Rzeczpospolita - 11.12.2003

 

Żona prezydenta wpisana jest w rządzący Polską postkomunistyczny układ, a jej prezydentura może służyć jego utrwaleniu

 

BRONISŁAW WILDSTEIN

Różne twarze populizmu

 

Zdobycie prezydentury przez Jolantę Kwaśniewską byłoby dowodem choroby polskiej demokracji. Byłby to też element szerszej operacji politycznej, której celem jest utrwalenie oligarchicznych układów rządzących dzisiaj Polską. Operacja taka miałaby zresztą populistyczny charakter.

Rozpoczęcie prezydenckiej kampanii przez Jolantę Kwaśniewską - bo tak trzeba potraktować zorganizowane przez "Politykę" jej wystąpienie w krakowskim klubie Jaszczury, za którym postąpiły sondaże obiecujące zwycięstwo już w pierwszej turze - stanowiło równocześnie początek wielkiej medialnej akcji propagandowej. Słowo "początek" jest w tym wypadku nie do końca właściwe, gdyż ogromna część mediów, a zwłaszcza prasa kobieca, propagandę na rzecz Kwaśniewskiej prowadzi już od ośmiu lat. Dotąd jednak pośrednio, acz niezwykle skutecznie, działania te służyły karierze jej męża. Teraz okazało się, że można zdyskontować je bezpośrednio na rzecz obiektu adoracji, jakim stała się prezydencka małżonka. Do kampanii dołączyli się związani z prezydentem działacze SLD. Nawet główny rywal Kwaśniewskiego i ciągle jeszcze jednoosobowy lider Sojuszu, premier Miller, wprawdzie bez entuzjazmu, ale przyznał, że w tej sytuacji jego formacja zmuszona będzie poprzeć kandydaturę prezydentowej. Sukces Kwaśniewskiej wydaje się murowany.

Fundamentem popularności kandydatki jest niezwykła sympatia, jaką cieszy się jej mąż. Powszechnie uważa się, że jego obie kadencje należą do bardzo udanych. W rzeczywistości, a nie telenoweli, jaką stała się w odbiorze publicznym owa prezydentura, jej bilans wydaje się co najwyżej dwuznaczny.

Najlepiej Kwaśniewski funkcjonował w polityce międzynarodowej. W relacjach z sąsiadami wschodnimi przyjął nawet istotne elementy strategii redaktora paryskiej "Kultury" Jerzego Giedroycia. Polegała ona na próbie wciągnięcia w orbitę polityki polskiej, a co za tym idzie i zachodniej, naszych nierosyjskich sąsiadów zza wschodniej granicy. Jednocześnie Kwaśniewski, zgodnie z polską racją stanu, zaangażował się w integrację naszego kraju ze strukturami zachodnimi: NATO i UE.

Również jednak, choć nie na taką skalę jak w polityce wewnętrznej, i w kontaktach z zagranicą łatwo było zauważyć główną wadę całej prezydentury: kunktatorstwo. Polega ono na braku odwagi, na unikaniu jednoznacznych działań politycznych, szczególnie takich, które mogłyby spowodować konflikty. Tu wydaje się kryć zresztą tajemnica sukcesu prezydenta: nie przywykli do niepodległej polityki i demokracji, w której muszą ścierać się różne opcje, Polacy premiują polityków potrafiących stworzyć złudzenie, jakoby konflikt w polityce był czymś zbędnym. Przykładem braku zdecydowania w polityce zagranicznej prezydenta była pasywna postawa wobec resowietyzacji Białorusi (choćby brak pomocy dla niezależnej kultury białoruskiej) czy udzielenie na zasadzie siły bezwładu poparcia obciążonemu skandalem prezydentowi Litwy Paksasowi.

Jednak kunktatorstwo prezydenta nigdzie nie było tak widoczne jak w polityce wewnętrznej. Objawiło się m.in. w niewykorzystaniu prerogatyw ustawodawczych przez prezydenta, a nawet ewidentnym obecnie wycofaniu się przez niego wyłącznie do funkcji reprezentacyjnych. To ta postawa prawdopodobnie spowodowała, że Kwaśniewski także nie przeszkadzał w rządzeniu swoim politycznym przeciwnikom. Ma on jednak na koncie blokowanie ze względów partyjnych (w celu szkodzenia prawicy) ważnych i pozytywnych dla Polski działań podejmowanych przez rząd Buzka. Najbardziej obciąża go zawetowanie przygotowanej przez Leszka Balcerowicza reformy finansów państwa. Ma Kwaśniewski swój udział w psuciu ustawy o reformie administracyjnej czy blokowaniu reformy emerytalnej w obronie PRL-owskich mundurowych funkcjonariuszy.

Przy modelu prezydentury wybranym przez Kwaśniewskiego najważniejsze jednak staje się właściwe "reprezentowanie". I w tej mierze, wbrew powszechnej opinii, Kwaśniewski działał głównie destrukcyjnie. I nie chodzi tylko o skandaliczne wpadki, jak pijany występ podczas ceremonii pogrzebowej oficerów polskich pod Charkowem, reklama mebli szwagra czy inicjowanie parodii papieża. Chodzi o to, że Kwaśniewski w ogromnej mierze przyczynił się do zakwestionowania standardów moralnych w naszym życiu publicznym, a więc zakwestionowania cnót leżących u podstaw pojęcia patriotyzm. Przyznawanie "symetrycznie" orderów państwowych bohaterom i ich prześladowcom, wybitnym twórcom i komunistycznym propagandzistom jest tego najbardziej widomym przejawem. To prezydent celebrował chwałę organizacji ZSP (SZSP), PZPR-owskiej akademickiej młodzieżówki, z której wypączkowała "Ordynacka", promująca działaczy w rodzaju Czarzastego czy Kwiatkowskiego. I prezydent Kwaśniewski miał udział w tworzeniu polityczno-biznesowego układu, który stał się rakiem toczącym III RP.

Wizerunek na miarę telenoweli

Już od kampanii 1995 roku Kwaśniewski i twórcy jego wizerunku niezwykle konsekwentnie go kreują i utrwalają. Jest to wizja prezydenta bezkonfliktowego, który unika jakiejkolwiek deklaracji, nie zajmuje stanowiska w jakimkolwiek sporze, nie reprezentuje żadnych idei. Utrwala on tęsknotę i wyobrażenie współczesnego Polaka, że można uniknąć wszelkich problemów i nie podejmować żadnych ryzykownych decyzji. Wszystko może być proste, łatwe i wygodne. Oto teflonowy prezydent Barbie wywiedziony z marzeń lękających się świata rodaków. Z czasem ów prezydent zaczął nabierać dostojeństwa. Było to jednak operetkowe dostojeństwo kultury masowej. Prezydent stał się dobrotliwym władcą czuwającym nad naszym świętym spokojem.

Wizerunek ten osadzony został w telenoweli, jaką stało się w polskiej kulturze masowej życie pary prezydenckiej. Prezydent z prezydentową chętnie pozują do sesji zdjęciowych w popularnej prasie kobiecej. Przebrani za Romanowów upostaciowują ludowe wyobrażenie o parze monarszej, w którą zawsze kochał wpatrywać się gmin. Para ta reprezentuje świat najwyższy i największą karierę, a jednocześnie przemieszkuje pod naszymi dachami. Wszystko w nich jest łatwe, bo bezrefleksyjne, uładzone, bo pozbawione konfliktów, bliskie, bo sprowadzone do banału. Wyobrażenie o Kwaśniewskich apeluje do infantylnego wymiaru świadomości zbiorowej. To para monarsza Króla Ćwieczka, dobrotliwi rodziciele zdziecinniałych poddanych. Idealny obiekt identyfikacji infantylnej zbiorowości.

Prezydent z prezydentową uwielbiają snuć zwierzenia o swojej miłości, nawet o intymnych relacjach, cały czas balansując na dopuszczalnej granicy (opowieści o bosych tańcach w łazience, czulenie się "misiaczków" itp). Oto ideał ogromnej części kobiet: robiący największą karierę mąż, który nadal pozostaje wierny, czuły i kochający. Jego szykowna, reprezentacyjna i wyrozumiała żona staje się wymarzonym ideałem partnerki dla męskiej części wielbicieli. W tym sztucznym świecie mieści się religijność prezydentowej. To wyłącznie powierzchnia: ceremoniał i sentymentalne gesty. Religijność prezydentowej i deklarowany kult papieża nie przeszkadza Kwaśniewskiej wystąpić na rzecz pełnego równouprawnienia par homoseksualnych. Jej katolicyzm i wierność papieżowi jest dokładnie taka jak wielkiej części polskich mediów (zwłaszcza TVP), a więc i sporej części Polaków, i da się ująć w formule: kremówki - tak; encykliki - nie.

Ta mydlana opera o bezkonfliktowym szczęściu na szczycie jest istotnym źródłem powodzenia Kwaśniewskiego, a obecnie jego żony. Jest to świat antypolityki. Jeśli polityka to rozumne działanie na rzecz dobra wspólnego, to w tym wypadku mamy do czynienia z apelem do bezrozumności. Ideałem staje się zawierzenie kostiumowi, skrojonemu przez krawców wyobraźni masowej. Współczesny pomazaniec swój sakrament otrzymuje z rąk telewizyjnych speców. Dobro wspólne zastąpione zostaje pospólną ułudą. Działanie zastąpione zostaje medialnym letargiem. I to właśnie jest skrajny populizm.

Różne typy populizmu

Jeden z propagandzistów SLD, zapraszany do mediów jako przedstawiciel "lewicowej prasy", stwierdził niedawno w telewizji Puls, że Kwaśniewska pozwoli nam wyjść z "politycznego magla". Ten sam człowiek po dojściu Millera do władzy opowiadał, że wreszcie prawdziwi, "zawodowi" politycy przywrócą godność tej profesji. Jego zachowanie reprezentuje charakterystyczną dla zwolenników Kwaśniewskiej ewolucję. Po ostatnich wyborach głosili oni chwałę politycznego profesjonalizmu, wcielanego jakoby przez SLD. Coraz szerzej ujawniane kolejne wpadki, skandale i afery tej partii powodowały, że zaczynali oni mówić o chorobach dręczących polską klasę polityczną. Zabieg polegał na tym, że kiedy nie można było już ukryć owych afer, wyjściem idealnym było odpowiedzialność za nie uogólnić. Winni nie byli więc konkretni politycy, konkretne ugrupowanie, którego związki ze światem biznesu, doświadczenia i skład personalny wyjątkowo predestynowały do działania wbrew regułom demokratycznego państwa, winna okazywała się cała klasa polityczna. Niestety, ten sposób mówienia przejmowany był przez media, co powodowało postępujące odrzucenie polityki w ogóle i polityków jako takich. A to stanowi charakterystyczny rys populizmu.

Można przyjąć, że klasa polityczna III RP nie należy do szczególnie udanych. Nie stanowi jednak żadnej zwartej całości. Politycy i ugrupowania różnią się między sobą. Fakt, że część polityków jest skorumpowana, nie znaczy, że skorumpowani są wszyscy. Jeśli niektóre partie zasadniczo naruszają standardy demokracji i państwa prawa, nie znaczy to, że jesteśmy w stanie wymyślić inny model funkcjonowania demokracji niż partyjny. Po prostu należy odrzucić złych polityków i złe partie i odwołać się do lepszych. I co najważniejsze, należy stworzyć ścisły system kontroli polityków, oparty na jasno sprecyzowanych zasadach i obyczajach.

Niebezpieczeństwo uogólnienia nieprawości konkretnych polityków i partii prowadzi do odrzucenia polityki jako takiej. Korzystają na tym populiści, a więc politycy pozbawieni skrupułów, dla których celem jest wyłącznie władza i którzy dla jej zdobycia gotowi są na wszystko. Deklarują, że wystarczy im zaufać, oni zaś potrafią już rozprawić się z całym politycznym bagnem i przywrócić nam sprawiedliwość. A gwarantem prawdziwości ich deklaracji są oni sami.

Model kandydatury Jolanty Kwaśniewskiej jest klarownym populizmem. W dużej mierze populistyczny charakter miał również wizerunek jej męża. Nad wykreowaniem go pracował długo sztab Kwaśniewskiego i zdominowane przez jego towarzyszy media. Uzupełniał on, a z czasem zdominował wizerunek prezydenta. Jednak Kwaśniewski jest politykiem. Można odnosić się do jakichś jego działań, wystąpień, wypowiedzi. Nie ma takiej możliwości w wypadku jego żony.

Kwaśniewska mówi: zaufajcie mi, zaufajcie mojemu uśmiechowi, mojemu dobremu sercu i pięknym kreacjom, a ja uszczęśliwię was. Czystszego populizmu ze świecą by szukać. Znamienne, że szefową nieoficjalnego sztabu wyborczego Kwaśniewskiej została była redaktor "Twojego Stylu" Krystyna Kaszuba. We współczesnej polityce ogromną rolę odgrywa opakowanie, czyli wizerunek medialny. W wypadku Kwaśniewskiej mamy jednak do czynienia wyłącznie z wizerunkiem.

Kwaśniewska i inni

Kandydaturę Kwaśniewskiej należy rozpatrywać w szerszym kontekście politycznym. Jedną z niewielu trwałych koniunktur ostatnich czasów jest spadek popularności SLD. Można być pewnym, że do najbliższych wyborów parlamentarnych tendencji tej nic nie odwróci; co najwyżej, może ona ulec osłabieniu lub zatrzymaniu. Wzrost notowań PO można uznać w dużej mierze za premię dla lidera opozycji, który stał się alternatywą dla zbankrutowanej partii rządzącej. Wszystko wskazuje więc, że SLD - UP przegra wybory 2005.

Ale SLD to nie tylko partia polityczna. To dominujący w Polsce koncern gospodarczo-polityczno-medialny. Kwaśniewski może być niechętny Millerowi i jego ekipie, która pozbawiła go wpływów w SLD, ale zrobi wszystko, aby uratować interesy owego koncernu, w którym ma - metaforycznie rzecz biorąc, choć chyba nie tylko - wielkie udziały. W obecnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłoby powołanie nowej partii, która stałaby się arką postkomunistów i ich interesów w nowych czasach.

Jej rzecznicy próbują budować ją na podobnej zasadzie co kandydatura Kwaśniewskiej. W wyborach do Parlamentu Europejskiego już za pół roku wystartować miałaby pod patronatem prezydenta "Lista Obywatelska", a więc zestaw osobistości podobno spoza obecnego układu politycznego. W rzeczywistości ma być ona budowana na fundamencie Stowarzyszenia "Ordynacka". Stowarzyszenie to łączy nie tylko studenckie zaangażowanie w PRL-owski układ władzy. Jest to lobby wspólnych interesów, o którym jego działacze mówią bez żenady, że służy popieraniu karier swoich członków. Jego wiceprzewodniczącym nadal pozostaje Włodzimierz Czarzasty, którego udział w aferze Rywina, a szerzej w próbie podporządkowania SLD całego rynku mediów elektronicznych, jest pozadyskusyjny. W jego składzie są tacy "pozapolityczni" działacze, jak Józef Oleksy, Wiesław Kaczmarek, Marek Siwiec itd.

Dotąd Ordynacka była zapleczem SLD (tak jak SZSP-ZSP był zapleczem PZPR), teraz część jej działaczy chciałaby, aby go zastąpiła. Publicysta "GW" Paweł Wroński stwierdził, analizując tę operację, że o ile SLD można było zarzucić nieprawe pochodzenie i kontynuację PZPR, o tyle nikt podobnych zarzutów partii, która wypączkuje z Ordynackiej, postawić nie może. Takie tezy świadczą już o sukcesie operacji. Można analizować ją jako klasyczny zabieg marketingowy. W towarze tracącym popularność producenci zmieniają detal i pod nową nazwą, i w nowym opakowaniu promują go jako inną jakość. W ten sposób środowisko najbardziej uwikłane w polskie życie polityczne i nadające mu obecny kształt pojawia się jako zupełnie nowa grupa, która życie to ma zasadniczo odmienić, a rządzący Polską postkomunistyczny układ występuje jako nowa siła, która odrodzi nasz kraj. To w tym układzie wraz z mężem funkcjonuje Jolanta Kwaśniewska. To jej kandydatura ma nie dopuścić, aby do salonu "weszła hołota", jak ujęła to dziennikarka Janina Paradowska, zaangażowana w lansowanie prezydentowej na prezydenta.

Jeśli "Lista Obywatelska" odniesie sukces w wyborach do Strasburga, może zostać przekształcona w partię, która sukces ten powtórzy w najbliższych wyborach parlamentarnych. Przy współpracy z Jolantą Kwaśniewską i pod patronatem jej męża.

I odnajdziemy się w nowej rzeczywistości, która niczym istotnym nie będzie różniła się od obecnej. Zaiste, wszystko musi się zmienić, aby wszystko zostało po staremu.