"Rzeczpospolita" - 2001.02.17

 

Lesław M. Kula

Przekleństwo zwichniętej struktury społecznej

 

 

Dyskusje o inteligencji ożywiają się najczęściej w chwilach politycznych przesileń, ale takich, w wyniku których następują przesunięcia na mapie struktury społecznej.

Autorzy, piszący o inteligencji na łamach "Plusa Minusa", podkreślają, że grupa ta występowała jedynie w krajach Europy Środkowowschodniej, których rozwój został zwichnięty na skutek braku własnych państw, a zachodnioeuropejskie narody grupy takiej nie wytworzyły. Zatem rozwój społeczeństw w ramach własnych i wolnych po 1989 roku państw naszej części Europy doprowadzi stopniowo do zaniku tej grupy społecznej, która nie będzie już musiała pełnić rozmaitych zastępczych ról.

Niekoniecznie tak musi być.

Inteligencja pełni role zastępcze za elity innych grup społecznych, bo natura nie znosi próżni. Pełniła i pełni funkcje potrzebne do prawidłowego funkcjonowania organizmu społecznego, których nie wypełniają inne elity.

W ramach własnego państwa inteligencja rozwija się już dłużej, niż kiedy była go pozbawiona. Wykształciła się też inteligencja w Rosji, która wszak w wieku XIX nie utraciła państwowego bytu.

Przekleństwo zwichniętej struktury społecznej, pozbawionej elit politycznych, wojskowych i gospodarczych, towarzyszy nam niezmiennie, z krótkim intermezzo międzywojnia. W PRL niszczono odbudowane w II Rzeczypospolitej struktury społeczne. Po 1989 roku ustrój raczej państwa biurokratycznego niż obywatelskiego, narastający fiskalizm i koncesyjność działalności gospodarczej zamiast rozwoju społecznej przedsiębiorczości, popieranie kapitalizmu oligarchicznego i wyprzedaż majątku narodowego podmiotom zagranicznym zamiast reprywatyzacji i powszechnego uwłaszczenia, hamuje powstawanie klasy średniej i odbudowanie, zbliżonej do zachodniej, struktury społecznej.

W PRL po bezwzględnej walce, najpierw fizycznej, a następnie propagandowej, z tradycją prawicową, elektorat prawicowy został wyeliminowany, a pojęciu prawicy nadano wydźwięk pejoratywny. Ton życiu kulturalnemu, środkom przekazu, debacie gospodarczej i politycznej nadaje dziś inteligencja zorientowana lewicowo. Prawicowe środowiska w Polsce mają charakter raczej formacyjny niż polityczny, albo powołując się na tradycje prawicowe ograniczają się co najwyżej do posługiwania się w sferze ideologicznej czy politycznej, rzadziej społecznej i gospodarczej, prawicową frazeologią. Szamotanina gospodarcza i polityczna, zamęt aksjologiczny, jakiego jesteśmy świadkami w ostatnim dziesięcioleciu, wynika w dużej mierze z braku opcji prawicowej wśród dzisiejszej inteligencji, a więc również w naszym życiu politycznym. Znacząca część inteligencji została w ten sposób pozbawiona aparatu pojęciowego, za pomocą którego mogłaby rozliczyć się z własną przeszłością, zdiagnozować stan obecny, nakreślić racjonalny plan odbudowy struktur społecznych oraz państwa i wyłonić polityczną reprezentację do jego przeprowadzenia.

Brak silnej opcji prawicowej w łonie polskiej inteligencji stanowi wyzwanie i inspirację. Może to być ożywcze i konstytuujące, a nie dekadenckie. Ale ta odmienność polskiej struktury społecznej od struktur społecznych Europy Zachodniej nie zniknie w ciągu nawet kilkunastu lat.

Inteligencja zachowuje ostrożność, posuniętą niekiedy wręcz do niechęci, wobec ludzi biznesu. Niechęć ta nie jest skierowana przeciw klasie średniej, sklepikarzom czy rzemieślnikom, którzy - wbrew dokuczającej im biurokracji - nie czepiają się klamki budżetowej, tylko w pocie czoła zarabiają na siebie, swoje rodziny i państwo. Nieufność inteligencji dotyczy świata wielkich pieniędzy, rozmaitych "biznes cwaniaków" i nowobogackich, którzy nie zawdzięczają finansowego powodzenia ani wiedzy, ani umiejętnościom, ani pracy. Nieufność ta jest uzasadniona historycznie.

Kształtująca się warstwa inteligencji była świadkiem brutalnej walki o byt wczesnego kapitalizmu Warszawy, Łodzi i Zagłębia. Jedynym kryterium postępowania rekinów finansjery był zysk. Wszystkie chwyty były dozwolone. Kapitalizm niósł rozwój, dawał zatrudnienie i zamożność gwałtownie wzrastającej liczbie ludności, ale metody były etycznie odrażające. Poszarpane szczątki robotnika, wyrzucane przez maszynę w "Ziemi obiecanej", to symbol mielenia ludzkich losów i ludzkiej godności w bezwzględnej walce o pieniądz.

W okresie PRL prywatny biznes, obce ciało w ustroju realnego socjalizmu, najczęściej opierał się na osobistych powiązaniach animatorów przedsiębiorczości, zwanych prywaciarzami, z funkcyjnymi systemu lub na łapówkach. Chociaż więc zaradność prywatnej inicjatywy ułatwiała i uprzyjemniała życie społeczeństwu, to jednak była etycznie dwuznaczna.

Czy zatem dzisiaj, w warunkach wolnego kraju z rynkową gospodarką, inteligencja zniknie i wtopi się w inne grupy społeczne, zacznie zarabiać pieniądze, zamiast cierpieć za innych, mówić za innych, recenzować cudze postępowanie i stanowić punkt odniesienia dla postępowania i wyborów innych? Wydaje się, że jeszcze długo nie.

Wielkie fortuny po 1989 roku powstawały często w wyniku uwłaszczenia nomenklatury, wykorzystywania luk prawnych - często specjalnie tworzonych, wyzyskiwania poufnych informacji o zmianach prawa celnego, walutowego, podatkowego czy zwyczajnego przemytu. Kolejny etap kreowania fortun, który potrwa jeszcze jakiś czas, to przepompowywanie pieniędzy podatników (via budżet, fundusze celowe i procesy prywatyzacyjne) do prywatnych kieszeni.

Skoro inteligencja przez sto kilkadziesiąt lat nie zaakceptowała metod wielkiego kapitału, z umiarkowanym entuzjazmem przyjęła ofertę włączenia się w budowę "najlepszego z ustrojów", a po jego upadku nie znalazła się w gronie beneficjantów narodowej transformacji, to wydaje się, że przetrwa nie jako dziwoląg, społeczny dinozaur, ale równoważący i uzupełniający element struktury społecznej. A czy jest potrzebna dziś i w przyszłości? Czy istotnie ma do wykonania jakieś zadania?

Nowinkarskie propozycje cywilizacji euroamerykańskiej - entuzjazm (młodych) dla eutanazji, małżeństwa homoseksualistów, wybory kapłanów przez wspólnoty wiernych, czyli demokratyczne określanie kanonu wiary w zależności od wyniku kampanii wyborczej, dobór list lektur w szkołach nie według ich wartości literackich, ale z uwzględnieniem proporcji płci, koloru skóry i seksualnej orientacji ich autorów, oraz wiele podobnych pomysłów przyszły do nas z krajów tak zwanych normalnych, gdzie nie występuje taka grupa społeczna jak inteligencja. Może więc rola inteligencji znowu zostanie doceniona, gdy funkcje urzędu z ulicy Mysiej, czuwającego niegdyś nad polityczną prawomyślnością, przejmą redakcje wysokonakładowych gazet czuwające dziś nad polityczną poprawnością obywateli?

Oczywiście nie twierdzę, że polityczna poprawność szalejąca w Stanach Zjednoczonych i zachodniej Europie jest wynikiem niepełnej struktury społecznej tamtych krajów, uboższych o taką grupę społeczną jak inteligencja.

Chociaż, z drugiej strony, kto wie, może coś jest na rzeczy?

Autor jest historykiem i publicystą.






Czy zmierzch inteligencji?