne z nas nie zostało wyrzucone na bruk.

Ja nie przypominam sobie nikogo, kogo by zgniótł obcasem - mówi Anka Kowalska. - On w PAX-ie panował, to było jak królestwo.

- Miał naturalny autorytet - opowiada Jan Król, dawny młodzieżowy działacz PAX-u. - W PAX-ie otaczały go dwa kręgi osób: węższy - partyzancki, w którym obdarzano go szacunkiem należnym dowódcy, i drugi szerszy - złożony z dworzan - potakiwaczy.

Co roku 19 sierpnia w Zakopanem odbywały się jego imieniny, na które przyjeżdżali dyrektorzy inkowskich firm, bliżsi i dalsi współpracownicy. Piasecki rozdzielał łaski i honory. Z jednymi rozmawiał, z innymi nie. Siedział w fotelu. Na stole stała butelka dobrego koniaku. Piasecki przywoływał do siebie wybrańców losu, rozlewał, wznosił toast. To był zaszczyt i wyróżnienie. Zbuntowany wówczas młody Przetakiewicz podszedł ostentacyjnie do stolika Piaseckiego - monarchy, z zastrzeżonej butelki nalał sobie trunek i odszedł bez słowa.

Samotny wśród tłumów

- On otaczał się wyłącznie dworem, niestety - ubolewa Kowalska. - Wtedy przyjaciele przestają być przyjaciółmi, zaczynają się bać, stają się lizusami i potakiwaczami. On też widział, że się go boją. Każde spojrzenie albo brak spojrzenia było komentowane. Tragiczne i zarazem śmieszne było to, że on na tym szczycie siedzi sam, a wszyscy mu nadskakują, klaszczą i cmokają. Miał rzadko spotykaną umiejętność niemówienia. Mogę sobie wyobrazić, że różni ludzie się przed nim wili, chcieli coś załatwić, wygłaszali jakieś opinie, a on milczał. Milczenie to straszna broń. Delikwent purpurowy wytaczał się z jego gabinetu i długo jeszcze nie wiedział, co ze spotkania z Piaseckim dla niego wyniknie.

- Kiedy pierwszy raz opowiedziałam mu jakąś anegdotę, normalną, taką jaką sobie ludzie opowiadają - ciągnie Anka Kowalska - on zaczął się śmiać, a potem powiedział, że chyba z pięć lat nikt nie opowiadał mu dowcipu. To przejmujące. Przy całej swojej nieśmiałości, która ubierała się w nieznośne formy wyższości, był niesłychanie bystry, z poczuciem humoru. Gdyby był jednym z wielu, byłby duszą towarzystwa. A tak, wszystko w nim umierało. Był straszliwie samotny. Nikt nie był w stanie normalnie do niego wejść. Sekretarka, umawianie się, czasem na tydzień naprzód, ceregiele. Nie wiem, co on tam robił sam w tym swoim olbrzymim gabinecie. Nad czym pracował? Tego co pisał nie dawało się czytać, pomijam treść, ale tego nikt nie redagował, bo nikt nie miał odwagi.

Grupa młodych: Jan Król, Zygmunt Maria Przetakiewicz, Andrzej Kostarczyk, Przemysław Hniedziewicz, Romuald Szeremietiew po wydarzeniach radomskich w 1976 roku złożyli Piaseckiemu memoriał, w którym poddali krytyce uzależnienia PAX-u od PZPR, i domagali się normalizacji stosunków z Kościołem. Nie podważali zasady wieloświatopoglądowości, ale chcieli jej realizacji, to znaczy równych praw z PZPR. Piasecki zareagował powściągliwie. Powiedział, że szanuje poglądy młodzieży i zaproponował liderowi grupy Janowi Królowi miejsce w prezydium PAX-u. Młodzi propozycję przyjęli.

- Wychylałem się na różnych naradach - opowiada Romuald Szeremietiew. - Trafiłem wreszcie do Piaseckiego na rozmowę w cztery oczy. Wtedy obowiązywało w PAX-ie potrójne zaangażowanie: katolickie, patriotyczne i socjalistyczne. Patrzy na mnie i pyta: "Czy Szeremietiew jest katolikiem?"- Jest - odpowiadam. "Czy jest patriotą?" - Jest. "A czy jest socjalistą?" - Nie jest. "A jak wy myślicie Szeremietiew, szlag w końcu trafi ten socjalizm czy nie?" - Trafi, Panie Przewodniczący.

"Wy młodzi pewno tego doczekacie. Ja już nie". Miał rację.

Gdy bezpieka ujawniła, że Szeremietiew jest w KPN, Piasecki ostatecznie wyrzucił go z PAX-u. Był już ciężko chory. Sąd nad Janem Królem za nielojalność i kontakty z opozycją, zakończony usunięciem go z prezydium PAX-u, odbył się w domu Piaseckiego na trzy miesiące przed jego śmiercią. Piasecki miał kłopoty z oddychaniem. Bardzo cierpiał. Gasł.

- Ciągle mu przeszkadzano - wspomina Anna Kowalska. - Każdy go o coś prosił, czegoś chciał. Zostałam poproszona do jego domu, bo i ja czegoś chciałam. Chodziło mi o to, że nowe kierownictwo Instytutu Wydawniczego niszczy go, zamiast rozwijać.

Przyszłam, a w przedpokoju kłębił się tłum interesantów. Dopóki wydobywał z siebie słowa - wydawał dyspozycje i rozstrzygał spory.

Piasecki pod koniec życia nie był zdolny do rewizji swej politycznej drogi. Przeciwnie, kostniał i trwał w uporze. Kilka osób powiedziało mi, że gdyby Piasecki dożył roku 1980, byłby przeciw "Solidarności", a 13 grudnia powiedziałby: widzicie - miałem rację.

- Gdy czytałem jego ostatni referat, uderzyła mnie przerażająca dysproporcja pomiędzy treścią a heroizmem człowieka śmiertelnie chorego. Jego upór był godny podziwu - mówi Micewski.

Podobno Piasecki, który nie mógł już chodzić, został na rękach wniesiony na salę. Obok mikrofonu umieszczono urządzenie do tłoczenia tlenu. Z największym wysiłkiem powtarzał po stokroć wypowiadane utopijne tezy o potrójnym zaangażowaniu, koncepcji "wieloświatopoglądowości, w ramach demokracji socjalistycznej" etc.

Jednym z ostatnich tekstów był osobiście przez niego napisany telegram gratulacyjny z okazji wyboru kardynała Karola Wojtyły na papieża. Piasecki nie przewidział takiej ewentualności. Pod koniec życia nie mógł nie widzieć, że znalazł się całkowicie poza nawiasem wydarzeń politycznych.

Zmarł 1 stycznia 1979 roku, w 40 rocznicę śmierci Romana Dmowskiego.

 

 

 

LITERATURA

A. Dudek, G. Pytel -"Bolesław Piasecki - próba biografii politycznej"

A. Garlicki - "Pisane w celi", "Polityka" 24/90

S. Kisielewski - "Abecadło Kisiela"

J.J. Lipski - "Antysemityzm ORN >>Falangi<<. XX wiek" "Wielki outsider katolicyzmu polskiego"

W. Sznarbachowski - "Terroryzm, wciąż przemilczany odcinek działalności ORN >>Falangi<<"

 








*** Ewa Winnicka - Bez litości
MORDERSTWO POLITYCZNE W PRL (Zabójstwo Bohdana Piaseckiego)








*** Andrzej Friszke, Andrzej Paczkowski - Bolesława Piaseckiego memoriały więzienne