Gazeta Wyborcza - 30/04/1999

 

 

ZBIGNIEW SIEMIĄTKOWSKI

Marzyciele i agenci

 

Komunistyczna Partia Polski

 

 

Dla wielu Komunistyczna Partia Polski to moskiewska agentura - i w ostatnich latach istnienia tej partii w znacznym stopniu tak było. Może jednak warto wspomnieć o niektórych ludziach KPP, którzy starali się wyrwać ją i siebie z narodowego nihilizmu i programowego dogmatyzmu prowadzącego do osamotnienia wśród współczesnych i potępienia wśród potomnych?

Za swoje główne zadanie w 1918 roku komuniści uznali walkę z odradzającą się państwowością polską. "Kto dziś mówi o niepodległości - pisali - ten jest wrogiem klasy robotniczej". Przyszłość Polski wiązali z rewolucją rosyjską oraz nadziejami na wybuch rewolucji w Niemczech. Temu celowi podporządkowana była cała aktywność partii. Niepodległa Polska była dla niej "kłopotem" - jak szczerze przyznał jeden z jej ówczesnych przywódców Henryk Stein-Domski. Była to bowiem "biała Polska", "twierdza kontrrewolucji światowej", "dusiciel" rewolucji niemieckiej. Powstania śląskie - dzięki którym część Śląska wróciła do Polski - komuniści nazywali "ruchawkami nacjonalistycznymi", plebiscyty na Warmii i Mazurach próbą "barbarzyńskiej grabieży" Niemiec, a ewentualne użycie w dokumencie partyjnym słów "Polska", "niepodległość" traktowane było jako objaw nacjonalizmu, godny co najwyżej "socjalzdrajców" z Polskiej Partii Socjalistycznej.

Gdy zawiodły nadzieje na zbudowanie polskimi rękoma Polskiej Republiki Rad, gdy było jasne, że wszystkie klasy społeczne i siły polityczne stoją twardo na gruncie niepodległości Polski, gdy był oczywisty dla komunistów ogrom ich politycznej i narodowej izolacji, jedyną nadzieją pozostali komuniści rosyjscy ze swoją teorią eksportu rewolucji. "Międzynarodowa solidarność proletariatu nie jest czczym frazesem - stwierdzali uczestnicy II rady partyjnej w 1919 r. - mamy prawo żądać od [naszych braci rosyjskich] pomocy, oni zaś mają obowiązek nam jej udzielić". Polscy komuniści nie zawahali się więc nazwać wkraczającej na terytorium Polski Armii Czerwonej armią wyzwoleńczą. Jeśli nawet mieli, jak Julian Marchlewski, pewne wątpliwości, utworzyli w Białymstoku Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski, który w taborach armii Tuchaczewskiego dotarł do Wyszkowa, skąd słał emisariuszy do Warszawy celem wywołania w niej "powstania proletariackiego".

Terror środkiem naszej walki

Tak było w początkach lat 20., nie lepiej było dziesięć lat później. Dla autorów programu KPP z 1932 r. było oczywiste, iż robotnik polski "nie może występować jako obrońca państwowej niepodległości". Przyszłości Polski nadal upatrywali w Związku Socjalistycznych Republik Świata. Przyznawali prawo do samostanowienia, z oderwaniem się od Polski włącznie, ludności białoruskiej i ukraińskiej ze wschodnich województw oraz ludności niemieckiej zamieszkującej Górny Śląsk. Największymi wrogami komunistów byli "socjalfaszyści" z PPS i "ludofaszyści" ze stronnictw ludowych, a walka Centrolewu z antydemokratycznymi tendencjami Polski pomajowej - wewnętrznymi "tarciami obozu faszystowskiego" - walką o "dostęp do żłobu państwowego".

Z tego też okresu pochodzi zaostrzenie taktyki działania partii. Na ulicach Warszawy dochodzi nie tylko do demonstracji, ale również do przejawów terroru politycznego. W starciach z policją giną niewinni przechodnie. W zamachu na stację w Podebrodziu zginął przypadkowo maszynista. Komitet Centralny KPP w specjalnym oświadczeniu nie tylko nie potępił tych działań, lecz stwierdził, iż odrzucając terror indywidualny jako metodę walki politycznej, partia popierać będzie "akty terrorystyczne, które w połączeniu z walką rewolucyjną mas przechodzących do powstania zbrojnego stać się mogą celowym dopełniającym środkiem walki".

Na trzy lata przed wybuchem wojny przywódca KPP Julian Leński-Leszczyński stwierdzał, że hasło "obrony Polski zostało sfabrykowane przeciw Czechosłowacji i ZSRR na usługach Hitlera", i nawoływał: "Ani grosza na zbrojenia", bo "każdy nowy tank i nowy samolot w Polsce będzie umacniać zaborczą potęgę hitleryzmu". Wtórował mu główny wówczas ekonomista KPP Jerzy Ryng, dla którego plany inwestycyjne ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego były planami wojny z ZSRR. Trudno o większe brednie i przykłady antynarodowej retoryki.

Nie chcemy być sektą propagandystyczną

Właściwie na tym można byłoby zakończyć krótki kurs historii KPP. Z dzisiejszej perspektywy i w świetle doświadczeń z okresu realnego socjalizmu właściwie nikogo nie interesują meandry programowe tej partii, tarcia wewnętrzne, walki frakcyjne, dramatyczne wybory ludzi i na koniec ich osobiste tragedie. Kogo właściwie zajmują - jak zwykło się dziś mówić - "porachunki wśród gangsterów"? Może jednak warto wspomnieć o niektórych ludziach KPP, o tych, którzy podejmowali wysiłek wyrwania siebie i partii z zaklętego kręgu, w jakim się znajdowała, z nihilizmu narodowego i programowego dogmatyzmu, prowadzącego do osamotnienia wśród współczesnych i potępienia wśród potomnych.

Szczególnie boleśnie odczuwali to ci KPP-owcy, którzy przyszli do partii z PPS: Maria Koszutska - Wera Kostrzewa, Maksymilian Horwitz - Henryk Walecki, Tadeusz Żarski, Jerzy Czeszejko-Sochacki. Bliski ich myśleniu był weteran ruchu robotniczego Adolf Warszawski-Warski, który pisał w przededniu zjednoczenia SdKPiL z PPS - Lewicą, iż hasło "nic - prócz rewolucji" nie jest hasłem komunistów, lecz anarchistów, czym wywołał taką burzę wśród SdKPiL-owców, że nie został wybrany do władz KPRP.

Dla tych działaczy okres spędzony w partii o niepodległościowym programie stanowił zbyt ważny etap w ich życiu, aby nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji przyjęcia przez KPP optyki internacjonalistycznej, podporządkowującej sprawy narodowe rewolucji światowej. Zbyt świeżo mieli w pamięci choćby czas spędzony w jednym Komitecie Centralnym z Józefem Piłsudskim czy też wspólne akcje z bojowcami PPS, by nie zdawać sobie sprawy, że strategia przyjęta przez komunistów w 1918 r. jest dla nich zabójcza. Dlatego też z tego grona działaczy, nie obciążonych SdKPiL-owskim sposobem patrzenia na sprawy narodowe, wyszła inicjatywa zmian. Gdy opadły emocje pierwszych lat niepodległości, przyszedł czas na refleksje. Jak gorzko zauważył podczas obrad II Zjazdu KPRP w 1923 r. Franciszek Grzelszczak-Grzegorzewski, komuniści upominali się o prawa wszystkich narodów, zapominając o jednym narodzie - polskim. "Takie wyrazy - mówił - jak Polska albo sprawy polskie były dla nas niemożliwe do przełknięcia, były niemal płachtą czerwoną na byka. Gdybyśmy w tych sprawach zajmowali inne stanowisko, może byłoby dziś w Polsce inne ustosunkowanie sił społecznych".

Najdalej w tych rozrachunkach poszedł Julian Brun-Bronowicz. W swej książce poświęconej "Przedwiośniu" Stefana Żeromskiego zawarł słowa i oceny, które dotąd, tak jak i później, nie mogły przejść komunistom przez usta. Legiony Piłsudskiego były dla niego wyrazem niezgasłej idei niepodległości, a nie intrygą wywiadu austriackiego, jak twierdzili komuniści przedtem i długo potem. Dlatego też elita młodzieży robotniczej była w Polskiej Organizacji Wojskowej, a nie w partii komunistycznej. Ta młodzież obroniła w 1920 r. Polskę przed Armią Czerwoną, broniła bowiem Polski "w ogóle, każdej, jakiejkolwiek, bezprzymiotnikowej". Odparli bolszewików, bo siła moralna była po stronie Polaków.

Te słowa musiał Brun w 1927 r. odwołać, zmuszony do tego przez swoich partyjnych towarzyszy, niemniej jednak w tamtym okresie odegrały one swoją rolę. Zawarta w jego "Stefana Żeromskiego tragedii pomyłek" teza, że rewolucja w Polsce winna być motywowana interesami narodu, a nie celami internacjonalistycznymi, znalazła uznanie w gronie wpływowych działaczy komunistycznych, za sprawą których wpisana została w 1923 r. do programu partii. Skupieni wokół Warskiego, Kostrzewy i Waleckiego doprowadzili oni do przyjęcia przez KPRP nowego programu. Znalazła się w nim myśl, że jeśli komuniści nie chcą być "sektą propagandystyczną", muszą być wyrazicielami interesów narodu. W interesie narodu leżało zaś utrwalenie niepodległości i demokracji. Z tych też względów należało poprzeć walkę lewicy demokratycznej. Do przejawów tej walki zaliczali również konflikt Józefa Piłsudskiego z endecją, którą uważali za największe zagrożenie dla wolności socjalnych i obywatelskich. "W Polsce nie tylko socjalizm - mówił Warski - ale nawet zdobycze burżuazyjno-demokratyczne, jak wolność polityczna i ustawodawstwo społeczne, mogą być osiągnięte i utrzymane jedynie przez zwartą siłę mas pracujących pod przewodem zorganizowanego proletariatu". Jakkolwiek drętwo brzmią dziś te słowa, to należy pamiętać, że na tle ówczesnej propagandy komunistycznej stanowiły one prawdziwy przełom.

Komuniści z Piłsudskim

Zmiana programu wpłynęła na zmianę taktyki działania. Już w 1922 r. komuniści zrezygnowali z bojkotu wyborów parlamentarnych. Powołali legalny Związek Proletariatu Miast i Wsi, pod szyldem którego występowali kandydaci komunistyczni. Pod listami komunistycznymi zebrano 10 tysięcy podpisów, a w wyborach na listy te oddano 121 tys. Komuniści w nowym Sejmie zdobyli dwa mandaty. W następnych wyborach mandatów tych mieli już 16. W 1925 r. po otrzymaniu listu żelaznego od ministra sprawiedliwości wrócił z emigracji Adolf Warski, aby po złożeniu ślubowania objąć mandat poselski. Zamieszkał w swym starym mieszkaniu w Alejach Ujazdowskich, skąd prowadził legalną działalność polityczną.

W maju 1926 r. KPP poparła zamach Józefa Piłsudskiego, wezwała do strajku generalnego robotników Warszawy i wzięła udział w zorganizowaniu strajku kolejarzy, który uniemożliwił dotarcie do stolicy posiłków wojskowych dla rządu Wincentego Witosa. Decyzja o poparciu przewrotu majowego pozwalała komunistom na wyjście z głębokiego podziemia. W tych dniach pierwszy raz uczestniczyli w działaniach akceptowanych przez większość społeczeństwa. Podjęciu tej decyzji sprzyjały liczne związki, jakie istniały pomiędzy ówczesnymi przywódcami KPP a wywodzącymi się z Organizacji Bojowej PPS liderami obozu piłsudczykowskiego. Dla wielu z nich Walecki był towarzyszem wspólnej walki z caratem, z którym przeprowadzili w 1907 r. brawurowe odbicie z Cytadeli oczekujących tam na egzekucję bojowców z PPS-u. Przeszłość peowiacką mieli posłowie komunistyczni Tomasz Dąbal i Sylwester Wojewódzki, a Bolesław Wieniawa-Długoszowski zawdzięczał życie Edwardowi Próchniakowi, który wyciągnął go w 1918 r. z więzienia Czeka w Piotrogrodzie, za co ten odwdzięczył mu się w Warszawie, wydostając go z aresztu Defy.

W obronie Trockiego

W zamyśle przywódców partii nowy program i nowa taktyka prowadzić miały do legalizacji KPP. Wzorem dla nich byli komuniści czescy, którzy odgrywali w swojej ojczyźnie ważną rolę polityczną. Taktyka ta skazana była z góry na niepowodzenie. Ewolucja programowa i polityczna partii została przerwana na skutek interwencji Międzynarodówki Komunistycznej, której sekcją od 1919 r. była KPP. Na dyskusję w partii polskich komunistów nałożyła się walka o władzę w RKP(b), rosyjskiej partii komunistycznej.

W konflikcie Lwa Trockiego z Józefem Stalinem kierownictwo KPP poparło Trockiego. W grudniu 1923 wystosowało poufny list do władz radzieckich, w którym brało w obronę Trockiego przed brutalnymi atakami Stalina. "Imię tow. Trockiego - pisali - dla naszej partii, dla całej Międzynarodówki, dla całego rewolucyjnego proletariatu światowego związane jest nierozerwalnie ze zwycięską Rewolucją Październikową, z Armią Czerwoną, z komunizmem i rewolucją światową. My nie dopuszczamy możliwości tego, iżby tow. Trocki znalazł się poza szeregami wodzów RKP i Międzynarodówki". Dystansując się wobec jego koncepcji permanentnej rewolucji i nie podzielając jego krytyki Nowej Polityki Ekonomicznej w Rosji, uważali, że po śmierci Lenina jest on jedynym człowiekiem "ubóstwianym przez masy", i sprzeciwiali się wykluczeniu go z kierownictwa partii bolszewickiej. Zaatakowani przez Stalina nie wycofali słów poparcia dla Trockiego. "Bronię zagrożonych - mówiła Kostrzewa - choćby z narażeniem siebie".

W sprawie łamania kości

Konflikt tzw. większości z kierownictwem radzieckim był długo oczekiwaną okazją do podjęcia aktywnych działań przez ich przeciwników w partii. "Mniejszość" z Julianem Leńskim, Jerzym Ryngiem, Janem Paszynem, mając wsparcie środowiska emigracji komunistycznej w ZSRR oraz Józefa Stalina, rozpoczęła, nie przebierając w środkach, walkę z twórcami nowego programu partii. Warskiego i Kostrzewę popierała większość organizacji terenowych, w kierownictwie radzieckim liczyć mogli jedynie na Nikołaja Bucharina, którego koncepcje włączenia drobnotowarowej gospodarki chłopskiej do gospodarki socjalistycznej w pełni podzielali. Było to za mało, aby móc marzyć o zwycięstwie. Do walki z "większością" wykorzystano Związek Młodzieży Komunistycznej oraz pracujących w radzieckich organach bezpieczeństwa komunistów polskich, ale główna rola w rozprawieniu się z "prawicowcami" przypadła Międzynarodówce.

Podczas obrad jej V Kongresu w lipcu 1924 zebrała się pod przewodnictwem Stalina Komisja Polska. Odbył się sąd nad przywódcami KPP. Poddano krytyce ich działania, nawoływano do złożenia samokrytyki, grożono "pogruchotaniem" kości w wypadku niepoddania się dyktatowi Międzynarodówki. Tam też Kostrzewa rzuciła Stalinowi w twarz słowa, których nie zapomniał jej nigdy: "Towarzysze! W naszej Międzynarodówce Komunistycznej kości połamane zrastają się. Obawiam się natomiast czego innego. Niebezpieczni dla nas nie są tacy ludzie, którym można dla takich przyczyn jak nam łamać kości, ale tacy, którzy w ogóle kości nie mają". Oskarżała środowisko emigracji komunistycznej o wieczne intrygowanie, uprawianie walki frakcyjnej, wciąganie do niej funkcjonariuszy radzieckich, wykorzystywanie występującej różnicy zdań pomiędzy KPP a Kominternem do walki z kierownictwem partii.

W ocenie Józefa Stalina kierownictwo KPP stało się polską "filią trockizmu". Był to najcięższy zarzut, jaki można było postawić komuniście. Decyzją Komisji Polskiej MK Kostrzewa i jej towarzysze zostali usunięci z władz partii. Kierownictwo partii powierzono Julianowi Leńskiemu. Żegnając się ze swoimi zwolennikami w kraju, Kostrzewa napisała w "Nowym Przeglądzie", organie teoretycznym partii: "Wyrokiem na nas nie przejmujcie się zbytnio i nie róbcie z tego zbyt wielkiej tragedii. Każdy może się pomylić, ale na szacunek zasługują tylko ci, którzy mają odwagę swoje zdanie wypowiadać".

Gdy rządzą czekiści

Los działaczy "większości" został przypieczętowany usunięciem z kierownictwa radzieckiego w 1929 r. Bucharina, mimo że dwa lata wcześniej przyłączyli się do jego krytyków. Był to też koniec samodzielnej myśli politycznej komunistów polskich. Od tej pory cała ich aktywność była jedynie realizacją poleceń Kominternu i bieżących celów politycznych ZSRR.

Zgodnie ze stanowiskiem Kominternu w KPP przyjęto założenie, że następstwem wielkiego kryzysu ekonomicznego, w jakim od 1929 r. znajdowała się gospodarka kapitalistyczna, będzie rewolucja socjalistyczna. W przyjętym programie tzw. rewolucyjnego wyjścia z kryzysu znaczącą rolę do odegrania przypisano samoobronie partyjnej. Droga do przewrotu komunistycznego w Polsce prowadzić miała przez organizowanie strajków kroczących, przeradzających się w ogólnokrajowy strajk powszechny, a następnie w powstanie. Celem "ubojowienia partii" i przygotowania jej do zbliżającej się - jak sądzono - walki zbrojnej przystąpiono do rozbudowy bojówek partyjnych, gromadzenia broni, zalecano urządzanie demonstracji ulicznych, odbijanie aresztowanych, rozbrajanie policjantów, organizowanie na kresach oddziałów partyzanckich, które operowałyby z baz położonych po radzieckiej stronie Białorusi i Ukrainy. Ta taktyka czyniła z KPP agenturę obcego państwa, parawan dla działań jego służb specjalnych.

Przyjęciu tej taktyki służyły zmiany personalne i generacyjne, jakie nastąpiły w KPP. Od życia partyjnego tak w kraju, jak i na emigracji odsunięto działaczy politycznych typu Edwarda Próchniaka, Henryka Lauer-Branda, Stanisława Łańcuckiego, którzy gotowi byli poświęcić swe życie rewolucji, a nie polityce ZSRR. Ich miejsce zajęli komuniści - Polacy, którzy po rewolucji październikowej wraz z Feliksem Dzierżyńskim poszli do organów bezpieczeństwa Rosji Radzieckiej. Strukturami emigracyjnymi KPP w ostatnich latach jej istnienia kierowali oddelegowali przez Komintern funkcjonariusze Czeka: Bronisław Bortnowski-Bronkowski, Stefan Mertens-Skulski i Albert Żytłowski. W kraju zaś konspiracją komunistyczną sterowali wywodzący się ze Związku Młodzieży Komunistycznej Stanisław Radkiewicz, Stanisław Zawadzki, Bolesław Mołojec i Anatol Fejgin.

W następstwie przyjęcia nowej strategii nastąpił radykalny spadek wpływów partii i zawężenie ich praktycznie do niektórych środowisk mniejszości narodowych niezwiązanych emocjonalnie z II RP. Samo kierownictwo dopatrywało się przyczyn słabości KPP z jednej strony w działaniach represyjnych państwa, z drugiej zaś - w pozostałościach wpływów Warskiego i Kostrzewy. Wszystkich mających inne zdanie niż aktualni przywódcy usuwano z partii pod zarzutem sprzyjania koncepcjom trockistowskim.

"Trockizm - pisał w tym czasie szef kontrwywiadu partyjnego Albert Żytłowski - wystąpił w Polsce w formie kostrzewo-trockistowskiej grupy, wyobrażającej wspólnotę ideologicznych poglądów kostrzewistów i trockistów w głównych zagadnieniach treści i taktyki, walki przeciw Komunistycznej Partii Polski i Międzynarodówce Komunistycznej". Był to język, który już na dobre i na długo zagościł w ruchu komunistycznym. W partii rozpoczęto polowanie na trockistów, wszędzie widziano "agenturę peowiacko-defensywiacką". Pod takim zarzutem w ZSRR władze radzieckie aresztowały w 1933 r., a następnie po brutalnym śledztwie straciły pierwszą grupę działaczy KPP-owskich: Tadeusza Żarskiego, Jerzego Czeszejkę-Sochackiego, Sylwestra Wojewódzkiego i Stanisława Królikowskiego. Krajowe organizacje partyjne podjęły uchwały solidaryzujące się z decyzjami władz radzieckich. Podobnie postąpili komuniści przebywający w polskich więzieniach. W rezolucjach uchwalanych przez więzienne komuny domagali się przykładnego ukarania przywódców odpowiedzialnych za sprzyjanie tendencjom trockistowskim.

Zrobili swoje - pod ścianę!

W 1937 r. nastąpiły kolejne aresztowania wśród komunistów polskich przebywających w Moskwie. Na Łubiance znaleźli się Warski, Kostrzewa, Walecki i setki KPP-owców pracujących w aparacie radzieckim czy też kształcących się w szkołach kominternowskich. Po nich przyszła kolej na przebywające w Paryżu władze partyjne - Leńskiego, Bortnowskiego, Henrykowskiego, Paszyna, Krajewskiego oraz ściągniętych z kraju członków sekretariatu krajowego. Pogodzili ich z byłą "większością" wychowankowie Dzierżyńskiego, wykonując na nich egzekucje w piwnicach Łubianki. Po wypełnieniu roli realizatorów stalinowskiej polityki w KPP, zgodnie z logiką Wielkiego Terroru, sami również padli jego ofiarą.

Łącznie w wyniku Wielkiej Czystki w samej Moskwie rozstrzelano 10 tys. Polaków, z których część tylko stanowili polscy komuniści (ok. 2-3 tys. osób). Pozostali to polska kolonia w Moskwie, osiadła jeszcze w czasach przedrewolucyjnych.

Historycy obliczają, że spośród przebywających w Rosji polskich komunistów Wielką Czystkę przeżyło 70-80 osób. Ocaleli ci, którzy odmówili przyjazdu do Moskwy bądź siedzieli jak Alfred Lampe w polskich więzieniach. Ostatecznie, po zlikwidowaniu kierownictwa, Komintern w 1938 r. rozwiązał KPP.

Było to następstwem rozprawy Stalina ze starą gwardią bolszewicką. Pozostając od lat w związkach z Nikołajem Bucharinem, Gieorgijem Zinowiewem, Lwem Kamieniewem - musieli podzielić ich los. Likwidacja partii była już tylko dopełnieniem jej historii. Faktycznie uległa ona likwidacji pod koniec lat 20., z chwilą wyeliminowania przywódców pragnących nadać jej radykalną, ale samodzielną myśl polityczną, chcących wpisać ją w scenę polityczną II RP. Zarządzana w latach 30. przez funkcjonariuszy kominternowskich swoją działalnością zapracowała na złą sławę.

Agent buduje partię

Gdyby Polska nie znalazła się na skutek układów jałtańskich w radzieckiej strefie wpływów, dzieje KPP nie miałyby dla nas większego znaczenia. Ale historia potoczyła się inaczej. W 1941 r. na Kremlu zapadła decyzja o odbudowie partii polskich komunistów, którym powierzyć chciano zadanie stworzenia w okupowanej Polsce przyjaznej Związkowi Radzieckiemu partyzantki. Początkowo realizować miała ona cele militarne, a później tworzyć alternatywę polityczną dla legalnych władz londyńskich. Dla historii najnowszej nie jest więc bez znaczenia, kto miał to zadanie wypełniać. Samodzielnie myślący komuniści nie żyli bądź dogorywali w gułagach. Pod ręką byli zaś trzeciorzędni działacze byłej KPP oraz wytrenowani w posłuszeństwie funkcjonariusze radzieccy, dla których ojczyzną był Związek Radziecki. Na jego polecenie wypełniali różne misje. Gdy była potrzeba - w Hiszpanii (jak Bolesław Mołojec), w Bułgarii (jak Bolesław Bierut) lub we Francji (jak Franciszek Mazur). Dla historii Polski ważne więc jest, kto był w grupie inicjatywnej, której w lutym 1942 r. powierzono utworzenie Polskiej Partii Robotniczej. Być może historia potoczyłaby się inaczej, gdyby nie polecono budować partii agentowi NKWD, gdyby na czele tej inicjatywy stanęli ludzie tego wymiaru intelektualnego i tej prawości, co Kostrzewa i jej współpracownicy.

Nie jesteśmy dziś w stanie wyjaśnić dramatycznej historii lat 30., nie sięgając do procesów i zdarzeń, jakie miały miejsce w ruchu komunistycznym na przełomie lat 20. i 30. Bez tej znajomości nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie o przyczyny zabójstwa Marcelego Nowotki, nie wyjaśnimy kulis śmierci braci Mołojców, podłoża konfliktów "krajowców" z Centralnym Biurem Komunistów Polski w Moskwie, sporów Władysława Gomułki z Bierutem, walki Leona Kasmana z Mieczysławem Moczarem. Nie wyjaśnimy wielu innych zdarzeń, które miały tragiczny wpływ na naszą najnowszą historię. Dlatego też być może warto ocalić od zapomnienia ludzi, których śmierć była zapowiedzią tych wydarzeń.

Znamienne są też dalsze losy byłych KPP-owców w PRL. Poza strukturami PPR pozostali liczni członkowie KPP z Łodzi i Zagłębia Dąbrowskiego, nie wstąpili też do niej komuniści - Polacy z Górnego Śląska. Wśród zwolenników Władysława Gomułki i tzw. polskiej drogi do socjalizmu byli liczni terenowi działacze KPP wyrzuceni z niej w latach 30. Spośród przybyłych z ZSRR komunistów polskich znaczna część tych, którzy przeszli przez piekło gułagów, zachowała spory dystans wobec polityki PPR. Świadomie wybierali sobie miejsce na obrzeżach tworzącego się systemu. Osobiste przeżycia nie pozwoliły im na afirmację rodzącego się stalinizmu.

 

Zbigniew Siemiątkowski (ur. 1957) - politolog, poseł SLD od 1991 r., od lutego do grudnia 1996 minister spraw wewnętrznych, następnie do września 1997 minister koordynator ds. służb specjalnych.






Nasza słodka komuna