Rossell Hope Robbins

Encyklopedia czarów i demonologii - cz. 1

 

 

Aix-en-Provence, zakonnice z Aix-en-Provence

"Prawdą jest, Madeleine, że jesteś czarownicą i z całą powagą uprawiałaś wszystko, co wiąże się z tym procederem; wyrzekłaś się Boga podczas trzech kolejnych mszy - jutrzni, prymy i sumy".

Oskarżenie to, wyrażone wobec siostry Madeleine de Demandolx de la Palud ustami Belzebuba - diabła, który w nią wstąpił - było szczytowym momentem egzorcyzmów, jakie odprawiał nad nią Wielki Inkwizytor Sebastian Michaelis. Sprawa zakonnic zauroczonych przez brata Louisa Gaufridi nie obfituje co prawda w tak drastyczne szczegóły jak zarzuty wysunięte wobec brata Urbaina Grandiera w roku 1634, brata Thomasa Boulle w roku 1647 czy brata Jeana-Baptiste Girarda w sto lat później (1731), niemniej proces Gaufridiego w roku 1611 (wkrótce po panice w Labourd) przyciągnął uwagę nie tylko Aix-en-Provence i pobliskiej Marsylii, lecz niemal całej Europy Zachodniej. Sprawozdania z niego publikowano błyskawicznie, szybko też tłumaczono je na języki obce. Zawodowej dumie Inkwizytora Michaelisa zawdzięczamy ponadto jeden z najbardziej szczegółowych opisów trwających całymi dniami egzorcyzmów dwóch umęczonych dziewcząt, jaki kiedykolwiek ukazał się drukiem. Napisana przez niego Admirable History of the Possession and Conversion of a Penitent Woman who was seduced bv a magician in the country of Provence in France, and the end of the said magician miała być widomym dowodem zręczności autora w kwestii oskarżenia czarownika, który nasłał diabła na zakonnice, aczkolwiek autor jej przekładu na język angielski (London 1613) widział w niej przykład "degeneracji papizmu". Szczęśliwym zbiegiem okoliczności relację Michaelisa możemy zweryfikować porównując ja z liczącym tysiąc stronic protokołem tego procesu, znajdującym się dziś w Bibliotheque Nationale w Paryżu.

Madeleine de Demandolx wywodziła się z arystokratycznej, zamożnej rodziny prowansalskiej. Była dzieckiem nerwowym, nieco próżnym i skłonnym do afektacji, a zarazem głęboko religijnym. W roku 1605, mając lat dwanaście, została wysłana na wychowanie do nowo powstałego konwentu urszulanek w Aix-en-Provence - niewielkiego podówczas, bo sześcioosobowego jedynie zgromadzenia szlachetnie urodzonych panien. Jej opiekunem duchowym został założyciel konwentu, brat Jean-Baptiste Romillon, S.J., piastujący zarazem godność superintendenta zgromadzenia urszulanek w Marsylii. Po dwuletniej nauce w szkole zakonnej Madeleine popadła w głęboka depresję, odesłano ja zatem do jej domu rodzinnego, gdzie wkrótce odzyskała równowagę duchową dzięki kontaktom z przyjacielem rodziny. Louisem Gaufridi, proboszczem Accoules w Marsylii. Mimo niskiego urodzenia i skąpej edukacji Gaufridi był mile widzianym gościem w wielu zamożnych domach marsylskich. Odznaczał się pogodnym usposobieniem, niekiedy nawet bywał wręcz niesforny - w chwilach takich zwykł ciskać w ucztujących gości kulkami miękkiego sera brousse. Dobre dwa tuziny kobiet - wolnych i zamężnych - wybrało go sobie za spowiednika i chętnie przebywało w jego towarzystwie; sześć z nich wedle wszelkiego prawdopodobieństwa kochało się w nim.

Dobiegająca właśnie czternastu lat Madeleine także zapałała miłością do trzydziestoczteroletniego ojca Gaufridi, który często bawił u niej w gościnie. Kiedy po mieście zaczęły krążyć plotki i komentarze, dotyczące półtoragodzinnej wizyty księdza u Madeleine, w czasie gdy nikogo poza nimi nie było w domu, przełożona konwentu urszulanek w Marsylii, matka Catherine de Gaumer, uznała za stosowne zwrócić uwagę pani Demandolx na zachowanie córki. Madeleine ze swej strony wyznała matce, że ksiądz skradł jej "najpiękniejszą różę". Matka Catherine zwróciła się także do ojca Gaufridiego, ostrzegając go przed następstwami tego romansu.

Rozluźnienie norm moralnych wśród kleru traktowano w wieku XVII daleko pobłażliwiej niż dziś. Na przykład w biografii [Vie ] ojca Romillon, pióra Bourguignona (Marseilles 1669), znajdujemy opis tradycyjnego przyjęcia na cześć mnicha, który odprawił pierwszą w swym życiu mszę. Zaprzyjaźniona rodzina pokryła wszelkie koszta z owym przyjęciem związane, a córka pana domu odgrywała rolę "Maraine", czyli towarzyszki, nowo wyświęconego księdza podczas całej zabawy, w trakcie której tańczono, całowano się i dopuszczano "innych swawoli". Wszyscy mnisi ubrani byli w świeckie, przystrojone wstążkami stroje. Kiedy ojciec Romillon usiłował nie dopuścić do organizowania podobnych przyjęć w swoim własnym mieście, mnisi urządzili nań zasadzkę i obili go pałkami, które mieli ukryte pod habitami. Najwyraźniej tylko nieliczni uważali tego rodzaju zwyczaje za naganne. W takiej atmosferze rozwiązłość przystojnego proboszcza nie wzbudziłaby specjalnego zainteresowania, gdyby całej sprawy nie skomplikowało oskarżenie o czary.

W następnym (1607) roku Madeleine wstąpiła do konwentu jako nowicjuszka i wyznała tajemnicę łączącej ją z ojcem Gaufridi zażyłości matce Catherine. Nie miało to żadnych następstw poza tym, że Madeleine przeniesiono do klasztoru bardziej oddalonego od Aix, gdzie ojciec Gaufridi nie mógł jej odwiedzać. Tam po upływie roku lub dwóch lat Madeleine, liczącą wówczas szesnaście lub siedemnaście lat, zaczęły trapić ataki silnych konwulsji, dręczyły ją też wizje diabłów. Tuż przed Bożym Narodzeniem 1609 roku podczas spowiedzi podeptała krucyfiks.

Stary ojciec Romillon zdecydował się na egzorcyzmy; nie przyniosły one jednak spodziewanych efektów. Co więcej, dolegliwości Madeleine przeniosły się na trzy inne zakonnice, które dostawały drgawek, traciły mowę i nie mogły nic przełknąć. W czasie Wielkanocy 1610 roku ojciec Romillon wraz z innym księdzem poinformowali ojca Gaufridi o kłopotach, jakich przysparza im Madeleine, a w czerwcu indagowali go na temat rodzaju związku, jaki go z nią łączył. Gaufridi zaprzeczał stanowczo, by doszło między nimi do kontaktów cielesnych. Madeleine tymczasem, pod wpływem egzorcyzmów, kontynuowała oskarżenia pod jego adresem: wyrzekł się on Boga, podarował jej "zielonego diabełka" jako służkę, utrzymywał z nią stosunki płciowe od czasu, gdy skończyła lat trzynaście (później zeznała, że od dziewiątego roku życia). Miał też jej oświadczyć: "Ponieważ zamierzam cieszyć się twoimi względami, dam ci napój sporządzony ze specjalnego proszku, który sprawi, że dziecko, które ze mnie poczniesz, nie będzie do mnie podobne; w ten sposób nikt nie oskarży mnie o niemoralność".

Ojciec Romillon wytrwał w egzorcyzmowaniu tej wygłodzonej seksualnie dziewczyny okrągły rok. Tymczasem jej histeria udzieliła się pięciu innym zakonnicom. Jedna z nich, siostra Louise Capeau (lub Capelle), najwyraźniej zazdroszcząc bogatszej i bardziej znanej w świecie Madeleine, starała się prześcignąć ją w demonstrowaniu symptomów demonicznego opętania. W końcu zdesperowany ojciec Romillon zabrał obie panny do podeszłego już w latach Sebastiana Michaelisa, Wielkiego Inkwizytora z Awinionu. Ojciec Michaelis miał niekwestionowane doświadczenie w materii czarów, jako że w roku 1582 spalił na stosie w Awinionie osiemnaścioro czarowników i czarownic. Mimo iż zastosował on publiczne egzorcyzmy w otoczonym powszechnym szacunkiem sanktuarium Świętej Marii Magdaleny w jaskini w Ste-Baume, powiodło mu się nic lepiej niż uprzednio ojcu Romillon.

Obie dziewczyny przewieziono następnie do Królewskiego Konwentu Św. Maksymina, gdzie zajął się nimi inny wybitny egzorcysta, dominikanin flamandzki Francois Domptius. Główną atrakcją stała się tutaj Louise, która wobec licznie zgromadzonej publiczności głębokim basem wyjawiła imiona trzech diabłów, jacy w nią wstąpili - Verin, Gresil i Sonnillon. Zarzuciła też siostrze Madeleine, że opętana jest przez Belzebuba, Lewiatana, Baalberita, Asmodeusza, Astarota oraz 6661 innych diabłów. Ze swojej strony Madeleine bluźniła "wyjąc i jęcząc wniebogłosy". 15 grudnia diabeł Verin, w osobie Louise, obwieścił publicznie, że przyczyną opętania Madeleine jest ojciec Gaufridi: "Ty (Madeleine) zostałaś zwiedziona przez księdza, twojego spowiednika. [...] Pochodzi on z Marsylii i ma na imię Louis". Egzorcyści byli "całkowicie przekonani, że obie dziewczyny są rzeczywiście opętane".

Inkwizytor postanowił wezwać rzekomego sprawcę opętania, ojca Louisa Gaufridi, by ten spróbował swych sił w egzorcyzmach i uzdrowił obydwie zakonnice. 30 grudnia 1610 roku Gaufridi, w towarzystwie trzech innych księży, pojawił się w Ste-Baume w czasie szalejącej burzy śnieżnej. O egzorcyzmach nie miał najmniejszego pojęcia, a obie dziewczyny otwarcie kpiły z jego nieudolności. Louise wysunęła wobec niego zarzut czarnoksięstwa, zmuszając go do riposty: "Gdybym był czarownikiem, z pewnością oddałbym duszę tysiącu diabłów!" Na podstawie takiego dowodu Gaufridiego ulokowano w okratowanej celce, znajdującej się w jednym z rogów groty, pełnym "obrzydliwych i wstrętnych wyziewów".

Siostra Madeleine stawiała Gaufridiemu coraz to nowe zarzuty, obwiniając go praktycznie o wszelkie możliwe plugastwa znane demonologom. Wystawiała go na pośmiewisko nawet wtedy, gdy odprawiał mszę. "Tu non lou dises pas de bon cor" ("Nie modlisz się z czystym sercem"], krzyczała. Jednocześnie poddano rewizji marsylskie mieszkanie proboszcza szukając tam "pism i traktatów magicznych"; niczego jednak nie odkryto. Najwyraźniej Gaufridi miał wystarczająco potężnych przyjaciół, zwłaszcza wśród kapucynów, którym udało się uprzedzić pułapkę. W istocie rzeczy cały zgromadzony przez inkwizytora materiał dowodowy przemawiał na korzyść Gaufridiego, którego w związku z tym dyskretnie wyprawiono do jego własnej parafii.

Ojciec Gaufridi zdecydowany był definitywnie oczyścić się z rzucanych nań, a nie udowodnionych potwarzy. Znaczna część kleru zgadzała się, że skierowane przeciwko niemu zarzuty były "zwykłą mistyfikacją, pozbawioną większego znaczenia". Gaufridi apelował do biskupa Marsylii i papieża; później domagał się także rozwiązania zgromadzenia urszulanek i uwięzienia zakonnic z Ste-Baume.

Madeleine została zamknięta w klasztorze w Ste-Baume i wówczas nasiliły się objawy nerwicy maniakalno-depresyjnej; miewała wizje, tańczyła i wybuchała śmiechem, śpiewała piosenki miłosne, rżała jak koń, przeszkadzała w odprawianiu mszy (darła ornaty na strzępy), opowiadała niestworzone historie o sabatach (na których dochodzić miało do aktów sodomii i pożerania małych dzieci). Pluła grudkami pienistej flegmy, wyglądającej jak "mieszanina miodu i smoły". Belzebub sprawił, że "jej kości grzechotały, uderzając jedna o drugą". W czasie takich ataków wnętrzności dziewczyny "przewracały się do góry nogami [...], a odgłosy tych nienaturalnych ruchów dawały się słyszeć bardzo dobrze. Kiedy cierpienie to dobiegło końca, pogrążyły ją one [diabły] w stan głębokiego letargu, tak że wydawała się zupełnie bez życia".

Następna część historii opętanych zakonnic z Aix-en-Provence przenosi nas do trybunałów sądowych, dokąd przywiódł ją rosnący rozgłos wokół całej spraw) - oraz starania ojca Gaufridiego o oczyszczenie się z ciążących na nim zarzutów z jednej strony, a nacisk, jaki wywierał na władze polityczne inkwizytor Michaelis, domagający się ukarania domniemanego czarownika, z drugiej. W lutym 1611 roku parlament z Aix-en-Provence, z zabobonnym przewodniczącym Guillaume de Vair, jakkolwiek nie dysponował żadnymi innymi dowodami poza "świadectwem duchowym", otworzył proces verbal w tej sprawie.

Protokoły sądowe są, w przeważającej części, bliźniaczo podobne do relacji z wcześniejszych egzorcyzmów; podczas procesu Madeleine i Louise często miewały ataki konwulsji. Obydwie zeznawały po prowansalsku, co stwarzało konieczność tłumaczenia ich oświadczeń przed zaprotokołowaniem na francuski. Siostra Madeleine znajdowała się na przemian w stanie nienaturalnego podniecenia lub głębokiej depresji. Jej zuchwałość wobec księży przywodzi na myśl późniejsze zachowanie się oskarżonych kobiet w Salem; Madeleine wezwała na przykład jednego z nich, by pokazał swoją tonsurę na dowód, iż rzeczywiście został wyświecony. Następnie uspokoiła się i zeznała, że wszystkie wysunięte przez nią oskarżenia "były czczymi wymysłami i nie ma w nich ani jednego słowa prawdy" - Proces verbal , 21 lutego 1611. Omdlewała wręcz z miłości do Gaufridiego: "O! que si aqueste lengo li poudie pourta uno bonero paraulo a l'aureillo, que contentamen!" ["Och! gdyby jego język zachował dla jej ucha choćby jedno przyjazne słowo, cóż to by było za szczęście!"]. Zaraz potem dostała napadu lubieżnych drgawek "naśladujących akt płciowy ze spazmatycznymi ruchami podbrzusza". Pokazała też stygmaty diabelskie na stopie i pod lewą piersią. Lekarz nakłuł je igłą, mimo to dziewczyna nie odczuwała bólu; zabieg ten nie spowodował także upływu krwi. Później piętna te zniknęły bez śladu. Madeleine co dzień przeczyła sama sobie, oskarżała i natychmiast odwoływała swoje zarzuty. W miarę upływu czasu ogarniało ją narastające przygnębienie, dwukrotnie też usiłowała targnąć się na życie.

W marcu przesłuchano ojca Gaufridiego. Inkwizycja nękała go już od roku. Jego zdrowie było całkowicie zrujnowane - trzymano go skutego łańcuchami w podziemnym lochu pełnym szczurów i robactwa. Po dokładnym wygoleniu całego ciała u księdza odkryto trzy stygmaty diabelskie. Pod koniec miesiąca Gaufridi wyznał, że jest "Księciem Synagogi". Podpisał pakt z diabłem swoją własną krwią, a szatan przyrzekł, że wszystkie kobiety "będą mu uległe i powolne" (Michaelis). Podał też drobiazgowy opis sabatu, bardziej jednak przypominał on oficjalną audiencję kościelną niźli wyuzdaną orgię. Inkwizytor Michaelis był wniebowzięty i wydał drukiem fałszywą wersję zeznań przypisywanych Gaufridiemu, ujętą w pięćdziesiąt dwa punkty. Kiedy Gaufridi przyszedł nieco do siebie, odwołał poprzednie zeznania, stwierdzając, że wymuszono je na nim za pomocą tortur. "Wszystkie one niezgodne są z prawdą i zostały przez niego zmyślone, by ubarwić i nadać pozory prawdopodobieństwa temu, co mówił".

Sąd przeszedł nad tym oświadczeniem do porządku dziennego i 18 kwietnia 1611 roku na podstawie wcześniejszych zeznań uznał oskarżonego winnym wszelkich postawionych mu zarzutów: magii, wróżbiarstwa, bałwochwalstwa i cudzołóstwa, lekarze bowiem orzekli, iż siostra Madeleine nie była dziewicą. Ojciec Gaufridi został skazany na spalenie żywcem "sur en feu cle busches" - na stosie ze świeżych gałęzi, gdyż płoną one wolniej niż chrust. Po zapadnięciu wyroku nadal jednak trwały przesłuchania, podczas których Gaufridi nierzadko odchodził od zmysłów. Podczas ostatniej konfrontacji z sędziami, 28 kwietnia, zaprzeczył jakoby utrzymywał stosunki płciowe z Madeleine, chociaż przyznał, że był dobrym przyjacielem jej rodziny. Uskarżał się, że nikt nie daje wiary jego słowom i że wyznał już wszystko, czego domagali się odeń sędziowie. Tak, jadał pieczone niemowlęta podczas sabatu - kwestia wiarygodności przestała już odgrywać jakąkolwiek rolę.

Wyrok śmierci wydano 29 kwietnia 1611 roku, a następnego dnia odbyła się egzekucja. Władze kościelne pozbawiły Gaufridiego święceń kapłańskich, a następnie przekazano go parlamentowi w Aix. By uczynić śmierć Gaufridiego jeszcze bardziej okrutną, poddano go torturom, co uzasadniono koniecznością zmuszenia go do wydania współwinnych. Trzykrotnie poddano go torturze "strappado": ze związanymi na plecach rękami podciągany był na linie do góry i opuszczany na ziemię. "Mon Dieu - jęczał - je ne scay point de complices. Ay laisso siou mouert" ["O Boże, nic nie wiem o żadnych wspólnikach. Dajcie mi spokój, umieram"]. Za trzecim razem zawołał po prowansalsku "Yo diriou, Messies, non siou pas christian; si noun lou disiot, ay conegut Magdalens a la sinagogo, parce que la conession de deca". ["Powiadam wam, Panowie, nie jestem chrześcijaninem. Jeśli zeznałem, że nie poznałem Madeleine na sabacie, to uczyniłem tak dlatego, iż znałem ją już wcześniej"].

Po torturze strappado przyszła kolej na question extraodinaire, okrutną torturę rozciągania. Kat, monsieur Ollivier, przymocował do stóp Giaufridiego ciężary, po czym czterokrotnie podciągał go kilkanaście centymetrów w górę i opuszczał z powrotem na ziemię. Ojciec Gaufridi w dalszym ciągu nie wskazał nikogo.

Eskortowany przez dziesięciu łuczników Gaufridi odbył procedurę amende honorable - aktu błagania Boga i sądu o okazanie miłosierdzia. Następnie przywiązanego do wózka dla skazańców przeciągnięto go zatłoczonymi ulicami Aix. Po pięciu godzinach orszak dotarł na Place des Precheurs. Dzięki specjalnej dyspensie (wydanej zapewne przez biskupa Marsylii) Gaufridi został przed spaleniem uduszony. Następnego dnia, jeśli wierzyć Chronique de l'Ordre des Ursulines (1673), Madeleine de Demandolx de la Palud została uleczona z opętania.

Nie uleczono natomiast Louise Capeau, która nadal widywała czarownice. Ponosi ona bezpośrednią odpowiedzialność za spalenie na stosie niewidomej dziewczyny, Honoraty, oskarżonej o czary 19 lipca 1611 roku. Zaraza ta przeniosła się także i na zakonnice z innych klasztorów (klarysek z Aix i brygidek z Lilie). Ojcowie Michaelis i Domptius wyruszyli do Flandrii, by poddać egzorcyzmom siostrę Marie de Sains, która po niedawnej wizycie w Aix zawlokła ją do Lilie. Na szczęście interweniował arcybiskup Malines i siostra Marie została osadzona w więzieniu w Tournai.

Ostatnie lata życia Madeleine były równie niespokojne jak jej młodość. W roku 1642, w wieku czterdziestu dziewięciu lat, została oskarżona o uprawianie czarów. Krewni odsunęli się od niej, broniła się zatem sama, w czym niewątpliwie pomogła jej otrzymana w spadku pewna suma pieniędzy. Ponownie oskarżono ją w roku 1652 i, pomimo że wsparła finansowo zakon trynitarzy, cały ten rok spędziła w więzieniu. Liczni świadkowie złożyli obciążające zeznania, na ciele jej odkryto diabelskie piętna i 12 grudnia 1652 roku Madeleine de Demandolx skazana została na wysoką grzywnę i dożywotnie zamknięcie w więzieniu. Po upływie dziesięciu lat oddano ją pod opiekę krewnych z Chateauvieux, gdzie 20 grudnia 1670 roku zmarła w wieku siedemdziesięciu siedmiu lat.

 

 

 

 

 

Auxonne, zakonnice z Auxonne

O zakonnicach z konwentu urszulanek w Auxonne, opętanych rzekomo przez diabły w latach 1658-1663, słyszy się rzadziej niż o ich siostrach z Aix-en-Provence (1611), Loudun (1634) czy Louviers (1647), niemniej historia ich jest podobna i niemal tak samo sensacyjna. Wyróżnia ją jedynie fakt, że wygłodniałe seksualnie siostry zakonne oskarżyły o nieprzystojne zachowanie nie swego ojca spowiednika, lecz czterdziestosiedmioletnią przeoryszę, siostrę St. Colombe (Barbara Buvee). Zarzuty o uprawianie miłości lesbijskiej w klasztorach nie były zbyt często podawane do wiadomości publicznej, ale w tym konkretnym wypadku wykroczyły one znacznie poza to, co uważano za typowe objawy opętania, toteż sprawę z Auixonne poddano bardziej wnikliwej ocenie. Ostatecznie matka przełożona uznana została za niewinną, a lekarze orzekli, że mniemane opętanie było zwykłą mistyfikacją.

Sprawa narastała przez pięć lat, światło dzienne ujrzała jednak dopiero w roku 1660, kiedy Barbarę Buvee oskarżono o czary. Pożądanie u ośmiu zakonnic rozbudził jeden z dwóch spowiedników konwentu - szpetny, ale młody - ojciec Nouvelet. Jedna z sióstr, Marie Borthon, "doznawała z jego powodu nader silnych pokus cielesnych". Inne, zwłaszcza w czasie miesiączki, miały lubieżne sny. Przyczyną tego stanu rzeczy mogły być jedynie czary. Obiekt erotycznych fantazji sióstr, ojciec Nouvelet, dawał do zrozumienia, że i on padł ofiarą tych praktyk. Pojmano przeto dwóch wieśniaków i oskarżono ich o czary, jednak wobec braku dowodów sąd skazał ich jedynie na banicję. Co prawda, kiedy opuścili gmach sądu, motłoch dokonał na nich linczu. Kolejnym posunięciem były egzorcyzmy. Ojciec Nouvelet odprawił kilka mszy w kaplicy klasztornej, podczas których doszło do zadziwiających scen. Siostra Denise w dwóch palcach uniosła ciężką chrzcielnicę, którą z trudem mogło poruszyć dwóch silnych mężczyzn, a inne zakonnice wielbiły Najświętszy Sakrament leżąc na brzuchach, z uniesionymi głowami i rękoma, podczas gdy ich nogi wygięte były do tyłu na kształt łuku. Dalsze egzorcyzmy ojciec Nouvelet odprawiał kładąc się z dziewczętami do łóżka, tak "że jedynie welon zakonny oddzielał je od twarzy księdza". Spowiednik spędził też wiele czasu podróżując z siostrą Claudine Bourgeot: nocowali w tej samej sypialni, aczkolwiek, jak utrzymywali, w osobnych łożach.

Barbara Buvee, przeorysza od roku 1651, popadła wcześniej w konflikt z poprzednikiem ojca Nouvelet, ojcem Borthonem, którego trzy siostry były członkiniami tegoż konwentu, i została skazana na post i biczowanie z powodu niesubordynacji. Skoro zatem wystąpiła również przeciwko egzorcyzmom odprawianym przez ojca Nouveleta, oskarżono ją o spowodowanie opętania zakonnic. 28 października 1660 roku siostra St. Colombe została formalnie oskarżona o uprawianie czarów. 13 listopada, zakutą w ciężkie kajdany, osadzono w izolatce, zaś 5 stycznia 1661 roku doprowadzono przed oblicze parlamentu w Dijon.

Zakonnice wykazały całkowitą jednomyślność w swych oskarżeniach skierowanych przeciwko siostrze St. Colombe. Siostra Henriette Cousin zeznała, że Barbara Buvee położyła rękę na jej piersiach [gorge] i całowała ją namiętnie, a kiedy ona się wzbraniała, wyjaśniła, iż była przekonana, że całuje świętą figurę. Siostra Humberte Borthon miała wizję piekła, w której matka przełożona włożyła sobie "un serpent dans les parties ", po czym wziąwszy ją w objęcia "zległa na niej tak jak mąż na żonie". Siostra Charlotte Joly widziała, jak matka przełożona całowała z języczkiem siostrę Gabrielle de Malo i włożyła jej rękę pod habit, przy czym obie "ocierały się o siebie". Siostra Francoise Borthon, gwałcona często przez diabła Asmodeusza, przysięgała, że Barbara Buvee "pewnego razu kazała jej usiąść sobie okrakiem na kolanach i włożyła palec w jej miejsce wstydliwe w taki sposób, w jaki zwykli to czynić mężczyźni". Co więcej, Barbara Buvee orzekła, ze siostra owa jest brzemienna, po czym "zanurzyła w nią rękę, rozwierając jej miejsce wstydliwe, co spowodowało silny upływ krwi zarówno czystej, jak i zakrzepłej". Innej z sióstr Barbara Buvee objawiła się, trzymając w jednej ręce skradziony Przenajświętszy Sakrament, na którym leżały "la partie honteuse" mężczyzny, w drugiej zaś fallusa z płótna, za pomocą którego "dokonała na sobie sprośnego uczynku". Dalsze zeznania utrzymane były w tym samym duchu. Mimo to 18 marca 1661 roku parlament Dijon nakazał dalsze śledztwo, po czym w sierpniu 1662 roku ostatecznie oddalił oskarżenie. Siostra St. Colombe przeniosła się do innego klasztoru, a histeria wśród zakonnic stopniowo wygasła.

Przez cały ten czas zakonnice badane były przez kilku lekarzy. Po jednej z obdukcji pierwszy z medyków orzekł, iż wszystkie są oszustkami, chociaż nie da się wykluczyć, że kilka z nich to chore; drugi był przekonany, iż rzeczywiście opętane zostały przez diabła, podczas gdy trzeci stwierdził, że nie da się udowodnić, by cała sprawa miała jakikolwiek związek z szatanem. 15 czerwca 1662 roku dr Bachet sporządził ostateczny raport w tej sprawie, w którym stwierdził:

Mogę zapewnić Waszą Miłość, że we wszystkich tych czynach, zarówno dokonanych cieleśnie, jak i w wyobraźni, rzeczone zakonnice nigdy nie przejawiały rzetelnych i przekonywających oznak opętania przez demony; nie rozumiały obcych języków, nie wyjawiały ukrytych tajemnic, nie zauważono, by ciała ich lewitowały w powietrzu czy też przenosiły się z miejsca na miejsce, nie dostrzeżono też niczego nadzwyczajnego, niczego, co wykraczałoby poza to, z czym można spotkać się na co dzień.

 

 

 

 

Catherine Cadiere

Batalia prawna między ojcem Jeanem-Baptiste Girardem S.J. a młodą Catherine Cadiere, stoczona przed parlamentem Aix-en-Provence w roku 1731, skupiła uwagę całej Europy Zachodniej; jak grzyby po deszczu mnożyły się broszury, których autorzy opowiadali się za jedną bądź drugą stroną sporu. Ten niebywały rozgłos proces zawdzięczał nader pikantnym szczegółom sprawy, dotyczącej księdza uprawiającego perwersyjne praktyki seksualne z młodą dziewczyną, która ze swej strony dopuszczała się grubymi nićmi szytych oszustw (np. obscenicznych praktyk z własną krwią miesięczną), by uchodzić za świętą. Z tego właśnie względu znaczenie tej sprawy w historii procesów o czary zdaje się schodzić na plan dalszy, ustępując miejsca wzbudzającej dreszczyk podniecenia sprawie o uwiedzenie; w rzeczy samej adwokat ojca Girarda odpierał zarzuty praktyk czarnoksięskich jedynie dlatego, że ich rzekomym wynikiem miało być cudzołóstwo. "Z drugiej strony wyznajemy szczerze, że zbijanie zarzutów w rodzaju oskarżenia o czary uznaliśmy za stratę naszego cennego czasu". W rezultacie jednak sprawa Girarda i Catherine Cadiere oznaczała koniec epoki formalnych procesów o czary we Francji.

Dwójka naszych protagonistów przywodzi na myśl bohaterów wcześniejszych procesów francuskich, w trakcie których miotane konwulsjami zakonnice oskarżały swych spowiedników o diabelską niemoralność: sprawę siostry Madeleine Demandolx de la Palud występującej przeciwko ojcu Louisowi Gaufridiemu w roku 1611 (w tymże samym Aix-en-Provence), siostry Jeanne des Agnes i ojca Urbaina Grandiera w roku 1634 w Loudun oraz siostry Madeleine Bavent i ojca Thomasa Boulle w Louviers w roku 1647. Podczas tego procesu nie wysunięto żadnych fantastycznych zarzutów o odprawianie czarnej mszy, co, jak wolno przypuszczać, było efektem słynnego edyktu Ludwika XIV z 1682 roku. Rzekomą zbrodnią ojca Girarda było, generalnie rzecz biorąc, rzucenie uroku (lub też zahipnotyzowanie dziewczyny) w celach nierządnych, chociaż w akcie oskarżenia znalazły się także zarzuty o czary, kwietyzm (groźną podówczas herezję), duchowe kazirodztwo, aborcję i krzywoprzysięstwo. A zatem albo ojciec Girard dopuścił się czynów niemoralnych, albo Catherine Cadiere - krzywoprzysięstwa. Ten zasadniczy z punktu widzenia całej sprawy problem zszedł jednak wyraźnie na plan dalszy, usunięty w cień przez graniczącą wprost z obsesją pobożność Catherine i działania jej brata, który starał się wzbudzić powszechne przekonanie o jej świętości, oraz narastającą gwałtownie wrogość wobec jezuitów, podsycaną zresztą przez mnichów należących do innych zakonów. Bez względu na to, czy ojciec Girard molestował seksualnie Catherine, czy nie, było oczywiste, że miał po temu więcej niż dosyć okazji; słał jej listy miłosne, przyznał się też do wielu czynów, które (jeśli nie był bez winy) dawały podstawy do zgoła niedwuznacznych posądzeń.

Marie-Catherine Cadiere, urodzona w Tulonie w roku 1709, wychowywana była przez owdowiałą matkę w domu przesyconym atmosferą głębokiej religijności; z jej trzech braci drugi, Etienne Thomas Cadiere, wstąpił do zakonu dominikanów, a najmłodszy został proboszczem. Już jako kilkunastoletnia dziewczynka Catherine wykazywała "niebywałą skłonność do modlitwy" i miała zwyczaj popadać w omdlenie w kościele. W wieku lat osiemnastu, jako zachwycająco piękna młoda panna, wstąpiła do luźno zorganizowanej wspólnoty kobiet, które, nie porzucając formalnie życia świeckiego, oddawały się całkowicie modłom i medytacjom. Opiekunem duchowym pobożnych tercjarek był znany powszechnie i wysoko ceniony jezuita, ojciec Girard, były nauczyciel, a od roku 1728 rektor Królewskiego Seminarium Kapelanów Marynarki w Tulonie.

Catherine, która gorąco pragnęła, by zaliczono ją w poczet świętych, starała się zdobyć uprzywilejowaną pozycję protegowanej ojca Girarda. Wyznała mu, że doznała wizji, podczas której Bóg zalecił go jej jako osobistego opiekuna. Nie ulega wątpliwości, że uległa ona nierzadkiej wśród młodych dziewcząt fascynacji znacznie starszym od siebie, dobiegającym bowiem pięćdziesiątki, mężczyzną (już tego rodzaju fascynacja była wystarczającym dowodem, że w grę wchodziły czary). Jego obecność, rzeczywista czy nawet tylko wyimaginowana, sprawiała jej ogromną satysfakcję emocjonalną, doświadczała wtedy "uczucia podobnego wrażeniu, jakby ktoś poruszał palcem w moich wnętrznościach, co sprawiało, że cała wilgotniałam, i było tak za każdym razem, gdy tylko ojciec Girard wchodził do naszego domu".

Po dobrym roku dodawania dziewczynie otuchy w jej poszukiwaniach duchowych ojciec Girard zawyrokował, że przejawiane przez nią oznaki świętości mają wartość dość wątpliwą. Widząc, że osobisty spowiednik nie traktuje poważnie jej aspiracji, Catherine popadła w depresję, po czym, idąc za radą ojca Girarda, wiosną roku 1730 usunęła się do konwentu Ste-Claire-d'Ollioules. Tam zaczęła zachowywać się jak opętana: popadła w całkowity rozstrój nerwowy, ulegała atakom histerii epileptycznej, miewała halucynacje i zdradzała objawy zupełnego pomieszania zmysłów. Biskup Tulonu odesłał ją z powrotem w domowe zacisze, pod opiekę matki, a we wrześniu wyznaczył jej nowego spowiednika, trzydziestoośmioletniego ojca Mikołaja od Św. Józefa, przeora tulońskich karmelitów bosych. Ojciec Mikołaj uciekł się do egzorcyzmów, a Catherine przekonała się ostatecznie, że wszystkie nadzieje na zostanie świętą obracają się wniwecz. Namówiona przez brata wyjawiła, że ojciec Girard rzucił na nią urok, co pozwoliło mu ją uwieść; czynione przez nią "cuda" nie wynikały przeto z inspiracji bożej, lecz były dziełem szatana. Ojciec Etienne Cadiere namówił także dwie inne wielbicielki ojca Girarda, jakąś sześćdziesięciopięcioletnią kobietę oraz dwudziestotrzyletnią la Baratille (dziewczynę o słabym umyśle, ale niezwykle bujnej wyobraźni), by przyłączyły się do oskarżeń Catherine o uwiedzenie przez jezuitę. Adwokaci Cadiere przedstawili później jeszcze cztery inne tercjarki i cztery zakonnice, które przysięgały, że ojciec Girard pozostawał z nimi w intymnych stosunkach.

Ojciec Girard odwołał się od tych zarzutów do biskupa, natomiast grono przyjaciół rodziny Cadiere udało się do szefa policji w Tulonie. Biskup stwierdził, że sprawa nie leży w zakresie jego kompetencji, przekazano ją zatem sądowi świeckiemu. Skandal wybuchł z całą mocą, w związku z czym na mocy rozkazu królewskiego 10 stycznia 1731 roku spór trafił przed parlament w Aix. Emocje wywołane procesem porównać można jedynie do podniecenia, jakie dwa stulecia później spowodowała afera Dreyfusa.

Tuż przed rozpoczęciem procesu Catherine i jej brat, chcąc uzyskać poparcie opinii publicznej dla wysuwanych przez nich zarzutów o rzucenie uroku, ściągnęli tłumy ludzi na odprawiane o północy egzorcyzmy. Catherine ukazała się "nieruchoma i pozbawiona zmysłów, z opuchniętą szyją i częścią twarzy, aż do ust". Etienne egzorcyzmował siostrę "rozebrany do samej koszuli, a szyję owinięta miał fioletową stułą; w jednej ręce trzymał wodę święconą, w drugiej modlitewnik, który przyniósł mu ojciec Mikołaj". Inni księża, którzy przybyli chwilę później, stwierdzili, że nie ma mowy o żadnym opętaniu, a Catherine zadbała o to, by powrócić do zdrowych zmysłów, zanim pojawił się mający ją przebadać lekarz. Tej nocy, aż do godziny czwartej nad ranem, Etienne Cadiere "tłukł się po pokoju, wykrzykując tak przeraźliwie, że słychać go było po drugiej stronie ulicy". Catherine zaś utrzymywała, że jezuici usiłowali nie dopuścić, by wynajęła adwokata, a w czasie kiedy oczekiwała w klasztorze na proces, obchodzono się z nią podle.

Ojciec Girard miał z Catherine Cadiere poważne problemy. W nieugiętym postanowieniu zostania świętą przestudiowała ona żywoty tak sławnych mistyczek jak św Teresa i św. Katarzyna ze Sieny; na nich też wzorowała swoje postępowanie. W czerwcu 1729 roku stwierdziła, iż doznała "najbardziej zażyłej wspólnoty z Bogiem". W listopadzie Bóg oznajmił jej, że ma ona cierpieć za dusze tych, którzy zgrzeszyli śmiertelnie; następnie popadła w konwulsje, powodujące trwałe zniekształcenie członków i utratę mowy, i w stanie tym trwała aż do lutego 1730 roku. Przekonawszy się, że na ojcu Girard nie wywarło to żadnego wrażenia, ozdrowiała cudownie dzięki wstawiennictwu zmarłej niedawno zakonnicy! Tymczasem jej brat Etienne prowadził szczegółowy diariusz wszystkich transów, stygmatów i wizji (w tym wizji krwawiącego serca oraz nagich kobiety i mężczyzny) siostry, zapewne w nadziei jej rychłej beatyfikacji.

Nie ulega wątpliwości, że w tym okresie ojciec Girard spędzał wiele czasu sam na sam z Catherine. Uzyskał on specjalną dyspensę przeora, pozwalającą mu na listowne porozumiewanie się z nią bez cenzury i na składanie jej wizyt prywatnych. W tym momencie trudno oddzielić fakty od czystych wymysłów, jako że niemal wszystkie przytaczane przez obie strony dowody trącą krzywoprzysięstwem, a zarzuty stają się coraz gwałtowniejsze i coraz mniej parlamentarne - niekiedy wydają się być dosłownymi niemal powtórzeniami okropieństw ujawnionych podczas procesu w Louviers w roku 1647. Jest rzeczą wielce prawdopodobną, że aczkolwiek obie ścierające się ze sobą strony zdradzały symptomy ostrej neurozy, w oskarżeniach, którymi wzajemnie się obrzucały, mogło tkwić ziarno prawdy.

Justification de demoiselle Catherine Cadiere (1731), którego fragmenty przytaczamy tu w tłumaczeniu, napisane zostało po to, by "napomnieć osoby mojej płci, aby wystrzegały się manifestowania swej pobożności". Zdając sobie sprawę, że przychylność, jaką okazywała lubieżnym poczynaniom ojca Girarda, może okazać się dla niej kompromitująca, Catherine podkreślała, iż rzucił on na nią urok. Wydana w języku angielskim broszura Case of Mistress Mary Catherine Cadiere (1732) wyjaśnia nam szczegółowo, w jaki sposób to nastąpiło:

Następnie, schyliwszy się ku niej i zbliżywszy swe usta ku jej wargom, wionął oddechem, co wywarło tak potężny wpływ na duszę młodej panny, że z miejsca przepełniła ją miłość ku niemu i gotowość oddania mu się bez reszty. Tak oto opętał on umysł i skierował ku sobie skłonności swej nieszczęsnej penitentki.

Właśnie owa namiętność, którą w niej wzbudził, stała się zarówno podstawą do oskarżenia go o czary, jak i obrony "czci niewieściej młodej damy". Catherine mogła teraz zwracać się z wyciskającymi łzy z oczu apelami do sądu: "Widzicie przed sobą młodą, dwudziestoletnią dziewczynę, zepchniętą w otchłań zła, serce której wszelako pozostało bez skazy".

Catherine opisywała krok po kroku, w jaki sposób ojciec Girard ją uwiódł, tłumacząc, że wszystko, co czyni, czyni z woli boskiej. Świadkowie zeznali, że widzieli, jak ksiądz pieścił i całował Catherine, a także wkładał jej ręce pod habit. "Drogie dziecko - miał jakoby mawiać. - Pragnę przywieść cię do doskonałości; nie troszcz się o to, co stanie się z twoim ciałem; porzuć skrupuły i lęki, pozbądź się wątpliwości. Dzięki tym krokom dusza twa stanie się silniejsza, czystsza i bliższa objawieniu. W ten sposób osiągniesz niebiańską wolność".

"Między innymi pamiętam i to - pisała Catherine - że pewnego dnia, gdy ocknęłam się z głębokiego omdlenia, uświadomiłam sobie, że leżę rozciągnięta na podłodze obok ojca Girard, który gładził dłońmi moje piersi, które wcześniej obnażył''. Kiedy Catherine spytała go, co czyni, odrzekł, że jest wolą bożą, by doświadczyła poniżenia, co pozwoli jej osiągnąć wyższy stopień doskonałości. "Innym razem oświadczył mi, że Bóg życzy sobie, by przytknął on swój brzuch do mego''. Przy innej okazji Catherine Cadiere opowiadała:

Ojciec Girard zastał mnie w łóżku i, zamknąwszy uprzednio drzwi na klucz, położył się obok. Przyciągnął mnie do skraju łoża, kładąc jedną rękę pod moje pośladki, drugą zaś u góry, po czym rozebrał mnie i zaczął całować. Często kazał mi się obnażać, a jego dłonie błądziły po wszystkich zakątkach mego ciała. Jako że często traciłam przytomność, nie mogę z całą pewnością stwierdzić, co robił on ze mną, kiedy znajdowałam się w omdleniu. Przypominam sobie jedynie, że kiedy wracałam do świadomości, znajdowałam się w takim stanie, iż wiem nadto dobrze, że ojciec Girard nie kontentował się jedynie patrzeniem na mnie.

Odwiedzał ją niemal codziennie, czasami kochali się dwie lub trzy godziny bez przerwy.

Ze zdumiewającą znajomością psychiki pięćdziesięcioletniego mężczyzny Catherine niezwykle obrazowo opisuje, w jaki sposób ojciec Girard pobudzał się seksualnie poprzez praktyki flagelacyjne:

Czasami bił mnie trzciną, po czym natychmiast całował miejsca, na które spadły razy. Pewnego dnia przybył, by ukarać mnie za odrzucenie łaski bożej. Zamknąwszy drzwi na klucz, kazał mi uklęknąć przed sobą. W ręce trzymał trzcinę i rzekł mi, iż zasłużyłam na to, by cały świat ujrzał, co ma zamiar mi zrobić; niemniej kazał mi przysiąc i obiecać mu, że nikomu o tym nie wspomnę. Złożyłam tę obietnicę, nie wiedząc, czego ona dotyczy. Uspokojony najwyraźniej moją przysięgą, oznajmił mi, że wolą bożą i bożym wyrokiem jest, bym za to, że nie chciałam przyjąć łaski Boga, zdjęła szaty i stanęła obnażona przed nim. Na te słowa wszystko we mnie zadrżało, zgasło światło mego umysłu i padłam bez czucia na podłogę. Ojciec Girard podniósł mnie, a ja, ku swemu zdziwieniu, byłam tak oszołomiona, że uległam mu bez oporu i pozwoliłam mu, by czynił ze mną, co zechce. Najpierw kazał mi zdjąć welon, potem kornet i przepaskę, na koniec wreszcie resztę odzienia; prawdę rzekłszy zostałam w samej tylko koszuli. Stojąc tak obnażona, poczułam, że całuje on moje pośladki. Nie mam pewności, co działo się dalej, ale ogarnęło mnie uczucie nieznanego mi do tej pory smutku. Pomógł mi się potem ubrać. Nieraz kazał mi się kłaść na łóżko, po czym bił mnie, a następnie całował bez żadnej miary i skrępowania, powtarzając zawsze, iż jest to nowa metoda osiągnięcia wyższego stopnia doskonałości.

Innym razem rzeczony ojciec Girard zmusił ją, by zdjęła także i koszulę, a następnie położyła się na łóżku; oznajmił jej, że musi zostać ukarana za grzech, jaki popełniła, nie pozbywając się wszelkich skrupułów. Poczuła ona wtedy wilgotność [mouille] i mrowienie [chatouille] w jej częściach intymnych. Również i wtedy bił ją w obydwa pośladki, po czym natychmiast je całował, a następnie pieścił ją delikatnie, póki nie poczuła się cała wilgotna. 

W innym miejscu Catherine opisuje pozycję, jaką przyjmowała dla odbycia tego rytuału: ojciec Girard "kazał jej unosić się na łożu i podsuwał jej pod łokcie klęcznik, aby łatwiej było jej się utrzymać w tej pozie". "Nie jest rzeczą właściwą opowiadać, co nastąpiło potem, nietrudno jednak sobie to wyobrazić", dodaje skromnie wspomniana już tu broszurka Case of Mistress Mary Catherine Cadiere. Kiedy przeorysza zakazała tych przedłużających się odwiedzin, ojciec Girard znalazł jakieś okienko, z którego udało mu się wyłamać kratę. Przez powstały w ten sposób otwór mógł nie tylko całować Catherine, ale i od czasu do czasu ją biczować.

Ojciec Girard nie zlekceważył stawianych mu zarzutów. Na niektóre z nich odpowiedział od razu. Przyznał, że podczas swoich wizyt u Catherine zdarzało mu się zamykać drzwi na klucz nawet na trzy godziny, ponieważ chciał zachować w tajemnicy fakt nawiedzania jej przez anioły. Kiedy ojciec Etienne zaczął rozgłaszać publicznie jej "cuda", ojciec Girard przekonał Catherine, by udała się do klasztoru, aby jej świętość nie została wyjawiona przedwcześnie. Jako że jest osobą nieco przygłuchą, musiał schylić głowę, by słyszeć, co do niego mówi - nie całował jej jednak. Kiedy zachciało się jej pić, podał jej kubek wody, a nie, jak utrzymywała Carherine, napoju, który miał wywołać poronienie. Jego listy należy interpretować jedynie w kategoriach miłości niebiańskiej: "Nie przejawiaj w ogóle własnej woli, nie odczuwaj najmniejszej odrazy. Czyń wszystko to, co ci mówię, jak grzeczna mała dziewczynka, która bez trudu spełnia wszystko, o co prosi ją ojciec".

Dopiero później ojciec Girard zorientował się, że ma do czynienia z oszustką, na co przedstawił miażdżące dowody. Catherine przekupiła trzy służące - jednej z nich obiecała dożywotnią rentę w zamian za przychylne dla niej zeznania. [Były one zresztą wyjątkowo dziwne: dziewczyna ta, zastawszy rzekomo ojca Girard i Catherine in flagrante delicto, spytała go jedynie, jakiego koloru szat życzy sobie do odprawienia następnej mszy.] 

7 maja 1730 roku Catherine przeszła jakoby "transfigurację", doznając czegoś w rodzaju mistycznej śmierci na cześć męki Chrystusa, w czasie której jej twarz pokryła się krwią. "Cud" ten powtórzył się 6 czerwca i raz jeszcze 7 lipca, z czego ojciec Girard wywnioskował, że Catherine wysmarowała sobie po prostu twarz upławami miesięcznymi. Adwokat dziewczyny dowodził, że doznała ona jeszcze jednej "transfiguracji" 20 czerwca, a żadna kobieta nie cierpi na dwie "niedyspozycje" w ciągu miesiąca. Słabości miesięczne Catherine obalały jednak wysuwane przez nią zarzuty, że ojciec Girard wywołał u niej poronienie. Jako dowód posłużył jej dziennik osobisty, w którym zaznaczała daty kolejnych miesiączek: 8 marca, 4 kwietnia, 8 maja, 11 czerwca, 4 lipca, 8 sierpnia i 9 września. "Co za tym idzie, w czasie kiedy wedle oskarżeń Cadiere wywołano u niej poronienie [około św. Jana], nie mogła ona mieć żadnych podstaw, by podejrzewać, że jest w ciąży".

Catherine utrzymywała, że pości przez kilka dni z rzędu, w nocy jednak zakradała się do ogrodu klasztornego i objadała brzoskwiniami. Pewnego razu przydybały ją tam rozwścieczone zakonnice. Wymknęła się jednak z ich rąk, utrzymując, że Bóg zesłał na nią obżarstwo, aby ją upokorzyć, a poza tym oczyszczając drzewo z owoców sprawia, że rodzić ono będzie jeszcze piękniejsze brzoskwinie! Adwokat ojca Girard określił Catherine mianem "chytrej, przewrotnej panny", a ponadto, dążąc do zdyskredytowania oponentów, przedstawił sądowi jakąś prostytutkę, która oskarżyła przeora Mikołaja o niemoralny tryb życia.

Proces toczył się w atmosferze wzajemnych oskarżeń. Catherine cierpiała na otwarte wrzody, twierdziła jednak, że są to stygmaty. Na znak szczególnej pobożności ojciec Girard zwykł odchylać jej welon i wysysać jeden z nich, znajdujący się na szyi. Czynił tak codziennie przez trzy miesiące. Przyznał też, że całował podobny wrzód czy też stygmat tuż obok lewej piersi Catherine (interesujące, że Madeleine de Demandolx i Madeleine Bavent również miały stygmaty w tym samym miejscu). Ze swej strony Catherine dodała, że "ten właśnie wrzód całował on nad wyraz zmysłowo". Adwokat Catherine Cadiere skwapliwie wykorzystał ten fakt, by ośmieszyć ojca Girard: "Patrzcie, oto prawdziwy anioł niewinności - zwrócił się do sądu. - Uczy nas, jak przypatrywać się obnażonemu ciału gorąco uwielbianej dziewczyny, a nawet biczować ją, nie zdradzając nawet cienia podniecenia seksualnego, nie narażając swej duszy na najmniejsze niebezpieczeństwo. Oto prawdziwy cud cnoty!" Prawnik ojca Girard replikował: "Czy ktoś może rzeczywiście przypuszczać, że tego rodzaju obiekty [jak wrzody] mogą być zarzewiem płomienia pożądliwości?"

Parlament Aix rozpatrywał sprawę bez mała rok - wyrok zapadł dopiero 11 października 1731 roku. Opinie sędziów były podzielone - dwunastu utrzymywało, że ojciec Girard winien zostać spalony na stosie, pozostałych dwunastu było zdania, że to Catherine Cadiere jest winna i zasługuje na śmierć przez powieszenie. Głos rozstrzygający przypadł przewodniczącemu Lebretowi, który zadecydował, że ojciec Girard zostanie przekazany do dyspozycji władz kościelnych, jako winien niemoralnego prowadzenia się w stanie kapłańskim, Catherine zaś nakazał odesłać do matki. Tym samym uznał, że oskarżenie o czary nie zostało dowiedzione. Decyzja Lebreta spotkała się z głęboką dezaprobatą tłumu, który dopuścił się czynnej zniewagi Girarda, a obrońcę Catherine wyniósł z gmachu sądu na ramionach w triumfalnym pochodzie. Catherine żyła od tej poty w zaciszu domowego ogniska, ojciec Girard natomiast, po oczyszczeniu go od zarzutów przez władze duchowne, powrócił do Dole, gdzie zmarł w roku 1733.

 

 

 

 

 

Chambre Ardente, sprawa Chambre Ardente

Niewiarygodne! - to jedyne słowo, jakim można określić misteria czarnych mszy, w czasie których katoliccy księża zabijali noworodki nad piersiami leżących na ołtarzach nagich kobiet, opisywane przez świadków przesłuchiwanych przez Chambre Ardente, specjalny trybunał powołany do życia przez Ludwika XIV do prowadzenia śledztwa w sprawie zbrodni trucicielstwa zataczającej coraz szersze kręgi w środowisku arystokracji francuskiej. Trwające od stycznia 1679 do czerwca 1682 roku postępowanie sądowe było chyba jedynym procesem o czary przynajmniej w części prowadzonym na podstawie rzeczywistych faktów, w którym nie wchodziły w grę płody chorej wyobraźni nieletnich neurotyków czy pokrętna logika zwyrodniałych inkwizytorów i łowców czarownic. Gorliwy komisarz policji, odpowiedzialny bezpośrednio przed królem, w taki oto sposób wyraził się o zebranym materiale dowodowym: "Przestudiowałem to wielokrotnie, w nadziei znalezienia czegoś, co zdołałoby mnie przekonać, że oskarżenia te są fałszywe; nie sposób jednak dojść do takiego wniosku". Z drugiej strony jednak trzeba wziąć pod uwagę, że oskarżenia wysunięte pod adresem kwiatu arystokracji francuskiej formułowane były w przeważającej mierze na podstawie zeznań złożonych przez kobiety, którym po osiem razy miażdżono nogi butem hiszpańskim.

Dochodzenie rozpoczęło się od afery trucicielskiej. Jeszcze w roku 1673 dwóch powszechnie znanych księży z Notre-Dame-de-Paris doniosło policji, nie ujawniając wszelako nazwisk, że wielu z ich penitentów wyznało na spowiedzi, iż dopuściło się morderstwa w celu rozwiązania problemu trójkąta małżeńskiego bądź ma zamiar popełnić takowe. W roku 1677 komisarz policji paryskiej, Nicholas de la Reynie, wykrył znakomicie zorganizowaną międzynarodową organizację trucicielską, utrzymującą stałe kontakty z Portugalią, Włochami i Anglią. Kierowana przez kilku szlachciców, prawnika i bankiera trudniła się ona sprzedażą trucizn we Francji. Jej arystokratyczny przywódca, Francois Galaup de Chasteuil, zdołał zbiec z kraju. (Życiorys tego człowieka może uchodzić za najbarwniejszy nawet w tym malowniczym kraju - był on synem prokuratora generalnego Aix, doktorem praw, kawalerem maltańskim, piratem algierskim, wreszcie przeorem karmelitów, który w swej celi ukrywał kochankę.) Pozostałych członków gangu przesłuchiwano przez ponad rok, nie udało się jednak natrafić na jakiś bardziej konkretny ślad, aczkolwiek jeden z podejrzanych, Vanens, okazał się później łącznikiem organizacji z drobnymi dystrybutorami, rozmaitymi znachorami i guślarzami, którzy pełnili podwójną rolę - stręczycieli i specjalistów od przerywania ciąży.

Przełomem w sprawie okazała się przypadkowo podsłuchana rozmowa Marie Bosse, wróżbiarki: "Ach, jakie mam wspaniałe zajęcie! Co za klientela! Nikogo poniżej księżnej, markizy, diuka lub para. Jeszcze ze trzy otrucia i wycofuję się z tego. Zdobyłam już majątek". Agentka policji, która słyszała te słowa, postanowiła wykorzystać sytuację. Podała się za kobietę pragnącą pozbyć się męża. Wyszła z butelką trucizny. Do akcji wkroczyła policja, która znalazła w domu madame Bosse skrytkę pełną trujących mikstur.

4 stycznia 1679 roku komisarz Reynie rozpoczął przesłuchania wdowy Bosse, jej dwóch córek i dwóch synów oraz jeszcze jednej wróżki, Vigoreux, która wcześniej była oficjalną kochanką dwóch poprzednich mężów pani Bosse. Była to dobrana kompania; cała piątka zwykła sypiać w jednym łóżku. By zapobiec użyciu sprzedanych trucizn, komisarz Reynie musiał wydobyć z aresztowanych nazwiska tych, którzy je kupowali. Pierwszą oskarżoną z kręgu femmes de qualite była madame de Poulaillon; w ciągu następnych miesięcy okazało się, że w aferę wplątanych jest kilkaset osób z najwyższych sfer dworskich. Wszystkie wypadki były bliźniaczo do siebie podobne. Madame de Poulaillon, na przykład, miała kochanka, a podstarzały małżonek mocno trzymał rękę na sakiewce. Zaopatrzyła się przeto w poudres de succession (proszek spadkowy, truciznę), mąż jednak nabrał jakichś podejrzeń i schronił się w klasztorze. Najczęściej stosowaną metodą otrucia było nasycenie koszuli męża w kwasie arsenowym, co powodowało stan zapalny skóry o objawach zbliżonych do syfilisu. Wtedy żona przynosiła rzekome balsamy lecznicze (w rzeczywistości trujące), którymi nacierała troskliwie chorego małżonka. Zabieg ten gwarantował mu śmierć w ciągu kilku miesięcy.

Dysponując tego rodzaju dowodami, 8 marca 1679 roku król Ludwik XIV zezwolił na powołanie specjalnej commision de l'Arsenal, tajnego trybunału dworskiego, obradującego przy drzwiach zamkniętych, którego wyroki nie podlegały apelacji (salę obrad obito czarnym suknem, a sesje odbywały się przy blasku świec, stąd popularna nazwa Chambre Ardente) i nakazał uwięzienie jeszcze jednej słynnej guślarki - Catherine Deshayes, wdowy Montvoisin, znanej powszechnie jako La Voisin. Utrzymywała ona, że zajmuje się wyłącznie chiromancją i wróżeniem z twarzy, oskarżając zarazem Marie Bosse. W krzyżowym ogniu pytań padły nazwiska dwóch wdów po wysokich urzędnikach magistratu paryskiego jako klientek La Voisin. Aresztowano je również. Trzecia sage femme,Lepere, uwięziona została jako wspólniczka La Voisin; jej specjalnością było spędzanie płodu. Tłumaczyła się, że udzielała ona wyłącznie pomocy kobietom, którym opóźniała się miesiączka, nigdy zaś ciężarnym. Nigdy też nie przyjęłaby pieniędzy od panien, które były przekonane, że popadły w tarapaty, gdyby La Voisin nie przełamała jej oporów, mówiąc, że skoro dziewczęta te same uważają się za dziwki [putains], to powinna dać im wiarę! Tak czy inaczej chodziły słuchy, że mnóstwo noworodków i nie donoszonych płodów zostało pochowanych w ogrodach Villeneuve-sur-Gravois, na przedmieściach Paryża. Jeden ze świadków zarzucał La Voisin pozbycie się dwu i pół tysiąca niechcianych dzieci.

Pragnąc jak najszybciej położyć kres śledztwu, 6 maja 1678 roku Chambre Ardente skazał Vigoreux i Bosse na spalenie żywcem, a syna tej ostatniej, Francois Bosse, na śmierć przez powieszenie. Madame de Poulaillon zwolniono, skazując ją jedynie na wygnanie. Trybunał odłożył wydanie wyroku na La Voisin i La Lepere, a także na pośrednika, Vanensa.

Aż do tego momentu nie padały zarzuty o uprawianie czarów. Praktyki magiczne, owszem - wróżki trudniły się bowiem sprzedażą dekoktów miłosnych [poudres pour l'amour], które wyrabiały mieszając arszenik, siarkę i witriol z suszonymi nietoperzami i ropuchami, nasieniem i krwią miesięczną. Zarzut czarnoksięstwa nie pojawia się także w materiałach z sesji letniej i jesiennej, podczas których gromadzono dowody mające wyjaśnić rolę dwórek kilku metres królewskich jako potencjalnych handlarek trucizną. Jedną z wybitniejszych osób, wplątanych w tę aferę, był znakomity dramaturg, Jean Racine; pozew oskarżający go o otrucie kochanki został już nawet podpisany, nigdy jednak się nim nie posłużono.

Po trwających rok przesłuchaniach, w trakcie których jako trucicieli wymieniano coraz to więcej osób z najbliższego otoczenia króla, 23 stycznia 1680 roku Chambre Ardente nakazał aresztowanie księżnej de Soissons, markizy d'Alluye, pani de Polignac (faworyty królewskiej), pani de Tingry, księżnej de Bouillon, markizy du Roure, księcia de Luxembourg (kapitana gwardii królewskiej) oraz markizy de Feuquieres. Osadzono ich w Bastylii i pałacu w Vincennes. W najwyższych sferach Francji zakotłowało się, kilku podejrzanych zbiegło z kraju. Wystawiana właśnie w Paryżu La Devineresse Corneilla nabrała dodatkowej pikanterii.

Księżna de Bouillon pojawiła się w sądzie w towarzystwie swego męża (o próbę otrucia którego ją oskarżano) oraz kochanka. Jej występ był niezwykle krótki:

P. Czy znasz Vigoreux?

O. Nie.

P. Czy znasz La Voisin?

O. Tak.

P. Dlaczego chciałaś pozbyć się swego męża?

O. Ja, pozbyć się go? Lepiej spytajcie mojego małżonka, co on sam o tym myśli. Odprowadził mnie do drzwi sądu.

P. Zatem dlaczego spotykałaś się tak często z La Voisin?

O. Pragnęłam dowiedzieć się, co przygotowały dla mnie wyrocznie; trzeba było się dowiedzieć, jak należy postępować w tych dniach.

P. Czy obiecałaś tej kobiecie worek złota?

O. Nie, nie więcej, niż wymagał tego zdrowy rozsądek. Czy to wszystko, panowie, o co chcieliście mnie zapytać?

Po czym księżna opuściła trybunał, co pani de Sevigne komentuje w sposób następujący: "Doprawdy, nigdy bym nie uwierzyła, że rozsądni ludzie mogą zadawać aż tak głupie pytania". Takie i podobne odpowiedzi były zresztą usuwane z protokołów oficjalnych. Słowa markiza de Pas oddają wiernie nastroje panujące wśród szlachty: "Garstka zawodowych trucicieli, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, znalazła sposób na to, by przedłużyć swe pożałowania godne życie, denuncjując coraz to nowych arystokratów, których aresztowanie i przesłuchania gwarantowały im jeszcze trochę czasu".

Świadom rosnącej wobec niego wrogości komisarz Reynie poddawał niewielkie grono aresztowanych guślarzy coraz to większym naciskom, koncentrując się zwłaszcza na Lesage'u, byłym galerniku, obecnie odgrywającym rolę zawodowego niemal świadka. Monsieur Reynie uciekł się do rozmaitych tortur, poczynając od sellette, fotela tortur, a kończąc na brodequins, polegającej na wbijaniu w specjalny but klinów miażdżących golenie. Po trzech dniach niewyobrażalnych męczarni La Voisin wciąż odrzucała wszelkie zarzuty trucicielstwa. Dokładny protokół przesłuchania zawiera wszystkie krzyki i jęki, jakie wydawała, kiedy miażdżono jej kości. Po drugim uderzeniu krzyknęła: "O mój Boże, Dziewico święta! Nie mam nic do powiedzenia". Po trzecim wydała głośny okrzyk i stwierdziła, że zeznała prawdę. Po czwartym, jak to ujął skryba: "wrzasnęła wręcz nieprawdopodobnie", nie powiedziała jednak niczego. Tortury kontynuowano zatem. Komisarz policji tłumaczył jej małomówność zbyt łagodnym traktowaniem. Prokurator generalny chciał, by wyrwano jej język i obcięto dłonie, sąd wszakże zadowolił się karą spalenia żywcem. Śmierć miała ciężką. 22 lutego 1680 roku, związaną i skutą, przemocą zawleczono ją na stos. Nie przestawała wyklinać i "kilkakroć przykrywano ją warstwą słomy, którą za każdym razem udawało jej się z siebie zrzucić; w końcu jednak płomienie wzmogły się i znikła nam z oczu". (Madame de Sevigne, Listy).

Czarnoksięstwo stało się przedmiotem rozprawy, z chwilą gdy Lesage oskarżył dwóch księży, ojców Davota i Mariette'a o odprawianie czarnych mszy nad obnażonymi brzuchami młodych dziewcząt. Ojca Gerarda, proboszcza St.-Sauveur, oskarżono o celebrowanie podobnej mszy, w trakcie której dopuścił się on czynów rozpustnych ze służącą za ołtarz dziewką. Należy jednak zauważyć, że oskarżenia o czary pojawiały się jedynie w następstwie wytrwałego stosowania tortur. Aby zdobyć potrzebne mu zeznania, Reynie uciekł się do tortur tak okrutnych, jak łamanie kołem i question de l'eau (przesłuchiwanemu wlewano do gardła osiem dzbanów wody). Wpadł on nawet na pomysł pozwania przed trybunał Madeleine Bavent [patrz: Louviers, zakonnice z Louviers], która rzekomo utrzymywała kontakty z niektórymi spośród oskarżonych. Pozbawiono go jednak stanowiska i Madeleine pozostała w swoim konwencie w Normandii. 24 lutego 1680 roku Chambre Ardente poszerzył akt oskarżenia o "świętokradztwo, bezbożność i profanację".

Aresztowano w Tulonie i przewieziono do Paryża ojca Mariette'a, gdyż dwudziestojednoletnia córka La Voisin oraz Lesage zeznali, że składał on ofiary z białych gołębi i sporządzał figurki z wosku. Wróżka Filastre przyznała się do złożenia ofiary z dziecka, dokonanej w kręgu z czarnych świec, a także do tego, iż odrzuciła sakramenty święte. Zeznała też, że podczas jednej z czarnych mszy, odprawianej przez ojców Deshayesa i Cottona, poświęciła na ofiarę swoje własne nowo narodzone dziecię, ksiądz zaś odmawiał słowa mszy nad świeżym jeszcze łożyskiem. Chrzcił też małe figurki, wybierając im rodziców chrzestnych, wszystko to zaś w celu wzbudzenia czyichś uczuć miłosnych lub spowodowania śmierci.

Bluźnierczymi praktykami parało się też wielu innych księży. Ojciec Davot, na przykład, odprawił mszę miłosną nad obnażoną dziewczyną, którą w trakcie celebracji całował ceremonialnie w jej parties bonteuses. Madame de Lusignan i jej spowiednik z kolei, rozdziawszy się do naga w ogrodach Fontainebleau, dopuszczali się czynów występnych, używając do tego celu pokaźnych rozmiarów gromnicy wielkanocnej. Ojciec Tournet odprawiał msze miłosne i w trakcie jednej z nich, na oczach zgromadzonych, legi z pewną dziewczyną na ołtarzu.

Jako wspólnik La Voisin przed trybunał trafił sześćdziesięciosześcioletni garbus, ojciec Guibourg, nieprawy syn Henryka de Montmorency, zakrystian St.-Marcel w Saint-Denis. Także i on oskarżony został o celebrację mszy nad łożyskiem płodowym dla mademoiselle Coudraye (dla której podrobił także świadectwo ślubu), a także innych mszy nad ciałami nagich kobiet. W czasie Podniesienia Najświętszego Sakramentu wypowiadał niekiedy zaklęcia mające umożliwić odnalezienie ukrytych skarbów bądź zapewnić wzajemność w miłości, jedna z takich mszy skierowana była do pary diabłów, którym tradycyjnie przypisywano możliwości wzbudzania żądz: 

Astarocie i Asmodeuszu, książęta współuczestnictwa, błagam was, byście przyjęli tę ofiarę z dziecka, przez którą upraszam [w imieniu osoby, która zamówiła tę mszę], aby Król i Delfin nie ustawali w swojej wobec niej przyjaźni, aby cieszyła się ona poważaniem książąt i księżniczek rodziny królewskiej i aby Król nie odmówił jej niczego, o co poprosi dla swych krewnych lub swego domu.

Córka La Voisin podała też bardzo szczegółówy opis takiej, celebrowanej o północy, mszy: "Widziała rozciągniętą na materacu kobietę, której głowa wystawała poza jego krawędź, a ciało wspierało się na wymoszczonym poduszką krześle, tak że nogi swobodnie opadały w dół. Piersi przykryte miała chustką, na której widniał znak krzyża, a na jej brzuchu stała monstrancja". Lesage, zbiegły kryminalista, dodał, że w obu rękach trzymała świece.

Ojciec Guibourg opisał inną mszę, podczas której, jak utrzymywał, zamordować miał dziecko. Jego zeznanie potwierdziła córka La Voisin (podówczas mająca szesnaście lat) oraz jedna z jego trzech kochanek. Jeanne Chaufrain (z którą miał siedmioro dzieci).

Kupił był jakieś dziecko, by złożyć je w ofierze w czasie mszy odprawianej w intencji pewnej wielkiej damy. Podciął mu gardło nożem, tak by wykrwawiło się do kielicha; następnie kazał umieścić zwłoki w innym miejscu, aby później mógł jeszcze użyć serca i wnętrzności w czasie innej mszy.[...] Tę drugą mszę odprawił w szopie na wałach obronnych Saint-Denis nad ciałem tej samej kobiety, z zachowaniem tego samego rytuału.[...] Jak mu powiedziano, zwłoki dziecka miały zostać użyte do sfabrykowania jakiegoś magicznego proszku.

Jeszcze inny rodzaj mszy miłosnej odprawiony został dla metresy króla:

Odziany w albę i stułę [Guibourg] odczytał tekst zaklęcia w obecności mademoiselle des Oeillets, która pragnęła rzucić czar na króla. Towarzyszył jej mężczyzna, który podał mu słowa zaklęcia. Do odprawienia tej ceremonii należało mieć nasienie obojga płci, mademoiselle des Oeillets była jednak w trakcie swojej mois, toteż zamiast niego umieściła w kielichu nieco swej krwi miesięcznej. Szlachcic, który jej towarzyszył, oddalił się w kat między łożem a ścianą, a Guibourg skierował strumień jego nasienia do tegoż kielicha. Każde z nich dodało potem do owej mieszaniny trochę wysuszonej na proszek krwi nietoperza i nieco mąki, aby mikstura nabrała gęstości. Następnie [ojciec Guibourg] wymówił słowa zaklęcia i przelał zawartość kielicha do niewielkiej buteleczki, którą mademoiselle Oeillets i towarzyszący jej szlachcic zabrali ze sobą.

Tego rodzaju ceremonie były niczym więcej jak logicznym następstwem trwającej od ponad dwóch stuleci wiary w realność czarnej magii, ta zaś z kolei rozwinęła się ze znacznie wcześniejszych teorii przypisujących nadzwyczajną moc szatanowi. Jeśli teologowie mogli sobie dowodzić, że szatan nie może uczynić nic bez zgody Boga, masy ludzi prostych nie były w stanie uporać się z wewnętrzna sprzecznością koncepcji wszechmocnego i nieskończenie dobrego Boga, który toleruje zło. Znacznie łatwiejsze do przyjęcia okazały się nigdy do końca nie wygasłe doktryny herezji manichejskiej, zakładające istnienie dobrego Boga i złego Szatana; jeśli Bóg, nie był w stanie udzielić pomocy, należało uciec się po nią do diabła. Cechą charakterystyczną tych dualistycznych obrzędów jest wzajemne przemieszanie bluźnierstwa i ortodoksji. La Voisin aresztowano, gdy wracała z niedzielnej mszy porannej; La Lepere z całą skrupulatnością przestrzegała tego, by przeznaczone na ofiarę niemowlęta zostały ochrzczone. Szlachta francuska, szukając pomocy u sprzymierzeńców diabła, zachowywała się tak samo jak francuscy wieśniacy, z tą może jedyną różnicą, że odprawiane przez nią ceremonie były bardziej wyrafinowane i wymyślne. Co więcej, zważywszy, że powszechnym zjawiskiem było odprawianie mszy w jakiejś intencji - sprowadzenia deszczu, zapewnienia sobie zdrowia czy zwycięstwa - rozciągnięcie ich na sferę miłosną wydaje się jak najbardziej logiczne.

Pomimo przekonania komisarza policji o całkowitej zgodności oskarżeń z prawdą, zarzuty te były dość słabo potwierdzone. Wszyscy świadkowie należeli do osób o wątpliwej reputacji i w każdym innym procesie ich słowa traktowano by z najwyższą rezerwą. Poza tym najbardziej sensacyjne zeznania wydobyto dopiero po długotrwałych torturach, a jeśli chodzi o La Voisin, konsekwentnie zaprzeczała ona wszelkim zarzutom o czary. Sensacyjne zeznania jej córki w dwóch przypadkach stoją ze sobą w jaskrawej sprzeczności. La Filastre, zanim spalono ją żywcem, odwołała wszystkie zeznania, jakie złożyła na torturach, informując komisarza policji, że: "wszystko, co powiedziała na ten temat, powiedziała tylko dlatego, by uwolnić się od bólu i cierpień, jakie sprawiały jej tortury, a także z obawy, by nie ciągnęły się one dłużej". Z drugiej jednak strony za bardzo przekonujące uznać można całe wyposażenie czarnoksięskie, jakie znaleziono u oskarżonych guślarzy - nie tylko trucizny, ale także figurki woskowe, zaklęcia mające powodować poronienie, księgi magiczne i czarne świece, które wbrew temu, co utrzymywała kolejna oskarżona, Trianon, nie służyły bynajmniej do glansowania butów. Odkryto także pokwitowania na znaczne sumy pieniędzy wypłacone ojcu Guibourgowi - kolejny istotny dowód obciążający. Nie można wykluczyć, że gdy zawodziły dekokty miłosne, damy francuskie uciekały się do czarnych mszy. Opis jednej z nich, odprawionej w roku 1668 (za udział w niej Lesage skazany został na galery), wskazuje, że była to normalna msza celebrowana w intencji zapewnienia sobie czyichś uczuć, pisemna prośba o powodzenie w amorach zaniesiona przed ołtarz. W roku 1680 podobne msze zaczęły już jednak obfitować w takie rekwizyty jak zabijane niemowlęta i obnażone brzuchy.

Tak czy inaczej, francuska socjeta przyjęła te oskarżenia za dobrą monetę, król zaś musiał rozstrzygnąć problem, jak zatuszować największy skandal stulecia. W sierpniu 1680 roku zawiesił działalność Chambre Ardente, ponieważ jednak zgromadzone dowody wskazywały, że była metresa królewska, madame de Montespan, próbowała otruć zarówno samego Ludwika, jak i jego nową kochankę (mademoiselle de Fontanges), polecił, by Reynie w najgłębszej tajemnicy kontynuował śledztwo. Mnożyły się dowody, wskazujące, że madame de Montespan była najważniejszą postacią wśród uprawiających praktyki satanistyczne. Ukrycie tej kompromitacji stało się problemem bodaj czy nie jeszcze pilniejszym. Komisarz Reynie prowadził dochodzenie do czerwca 1682 roku, torturując i posyłając na stos pokaźną liczbę osób wywodzących się z niższych warstw społecznych, osób oskarżonych o handel truciznami i udział w praktykach czarnoksięskich. Przez całe cztery lata nie poddano jednak torturom ani nie skazano na śmierć nikogo ze szlachty. Zaiste, sprawiedliwość była ślepa.

W czasie śledztwa aresztowano 319 osób i wydano 104 wyroki: 36 osób skazano na śmierć, 4 na galery, 34 na banicję; 30 osób uniewinniono. Konsekwencją procesu było też wprowadzenie praw zakazujących przepowiadania przyszłości, poddających kontroli handel truciznami i uznających czarnoksięstwo za przesąd. W roku 1709 siedemdziesięcioletni Ludwik XIV postanowił zniszczyć protokoły z procesu; spalono je 13 lipca. Zachowało się jednak nieco ich kopii, zniszczenia uniknęły też notatki komisarza policji, tak że podjęta przez króla próba wyrwania tej stronicy z księgi historii spełzła na niczym.

 

 

 

 

Francoise Fontaine

Szaleństwo, jakie dotknęło Francoise Fontaine, niewiele odbiegało od innych przypadków opętania, które często przytrafiały się zakonnicom u schyłku szesnastego i w pierwszych latach siedemnastego stulecia. Cierpiała ona na takie same konwulsje jak większość opętanych, z których dla przykładu można wymienić chociażby Elizabeth Allier (1639), Jeanne Fery (1585), chłopca z Burton (1596) czy Margaret Rule (1693). Być może z tej właśnie przyczyny, pomimo iż o jej przypadku wspomina w swoich pamiętnikach Pierre-Victor Palma Cayet, oficjalna relacja z jej procesu, podyktowana w roku 1591 przez sędziego generalnego Normandii, Louisa Morela, doczekała się wydania drukiem dopiero w roku 1833. Jest ona w każdym calu drobiazgowa, rejestruje nawet zdarzenia tak mało ważne, jak polecenie, by przyniesiono świece i pochodnie "pour nous esclairer", co umożliwiło kontynuowanie przesłuchania po zapadnięciu zmroku.

Wydawca rękopisu, z pewną przesadą, utrzymywał, że zawiera on dokładny opis klasycznych objawów histerii i epilepsji: drżączki, omdleń, zapaści, drgawek, analgezji, paraliżu, stężenia mięśni, nadpobudliwości ruchowej, katalepsji, zaników pamięci etc., etc.

Z tego też względu dokument ten cenny jest niewątpliwie dla badacza dziejów chorób psychicznych, uwagę historyka procesów o czary przyciąga jednak z kilku innych powodów. Po pierwsze, zadziwiające jest to, że Francoise, mimo iż przyznała się do zawarcia przymierza z Szatanem i cielesnego z nim obcowania, została puszczona wolno przez sąd świecki. Po drugie, nie podjęto żadnych starań, by odszukać winnych rzuconego na nią rzekomo uroku, co zazwyczaj czyniono. Po trzecie, Francoise miewała zarówno konwulsje, jak i fantazje erotyczne, a w większości podobnych wypadków zdarzało się bądź jedno, bądź drugie. Po czwarte, nie zastosowano wobec niej żadnych (poza nakłuwaniem) tortur, co więcej, zarówno prewot, jak i lekarz oraz ksiądz, który odprawiał nad nią egzorcyzmy, okazywali jej wiele względów. Po piąte wreszcie, została wyleczona, wyszła za mąż i wiodła potem normalne życie.

W kwietniu 1591 roku ogarnięte wojną domową Louviers spodziewało się rychłego wkroczenia wojsk wiernych królowi, jego mieszkańcy żyli więc w stanie napięcia i gorączkowego podniecenia. Toteż kiedy do powszechnego zamieszania dołączyła się jeszcze Francoise Fontaine, utrzymując, że diabeł wtargnął do jej domu przez komin, aby uprawiać z nią (i jeszcze jakąś inną dziewczyną) rozpustę, a na domiar wszystkiego w najbliższym otoczeniu Francoise zaczęły dziać się różne dziwne rzeczy, typowe dla sposobów, w jakie dawał znać o sobie poltergeist, wtrącono ją do więzienia. Po pewnym czasie inni więźniowie zaczęli się uskarżać, że od chwili jej aresztowania w więzieniu zaczęły występować jakieś nieprawdopodobne zjawiska. To przesądziło o uznaniu Francoise za czarownicę. W trakcie jej procesu dwóch księży próbowało ją wyegzorcyzmować, a 2 września 1591 roku, w obecności 1200 zgromadzonych gapiów, została publicznie rozebrana do naga, po czym zgolono jej wszystkie włosy, w których mógłby szukać schronienia diabeł; utrudniały one ponadto przeprowadzenie próby nakłuwania.

Sam proces rozpoczął się 17 sierpnia 1591 roku. Tuż po rozpoczęciu przesłuchania Francoise "upadła na wznak z rozpostartymi sztywno ramionami, zupełnie jak ktoś ukrzyżowany. [...] Zauważyliśmy, że spuchła jej szyja, oczy niemal wyszły z orbit, a twarz pokryła się gęstymi kroplami potu". Sędzia zauważył też, że zupełnie przestała oddychać, przy czym zarówno tętno, jak i temperatura ciała pozostały normalne. Kiedy próbowano zmienić położenie jej rąk, okazało się, że "nie dało się tego zrobić w żaden inny sposób, jak tylko przydeptując je nogą i przyciągając ku sobie ze wszystkich sił".

Francoise, z wdziękiem właściwym młodym dziewczętom, złożyła zeznanie, stanowiące upiększoną może nieco wersję typowych opowieści czarownic o swoich piekielnych kochankach. Opis tych amorów, które, jak sama zeznała, trwały nawet w więzieniu, do tego stopnia poruszył sędziego, że wdrapał się na dach i poddał dokładnym oględzinom komin, by przekonać się, czy ktoś rzeczywiście tamtędy wchodził. Odkrył w nim liczne, drobne ślady, które mogły być, według niego, "zupełnie świeże".

Diabeł nawiedzał Francoise w postaci odzianego w czerń grand homme o smolistoczarnej brodzie i płomiennym wzroku. Oddała mu się chętnie, de bon coeur, jak sama wyznała; na sali sądowej obnażyła nawet piersi, by pokazać miejsca, w które diabeł kąsał ją miłośnie. W czasie swych pierwszych odwiedzin "kazał się jej rozebrać, a kiedy to uczyniła, przewrócił ja na łoże i spal z nią, leżąc na jej brzuchu, i poznał ją cieleśnie dwa razy - za każdym razem trwało to pół godziny".

Dalsze zeznania Francoise również nie odbiegają raczej od panujących wówczas norm:

Jego czarny membre viril był bardzo twardy i tak gruby, że współżyjąc z nim cieleśnie doznawała silnego bólu, tym bardziej że rzeczony membre był twardy jak skała [dur comme un caillou] i nadzwyczaj zimny. [...] Wychodząc od niej rzeczony mężczyzna całował ją po wielekroć i pieścił jej piersi i miejsce wstydliwe.

Poza niewątpliwie schematycznymi stwierdzeniami przytacza ona niekiedy szczegóły, jakich nie sposób doszukać się w innych tego rodzaju wyznaniach.

Zeznała też, że pewnego razu, kiedy wspomniany wyżej grand homme sycił się jej wdziękami, miał on wielkie kłopoty z wyjęciem swego membre viril z jej przyrodzenia, którego w żaden sposób nie mogła rozluźnić, tak że pozostali sczepieni ze sobą jak pies z suką, kiedy zwierzęta cieszą się wzajemnie swoimi względami.

Podczas kolejnych odwiedzin diabeł zastosował nową technikę:

Przyciągnął ją ku sobie, objął nogami, zaczął całować i odbył z nią stosunek, w ogóle jej nie rozbierając. Zdarzyło się to tylko jeden jedyny raz, ale trwało prawie pół godziny, a diabeł zakończył swe dzieło wtryskując coś bardzo zimnego w jej trzewia. Od tej pory wspomnianygrand homme odwiedzał ją regularnie każdej nocy, folgując z nią sobie do woli, ale za każdym razem tylko jednokrotnie.

Wprost trudno uwierzyć, że po złożeniu, z własnej woli, tego rodzaju zeznań, Francoise nie powędrowała na stos. Godny uwagi jest również fakt, że uleczono ją z opętania i odtąd pędziła żywot spokojny i szczęśliwy.

 

 

 

 

Gilles Garnier

W roku 1573 w okolicach miasta Dole w Burgundii napady na małe dzieci przybrały rozmiary wręcz epidemiczne. Stały się one plagą tak dotkliwą, że lokalny parlament uznał za stosowne wydać proklamację następującej treści:

Wedle doniesień, jakie napłynęły do królewskiego sądu w Dole, w okolicach Espagny, Salvange, Courchapon oraz sąsiednich wiosek od pewnego już czasu widuje się i spotyka wilkołaka, o którym powiada się, że pochwycił i uprowadził kilkoro małych dzieci. Napadł on też i zranił kilku konnych, którym jedynie z największym trudem i narażeniem swego życia udało się go odpędzić. Rzeczony sąd przeto, pragnąc zażegnać dalsze niebezpieczeństwo, zezwolił i wyraża swą zgodę na to, aby ci, którzy przebywają lub zamieszkują we wspomnianych okolicach, nie bacząc na wszystkie edykty dotyczące prawa polowań, gromadzili się z pikami, halabardami, arkebuzami i kijami, by tropić rzeczonego wilkołaka i podążać jego śladem wszędzie tam, gdzie można go znaleźć i pojmać, a pojmawszy zabić, nie ponosząc za to żadnej szkody i kary. [...] Dan na posiedzeniu rzeczonego sądu w miesiącu wrześniu 1573.

W opuszczonym szałasie opodal Armanges mieszkali Gilles Garnier i jego małżonka Appoline, para ubogich i ponurych odludków. 9 listopada, dwa miesiące po wydaniu wspomnianej proklamacji, kilku chłopów uratowało ciężko poranioną dziewczynkę z łap olbrzymiego wilka; na ich widok zwierzę umknęło i rozpłynęło się w mroku, niektórzy jednak twierdzili, że dostrzegli w nim pewne podobieństwo do Garniera. 15 listopada zaginął dziesięcioletni chłopiec. Natychmiast zaczęty się rozchodzić najrozmaitsze plotki i podejrzenia, w wyniku których Garnier i jego żona zostali aresztowani i postawieni przed sądem w Dole poci zarzutem wilkołactwa.

Gilles Garnier złożył zeznania, potwierdzające wysunięte przeciwko niemu zarzuty.

24 sierpnia 1573 roku albo około tego dnia w sadzie w pobliżu wsi Perrouze Garnier zabił dwunastoletniego chłopca. "Pomimo że był to piątek", zabierał się do zjedzenia jego mięsa, przeszkodziło mu jednak nadejście kilku ludzi. Ludzie ci zeznali, a Garnier potwierdził ich słowa, że był on podówczas w ludzkiej, a nie wilczej postaci.

6 października, w winnicy położonej niedaleko od lasu La Serre, o milę od Dole, Garnier w postaci wilka napadł na dziesięcioletnią dziewczynkę. Zabił ją swymi kłami i pazurami, rozebrał do naga, po czym pożarł - znakomity przykład partenofagii, występku właściwego wyłącznie wilkołakom. Jej mięso tak mu posmakowało, że wziął go trochę do domu dla żony.

9 listopada Garnier przybrawszy postać wilka napadł na pewną dziewczynkę na pastwisku La Poupee, między Authune a Chastenoy, został jednak zaskoczony przez trójkę przechodniów i zmuszony do ucieczki.

15 listopada między wsiami Gredisans a Menote, o milę od Dole, Garnier przybrawszy postać wilka udusił dziesięcioletniego chłopca. Odgryzł mu nogę i pożarł cale mięso z uda oraz większą część brzucha.

Na podstawie tych zeznań Garnier został stracony w Dole 18 stycznia 1574 roku. Spalono go żywcem na stosie odmówiwszy łaski uprzedniego uduszenia.

 





Encyklopedia czarów i demonologii - cz. 2