Gazeta Wyborcza - 04/08/1995

 

 

Miłada Jędrysik

SYCYLIA

WARIACI MIASTA PALERMO

 

 

 

"Dwóch urodziło się w okolicach Piazza Magione i marzyło o tym, by zostać sędziami. Potem jednego zabito, a drugi przeżył go tylko o pięćdziesiąt dni"

Roberto Alajmo, "Wykaz wariatów miasta Palermo", Mediolan 1994

 

Na Sycylii największe wrażenie zrobiły na mnie autostrady.

Ta, która prowadzi z lotniska do stolicy wyspy - Palermo, na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot, autostrada. Gdy jednak wzrok znudzonego podróżnego trafia na tablicę wskazującą na zjazd do miejscowości Capaci, wracają obrazy sprzed trzech lat. To na tym skrzyżowaniu 23 maja 1992 roku 500 kilo trotylu rozerwało byłego członka słynnej grupy antymafijnej z prokuratury w Palermo, sędziego Giovanniego z Falcone, jego żonę Francescę i trzech członków ich eskorty. Państwo Falcone przylecieli z Rzymu, zamierzając spędzić spokojny weekend na jachcie przyjaciela.

W dwa miesiące później w Palermo wysadzono w powietrze jego przyjaciela i współpracownika z grupy antymafijnej, Paolo Borsellino. Paolo Borsellino właśnie wsiadał do samochodu po wizycie u swej matki. Gdy w mieszkaniu staruszki wyleciały w oknach wszystkie szyby, wiedziała już, co stało się z jej synem. Wraz z prokuratorem zginęli czterej agenci eskorty, w tym 23-letnia policjantka. Giovanni Falcone przewidział swoją śmierć.

"Mój rachunek z Cosa Nostra pozostaje otwarty. Wyrównam go swoją śmiercią, naturalną lub nie. O tym, jaką broń wybiera mafia, decydują okoliczności. Gdy ofiarą ma być osoba, która porusza się w opancerzonym samochodzie, trzeba się uciec do szczególnych środków" - pisał Falcone. Po śmierci Falcone Paolo Borsellino mówił: "Czuję się jak chodzący trup. Wiem, że jestem następny na liście".

W czasie, gdy zabito obu prokuratorów, grupa antymafijna już nie istniała. Jednak jej sukcesem było doprowadzenie w latach 80. do pierwszego wielkiego procesu przeciwko Cosa Nostra. Dlatego Falcone i Borsellino byli dla mafii symbolem.

Na autostradzie prowadzącej z lotniska do Palermo nie ma już śladu po kilkumetrowym kraterze, jaki wyrwało 500 kg eksplodującego trotylu.

Jednak w małym mieście Caltanissetta, w samym środku sycylijskiego interioru, trwa proces morderców sędziego Falcone i ich zleceniodawców. Siedzą w klatkach, jak dzikie zwierzęta. Także on - capo di tutti capi Toto Riina.

"Jeden dyrygował ruchem autobusów. Miał nawet własny gwizdek. Był wyrozumiały - kierowcom zwykle dawał znak ręką, że mogą jechać. Czasami zatrzymywał ich na chwilę, ale zaraz potem puszczał"

Przyznaję - skuszona pięknem krwistofioletowych połci tuńczyka i żywego srebra sardynek zboczyłam z prostej drogi. Każdego ranka wąskie brukowane uliczki starych dzielnic Palermo zamieniają się w śródziemnomorski, arabski, lewantyński targ, duszący się w kurzu i krzyku sprzedawców. Z tego wszechobecnego targowiska trafiam niespodziewanie na pole bitwy z surrealistycznego snu. Co robią w pozbawionym jednego drzewa centrum Palermo żołnierze w kamizelkach kuloodpornych i z maskującymi gałązkami na hełmach? Strzegą Pałacu Sprawiedliwości, gmachu - symbolu, ongiś twierdzy prokuratorów Falcone i Borsellino.

Wysłanie w 1992 roku wojska na Sycylię było reakcją władz na śmierć obu prokuratorów. Oficjalnie żołnierze mają wspomagać policję i karabinierów w operacjach przeciwko mafii.

Sycylijczycy wiedzą jednak, że ich obecność jest manifestacją potęgi włoskiego państwa. Wiedzą także, że nie pomoże żadna eskorta, żadna kompania wojska wobec tej mafii, która wysadza samochody za pomocą najnowocześniejszych zdalnie sterowanych zapalników. Problem polega na tym, że w ostatnich stuleciach być może żadne państwo nie dysponowało na Sycylii realną władzą - której siłą jest lojalny aparat urzędniczy. Pisał w 1838 roku prokurator generalny Trapani, don Pietro Ulloa: "Nie ma urzędnika, który by nie kłaniał się w pas na zwykłe skinienie człowieka władczego i nie usiłował ciągnąć korzyści ze swego stanowiska".

Historycy badający dzieje mafii są zdania, że u przyczyn jej powstania leży właśnie ten "niedobór" państwa na Sycylii. Wyspą władali greccy tyrani, rzymscy gubernatorzy, arabscy emirowie, normańscy królowie, niemieccy cesarze, hiszpańscy wicekrólowie, władcy Neapolu i Piemontu. Jednak nie licząc kilku szczęśliwych momentów historycznych, Sycylia bywała zwykle prowincją jakiegoś mniej lub bardziej potężnego państwa. Prowincją, z której tylko brano, nie dając nic w zamian. W czasach rzymskich, na przykład, zwano ją "spichrzem imperium".

Gdy urzędnicy są "z obcego nadania", miejscowa ludność zwykle z państwem się nie identyfikuje. Wiedzieli o tym Burboni, którzy nawet nie organizowali na wyspie poboru do wojska. Jeśli zaś w dodatku państwo jest słabe, urzędnicy na prowincji - z dala od centralnej władzy - łatwo się korumpują.

Za neapolitańskich Burbonów demontaż państwa na Sycylii osiągnął swe apogeum.

"Samo centrum rozkładu stanowi stolica, pusząca się swoim przepychem i pretensjami w pełni wieku XIX, miasto, w którym żyje 40 tys. proletariuszy, których utrzymanie zależy od luksusu i kaprysu możnych. W tym pępku Sycylii sprzedaje się stanowiska publiczne, korumpuje sprawiedliwość, szerzy ciemnotę. Ta powszechna korupcja doprowadziła lud do stosowania środków zaradczych, niekiedy dziwnych i niebezpiecznych. W wielu miejscowościach istnieją bractwa (...), którym przewodzi bądź jakiś właściciel ziemski, bądź prałat. Wspólna kasa pokrywa wydatki, już to związane z powołaniem jakiegoś funkcjonariusza, już to z pozyskaniem przychylności takowego, już to z oskarżeniem kogoś niewinnego" - pisał Ulloa.

Z racji historii i położenia Sycylia znalazła się na uboczu wielkich przemian społecznych, jakie zachodziły w Europie. Feudalne przywileje sycylijskich baronów, posiadaczy wielkich latyfundiów, zniesiono dopiero w roku 1812.

Wtedy pozbawieni władzy baronowie zaczęli się otaczać armią zbirów rekrutowanych wśród wieśniaków, którzy mieli im tę władzę zapewnić.

Z biegiem czasu, uciekając się do mafijnych metod, dawni poddani wydarli ziemię swoim dawnym panom. Tę bezwzględną zmianę warty opisuje najsłynniejsza książka o Sycylii - "Lampart" Giuseppe Tomasi de Lampedusy.

Historycy, zwłaszcza ci będący pod wpływem marksizmu, zauważyli, że mafia przejęła od baronów feudalne zasady i przywileje - choćby prawo do życia i śmierci swoich poddanych. Także pojęcie honoru. Wspomina wielki sycylijski pisarz Leonardo Sciascia, że gdy w roku 1961 umarł niejaki Francesco De Christina, jego rodzina wydała z tej okazji okolicznościową kartę z wierszowanym nekrologiem. Czytamy w niej: "Jego mafia nie była zbrodnią/ale szacunkiem dla zasad honoru/obroną każdego prawa/wielkością ducha/była miłością".

Zdaje się, że zjednoczenie Włoch było na rękę i przemysłowcom z Północy, i sycylijskim posiadaczom ziemi. Pierwsi mieli gwarancję, że na Południu nie wyrośnie im żaden konkurent, drudzy - że znajdą rynek zbytu dla swej żywności. To niepisane porozumienie między Północą i Południem ugruntowało jednak potęgę mafii.

"Jeden przeszedł ze stanowiska burmistrza do opozycji, a jakby mu to nie wystarczyło, wrócił z opozycji na fotel burmistrza"

W antyszambrach burmistrza Palermo, Leoluki Orlando, kłębi się tłumek interesantów. Panowie w czarnych garniturach sprawiają wrażenie, jakby chcieli się wepchnąć przede mną. Podchodzę, pytam. Wybuchają śmiechem. Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że to ochrona burmistrza. Od kilkunastu lat nie rusza się nigdzie bez policyjnej eskorty. W dzień po śmierci Borsellino anonimowy telefon do włoskiej agencji prasowej ANSA zapowiedział, że następną ofiarą mafii będzie Orlando. Od tej pory minęły już trzy lata.

Leoluca Orlando jest - po Totucciu Riinie - chyba najpopularniejszym żyjącym Sycylijczykiem. I najbardziej kontrowersyjnym.

Próbował kariery we wszechwładnej na Sycylii chadecji, jednak żeby w niej zaistnieć, trzeba było stosować się do kilku ważnych zasad. Trzeba było znaleźć sobie wśród politycznych szefów odpowiednio potężnego protektora - z całym bowiem szacunkiem, włoska chadecja funkcjonowała wówczas w sposób podobny do struktury mafijnej. Była podzielona na rywalizujące ze sobą frakcje, których członkowie byli powiązani siecią wspólnych, mniej lub bardziej legalnych, interesów.

Trzeba było też zaakceptować fakt, że to właśnie demokracja pozwoliła mafii na kwitnący rozwój. System wyborczy dał jej kontrolę nad urzędami, od których zależały pieniądze i ochrona przed wymiarem sprawiedliwości. Wystarczyło przecież, by picciotti - mafijni szeregowcy od różnych zadań, z morderstwem włącznie - przeszli się po wsi czy dzielnicy i szepnęli na ucho temu lub owemu, na kogo trzeba głosować.

Trudno powiedzieć, iloma głosami dysponowała mafia na Sycylii. Najbardziej ostrożne szacunki mówią jednak o 35 proc. na prawie cztery miliony uprawnionych do głosowania - i dlatego dla polityków gra była warta świeczki. Nawet tych z Rzymu. Sycylijskie głosy mafii liczyły się w skali ogólnokrajowej. Czy więc bardziej opłacało się wytoczyć mafii bezwzględną walkę i ryzykować życie, czy zawrzeć z nią milczące porozumienie?

Orlando wybrał jednak trudną drogę na skróty - został młodym gniewnym. Głośno krzyczał, że na Sycylii jest mafia. Że politycy to mafiosi. Że sam Giulio Andreotti to mafios.

Siedmiokrotny premier Włoch Giulio Andreotti skwitował to krótkim: "Szkoda, to młodzieniec z tak dobrej rodziny".

We wrześniu w więzieniu Ucciardone w Palermo rozpocznie się proces Giulio Andreottiego, oskarżonego o to, że był politycznym protektorem Cosa Nostra. Były premier twierdzi, że to zemsta mafii, przeciwko której prowadził twardą politykę.

W 1985 roku Leoluca Orlando jako przedstawiciel mniejszości chadecji został na krótko burmistrzem Palermo. Wkrótce jednak odszedł ze stanowiska i z partii, by założyć własne ugrupowanie "Rete" (Sieć). Określa się jako człowiek katolickiej lewicy, szuka wyborców wśród sycylijskiego proletariatu, który często nie ma innego wyjścia, niż pracować dla mafii.

- Populizm Orlando nie jest szczery, to tylko sposób na zdobycie wyborców. W Palermo społeczeństwo jest podzielone na kasty. A on zawsze pozostanie wychowankiem jezuitów, najbardziej elitarnej szkoły w mieście - uważa jeden z jego współpracowników.

Jednak w wyborach administracyjnych w grudniu 1993 r. Orlando zdobył miażdżącą przewagę nad swoimi konkurentami - jako jedyny z burmistrzów wielkich miast został wybrany w I turze. Jest pierwszym politykiem na Sycylii, który osiągnął sukces dzięki antymafijnej retoryce. Zajął fotel, który w przeszłości należał do członków Cosa Nostra.

Cztery miesiące później to samo Palermo pozwoliło zwyciężyć w równie spektakularny sposób Forza Italia telewizyjnego magnata Silvio Berlusconiego.

Burmistrz uderza w tony dramatyczno-barokowe. - Palermo to miasto, które się zmienia. Ból, wstyd i strach pozwoliły mu zyskać dojrzałość. To pierwsze włoskie miasto, w którym zaczęto dyskutować o problemie moralnym. Zaczęto mówić o grzesznikach, nie o grzechach. Ja rozpocząłem tę rewolucję, mówiąc prawdę o Andreottim. Wielu nie podoba się fakt, że wczorajszy wariat miał rację.

Orlando prosi sekretarza o przyniesienie "Wykazu wariatów miasta Palermo" - niewielkiej książeczki pióra sycylijskiego dziennikarza, który z miłością i zrozumieniem opisał wszystkich pomylonych tego trudnego miasta - i tych prawdziwych, i tych, którzy po prostu próbują być normalni.

Burmistrz z wyraźną przyjemnością czyta fragment poświęcony jego własnej osobie. - No widzi pani, zupełny wariat - cieszy się.

Leoluca Orlando bardzo lubi mówić o mafii. - Nie ma rzeczy bardziej sycylijskiej niż mafia. Jest ona sycylijska i antysycylijska jednocześnie. Mamy wielki szacunek dla rodziny. Mafia uczyniła z niej podstawową komórkę swej organizacji. Przyjaźń - tak, dla nas ważna jest przyjaźń - w mafii przerodziła się w solidarność w zbrodni. Kiedy spotyka się dwóch Sycylijczyków, całują się w policzki - mafia przekształciła ten pocałunek w rytualny znak przynależności do Cosa Nostra.

Nie zapytałam burmistrza Orlando, dlaczego jest we Włoszech coraz więcej ludzi przekonanych, że i on jest członkiem mafii.

Być może na Sycylii to oskarżenie musi przylgnąć do każdego.

Dwa kroki od burmistrzowskiego gniazda - XVII-wiecznego Pałacu pod Orłami - stoi maleńki kościółek. Za barokową fasadą oślepia złoto bizantyńskich mozaik. U stóp barokowego filara pod hieratycznym spojrzeniem świętych i proroków śpi - zmęczony popołudniowym upałem - ksiądz. To też jest Palermo. Ale Palermo to też Brancaccio i Zen, mafijne dzielnice biedy, do których obcy nie mają odwagi się zapuszczać. To osiedla zbudowane przez przedsiębiorstwa związane z mafią, przy których "staranność" wykonania za późnego Gierka to szczyt luksusu. To miasto, w którym 60 proc. kupców i przedsiębiorców płaci "pizzo" - mafijny haracz.

"Jednego można było zwykle spotkać na via Ruggiero VII. Deklamował na głos wersy Dantego. Albo zatrzymywał przechodnia i ostrzegał go - Pan tej zimy umrze"

Autostrada Palermo-Katania to dziwna autostrada. Jej budowa trwała latami i wydano na nią miliardy lirów. Nie tylko dlatego, że większość trasy w tym trudnym górzystym terenie przebiega na zawieszonych nad potokami i dolinami betonowych estakadach. Od dawna wiadomo, że budowa autostrad jest dla jej budowniczych procederem o wiele bardziej intratnym, niż wynika to potem z faktur. Miliardy lirów, płynących z Cassa del Mezzoggiorno - specjalnego państwowego funduszu, mającego służyć integracji biednego Południa z bogatą, przemysłową Północą - trafiały do kieszeni tych, którym przyjaciele-politycy we władzach komunalnych pozwalali wygrać konkurs na wykonanie prac. A te prace można było wykonywać w specyficzny sposób - na przykład używając gorszych materiałów albo biorąc dwa razy pieniądze za tę samą robotę, albo zlecając robotę komuś, kto zrobi ją za połowę sumy.

Wszystko jest dozwolone, kiedy stoi za tobą siła Cosa Nostra.

To dziwna autostrada. Na pewno nie przynosi nikomu zysków. Nie ma przecież na niej samochodów. Nie ma stacji benzynowych, nie ma drogowskazów, nie ma zjazdów - bo dokąd miałyby prowadzić, jeśli w pobliżu nie ma żadnej miejscowości... To sycylijski interior. Rzadko rozrzucone drzewa wśród żółtych traw, czasem wieśniak na osiołku.

Autostrada zmienia swój charakter gdzieś za Enną. Pojawiają się ciężarówki, stacje benzynowe, miasteczka. Za oknem samochodu - sady. "Agrumi di Sicilia", czyli miejscowe cytryny, pomarańcze i grejpfruty nie wymagają reklamy.

Sycylia Zachodnia i Wschodnia to właściwie dwa różne kraje.

- Mieszkańcy Palermo częściej latają samolotem do Rzymu, niż odwiedzają Katanię. Zresztą zanim zbudowano autostradę, z Palermo do Katanii jechało się pięć, sześć godzin, a do Rzymu leci się 45 minut - wspomina ekonomista, profesor Luigi Amenta.

- W Katanii nawet mafia ma trochę inny charakter niż ta z zachodniej Sycylii. Jest mniej rustykalna, bardziej europejska, przypomina trochę marsylskie gangi - tłumaczy profesor.

Jednak rodziny mafijne ze Wschodu i Zachodu pozostawały ostatnio w przyzwoitych stosunkach. To katańczyków poproszono w roku 1982 o zajęcie się człowiekiem, który poradził sobie z Czerwonymi Brygadami, wówczas od stu dni prefektem Palermo - gen. Carlo Alberto Dalla Chiesą. Generał wracał właśnie do domu po dniu spędzonym w prefekturze. Odwoziła go młoda, świeżo poślubiona żona. Obydwoje bez litości podziurawiono kulami na jednej z ulic Palermo.

Od kilku lat mówi się o będącym w posiadaniu generała tajemniczym dossier na temat porwania i zamordowania przez Czerwone Brygady lidera chadecji Aldo Moro. Dossier - niewygodne dla wysoko postawionych polityków partii - miało zniknąć z biura prefekta wkrótce po zamachu.

Dalla Chiesa wiedział, że umrze. Wiedziało o tym także całe Palermo. Słynny włoski dziennikarz Giorgio Bocca przeprowadził z generałem wywiad na kilka godzin przed zamachem. "Spędziłem w gabinecie generała ponad dwie godziny - wspomina. - Przez ten czas ani razu nie zadźwięczał telefon. U człowieka, który był prefektem Palermo!"

Generał skarżył się przed śmiercią, że Rzym go opuścił. Kierujący zamachem na prefekta Dalla Chiesę boss katańskiej mafii, Nitto Santapaola, siedzi teraz w stalowej klatce naprzeciw Toto Riiny, przysłuchując się zeznaniom świadków na procesie w Caltanissetcie.

"Jeden miał kolekcję używanych gwoździ. Przechowywał je w szufladach z napisami - przydatne; być może przydatne; z trudem nadające się do użycia"

Dwa i pół tysiąca lat temu Syrakuzy były najświetniejszym miastem Sycylii, jedną z największych kolonii Wielkiej Grecji. W IV w. p.n.e. mury otaczające Syrakuzy miały długość 22 km. Mury aureliańskie w Rzymie, w swoim czasie największym mieście cywilizowanego świata - 18 km.

Z dawnej świetności nie zostało wiele - świątynia Apolla, amfiteatr, kolumny świątyni Ateny wbudowane w XVII-wieczną katedrę. Syrakuzy - jak i inne miasta wschodniego wybrzeża Sycylii, z Katanią na czele, zostały przebudowane po wielkim trzęsieniu ziemi w roku 1693. Dzięki temu mają wspaniałą, jednolitą barokową zabudowę. Opowiada mi o tym wszystkim Cesare Sama - na co dzień urzędnik bankowy, a poza tym miłośnik i znawca Syrakuz.

Cesare zna tu historię każdej uliczki i każdego zaułka. I nie jest jedynym takim wariatem. Odwiedzamy jego przyjaciół, którzy prowadzą maleńki antykwariat i własnym sumptem wydają książki o historii i kulturze regionu.

Odwiedzamy też muzeum papirusu - materiału piśmienniczego używanego w Syrakuzach od tysiącleci - stworzone przez Corrado Basile, papirologa samouka, szanowanego przez najwyższych znawców przedmiotu.

Cesare jest rozgoryczony: - Nasze muzeum nie zdobyło tytułu najlepszego muzeum papirusu na świecie, bo jury orzekło, iż budynek, w którym się mieści, nie jest przystosowany do tej funkcji.

Corrado Basile zorganizował to małe muzeum głównie za własne pieniądze. Udało mu się znaleźć lokal na pierwszym piętrze mieszkalnej kamienicy. Teraz ma poważne kłopoty finansowe.

To też jest Sycylia.

"Jeden był skruszonym mafiosem, który całe dnie spędzał przed komendą policji, skarżąc się na swój los. Bał się, że go zabiją i palił tylko przez siebie skręcane papierosy. Zabicie go nie było żadnym problemem, ale wendeta mafii polegała na tym, by pozwolić mu żyć"

Kiedy w czerwcu dwóch współpracujących z wymiarem sprawiedliwości braci wydało policji ukrywającego się w Palermo Leolukę Bagarellę, szwagra i prawą rękę Toto Riiny, żony obydwu braci publicznie ogłosiły, że nie mają już z mężami nic wspólnego.

Kto złamie zasadę milczenia - "omerta", staje się "infame" - pozbawionym czci, wykluczonym poza obręb mafijnej rodziny. Automatycznie zapada na niego wyrok śmierci.

Jeszcze 15 lat temu "skruszony" był bytem czysto hipotetycznym - wśród "mężów honoru" takie przypadki się nie zdarzały. W to, że mogą się zdarzyć, wierzyli chyba tylko Falcone i Borsellino, którzy rozumieli dobrze, że mafię można zaatakować tylko łamiąc mafijną solidarność. Ale początki były trudne.

Wspominał Borsellino, jak kiedyś dostali wiadomość, że pewien mafios osadzony w turyńskim więzieniu chce mówić. Pierwszym porannym samolotem polecieli do stolicy Piemontu, w czasie lotu studiując akta śledztwa. Mimo ulewnego deszczu z lotniska pojechali natychmiast do więzienia. "Nigdy nie widziałem Falcone tak podnieconego - wspominał Borsellino. - Trzęsły mu się wąsy, gdy wypowiadał formułkę: Ma pan prawo odmówić odpowiedzi. - No to odmawiam - powiedział mafios i zamilkł".

Przełom w śledztwach przeciwko mafii nastąpił dopiero, gdy na horyzoncie grupy antymafijnej pojawił się niejaki Tommaso Buscetta. Żyje teraz w Stanach Zjednoczonych z nowym nazwiskiem, nową twarzą i nową rodziną. Nową, bo mafia zabiła mu 45 krewnych. Zaginęli bez śladu dwaj jego synowie, zastrzelono jego ojca i brata.

Dzięki zeznaniom Buscetty możliwe stało się wytoczenie w 1986 roku organizacji pod nazwą Cosa Nostra pierwszego wielkiego procesu.

Trudno jest wytłumaczyć, jaki to socjologiczny przełom w łonie mafii doprowadził do powstania fenomenu "skruszonych". Pewną wskazówką są słowa Buscetty, który zawsze twierdził, że mafia przestała być organizacją "mężów honoru", gdy na jej czele - na początku lat 80. - stanął ówczesny szef rodziny z Corleone Toto Riina. Także inni "skruszeni" usprawiedliwiają swą "zdradę" niebywałym okrucieństwem corleończyków, którzy złamali mafijne zasady. Jeden z nich, Leonardo Messina, skarżył się - "Nigdy nie wiadomo, czy ma się do czynienia z prawdziwym przyjacielem, czy potencjalnym zdrajcą, gotowym zabić cię na każde skinienie szefa. Nikomu nie można się zwierzyć, a jeżeli w ogóle komuś uda się spać, to tylko z rewolwerem pod poduszką".

Przejmując władzę Toto Riina bezwzględnie podporządkował sobie inne rodziny. W rozpętanej przez corleończyków "mattanzy" - mafijnej wojnie klanów w latach 1981-83 zginęło tysiąc osób.

Riina nie cofał się przed niczym - wśród popełnionych z jego rozkazu najokrutniejszych, najjaskrawiej sprzecznych z kodeksem honorowym Cosa Nostra zbrodni "skruszeni" wspominają szczególnie zabójstwo młodego mafiosa i jego narzeczonej w ostatnim miesiącu ciąży.

Są też tacy, którzy twierdzą, że Cosa Nostra zniszczyli nie ludzie z Corleone, ale narkotyki. Ta tkwiąca korzeniami na wsi, w ziemi, organizacja przez lata ciągnęła zyski z wymuszania haraczu i drobnej kontrabandy. Gdy w roku 1974, po zlikwidowaniu przez policję kanału przerzutowego przez Marsylię, mafia weszła na europejski rynek narkotyków i w grę zaczęły wchodzić wielkie pieniądze, zniknęły mafijne ideały. Pozostała bezwzględna walka o władzę i bogactwo - w 1990 roku obroty Cosa Nostra wynosiły ponad 18 mld dolarów - trzy razy więcej niż koncernu Fiata. 20 proc. tej sumy pochodziło z handlu narkotykami, a ponad 19 proc. z przejmowania publicznych pieniędzy na inwestycje, takie jak autostrady.

"Skruszonych" jest w tej chwili już kilkudziesięciu. To pośmiertne zwycięstwo sędziego Falcone - oskarżonych w toczącym się w Caltanissetcie procesie o jego zabójstwo obciążają zeznania byłych mafiosów. Po śmierci Falcone włoski parlament pośpiesznie uchwalił nowe prawo, zapewniające "skruszonym" silniejszą niż dotychczas ochronę ze strony państwa. Głównego bohatera procesu w Caltanissetcie, ukrywającego się od ponad 20 lat Riinę wydał w 1993 roku jego własny szofer.

Dzięki przemianom, jakie zaszły w ostatnich latach we Włoszech, naruszony został także związek - wydawałoby się trwały - pomiędzy mafią i polityką. Jeszcze w latach 80. na pytanie sędziego Falcone, kto był rzymskim protektorem Cosa Nostra, Buscetta odpowiadał - "Panie sędzio, i pan, i ja chcemy żyć". Akcja "czyste ręce", która ujawniła korupcję włoskiego systemu politycznego, pozwoliła na zdjęcie tabu także ze stosunków mafia-polityka. Zaczął mówić Buscetta, zaczęli mówić inni. Wśród innych padło nazwisko Andreotti.

Ze stanowiska zdjęto osławionego przewodniczącego I Sekcji Karnej Sądu Kasacyjnego, Corrado Carnevale, który - z przyczyn proceduralnych - unieważnił kilkaset wyroków przeciwko bossom Cosa Nostra. Corrado Carnevale czeka na decyzję sędziego w sprawie postawienia go przed sądem.

- Nie sądzę, żeby można mieć nadzieję na pełne zwycięstwo nad mafią. Są jednak przesłanki ku temu, by sądzić, że - osłabiona - powróci ona do swych rustykalnych korzeni, na wieś, wycofa się częściowo z międzynarodowego handlu narkotykami - uważa Giovanni Pepi, dyrektor "Giornale di Sicilia", największej gazety na wyspie.

Jednak wydany ostatnio raport Włoskiego Instytutu Statystycznego wskazuje, że w pierwszych miesiącach tego roku mafia popełniła o 10 proc. więcej zabójstw niż w roku ubiegłym. Te suche procenty można przeliczyć na 57 ludzkich żywotów, głównie krewnych i przyjaciół "skruszonych". Zdaniem znawców mafii to młode pokolenie walczy o schedę po Toto Riinie i innych bossach.

Wielu Sycylijczyków jest jednak zdania, że ich wyspa już nigdy nie będzie taka, jak przedtem.

- Zrozumiałem, że na Sycylii coś się zaczyna zmieniać po śmierci Giovanniego Falcone. Poszedłem wtedy do Pałacu Sprawiedliwości, by złożyć mu ostatni hołd - wspomina Giovanni Pepi. - Nie udało mi się dotrzeć do księgi pamiątkowej. Sala była wypełniona po brzegi. To byli ci sami ludzie, którzy kiedyś na pogrzebach sędziów i policjantów barykadowali się w domach.

"Giornale di Sicilia" był jedną z tych sycylijskich gazet, która przez lata - dla bezpieczeństwa i z racji powiązań z polityczną i finansową wierchuszką wyspy - ignorowała istnienie Cosa Nostra.

Teraz jej dyrektor tłumaczy: - Zabijając Falcone, mafia popełniła straszliwy błąd. Sprowokowała ludzi przedtem obojętnych - większość.

W Palermo na mszy żałobnej w katedrze młodziutka wdowa po agencie ochrony sędziego Falcone, Rosaria Schifani, miała odwagę przemówić do morderców swego męża - "Przebaczę wam, ale padnijcie na kolana i proście o przebaczenie!"

Na pogrzebie Paolo Borsellino wściekły tłum prawie że zlinczował prezydenta republiki, premiera rządu i szefa policji.

- Moment krytyczny nastąpił, gdy mafia zabiła Borsellino - tłumaczy Giovanni Pepi. - Wydawało się nam, że to państwo, które nie było w stanie ochronić sędziego, o którym było powszechnie wiadomo, że będzie następnym celem Cosa Nostra, zademonstrowało swą absolutną bezsilność. Światełko w tunelu zapłonęło na nowo dopiero po aresztowaniu Toto Riiny.

A burmistrz Orlando ma swoją receptę na walkę z mafią.

- Palermo brakuje miłości. A tylko miłość może zwyciężyć naszego najgorszego wroga - pana KtoCiToKażeRobić? Ten pan ma różne imiona. Czasami nazywa się mafia, czasami obojętność.

- W tym roku zorganizowaliśmy akcję "Każda szkoła adoptuje zabytek". Na Sycylii nie istnieje coś takiego, jak dobro publiczne. Każda pani domu, nawet najbiedniejsza, utrzymuje w mieszkaniu doskonały porządek. A za drzwiami - zwały śmieci. My uczymy młodzież szkolną szacunku dla publicznego dobra. Przecież adopcja cudzego dziecka to akt miłości. Adoptując zabytek, biorąc go pod opiekę, dzieci uczą się miłości.

Sycylijczycy skarżą się, że świat nie zauważa tego, iż wyspa się zmienia.

- Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś, w czasie oficjalnej wizyty w Moskwie - był z nami także Falcone - jechaliśmy taksówką i kierowca zapytał nas, skąd jesteśmy - wspomina Giovanni Pepi. "A, Sycylia, mafia" - ucieszył się taksówkarz.

Dyrektor pokazuje mi rozciągający się za oknem ogród botaniczny: - To jeden z najważniejszych i najstarszych takich ogrodów na świecie, ma ponad 200 lat. Ale kto poza Sycylią o tym wie?

- Zła opinia Sycylii to w dużym stopniu wina wielkich włoskich gazet. Kiedy spalono samochód księdza z Palermo, który zdecydowanie występował przeciwko mafii, pisały o tym na pierwszych stronach. O tym, że potem ludzie z dzielnicy złożyli się i odkupili księdzu samochód, nie pisał prawie nikt - skarży się Ferruccio La Barbera, asystent Orlando.

Ostatnio grupa sycylijskich biskupów i reżyser Franco Zefirelli zgłosili protest przeciwko planom nakręcenia kolejnego odcinka serialu "Ośmiornica". Zdaniem biskupów i reżysera "Ośmiornica" pokazuje Sycylię jednostronnie i w sposób krzywdzący dla znakomitej większości jej mieszkańców.

Niestety - takich samych argumentów używał Giulio Andreotti: "Ilu jest tych mafiosów? Parę tysięcy? I przez tych parę tysięcy odium spada na pięć milionów Sycylijczyków!"

Teraz każdy głos w obronie Sycylii traktowany jest jako podejrzany. Nie zmienia to faktu, że Sycylia ma prawo do walki o swoje dobre imię.

"Jest takie sycylijskie przysłowie - Kto urodził się okrągły, nie umrze kwadratowy. A ja chciałbym przekonać Sycylię, że może umrzeć kwadratowy ten, który urodził się okrągły" - mawia burmistrz Orlando.

Walka o dobre imię będzie trudna - na świecie bowiem większą sławę zdobyło inne powiedzenie, cytat z "Lamparta":

"Na Sycylii musi się zmienić wszystko po to, żeby się nic nie zmieniło".

 

 

Noc w mieście Trapani; Caltanissetta

W Caltanissetcie do dziś pokazują balkon, przed którym zatrzymywała się coroczna wielka procesja na cześć Madonny. Na balkon wychodził ówczesny boss De Christina. Przed zgromadzonym tłumem obejmował syna, by wskazać go jako swego następcę.

Pisali Franchetti i Sonnino w swym klasycznym już raporcie o wyspie z 1876 r.:

"Potęga mafii nie jest oparta na strachu, ale na autorytecie moralnym, zakorzenionym w powinowactwie samej mafii z normami kulturalnymi obowiązującymi na Sycylii".

Jest tajemnicą poliszynela, że w Trapani - mieście, w którym mafia jest szczególnie aktywna gospodarczo, częściowo z jej kieszeni jest finansowane jedno z najsłynniejszych misteriów religijnych, tzw. I misteri di Trapani. Przez całą noc z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę wybrani przedstawiciele poszczególnych miejskich cechów noszą na swych barkach XVII-wieczne drewniane figury z postaciami Drogi Krzyżowej. Gdy po 12 godzinach figury powracają do trapańskiej katedry, zmęczenie i religijne napięcie osiąga kulminację - "tragarze" padają sobie w ramiona, płaczą, śmieją się.

 

Najsłynniejsze zabójstwa mafii


* * * Sierpień 1958 r.:

Szef rodziny z Corleone, doktor Michele Navarra. Jego zabójca i następca - Luciano Liggio - wprowadza corleończyków na szczyty mafijnej potęgi


* * * Marzec 1979 r.:

Michele Reina, sekretarz Chrześcijańskiej Demokracji w Palermo


* * * Lipiec 1979 r.:

Mecenas Giorgio Ambrosoli, kierujący likwidacją jednego z banków Sycylijczyka Michele Sindony, właściciela m.in. watykańskiego Banco Ambrosiano. Następca Sindony, Roberto Calvi, zostaje wkrótce znaleziony jako wisielec na jednym z londyńskich mostów


* * * Lipiec 1979 r.:

Boris Giuliano, szef policyjnej brygady antymafijnej w Palermo. W plecy strzelił mu sam Leoluca Bagarella, szwagier capo di tutti capi - Riiny


* * * Styczeń 1980 r.:

Prezydent regionu Sycylia, chadek Piersanti Matarella. Według zeznań "skruszonych", choć był jednym z niewielu, który publicznie krytykował związki swej partii z mafią, został wybrany jej głosami


* * * Kwiecień 1981 r.:

Stefano Bontate, szef rodziny z dzielnicy Santa Maria del Ges w Palermo. Rozpoczyna się wielka wojna rodziny z Corleone przeciwko innym mafijnym bossom


* * * Wrzesień 1982 r.:

Prefekt Palermo, gen. Carlo Alberto Dalla Chiesa


* * * Marzec 1986 r.:

Michele Sindona, skazany na dożywocie za zabójstwo Giorgio Ambrosolego. Mimo nadzwyczajnych środków ostrożności ze strony władz więziennych ktoś podaje mu do picia zatrutą kawę


* * * Sierpień 1991 r.:

Libero Grassi, przedsiębiorca z Palermo. Jego śmierć miała być przykładem dla innych, którzy nie chcieli płacić mafii haraczu


* * * Marzec 1992 r.:

Salvo Lima, chadecki deputowany do Parlamentu Europejskiego. Członek frakcji Giulio Andreottiego. "Skruszeni" twierdzą, że był pośrednikiem pomiędzy mafią a politykami w Rzymie. Miał zginąć, bo politycy nie wywiązali się ze swych obowiązków - dwa miesiące wcześniej Sąd Kasacyjny potwierdził wyroki dla 19 mafijnych bossów


* * * Maj 1992 r.:

Giovanni Falcone


* * * Lipiec 1992 r.:

Paolo Borsellino


* * * Maj 1993 r.:

Zamachy bombowe w Rzymie, Florencji i Mediolanie. We Florencji ginie pięć przypadkowych osób, zostaje zniszczonych kilka obrazów w Galerii Ufizzi. W Rzymie celem ataku jest Bazylika św. Jana na Lateranie.

 

Najważniejsze sukcesy w walce z mafią


* * * Lipiec 1984 r.:

Tommaso Buscetta decyduje się zeznawać


* * * Listopad 1984 r.:

Aresztowanie Vito Ciancimino, b. burmistrza Palermo, poborców podatkowych, kuzynów Nina i Ignazia Salvo - jednych z najpotężniejszych ludzi na Sycylii. Wszyscy wkrótce wychodzą na wolność


* * * Luty 1986 r.:

W więzieniu Ucciardone w Palermo rozpoczyna się pierwszy wielki proces przeciwko organizacji pod nazwą Cosa Nostra. Na ławie oskarżonych zasiada 476 "mężów honoru". Akt oskarżenia opiera się na zeznaniach Tommaso Buscetty. Większość wyroków maksiprocesu unieważni I Sekcja Karna Sądu Kasacyjnego pod przewodnictwem sędziego Corrada Carnevale


* * * Czerwiec 1986 r.:

Aresztowanie Pietro Vernengo, najpotężniejszego z ojców chrzestnych produkujących narkotyki


* * * Styczeń 1993 r.:

Aresztowanie capo di tutti capi - Toto Riiny


* * * Maj 1993 r.:

Aresztowanie szefa mafii katańskiej, Nitto Santapaoli


* * * Maj 1994 r.:

Aresztowanie Michelangelo La Barbera, uważanego za pośrednika pomiędzy światem mafii i polityki


* * * Luty 1995 r.:

Aresztowanie Calogero Mannino - chadeckiego ministra w sześciu włoskich rządach


* * * Czerwiec 1995 r.:

Aresztowanie Leoluki Bagarelli, szwagra Riiny i jednego z jego prawdopodobnych następców w mafijnych władzach. Wszyscy zostali wydani lub oskarżeni przez współpracujących z wymiarem sprawiedliwości "skruszonych".






O mafii polskiej