Archiwum  

Życie z dnia 2000-11-18

Dlaczego...

chrupią bułeczki?

 

Wybrałem 240 haseł z różnych dziedzin życia, które łącznie składają się na pewien całościowy obraz PRL-u, uwypuklający - moim zdaniem - charakterystyczne cechy tej epoki - pisze we wstępie do wydanego właśnie w tych dniach "Leksykonu PRL" autor, krakowski historyk Zdzisław Zblewski. Autor obok pojęć wykorzystywanych w oficjalnym języku aparatu władzy (np. centralizm demokratyczny, czyn społeczny, pas transmisyjny, opozycja konstruktywna, satelici, uterenowienie) przypomina m.in. wyrażenia stosowane w PRL-owskiej propagandzie (np. bananowa młodzież, bumelant, człowiek o moralności alfonsa), pojęcia używane przez opozycję (np. cztery-osiem, finlandyzacja, gnidologia, jaruzelit), wyrażenia z szeroko pojętej dziedziny gospodarki (np. chrupiące bułeczki, dni bezmięsne, drugi etap reformy, kułak), wyrażenia z dziedziny kultury (np. czarna seria, Kapitan Sowa, pisać machejkiem, półkownik, pryszczaci) oraz wiele innych określeń dotyczących życia codziennego.

 

Atestacja stanowisk - jedna z inicjatyw reformatorskich, podjęta w ramach drugiego etapu reformy, zapowiedzianego przez Wojciecha Jaruzelskiego na X Zjeździe PZPR (29 czerwca-3 lipca 1986). Miała polegać na dokonaniu kompleksowej oceny stanowisk w przedsiębiorstwach państwowych w celu wykrycia i zlikwidowania zbędnych miejsc pracy. Jak wspominał na początku lat 90. Mieczysław F. Rakowski: "Było to przez dłuższy czas ukochane dziecko Jaruzelskiego. [...] Trzeba było opracować dokładny opis każdego stanowiska, cechy psychiczne, fizyczne, umysłowe Iksa, który miał je zajmować, a także wyposażenie techniczne. Wpadł mi do ręki opis pewnego stanowiska pracy, w którym m.in. przeczytałem, że zajmujący je powinien mieć fotel obrotowy, którego wysokość powinna pozwolić mu na obejmowanie wzrokiem całego gabinetu. Istna paranoja. Tylko w jednej firmie na opracowanie zasad atestacji wydano 10 mln złotych, co w 1988 r. było jeszcze dużą sumą. Atestacja była typowym zabiegiem biurokratycznym i skończyła się fiaskiem".

Boogie-woogie - wywodzący się z bluesa jazzowy styl muzyczny, ukształtowany w latach 20. XX w. w Stanach Zjednoczonych, od początku lat 50. cieszący się dużą popularnością także wśród polskich miłośników jazzu. Potocznie również taniec do melodii granych w stylu boogie-woogie, początkowo bardzo popularny w środowiskach bikiniarzy, z czasem powszechnie tańczony podczas prywatek. Ze względu na gwałtowność ruchów złośliwie nazywany przez przeciwników jazzu "tańcem Heine-Medina", o czym może świadczyć popularna w połowie lat 50. przyśpiewka zaczynająca się od słów: "Mam dziesięć złotych, idę do kina / w drodze mnie łapie Heine-Medina / Heine-Medina, Heine-Medina, jazz".

Idzie figus Targową ulicą,
przed nim baba z rozpiętą spódnicą.
Figusa podnieca
ta rozpięta kieca,
bugi-ugi, bugi-ugi, dżez.
Kiedy słychać dżezu pierwsze trzaski,
szuka figus dla siebie fagaski,
tamta jest za blada,
tamta znów wysiada,
dżez, bugi-ugi, dżez.
Chuligani to są ludzie << tacy>> ,
dżez, bugi-ugi.
Mają w dupie dyscyplinę pracy,
dżez, bugi-ugi.
A ludowa władza
do mamra ich wsadza,
bugi-ugi, bugi-ugi, dżez!

S. Manturzewski, W zaklętym kręgu drętwej mowy. Idzie figus Targową ulicą..., "Po prostu", 30 października 1955.

Chrupiące bułeczki - ulubione powiedzenie prof. Zdzisława Krasińskiego, od czerwca 1981 do lutego 1982 ministra - członka Rady Ministrów i przewodniczącego Państwowej Komisji Cen, a następnie do listopada 1985 ministra ds. cen w rządzie gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Uzasadniając w swoich częstych wystąpieniach telewizyjnych konieczność wyrzeczeń w związku z kolejnymi podwyżkami cen, minister Krasiński starał się przekonać telewidzów, że wyrzeczenia te są niezbędne dla osiągnięcia przyszłego dobrobytu, którego kwintesencją miałaby stać się powszechna dostępność świeżego, a nie - jak do tej pory - rotacyjnego (pieczywo rotacyjne), pieczywa ("Będą w piekarniach chrupiące bułeczki"). Ostatecznie prof. Krasiński znalazł się w wymarzonej przez siebie rzeczywistości znacznie wcześniej niż większość Polaków, bowiem w 1986 wyjechał do Stanów Zjednoczonych jako radca Ambasady PRL w Waszyngtonie. Co ciekawe, lansowane przez niego sformułowanie nawiązywało - zapewne przypadkowo - do hasła "Suche bułki dla Gomułki", wznoszonego przez demonstrantów w trakcie protestów robotniczych na Wybrzeżu w grudniu 1970. Warto zaznaczyć, że świeże pieczywo stanowiło symbol dobrobytu nie tylko w PRL-u. Jak zauważył, powołując się na książkę Richarda Grunbergera "Historia społeczna Trzeciej Rzeszy", badacz "polityki kulinarnej" Polski Ludowej Stefan Bednarek, obietnice w sprawie powszechnej dostępności w sklepach "pszennych bułeczek" składał już w 1938 Hermann Göring, wywołując zresztą w ten sposób aplauz swoich zwolenników zgromadzonych na zlocie NSDAP w Norymberdze. Jak ważnym, niemal strategicznym towarem było w czasach ministra Krasińskiego świeże pieczywo, może świadczyć przypadek Kazimierza Szumańskiego, nazywanego w ówczesnej prasie "bułeczkarzem z Przemyśla".
Szumański, oskarżony o spekulacyjny obrót deficytowymi bułeczkami i rogalami, został 10 października 1985 skazany przez Sąd Rejonowy w Przemyślu na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 3 lata oraz na wysoką grzywnę.

Ciotki rewolucji - sformułowanie używane głównie w pierwszej połowie lat 50., przede wszystkim wśród działaczy komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, na określenie weteranek ruchu robotniczego, legitymujących się stażem rewolucyjnym co najmniej od czasów Komunistycznej Partii Polski, a ówcześnie zajmujących wysokie stanowiska w aparacie PZPR (aparatczyk) i manifestujących swoje bezgraniczne (i bezrefleksyjne) oddanie dla ruchu komunistycznego. Czołową reprezentantką swoistej dewocji materialistycznej była p.o. kierownika Wydziału Nauki KC PZPR Zofia Zemanek, którą ostatni redaktor naczelny tygodnika "Po prostu", Ryszard Turski, scharakteryzował w swoich wspomnieniach jako "złowrogą, damską postać KC" oraz "babę nie znającą pardonu".

Coca-cola - popularny bezalkoholowy napój musujący, produkowany od końca XIX w. w Atlancie (USA). W okresie błędów i wypaczeń wykorzystywany przez propagandę komunistyczną jako jeden z symboli amerykańskiego imperializmu, nazywany m.in. stonką ziemniaczaną w płynie, a nawet przedstawiany jako niebezpieczny środek odurzający. Po Październiku '56 zrezygnowano z demonizowania coca-coli, jednak aż do końca lat 60. była ona niedostępna dla większości obywateli PRL-u, urastając z tego powodu do rangi symbolu zachodniego dobrobytu. Przełom w tym zakresie nastąpił dopiero na początku lat 70., gdy ekipa technokratów podjęła decyzję o zakupie prawa do rozlewania coca-coli w kraju, dzięki czemu przeciętny Polak mógł za kilka złotych poznać smak prawdziwego Zachodu, z czego zresztą skwapliwie korzystał. Jak podaje historyk Andrzej Friszke, jesienią 1972 w samej tylko Warszawie sprzedawano dziennie 100 tys. butelek tego napoju. Co ciekawe, coca-cola dostępna była w latach 70. jedynie w większych miastach, podczas gdy w miejscowościach o mniejszej liczbie mieszkańców królowała - być może uznana przez komunistów za mniej "kapitalistyczną" - pepsi.

Dobrze wam było pić coca-cola.
Ssaliście naszą cukrową trzcinę,
zjadali nasze ryżowe pola,
żuliście kauczuk, złoto, platynę,
dobrze wam było pić coca-cola.

My, co z bagnistych piliśmy studzien,
dzisiaj pijemy wodę nadziei,
męstwo, którego źródło jest w ludzie,
pijemy wodę w górach Korei,
my, co z bagnistych piliśmy studzien.

Po coca-cola błogo, różowo
za parę centów amerykańskich
śniliście naszą śmierć atomową,
pięć kontynentów amerykańskich.
Po coca-cola błogo, różowo!

Adam Ważyk, Piosenka o coca-cola, [w:] Gwoździe do Trumana. Wybór wierszy satyrycznych, Warszawa 1952, s. 11.

Dupa - treść słynnego transparentu niesionego podczas manifestacji ulicznej w Sopocie w trakcie odbywającego się tam w sierpniu 1956 I Festiwalu Muzyki Jazzowej. Po latach ścisłej cenzury nie tylko politycznej, ale także obyczajowej napis szokował swoją "bezkompromisowością" i stanowił wyraz przemian zachodzących w środowisku młodzieżowym. Ciekawe, że ze względu na swoje "zaangażowanie" słowo to - czy też raczej część ciała, którą ono oznaczało - szybko nabrało znaczenia politycznego, po Październiku '56 ponownie stając się obiektem zainteresowania urzędników z ulicy Mysiej 5. Jak w 1978 wspominali współtwórcy legendarnego Studenckiego Teatru Satyryków (STS) Jerzy Markuszewski i Andrzej Drawicz: "Był taki ojcowski cenzor, towarzysz Rusinow, z którym przynajmniej można było pogadać (...). Było to w roku 1957, przyszliśmy do niego z nową składanką, a on odsunął teksty (...) i zajął się słowem << dupa>> , jak dziś pamiętam. Powiedział: << Bądźmy poważni, tutaj w tekście jest słowo 'dupa', rozumiem, 'dupa' w roku 1955, ale teraz?>> . Co znaczyło, że << dupa>> w roku 1955 mogła mieć funkcję wyzwalającą, oznaczała zerwanie z pruderią. A teraz to wszystko mamy już za sobą". W rzeczywistości słowo to, choć niecenzuralne, funkcjonowało nadal w obiegu społecznym i często było niezastąpione w opisie rzeczywistości "realnego socjalizmu", a prawdziwy renesans swego znaczenia politycznego przeżyło (z oczywistych względów) w okresie stanu wojennego. W tym kontekście na szczególną uwagę zasługuje twórcza inwencja członków redakcji lubelskiego "Biuletynu Informacyjnego NZS". W 1982 wydawali oni "Niezależny Dodatek Satyryczny pod redakcją Albina Siwaka" pod znamiennym tytułem "duPeReL".

Emigracja wewnętrzna - postawa społeczna wyrażająca się odmową uczestnictwa w kontrolowanych przez władze państwowe formach życia publicznego. Po raz pierwszy pojęcie to zostało użyte w 1910 przez Stanisława Brzozowskiego w "Legendzie Młodej Polski" oraz, niezależnie od niego, w 1933 przez niemieckiego pisarza Franka Thiessa w liście do Ministerstwa Propagandy Rzeszy. Postawa emigracji wewnętrznej przejawiała się w zachowaniach przedstawicieli inteligencji przez cały okres istnienia PRL-u (np. o "widmie emigracji wewnętrznej" pisał Ryszard Turski w artykule "Mitologia i rzeczywistość" opublikowanym w kwietniu 1957 na łamach "Po prostu"), szczególnie upowszechniła się jednak w okresie stanu wojennego. Wówczas emigrację wewnętrzną wybrało wielu czołowych polskich intelektualistów. W szerszym znaczeniu oznaczała ona ograniczenie do minimum kontaktu z nieakceptowaną rzeczywistością polityczno-gospodarczą PRL-u, co było charakterystyczne zwłaszcza dla środowisk młodzieżowych w latach 80. W okresie stanu wojennego pojawiło się również pojęcie "okupacja wewnętrzna", używane na określenie sytuacji, w jakiej znalazła się Polska pod rządami WRON.

Jaruzelit - ironiczne określenie okresu rządów ekipy gen. Wojciecha Jaruzelskiego od wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 do wyborów parlamentarnych 4 czerwca 1989. Nawiązanie w nazwie do paleolitu i neolitu, czyli do wczesnych epok w rozwoju cywilizacji człowieka, stanowiło zapewne aluzję do prymitywnych warunków życia codziennego panujących w latach 80. lub też do brutalnych metod sprawowania władzy przez ekipę rządzącą. Nazwisko autora stanu wojennego zainspirowało również twórców wydawanego w latach 1980-87 w drugim obiegu popularnego czasopisma satyrycznego "Jaruzela (dawna << Karuzela>> )". Za redaktorów podawali się: Mieczysław Srakowski, Jerzy Turban oraz Albin Dziwak (od nru 7 Wanda Niechciała i Wojciech Musiał).

Katanga (polska Katanga) - potoczne określenie Górnego Śląska, powstałe w pierwszej połowie lat 60., w czasie gdy funkcję I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach sprawował Edward Gierek. Nawiązywało ono do nazwy najbogatszej i silnie uprzemysłowionej prowincji Konga Belgijskiego (Zairu), która na początku lat 60., pod przywództwem Moise Czombego, dążyła do uniezależnienia się od władzy rządu centralnego w Kinszasie. Sam Gierek uważał, że "określenie województwa katowickiego tą nazwą upowszechniły w kraju niektóre środowiska dziennikarskie, a zwłaszcza warszawskie kawiarnie. Celem tych poczynań była niechęć [sic!] do metod działania, które stosowaliśmy w Katowicach. Był to także swoisty donos na mnie i kierownictwo województwa katowickiego skierowany do władz centralnych - oto pod jego bokiem wyrasta potężny ośrodek kraju, cieszący się coraz większą sympatią i uznaniem". W istocie określenie "Katanga" miało charakter znacznie bardziej wieloznaczny; sugerowało bowiem nie tylko istnienie rzekomych tendencji separatystycznych wśród katowickiego aparatu partyjnego, ale odzwierciedlało przekonanie części społeczeństwa o kolonialnych metodach eksploatacji Śląska, podobnych do tych, które w Katandze stosował belgijsko-brytyjski koncern Union Miniere du Haut-Katanga.
"Dzisiaj MO naszego województwa zatrzymała samochód, wiozący na Śląsk grupę warszawskich studentów, którzy jechali mącić spokojną śląską wodę. (...) Chcę z tego miejsca stwierdzić, że śląska woda nie była i nigdy nie będzie wodą na ich młyn. I jeśli poniektórzy będą nadal zawracać nurt naszego życia z obranej przez naród drogi, to śląska woda pogruchocze im kości".
Edward Gierek, 14 marca 1968.

Manifestacja spacerowa (spacer telewizyjny) - forma protestu przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, zapoczątkowana 5 lutego 1982 w Świdniku na wezwanie tamtejszych władz podziemnej "Solidarności". Polegała na demonstracyjnym wychodzeniu na spacery w porze nadawania głównego wydania (o 19.30) "Dziennika Telewizyjnego". Podczas tej audycji bowiem prezenter, ubrany w mundur wojskowy, odczytywał tendencyjne informacje dotyczące sytuacji w sparaliżowanym stanem wojennym kraju, szkalując przy tym internowanych (internat) działaczy "Solidarności". Władze usiłowały spacyfikować ten niecodzienny protest, zatrzymując niektórych spacerowiczów, a od 11 lutego 1982 wprowadziły godzinę milicyjną rozpoczynającą się przed 19.30. W Świdniku zablokowano łączność telefoniczną, wprowadzono zakaz ruchu samochodów prywatnych, a także usiłowano ograniczyć kontakty świdniczan z mieszkańcami innych miast. W odpowiedzi ludność podjęła spacery telewizyjne w czasie nadawania dziennika popołudniowego, a nawet porannego. Wkrótce manifestacje spacerowe rozpoczęły się również w innych miastach. Według danych MSW, do końca 1982 spacery telewizyjne odbyły się w Lublinie na ul. Krakowskie Przedmieście (15 i 17 lutego), w Puławach (21, 25 i 27 lutego), w Ursusie na osiedlu Niedźwiadek (26 kwietnia, 4 i 5 maja), w Starym Ursusie (5 maja), w Piastowie (5 maja), w Pruszkowie (5 maja), w Olsztynie w rejonie Ratusza na Starym Mieście (13 maja), w Wyszkowie (13 maja), w Sochaczewie (13-18 maja), w Łomży na ul. Buczka (13 czerwca), w Piszu (13 czerwca), w Warszawie na ul. Grójeckiej (27 czerwca) i w Garwolinie (19, 20 i 22 sierpnia). 15 maja spacer telewizyjny zanotowano ponownie w Świdniku, ale najlepiej ta forma protestu przyjęła się w Białymstoku, gdzie spacery telewizyjne odbyły się 11, 13, 15, 18, 22 i 25 maja, 13 i 31 sierpnia, 13 września i 10 listopada.

Spacer telewizyjny
Gdy idziemy na spacerek
pojedynczo albo w grupie,
wie zomowców to szpalerek,
dziennik TV mamy w dupie.

Niech tam Tumanowicz kłamie,
niech rży Falska (na Siwaku),
ty małżonkę bierz pod ramię
i na spacer wal, rodaku.

Więc gdy dziennik się zaczyna,
Stefanowicz brednie czyta,
weź pod ramię żonę, syna
i na spacer wal i kwita.

Aby było im wiadomo,
że dość mamy kłamstw z ekranu,
dosyć pałek, krat i zomo,
dosyć wojennego stanu.

Nie bój się, że dom porzucisz,
bo się władza rozzuchwala,
dziś schwytany - jutro wrócisz
jak powracająca fala.

Zapomnisz...?, cz. II, Zielona wrona, Biblioteka Obserwatora Wojennego, Kraków 1984.

Mazurenvolk (z niem., dosł. "lud z Mazur") - funkcjonujące w latach 50. ironiczne określenie grupy polskich dyplomatów, którzy swoje wysokie stanowiska na placówkach zagranicznych zawdzięczali protekcji Franciszka Mazura, w latach 1950-56 pełniącego funkcję członka Biura Politycznego. Jak w 1966 relacjonował w paryskiej "Kulturze" (Książę) Jerzy Działak: "byli wśród nich przede wszystkim dawni robotnicy, majstrowie, ludzie, których unieszczęśliwiono stanowiskiem w dyplomacji, a którzy nawet nie miewali takich ambicji. W utrzymaniu niskiego poziomu służby zagranicznej pomagali dzielnie Mazurowi personalnicy MSZ, wpychający wszędzie swoich zagłębiackich ziomków, i wreszcie reemigranci z Francji, którzy znalazłszy się na kluczowym stanowisku, protegowali byłych Francuzów, mówiących lepiej tym językiem niż polskim. Powstała kakofonia polityczno-narodowościowo-protekcyjna, w której jeszcze na dodatek mieszał Radkiewicz [ubecja] i konkurencja z Ministerstwa Obrony Narodowej...".

MELS (towarzysz MELS) - skrót utworzony od pierwszych liter nazwisk czterech wielkich teoretyków komunizmu: Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina, stosowany w pierwszej połowie lat 50. Graficznie towarzysz MELS przedstawiany był w formie czterech nakładających się na siebie podobizn klasyków "naukowego socjalizmu" na tle czerwonego sztandaru.

Nosiciel - rzeczywisty lub domniemany zwolennik poglądów politycznych, najczęściej tych, które władze PRL-u uznawały "na danym etapie" za niesłuszne. W ten sposób można było zostać "nosicielem odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego" (jak Gomułka w 1948), "nosicielem kultu jednostki" (jak przeciwnicy "Wiesława" w 1956), "nosicielem poglądów rewizjonistycznych" (rewizjoniści) lub "nosicielem syjonizmu" bądź "teorii liberalno-burżuazyjnych" (jak osoby pochodzenia żydowskiego w 1968).

Pieczywo rotacyjne - nieświeży chleb, który pojawiał się w sprzedaży pod koniec tygodnia, kiedy klienci kupowali większe ilości pieczywa przed zbliżającym się weekendem. Państwowe piekarnie reagowały na ów zwiększony popyt w sposób iście socjalistyczny, już bowiem kilka dni wcześniej przystępowały do wypieku zapasów chleba, który odczekawszy swoje w piekarnianym magazynie, docierał do sklepów jako "pieczywo rotacyjne". Podobnie jak słynny, powtarzający się co roku w czasie żniw brak sznurka do snopowiązałek, również nieświeży chleb stał się przedmiotem wielu tzw. artykułów interwencyjnych, publikowanych, bez większego zresztą skutku, w prasie PRL-owskiej. Do jakiej rangi urósł w Polsce "ludowej" problem zaopatrzenia w świeże pieczywo, może świadczyć fakt, że w okresie stanu wojennego synonimem dobrobytu stały się chrupiące bułeczki.

Siermiężny socjalizm - sformułowanie użyte jesienią 1980 przez Mieczysława F. Rakowskiego w artykule "Porozmawiajmy o Partii". Tak nazwał okres rządów ekipy Władysława Gomułki (1956-1970).
"Pewien działacz komunistyczny telefonuje z Warszawy do swojego kolegi na placówce w Wiedniu, pytając go, co porabia.
- Obserwuję, jak umiera kapitalizm - odpowiada tamten.
- No i co?
- Piękna śmierć!"
Dowcip z lat 60.

Volkswagierek - w latach 70. dowcipne określenie "małego fiata", reklamowanego (podobnie jak volkswagen w okresie rządów Hitlera) jako samochód dla przeciętnej rodziny. Polska zakupiła licencję na produkcję popularnego "malucha" 26 października 1971.

Wdechowiec - termin użyty po raz pierwszy przez Stanisława Manturzewskiego w artykule "W zaklętym kręgu drętwej mowy. Idzie figus Targową ulicą...". Określenie to pochodzi od popularnego wśród przedstawicieli warszawskiej ulicy wyrażenia "w dechę" (bardzo dobrze, świetnie) i w zamyśle autora miało oznaczać reprezentanta jednej z ówczesnych subkultur młodzieżowych, odpornych na wpływy oficjalnych organizacji społeczno-wychowawczych. Charakteryzując "wdechowców" jako "młodzież chuliganizującą" oraz "chuliganów potencjalnych", Manturzewski pisał m.in.: "Młodzież ta jest bezideowa, nie ma żadnych zainteresowań, nie uznaje żadnych autorytetów. Nie ma dla niej nic świętego. Nie szanuje starszych, rodziców i nauczycieli. Jest przy tym niemoralna, a zwłaszcza rozwydrzona seksualnie".

Wkrocz - w ukształtowanym w drugiej połowie lat 70. żargonie opozycji demokratycznej pojęcie oznaczające najście funkcjonariuszy SB (ubecja), MO lub (rzadziej) bojówek młodzieżowych na mieszkanie, w którym odbywało się spotkanie działaczy opozycyjnych. Po "wkroczu" następowało legitymowanie i rewidowanie zebranych osób, kończące się zazwyczaj zatrzymaniem części z nich na cztery-osiem. Niekiedy najścia miały charakter brutalny. Szczególnie głośnym echem odbił się "wkrocz" kilkudziesięcioosobowej bojówki aktywu młodzieżowego do mieszkania Jacka Kuronia 21 marca 1979; pobito wówczas ciężko m.in. Henryka Wujca i syna Jacka Kuronia - Macieja.

Womity (literatura womitalna) (z łac. vomitio - wymioty) - pojęcie zaproponowane przez krakowskiego krytyka, eseistę i pisarza Ludwika Flaszena w opublikowanym 18 października 1955 na łamach "Życia Literackiego" artykule "O trudnym kunszcie womitowania. Apostrofa do chorego żołądka" na określenie utworów rozrachunkowych z okresem realizmu socjalistycznego. Flaszen pisał: "Nadszedł czas Wielkich Torsji. Womitujmy przeto, bowiem womity są zdrowiem samym. Niech wrą w brzuchach oczyszczające fermenty. Womitujmy w lewo i w prawo, w przód i w tył, womitujmy ustami i gałkami ocznymi, rękami i nogami, dużym palcem lewej nogi i wskazującym palcem prawej ręki. Każdy niechaj womituje całym sobą, wszelki zaś, najmniejszy nawet organ niechaj womituje własnym przemysłem". Artykuł stanowił reakcję na ogłoszenie drukiem 21 sierpnia 1955 "Poematu dla dorosłych" Adama Ważyka oraz pamfletu na Czesława Miłosza "Nim będzie zapomniany" autorstwa Kazimierza Brandysa (18 września 1955). Analizując krytycznie postawę obu autorów w świetle ich wcześniejszego zaangażowania po stronie realizmu socjalistycznego, Flaszen sformułował tzw. Trzy Reguły Poprawnego Womitowania, według których "womitować należy tym, co się zjadło", "jeśli się womituje, należy womitować do końca", oraz "nie należy womitować monumentalnie, tylko jak spocona mysz". Rozrachunki literackie prowadzone w sprzeczności z tymi regułami autor określił jako "Womitalność Putramentalną", co stanowiło ironiczną aluzję do felietonów na łamach "Przeglądu Kulturalnego" pióra Jerzego Putramenta, przez wtajemniczonych nazywanego Puciem. Komentując po latach swój tekst, Flaszen sarkastycznie stwierdzał: "Tę womitalną batalię autor z kretesem przegrał [...]. << Poemat dla dorosłych>> dość powszechnie uznany został za ważną datę w duchowej destalinizacji kraju, a nawet światowego socjalizmu. Z piewcy ładu i despotyzmu można w okamgnieniu zostać piewcą rewolty i wyzwolenia, z jednej dostojnej szaty przeskoczyć bezpośrednio w inną, barwy przeciwnej, jakby nigdy nic".

Zapluty karzeł reakcji - sformułowanie propagandowe używane w pierwszych latach powojennych na określenie żołnierzy Armii Krajowej. Po raz pierwszy wykorzystane w kolportowanym od lutego do maja 1945 plakacie Włodzimierza Zakrzewskiego "Olbrzym i zapluty karzeł reakcji", przedstawiającym ogromnych rozmiarów żołnierza "ludowego" Wojska Polskiego oraz opluwającego go karła z zawieszoną na szyi tabliczką "AK". Podobnego nieco sformułowania użył Józef Piłsudski w głośnym przemówieniu wygłoszonym 3 lipca 1923. Marszałek nazwał wówczas znienawidzoną przez siebie Narodową Demokrację "zaplutym, potwornym karłem na krzywych nóżkach". Także tytuł wydanych w 1980 w Londynie, a następnie wielokrotnie przedrukowywanych w drugim obiegu wstrząsających wspomnień żołnierza AK i członka Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" Piotra Woźniaka z okresu jego pobytu w więzieniach PRL.

Zwis męski ozdobny - handlowa nazwa krawata używana w drugiej połowie lat 70. Narastające trudności gospodarcze zmusiły ekipę technokratów do poszukiwania sposobu ograniczenia popytu ludności na dobra konsumpcyjne i zrównoważenia rynku wewnętrznego. Ponieważ podjęta w czerwcu 1976 próba przeprowadzenia generalnej podwyżki cen wywołała gwałtowne protesty społeczne, w późniejszym okresie władze uciekały się do różnych podstępów i wybiegów, aby przeprowadzać podwyżki w sposób pokątny (tzw. podwyżki ukryte). Obok podnoszenia cen niektórych towarów bez oficjalnego poinformowania konsumentów władze systematycznie wprowadzały tzw. ceny komercyjne (sklepy komercyjne), rozwijały eksport wewnętrzny, a także uciekały się do metody polegającej na zmianie nazwy towaru, a wraz z nią jego ceny, tak że np. "wbijak" kosztował więcej niż młotek, mimo iż poza nazwą i ceną wymienione przedmioty niczym się nie różniły. Praktyki tej, wywołującej ironiczne komentarze klientów (słynny "podłóżkowiec płaski" zamiast nocnika), zaniechano po Sierpniu '80.

Zwyczajny obywatel - pojęcie używane w propagandzie stanu wojennego na określenie Lecha Wałęsy, spopularyzowane przez ówczesnego rzecznika rządu Jerzego Urbana, który na swoich słynnych wtorkowych konferencjach prasowych dokładał wszelkich starań, aby udowodnić, iż "były przewodniczący byłej << Solidarności>> " nie jest już osobą publiczną. Na marginesie warto dodać, że w tym okresie często działacze komunistyczni nazywali Wałęsę pogardliwie "Elektrykiem", co zapewne zainspirowało twórców określenia "Wielki Elektryk", używanego na początku lat 90. przez zwolenników pierwszego prezydenta III Rzeczypospolitej.

 

 

Zdzisław Zblewski "Leksykon PRL", Wydawnictwo Znak, Kraków 2000