Gazeta Wyborcza - 23/02/2009

 

 

Najważniejszy agent gestapo w Polsce, pisarz, bohater wywiadu AK, pijak i mitoman, potomek słynnego rycerza, esesman, uwodziciel, kapuś bezpieki. To jeden człowiek

 

 

ADAM ZADWORNY

Kalkstein

 

 

8 listopada 1672 roku. Rynek w Kłajpedzie. Największy wróg Wielkiego Elektora z trudem wspina się na szafot. Tym razem na ucieczkę nie ma szans. Każdy ruch sprawia mu ból. W ostatnich dniach wisiał na łańcuchu głową w dół, przypiekano mu boki rozpalonym żelazem i połamano palce. Egzekucję obserwuje komisja sędziowska i gawiedź. Chce zobaczyć, jak kat ścina głowę polskiemu pułkownikowi.

W tłumie stoi żona skazańca z sześcioma synami. Wkrótce przeczyta im ostatni list od męża. Prosi ją, aby wyjechała do Rzeczypospolitej i nauczyła dzieci języka polskiego.

292 lata, 8 miesięcy i 4 dni później potomek ściętego w Kłajpedzie rycerza wychodzi z więzienia w Strzelcach Opolskich.

ŚWIERKIEWICZ

Lekkie pióro

Listopad 1946 roku, Szczecin.

"Kurier Szczeciński", pierwsza polska redakcja w zburzonym przez alianckie naloty dywanowe niedawnym mieście Stettin. Wojciech Świerkiewicz szuka pracy. Przedstawia się jako były oficer angielskiej marynarki.

Zostaje korektorem, ale kiedy przynosi kilka własnych tekstów, dostaje etat dziennikarza.

Pisze reportaże z życia rybaków. W pokoju obok siedzi Bohdan Tomaszewski (później słynny komentator sportowy).

- Chodził w marynarskiej kurtce i czapce - wspomina Tomaszewski. - Miał błysk w oku, wygląd amanta i lekkie pióro. Pamiętam jego tekst o 30-milionowym jajku wyeksportowanym do Anglii. Szybko stał się redakcyjną gwiazdą. Chciał być pisarzem.

Świerkiewicz pisze marynistyczne opowiadania i słuchowiska radiowe. "Passat nuci A-dur", "Jazz band na Victorii", "Ostatni rejs pana Twardowskiego".

Tomaszewski: - Nie dostrzegłem w nim wtedy żadnej tajemnicy, cienia dwuznaczności.

Pianistka

Małgorzatę najbardziej martwi, że jej ukochany godzinami siedzi przy stole wpatrzony w kieliszek wódki. Płacze.

Ona tłumaczy to sobie wojenną tajemnicą, o której on nie chce mówić.

Świerkiewicz związał się z nią po wielu romansach. Ona żyje z lekcji muzyki. Mieszkają w jej domu, w eleganckiej dzielnicy Braunsfelde przemianowanej na Pogodno.

Granica

Podczas przesłuchania na UB, 9 czerwca 1949 roku, podejrzany o próbę nielegalnego przekroczenia granicy Świerkiewicz tłumaczy: "Udałem się do strażnicy WOP w Dobrej celem zrobienia reportażu. Ponieważ jestem chory i piję wódkę, więc piłem po drodze i leżałem pod krzakami celem spoczynku. Gdy szedłem przez wieś, zatrzymali mnie jacyś obywatele z karabinami".

Śledztwo zostaje umorzone, bo Świerkiewicz zgadza się na współpracę z bezpieką. Wybiera pseudonim "Granica".

Dziś w jego teczce nie ma ani jednego donosu.

Osada

To on namawia wojewodę do akcji osadnictwa pisarzy na ziemi szczecińskiej.

Z propozycji korzysta między innymi Jerzy Andrzejewski, który ma dość krakowskiego Domu Literata i na trzy lata osiada w pięknej willi z ogrodem nad Jeziorem Głębokim. Zostaje szefem szczecińskiego Związku Literatów Polskich. Świerkiewicz chce założyć na wyspie Karsibórz osadę literacko-marynistyczną. Remontuje dom, w którym artyści spotykają się przy wódce.

Hollywood

"Urodziłem się 15 maja 1916 r. w Warszawie jako syn Mieczysława Świerkiewicza i Wandy Wilczyńskiej. W sierpniu 1939 ożeniłem się z Anną Sosnowską, studentką Szkoły Sztuk Pięknych. W kampanii wrześniowej byłem ranny. W latach 1940-45 byłem korespondentem wojennym i oficerem nawigacyjnym w marynarce alianckiej. Po powrocie do Polski dowiedziałem się, że moja matka, żona i dziecko zginęli w powstaniu. Nieszczęścia załamały mnie psychicznie. Zacząłem pić wódkę. Przepiłem nawet swoje odznaczenia bojowe".

Ten życiorys Świerkiewicz pisze, by zostać członkiem ZLP. Do związku przyjmuje go w 1951 roku Andrzejewski. Nie wie, że w życiorysie prawdziwe jest tylko jedno zdanie: "Zacząłem pić wódkę".

W "Kurierze" przyznają mu najwyższą, literacką wierszówkę. Szczeciński marynista reprezentuje ZLP na zjeździe czechosłowackich literatów. W wolnych chwilach pisze i rozsyła po instytucjach filmowych pomysły na scenariusze (znajomym chwali się, że jego autobiograficzny scenariusz chce kupić Hollywood). W końcu dostaje propozycję z warszawskiej wytwórni.

Zaraz potem znika.

PODPORUCZNIK "HANKA"

Stragan

13 marca 1920 roku, Warszawa.

Ludwik Kalkstein-Stoliński przychodzi na świat w domu swoich rodziców, prowadzących sklep z tekstyliami. Dają mu imię na cześć przodka, rycerza Christiana Ludwiga von Kalcksteina słynącego z brawurowych ucieczek z niewoli.

Ma starszą siostrę Ninę, która jest aktorką. Podpatruje jej próby. Marzy o morskich przygodach, uczestniczy w kursie żeglarskim. W 1939 roku kończy gimnazjum.

Po zdobyciu Warszawy przez hitlerowców kolega z klasy wciąga go do konspiracji. Ludwik biegle zna niemiecki. Wozi tajną pocztę, sprawdza się. Podziemie uznaje, że nadaje się do pracy w "Straganie" - akowskiej sieci wywiadowczej działającej w okupowanej Europie. Otrzymuje pseudonim "Hanka".

Pierwsze zadanie: obserwacja niemieckich oddziałów stacjonujących w Warszawie. "Hanka" robi zdjęcia przebrany za listonosza, liczy ciężarówki, udając żebraka.

Szef "Straganu" Stanisław Rogiński "Górski" poleca mu zorganizować samodzielną grupę wywiadowczą.

"Hanka" awansuje na podporucznika. Do grupy "H" wciąga rodzinę i przyjaciół. Jego zastępcą zostaje dwa razy od niego starszy szwagier Eugeniusz Świerczewski, mąż Niny. Jest krytykiem teatralnym i oficerem w stanie spoczynku. Przyjmuje pseudonim "Gens".

- O pozycji w podziemiu często decydowały zdolności, a nie stopień wojskowy - mówi historyk Andrzej Kunert, znawca okupacyjnej konspiracji. - Wysokimi rangą oficerami dowodzili ludzie, którzy wcześniej nie mieli nic wspólnego z armią. Tak było z szefem grupy "H".

Erika Dwa

Romans na rozkaz to ulubiona technika wywiadowcza "Hanki".

Na jego polecenie pewien aktor konspirator uwodzi żonę generała SS Kurta Fassbendera.

"Hanka": "Poleciłem mu, aby rozkochał w sobie Fassbenderową do tego stopnia, aby była gotowa do współpracy".

Niewierna żona esesmana zostaje agentką polskiego wywiadu. Pseudonim "Erika Dwa". Zdaje "Hance" relację z pobytu w kwaterze Hitlera.

"Hanka" marzy o zamachu na wodza III Rzeszy. Rozbudowuje agenturę. Jedna z dziewczyn z grupy "H" owija sobie wokół palca Hansa Petzelta, kierownika kancelarii II Floty Powietrznej w Poznaniu. Petzelt zostaje jednym z najcenniejszych polskich szpiegów.

Przełożeni przymykają oko na wydatki grupy "H". Liczą się wyniki.

Podwładna "Hanki" wykrada z kasy pancernej na Okęciu plan sytuacyjny lądowisk w okupowanej Europie.

Ludzie z grupy "H" przejmują wzór chemiczny nowego stopu aluminium opracowany przez hitlerowskich naukowców.

Za te dwie akcje "Hanka" dostaje Krzyż Walecznych.

Piękna Blanka

Blanka Kaczorowska "Sroka" ma 19 lat i rysy Marleny Dietrich.

Pochodzi z Brześcia nad Bugiem. Jako sprzątaczka w niemieckim szpitalu w Siedlcach robi odpisy z księgi rannych na froncie wschodnim. Są tam cenne dla wywiadu daty, miejsca walk i numery jednostek wojskowych.

Nawiązuje też służbowy romans z intendentem na siedleckim lotnisku. Dzięki niemu zdobywa plan mobilizacyjny Hamburga.

We wniosku do odznaczenia przełożeni charakteryzują ją krótko: "Dzielność, odwaga, opanowanie".

Krzyż Walecznych dostaje 11 listopada 1941 roku, razem z "Hanką". Dowództwo przenosi ją do grupy "H". Blanka jest tam tłumaczką, maszynistką i sekretarką.

Jej związek z "Hanką" to miłosna konspiracja w konspiracji. O tym, że mieszkają razem, wie tylko rodzina.

On zmienia fałszywe nazwiska i planuje coraz bardziej zuchwałe akcje.

Kocioł

Jest kwietniowe przedpołudnie 1942 roku. "Hanka" leży w łóżku z Blanką.

Odwiedza ich jego ojciec. Mówi, że cioteczny brat "Hanki" jest szantażowany przez swojego agenta.

Idzie do kuzyna. Nie bierze palta, w którym ma zaszytą truciznę, ani broni. Wpada w kocioł.

Podczas przesłuchania jest bity, ale gra pionka. Udaje, że nie zna niemieckiego. Wciąż się trzyma.

Jesienią kontrwywiad AK dostaje pewną informację: "Hanka" został rozstrzelany.

HENCHEL

Ocalenie

Sierpień 1942 roku, Warszawa.

Untersturmführer Erich Merten z SS ma 39 lat, miłą powierzchowność i opinię najzdolniejszego w swojej sekcji.

To on przynosi na przesłuchanie broszurę opisującą niemieckie rody, od lat oddające swoich najlepszych synów armii. Jest tam nazwisko Kalckstein. To arystokratyczna rodzina z Prus Wschodnich. W XVII wieku, po pewnych dramatycznych wydarzeniach, jej część wyjechała do Rzeczypospolitej. Spolszczyła się. Przez wieki z nazwiska wypadła literka "c".

Merten mówi, że "Hanka" musi się zastanowić, jaka krew w nim płynie. To dla niego szansa na przeżycie. On nie reaguje.

Po kilku dniach pokazuje mu oficera wywiadu, który ma wybite wszystkie zęby, jest pijany i mówi, że Niemcy wiedzą o "Straganie" wszystko. "Hanka" wciąż milczy.

Gestapowcy aresztują jego rodziców i siostrę Ninę. Pokazują skatowanego ojca. Grożą, że to samo zrobią matce. "Hanka" podpisuje volkslistę i zgadza się na współpracę.

Gestapo rejestruje go jako tajnego agenta nr 97.

Komisja z Berlina

Po trzech miesiącach od aresztowania sypie swój sztab i agentów.

Do Warszawy przyjeżdża komisja z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Ludzie z Berlina chcą dopaść dowódcę "Straganu", czyli "Górskiego".

- Nagle ujrzałem na ulicy sekretarkę "Górskiego". Zmienić się musiałem na twarzy, bo Merten zapytał, czy to jest łącznik. Musiałem mu powiedzieć, że tak - opowiada później "Hanka".

Świeża koszula

Podwładna "Górskiego" Wanda Ossowska widzi przez chwilę "Hankę" na Pawiaku. W nowej roli.

20 lat później we "Wspomnieniach więźniów Pawiaka" opisuje to tak: "Drzwi otworzyły się i wpadł młody chłopak. W świeżutkiej koszuli. Zawahał się chwilę i wybiegł. To był on! Kalkstein! To jego tak karmią, to on przegląda zeznania, prostując nasze kłamstwa".

Trzy miesiące po tym spotkaniu gestapo rozpuszcza plotkę o rozstrzelaniu "Hanki". Jego rodzina otrzymuje świadectwo zgonu.

Kalkstein - jako tajny agent Paul Henchel - farbuje czarne włosy na blond i nosi okulary. Dostaje samochód i mieszkanie w niemieckiej dzielnicy.

Wallenrod

Kiedy staje w drzwiach mieszkania Blanki, dopiero po długiej chwili dociera do niej, że to zmartwychwstały Ludwik.

Wyznaje jej, że jest Konradem Wallenrodem w gestapo: chce dostać się do kwatery Hitlera, zabić go i zmienić losy wojny. Prosi, aby mu w tym pomogła. Tej samej nocy oszołomiona Blanka przyjmuje jego oświadczyny. Biorą ślub w Radości, która jest wtedy nur für Deutsche.

Agent 97 przedstawia Mertena szwagrowi Eugeniuszowi Świerczewskiemu "Gensowi". Przekonuje go, że tylko on może uratować jego żonę Ninę. Świerczewski zostaje agentem 100. Blanka - 98. Mertenowi podoba się jej akowski pseudonim "Sroka", więc pozwala go zachować.

Mąż prosi ją, aby podała nazwiska ludzi z siedleckiej komórki wywiadu. Nic im nie grozi - zapewnia Merten.

Wydani przez nią wywiadowcy z Siedlec od razu trafiają pod ścianę. Zdradzony szef sekcji zachodniej "Straganu" Karol Trojanowski "Radwan" nie wytrzymuje tortur i ciągnie do piekła kolejnych. Dowódca wywiadu Marian Drobik "Dzięcioł" zostaje zakatowany na śmierć w Berlinie.

Kalkstein-Paul Henchel podczas aresztowań stoi z boku, ze spuszczoną głową. Podnosi wzrok, kiedy musi kogoś rozpoznać.

Niemcy zwalniają jego rodziców. Ojciec, który na Pawiaku ciężko się rozchorował, umiera po kilku tygodniach.

Argentyna

Kiedy Blanka pojmuje, że jej ukochany nie jest Wallenrodem, dręczą ją nocne koszmary.

On obiecuje jej, że wkrótce zerwą z gestapo i uciekną do Argentyny. Uczą się hiszpańskiego.

Na razie upija się co wieczór.

Nie potrafią uwolnić się od Mertena, który wciąż ma w ręku Ninę. Z okazji 40. urodzin dają mu w prezencie srebrną papierośnicę z wygrawerowanymi liczbami 97 i 100 oraz sroką.

Merten mówi, że wolałby dostać dowódcę AK.

Tysiąc marek

30 czerwca 1943 roku Eugeniusz Świerczewski "Gens", mąż Niny, rozpoznaje na ulicy Stefana "Grota" Roweckiego; W 1920 roku razem służyli w armii gen. Szeptyckiego. Śledzi go, a kiedy dowódca AK znika w kamienicy przy ul. Spiskiej 14, dzwoni na gestapo. Aresztowany "Grot" zostaje samolotem przetransportowany do Berlina.

Merten dostaje 1000 marek nagrody i urlop.

Kontrwywiad AK wszczyna śledztwo, w którym jest kilkanaście hipotez dotyczących tego, kto zdradził.

Gestapo wypuszcza z Pawiaka Ninę. Po kilku tygodniach umiera na zapalenie płuc.

Numer colta

W grudniu 1943 roku Świerczewski wciąga w pułapkę kolejnego oficera "Straganu" i dla pozorów daje się razem z nim aresztować na ulicy.

Kontrwywiad AK odkrywa, że noc po aresztowaniu spędził nie na Pawiaku, lecz we własnym domu. A także, że uchodzący od roku za martwego "Hanka" żyje. I to z Blanką.

25 marca 1944 roku podziemny sąd skazuje ich za zdradę na karę śmierci. Blanka ma zginąć na ulicy, ale żołnierze chowają broń, widząc jej wielki brzuch.

Potem AK namierza szwagrów i ciężarną Blankę w mieszkaniu przy ul. Cecylii Śniegockiej.

- Wynajęliśmy działkę warzywną nieopodal - wspomina w 1957 roku na łamach "Stolicy" Bernard Zakrzewski "Oskar", szef kontrwywiadu AK. - Nasz człowiek, "Stasiu", udający działkowca, zaprzyjaźnił się z dozorczynią ich kamienicy i zostawiał u niej narzędzia.

Według "Oskara" zdrajcy dzień przed egzekucją zmieniają adres. Trop się urywa. Później AK namierza ich pod Warszawą, ale przebrani w niemieckie mundury egzekutorzy nie zastają ich w domu.

Wciąż nie wiedzą, że są zdekonspirowani. W czerwcu 1944 roku Świerczewski sam zgłasza się do AK, twierdząc, że wrócił z Dyneburga i szuka utraconego kontaktu z wywiadem. W oficynie przy ul. Krochmalnej zamiast szefa wywiadu czeka na niego Stefan Ryś "Józef" i dwóch jego ludzi. Przy zdrajcy znajdują colta, niemieckie pozwolenie na broń i fotografię z dedykacją od Mertena zaczynająca się od słów: "Dem lieben Gens".

Ryś zauważa, że broń "Gensa" różni się od jego pistoletu tylko jedną cyfrą w numerze serii. Colta o takim numerze miał aresztowany pół roku wcześniej szef wywiadu "Dzięcioł".

Kiedy Ryś pyta: "Wydałeś »Dzięcioła«?", Świerczewski tylko kiwa głową. Nie wydaje adresu szwagra. Ryś i jego ludzie wieszają "Gensa" na piwnicznej belce.

Lustro

Po śmierci szwagra Paul Henchel całymi dniami spogląda zza zasłony na ulicę. Kiedy zaczyna mówić do Blanki po niemiecku o planach nowej Europy, które snuje z Mertenem, ona podejrzewa go o obłęd. Pewnego dnia przychodzi do domu w mundurze SS. Długo stoi przed lustrem, wpatrując się w swoje nowe odbicie. Jako esesman nazywa się Konrad Stark.

Na początku powstania Blanka ucieka z kilkutygodniowym synem z Warszawy. On pozostaje przy Mertenie, ale nie chce walczyć. Wśród powstańców są członkowie jego rodziny. Jego stryj Tadeusz Kalkstein-Stoliński ginie 6 sierpnia na Wiejskiej.

Po powstaniu wraz z Mertenem pracuje w jednostce gestapo w Grójcu. Tam, w mundurze SS, spotyka na ulicy kolegę z konspiracji, który nic nie wie o jego zdradzie. - Pracuję teraz dla Anglików z Intelligence Service - mówi.

W hotelu w Skierniewicach, w towarzystwie gestapowców, razem z Blanką spędza sylwestra. Front jest już blisko.

Radiostacja

W styczniu 1945 roku razem z Mertenem trafiają do Łodzi.

Gdy zbliża się front, Merten daje mu radiostację, 500 dolarów i wycofuje się wraz z wojskiem na zachód. On zrzuca mundur SS, a po wkroczeniu Armii Czerwonej topi radiostację w basenie przeciwpożarowym.

Blance mówi, że znajdzie dla nich miejsce na ziemi, gdzie rozpoczną nowe życie.

KALKSTEIN

13 lat

20 sierpnia 1953 roku, Szczecin.

W chwili zatrzymania na szczecińskiej ulicy pisarz Wojciech Świerkiewicz ma przy sobie 9 zł 65 gr, dowód osobisty, legitymację ZLP, scyzoryk i papierośnicę. W jego domu ubecy znajdują dwie podpisane umowy na napisanie scenariuszy filmowych. Jeden z filmów ma opowiadać o walce wywiadów.

Na przesłuchaniu w Warszawie mówi: "Tak, jestem Ludwik Kalkstein. Nie używałem tego nazwiska od 13 lat".

Świecki, Świerk, Świek

Opowiada ubekom, że po zrzuceniu munduru SS pojechał do Krakowa.

Miał romans z Żydówką, która załatwiła mu dokumenty na nazwisko Wojciech Świecki.

Później był kierownikiem szkoły podstawowej w Chorzewie na Ziemiach Odzyskanych. Z Ministerstwa Oświaty dostał legitymację jako Marcin Świerk.

Przeniósł się do Niechorza, został szefem spółdzielni rybackiej. Poznał życie rybaków już jako Świek.

Jesienią 1945 roku pojechał do Szczecina. Tam został Wojciechem Świerkiewiczem.

Kiedy on zdejmuje przed ubekami kolejne maski, Blanka siedzi w areszcie już od ośmiu miesięcy.

Na przesłuchaniach tłumaczy, że on miał inne. Zerwali ze sobą. Widziała się z nim w Szczecinie tylko raz. Chciała rozwodu. On odparł, że jej mąż już nie istnieje. Teraz używa panieńskiego nazwiska. Żyje z adwokatem, byłym sędzią wojskowym Romanem Vogel-Rawiczem.

Prześwit

Sądzą ich oddzielnie.

Ona dostaje dożywocie. Ale sąd zwalnia ją warunkowo już 17 marca 1958 roku, najpewniej dzięki kontaktom adwokata.

On zostaje skazany na śmierć, którą kolejne amnestie zamieniają na 15 lat więzienia.

W więzieniu Ludwik Kalkstein sprawuje się wzorowo i zbiera nagrody. Pracuje w bibliotece. Redaguje ogólnopolskie pismo więźniów "Prześwit". W wolnych chwilach pisze słuchowisko radiowe w odcinkach.

Cały czas dostaje paczki od stęsknionej szczecińskiej pianistki.

W 1963 roku udziela jedynego wywiadu w swoim życiu. W celi odwiedza go Krzysztof Kąkolewski. Jedzą chleb z boczkiem posypany papryką.

- Na początku musimy się cofnąć o 300 lat - zaczyna Kalkstein.

Von Kalckstein

Ludwik Kalkstein jest potomkiem Christiana Ludwiga von Kalcksteina urodzonego w 1630 roku w Prusach Książęcych będących wtedy lennem Rzeczypospolitej.

Von Kalckstein mówi po niemiecku i polsku. W polskim wojsku zostaje pułkownikiem, ale potem wraca w rodzinne strony i zaciąga się do pruskiej armii. Walczy u boku Szwedów przeciwko Polsce.

Kiedy w 1657 roku Prusy przechodzą pod władzę elektora brandenburskiego, zwanego Wielkim Elektorem, von Kalckstein staje się jego wrogiem. Gdy grozi mu więzienie, ucieka z Prus i zaciąga się pod polskie sztandary. Podczas wojny z Moskwą w 1664 roku dostaje się do niewoli. Ucieka z niej dzięki pomocy wachmistrza Pilza.

Gdy dwa lata później zgodnie z wolą ojca przejmuje dobra rodzinne, zawistny brat donosi na niego do elektora. Zostaje pojmany i skazany na dożywocie w cytadeli w Kłajpedzie. Ucieka w 1670 roku, znów dzięki pomocy Pilza.

W Warszawie namawia szlachtę do wypadu na Kłajpedę. Kiedy polski król odmawia elektorowi jego wydania, von Kalckstein zostaje podstępnie porwany i wywieziony do Prus. Przez sąd elektorski zostaje uznany za "przeniewiercę, fałszerza i oszczercę" i skazany na śmierć przez ścięcie głowy mieczem. Jak wynika z protokołów sądowych, "jest podczas tortur Kalckstein wyjątkowo hardym". Nie wydaje żadnego ze spiskowców.

Żona ściętego rycerza zgodnie z jego życzeniem przenosi się do Rzeczypospolitej. Spośród sześciu synów pułkownika trzech służy w polskich wojskach.

Ich potomkowie walczą w powstaniach, z ich nazwiska wypada "c".

Marna kreatura

- Byłem ostatnim z rodu - mówi Ludwik Kalkstein podczas wywiadu w więzieniu. - Biorąc sobie to drugie nazwisko niemieckie (Stark), wybrałem imię Konrad. To imię Wallenroda. Umyśliłem grać jego rolę. Kiedy wydawałem punkty kontaktowe, myślałem, że są zmienione jako spalone. Dałem dość czasu, aby je zlikwidowano. Dlaczego nie zrobiono tego? Chciałem się wkraść w zaufanie hitlerowców. Przewidywałem dwa warianty. Gdyby Niemcy przegrywały: dostać się do służby w ochronie Hitlera i zabić go, samemu ginąc. W wypadku, jeśli Niemcy wojnę wygrają: zrobić karierę. Im większą karierę zrobiłbym, tym większe szkody mógłbym zadać Niemcom.

Po publikacji w tygodniku "Świat" rodzina Kalksteina jest oburzona. Przecież nie jest ostatnim z rodu.

Wujowie piszą o nim w liście do redakcji: "Marna kreatura winna śmierci setek najlepszych ludzi oddanych walce z najeźdźcą".

Nóż w szkole

Kąkolewski rozmawia też z Blanką Kaczorowską, którą odnajduje w Centrali Handlowej "Foto-Kino-Film".

Dawna "Sroka" opowiada, że ślepo wierzyła mężowi. Żali się, że kiedy siedziała w więzieniu, jej synowi dokuczali rówieśnicy, znający przeszłość rodziców. Jednego z nich dźgnął nożem w szkole. Trafił do poprawczaka.

Wspomina też, że od 20 lat każdej nocy ma koszmary.

I cholernie nieudane życie osobiste. Wszyscy mężczyźni rzucają ją natychmiast, gdy dowiedzą się, kim była.

Czarny mercedes

Po odsiedzeniu połowy kary Ludwik Kalkstein stara się o warunkowe zwolnienie.

Wspierają go w tym władze więzienia, które piszą: "Wyróżnia się sumienną i wydajną pracą". 12 lipca 1965 roku wychodzi na wolność. Strażnicy widzą, że pod bramą wsiada do czarnego mercedesa. Jedzie do Szczecina. Pianistka czeka na niego z kolacją.

Ktoś mówi, że grozi mu śmierć. Wtedy pakuje się i oświadcza pianistce, że wyjeżdża na zawsze. Przenosi się do Warszawy. Mieszka u kuzynki. Tylko ona z całej rodziny chce go widzieć.

Odszukuje Blankę. Nie potrafią nawet ze sobą rozmawiać. Biorą rozwód.

Z jego akt, odtajnionych przez IPN, wynika, że 3 sierpnia 1966 roku wyrabia sobie dowód osobisty jako Ludwik Kalkstein-Stoliński. W rubryce zawód wpisuje: literat.

DOWGIRD

Happy end

12 marca 1972 roku, Warszawa.

Twórca "Stawki większej niż życie" Andrzej Konic przegląda stary spis szlachty litewskiej w poszukiwaniu nazwiska, które mógłby nosić bohater jego nowego serialu. Jego wzrok zatrzymuje się na nazwisku Dowgird.

"Czarne chmury", pierwszy polski serial płaszcza i szpady, ma premierę w Boże Narodzenie 1973 roku. Odnosi wielki sukces.

Fabuła do złudzenia przypomina życiorys Christiana Ludwiga von Kalcksteina. Filmowy Krzysztof, jak historyczny Christian, występuje przeciwko elektorowi. Wierny sługa Pilz w filmie nazywa się Pilch. Dowgird, jak Kalckstein, zostaje podstępnie zwabiony do rezydencji ambasadora, zwinięty w dywan i porwany.

Tyle że film kończy się happy endem.

Tajemnica

W latach 70. w środowisku filmowym mówi się, że "Czarne chmury" wymyślił Ludwik Kalkstein.

Próżno szukać jednak jego nazwiska na "liście płac". Zdzisław Nardelli, niegdyś dyrektor Teatru Polskiego Radia, który w latach 40. realizował w szczecińskiej rozgłośni słuchowiska Świerkiewicza, czyli Kalksteina, trzy lata przed swoją śmiercią opowiedział mi o spotkaniu z Kalksteinem: - Był u mnie po wyjściu z więzienia. Pożyczyłem mu pewną sumę. Później jego kuzynka chciała, abym wystawił mu opinię jako literatowi. Powiedziałem, że szybciej powinien zrobić to Andrzejewski. Była u niego, ale odmówił.

Według Nardellego Kalkstein chciał zrobić słuchowisko o swoim przodku. Z jego nazwiskiem było to jednak niemożliwe: - To Kalkstein pisał scenariusz "Czarnych chmur", Rysiu Pietruski tylko to za niego podpisał.

- Zdradzę panu pewną tajemnicę - mówi 82-letni Andrzej Konic, z którym trzykrotnie rozmawiam przez telefon. - Nazwisko głównego bohatera musiałem zmienić na pięć dni przed rozpoczęciem zdjęć. W scenariuszu był Kalkstein. To wtedy by nie przeszło. Dowgird było krótkie i nieźle brzmiało. Ale dlaczego tak się pan tym interesuje?

- Próbuję wyjaśnić, kto napisał scenariusz tego serialu.

- Rysiu Pietruski i... cholera, nie mogę sobie przypomnieć.

- Antoni Guziński.

- O, właśnie! Początkowo pisali razem. Później się pokłócili i pisali osobno. Ale się pogodzili i w końcu podpisali to razem. Wie pan, ten Guziński to bardziej historyk niż literat, nie miał talentu dramatycznego, żeby to poskładać...

- A Pietruski nigdy nie pisał. A to świetnie skrojony scenariusz. Dziwne.

- Noo... to chyba musi pan zapytać u źródła, jak naprawdę było.

Rozmowa w SPATiF-ie

Ryszard Pietruski, oficjalny współautor scenariusza i filmowy wachmistrz Pilch, w latach 50. był aktorem Teatrów Dramatycznych w Szczecinie. Przesiadywał w XIII Muzach, gdzie brylował Świerkiewicz. Zmarł w 1996 roku.

Antoni Guziński, z zawodu mleczarz, z zamiłowania historyk, był w latach 70. szefem działu rolnego w "Przyjaciółce". Przyjaźnił się z mężem kuzynki Kalksteina. Mieszka teraz w Newport na brytyjskiej wyspie Isle of Wight. Ma 85 lat.

- Jak pan wpadł na pomysł filmu o XVII-wiecznym pułkowniku?

- Nie pamiętam, wygrzebałem skądś. Powiedziałem Pietruskiemu w SPATiF-ie, że ta historia to materiał na film. Tak się zaczęło. Rysiu został współautorem, ale nie podobało mi się, co pisze. Pokłóciliśmy się. Prawda jest taka, że to ja sam napisałem ten scenariusz.

- Ale Andrzej Konic mówi, że to raczej Pietruski pisał.

- To nieprawda. Rysia tylko dopisali, bo razem figurowaliśmy w umowie z telewizją.

W serwisie informacyjnym Filmpolski.pl, będącym kopalnią wiedzy na temat wszystkich filmów wyprodukowanych w Polsce po 1945 roku, można o "Czarnych chmurach" przeczytać: "Autorstwo scenariusza nie jest oczywiste".

STOLIŃSKI

Interesujące tematy

18 lutego 1968 roku, Szczecin.

Porucznik SB Kazimierz Baran pisze tajny raport do MSW, w którym opisuje odwiedziny byłego agenta gestapo Ludwika Kalksteina.

"Ponieważ nazwisko Kalkstein uniemożliwia mu normalne życie, chce wystąpić o zmianę i prosi o pomoc w tym względzie SB. Daje przy tym do zrozumienia, że chętnie dyskutowałby z nami na interesujące nas tematy z jego działalności".

Taki dokument odnalazłem w odtajnionych przez IPN aktach SB.

Od tej pory Kalkstein jest Ludwikiem Stolińskim.

Węgorze

Wypuszczenie z więzienia zdrajcy współodpowiedzialnego za wpadkę dowódcy Armii Krajowej nagłaśnia Wolna Europa.

"Opowiadano mi, że dosięgła go »prywatna kara«: w pomorskiej rozgłośni ktoś zmasakrował mu twarz" - pisze w swoich wspomnieniach Irena Rowecka, córka generała.

Ale to nieprawda. Ludwik Stoliński szuka swojej bezpiecznej przystani. Pomaga mu w tym powodzenie u kobiet. Początkowo mieszka na Wybrzeżu u właścicielki prywatnego sklepu. Wozi do Warszawy wędzone węgorze, które kupują ajenci knajp z dancingiem. Jego kolejną towarzyszką życia jest dentystka z Zielonej Góry.

W tym czasie na jego dawny, szczeciński adres wciąż przychodzą rachunki z izb wytrzeźwień w całej Polsce.

Utrata

Kiedy na ekranach telewizorów po raz pierwszy pokazuje się Krzysztof Dowgird, Stoliński mieszka już od kilku miesięcy we wsi Mysiadło z zamożną córką badylarza Teresą Ciesielską.

Prowadzą kurzą fermę. W Mysiadle odnajduje go dawny żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych.

- To był zupełny przypadek, ten człowiek stał w kolejce na warszawskiej poczcie i w człowieku przed sobą rozpoznał zdrajcę - wspomina Andrzej Gass, dawny dziennikarz "Kulis", który w latach 70. tropił Kalksteina.

Pojechał za nim, ale dawny "Hanka" nie chciał z nim rozmawiać.

Po tym wydarzeniu Stoliński z kochanką i jej ojcem sprzedają majątek i przenoszą się do wsi Utrata pod Jarocinem. Zakładają wielką fermę świń. Dobrze im się powodzi. Mieszkają w domu z czerwonej cegły otoczonym wysokim murem. W środku socjalistyczny high life. Skórzane fotele i kolorowy telewizor. Nikt z jego sąsiadów nie podejrzewa, kim naprawdę jest bogacz Stoliński.

Pod koniec lat 70. w Utracie odnajduje go żołnierz z grupy "H" Marian Karczewski, autor książki "Czy można zapomnieć" wydanej w latach 60. przez PAX.

Dawny "Hanka" oprowadza go po fermie chwaląc się, jak dobrze idzie mu interes. Potem wyciąga litr wódki. Karczewski chce namówić Stolińskiego do zwierzeń i wydać książkę. On odmawia.

Po tej wizycie postanawia kolejny raz zniknąć.

CIESIELSKI

Paszport

14 września 1980, Jarocin.

Hodowca świń z Utraty odbiera w urzędzie nowy dowód osobisty. Od tej pory nosi nazwisko córki badylarza. Od roku są małżeństwem.

W 1981 roku dostaje paszport jako Ludwik Ciesielski. To już jego 16. nazwisko, licząc konspiracyjne.

- Jego żona miała do mnie pretensje, że to przeze mnie zniknął z jej życia - opowiada Gass. - W czasie karnawału pierwszej "Solidarności" radio emitowało mój reportaż o losach agenta 97. Ona twierdzi, że on po wysłuchaniu go przeraził się i powiedział: "No, teraz to mi łeb ukręcą".

Na miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego Ciesielski samotnie wyjeżdża do Francji.

Stany depresyjne

Od połowy lat 70. we Francji mieszka Blanka Kaczorowska. W 1979 roku na skutek "chronicznych stanów depresyjnych" trafia do szpitala psychiatrycznego w La Quene en Briet.

Po przyjeździe Ciesielskiego do Francji dawni kochankowie z grupy "H" spotykają się z synem, który w 1944 roku, będąc w brzuchu matki, uratował jej życie.

W 1982 roku na prośbę dyrekcji szpitala Kaczorowska zostaje przeniesiona do domu opieki w Lailly en Val, w którym przebywają polscy kombatanci. Pewnego dnia w krzyczącej po nocach pensjonariuszce dawny akowiec rozpoznaje agentkę gestapo. Wybucha skandal. W 1984 roku dyrekcja przenosi ją do francuskiego domu opieki w oddalonym o 6 km Beaugency.

On żyje samotnie w wynajętym mieszkaniu w Paryżu. Choruje na serce. Wciąż pije. Sąsiedzi uważają go za dziwaka. Całymi dniami zza firanki obserwuje ulicę. Rzadko wychodzi z domu. W Paryżu jego trop się urywa.

Prywatne śledztwo

Z akt Kalksteina i Kaczorowskiej wynika, że w 1986 roku wypożyczył je z archiwum ówczesny szef MSW generał Czesław Kiszczak. SB szukało wtedy tej pary.

Kiszczak, dawny oficer peerelowskiego kontrwywiadu i wywiadu wojskowego, mieszka w willi urządzonej jeszcze w latach 80. Stawia przede mną kubek z kawą i mówi: - To było, można by rzec, moje prywatne śledztwo.

Twierdzi, że od wielu lat nurtowała go wpadka "Grota" i sprawa Kalksteina. - Jeszcze w latach 40., gdy pracowałem w kontrwywiadzie, mój kolega Mrówczyński wpadł na trop Kaczorowskiej. Rozpracowywaliśmy ją.

- Czy w 1986 roku udało wam się ich odnaleźć?

- Nie. Ustaliliśmy tylko, że Kaczorowska wyjechała do swojej siostry do Szwajcarii. Tam też, zdaje się, zamieszkał ich syn.

- Wcześniej współpracowali z wami?

- Oboje byli doskonałymi agentami w więzieniu. Widziałem grube teczki ich pracy. Jak pan sądzi, dlaczego Kalkstein miał tak dobrą pozycję za kratami? Po więzieniu był już bezwartościowy. O czym miałby nam opowiadać? O świniach? Wie pan, służby patrzą na ludzi przez pryzmat ich przydatności do spożycia.

Korespondencja

Pięć lat temu Andrzej Gass zauważa klepsydrę informującą o śmierci kogoś z rodziny Kalksteina. Pogrzeb ma odbyć się w Komorowie.

- Pojechałem tam - wspomina. - Liczyłem, że jeśli żyje, przyjedzie. Nie było go. Po tygodniu zadzwoniłem. "On nie żyje, zmarł w latach 80. w Paryżu" - usłyszałem od kogoś z rodziny.

W 2007 roku szczeciński IPN umarza śledztwo, które miało wyjaśnić okoliczności śmierci generała "Grota". Według najczęściej powtarzanej wersji dowódca AK został zgładzony i spalony w obozie w Sachsenhausen na wieść o wybuchu Powstania Warszawskiego. Znane są jednak relacje świadków, którzy twierdzili, że widzieli "Grota" w obozie jesienią 1944. Trwające pięć lat śledztwo niczego nie wyjaśnia.

Także tego, czy Kalkstein rzeczywiście nie żyje.

Przesłuchiwany w tym śledztwie Władysław Bartoszewski zeznaje, iż poznał człowieka znającego syna Kalksteina. Syn dawnego "Hanki" wierzy, że jego ojciec był w gestapo Wallenrodem.

Kapitan Sydney

Bohaterowie opowiadań Wojciecha Świerkiewicza to ludzie zranieni psychicznie, uciekający przed przeszłością, o rozdwojonej jaźni.

Jego powieść "Kapitan Sydney, jeden z wielu" z 1951 roku uchodziła wtedy w Szczecinie za autobiograficzną.

"Kapitan Sydney wstał tego dnia z niesmakiem życia w ustach. Wyjrzał przez 12. piętro z zamiarem samobójstwa. Przez mgłę zaspania zobaczył siebie w cienkiej piżamie, w zimny dzień marcowy jako rozpłaszczoną masę na bruku.

- Brrr - wstrząsnął nim dreszcz. - Za żadne skarby nie chciałby więcej marznąć".

 

 

Korzystałem z:

A. Chmielarz, A.K. Kunert, "Spiska 14";

Kazimierz Jarochowski, "Sprawa Kalcksteina"

oraz wspomnień Bernarda Zakrzewskiego "Oskara"








Adam Zadworny - Ostatnia misja Kalksteina








Witold Pronobis - Poślubieni zdradzie







Krzysztof Kąkolewski - Barwy hetmanów i czerń SS






WALDEMAR GRABOWSKI - KALKSTEIN I KACZOROWSKA W ŚWIETLE AKT UB