Jadwiga Pstrusińska

O MNOGOŚCI IDEI NA TEMAT PRAINDOEUROPEJCZYKÓW

 

Na obwolucie wydanej niedawno w Polsce książki Colina Renfrew "Archeologia i język" (Warszawa 2000) czytamy, iż nawiązuje ona do "niezwykle delikatnej kwestii pochodzenia Indoeuropejczyków". Zagadnienie Indoeuropejczyków, a zatem i Praindoeuropejczyków, ich kolebki i języka, wiąże się oczywiście ze stereotypem europejskich cech oraz poczuciami dotyczącymi naszego pochodzenia. Budzi przeto zainteresowanie, a często także emocje. Powstała ogromna ilość hipotez naukowych na temat pierwotnej siedziby Indoeuropejczyków, jej datowania oraz relacji pomiędzy językami indoeuropejskimi. Istnieją też rozmaite koncepcje samego prajęzyka. Od koncepcji jedynie zbieżności lub podobieństwa pewnych cech, po koncepcję rodziny i spokrewnienia, a nawet zupełnego nieistnienia. Bezustannie prezentowane są nowe poglądy. W krótkim tekście można oczywiście ledwie zasygnalizować materię, i to nader wybiórczo, miejmy jednak nadzieję, iż uda się wykazać zawartą w tytule mnogość i nieco związanych z nią dylematów.

Zacznijmy od praojczyzny. Otóż jej identyfikacja, geograficzne i temporalne umiejscowienie oraz powiązanie z kulturami archeologicznymi, kwestia zamierzchłych wędrówek ludów indoeuropejskich, mimo iż dociekania trwają już około dwustu lat, nastręcza nadal wielu elementarnych trudności. Różnie lokalizowano teren owej krystalizacji językowej, od bieguna północnego do południowego, od Atlantyku po Pacyfik. Wyprowadzanie z Azji jest tak dawne jak samo studiowanie tak zwanych języków indoeuropejskich. Już słynny sir William Jones twierdził, iż pochodzą z Iranu. Model azjatycki reprezentował także powszechną opinię w pierwszej połowie XIX w. Kolebkę umiejscawiano wówczas głównie pomiędzy Indiami i Morzem Kaspijskim, zwykle w Kaszmirze. W drugiej połowie tegoż wieku opinie diametralnie się zmieniły i została przeniesiona do Europy, skoro większość języków indoeuropejskich tutaj występuje. P. Thieme na przykład uważał, iż praojczyzna leżała w basenie Wisły, Odry i Elby, z wykluczeniem Renu. Przez znaczną część dwudziestego wieku owa kolebka pozostawała w Europie, choć nadal istniały propozycje rozmaitego umiejscowienia azjatyckiego, zwykle nie pokrywające się z dziewiętnastowiecznymi. Lokalizacji indyjskiej dowodzą głównie współcześni badacze indyjscy. J. Mallory (1997) pisze, iż dyskusja ogranicza się przede wszystkim do czterech modeli, z próbami przypisania im kultur archeologicznych. Jest to model bałtycko-pontyjsko(-kaspijski), anatolijski, centralnoeuropejsko-bałkański i pontyjsko-kaspijski. Mallory sądzi, polemizując z wszystkimi czterema propozycjami, iż najmniej wad ma model pontyjsko-kaspijski. Warto zwrócić uwagę na koncepcję epicentrum (lokus) Joanny Nichols (1997), uplasowanego w zachodniośrodkowej Azji (okolice Baktrii), wydedukowaną głównie z materiału językowego zapożyczonego do języków indoeuropejskich. Bardzo interesująca jest też koncepcja ameby językowej (die Schprachamobe), wysunięta przez Victora Maira (1998), bezustannie zmieniającej kształt i przemieszczającej się w czasie i przestrzeni, a przy tym wysuwającej i wciągającej zmiennego kształtu pseudopodia. Nie wykluczano też istnienia kolebki praindoeuropejskiej na terenie, który nie był indoeuropejski. Zaś propozycje datowania oscylują pomiędzy latami 100 000 i 1 600 p.n.e. Nie można, przynajmniej na razie, odpowiedzieć na pytanie, kiedy istniała owa hipotetyczna wspólnota.

Obecnie wydaje się raczej oczywiste, iż nie istnieje metoda czysto językoznawcza, która pozwoliłaby umiejscowić w czasie i przestrzeni język praindoeuropejski, mimo iż samo pojęcie jest konstrukcją natury lingwistycznej. Bez względu na to, jak dalece pewni siebie są w tej materii niektórzy językoznawcy, stwierdza, między innymi, Mallory. Równie trudne jest badanie relacji spokrewnienia między językami uznanymi za indoeuropejskie. Doliczono się stu kilkudziesięciu propozycji i ciągle powstają nowe. Już sama liczba hipotez dowodzi, iż muszą się one wykluczać, a badacze mają zasadnicze trudności z dotarciem do prawdy. Także zastosowany model drzewa genealogicznego okazał się zbyt prosty do przedstawiania związków pomiędzy językami indoeuropejskimi, spotykamy więc na ten temat przeróżne idee geometryczne. Przez pewien czas łudzono się, iż poszukiwaną kolebkę wskaże nam tak zwane centrum grawitacyjne, obszar, gdzie istnieje największa indoeuropejska różnorodność genetyczna. Warunek ten spełnia jednak zarówno Italia, jak i Bałkany. Może więc jest ona tam, dociekano, gdzie zaszło najmniej zmian w systemie języka, w stosunku do stanu praindoeuropejskiego. I te domysły zostały skrytykowane, ponieważ każdy język indoeuropejski zachował odmienny zestaw cech. A więc i tą drogą można dojść do fałszywych konkluzji. Brak zresztą precyzyjnych kryteriów, jak mierzyć stopień zmian pomiędzy różnymi językami. Coraz częściej czytamy, iż również ustalanie relacji genetycznych pomiędzy językami indoeuropejskimi okazało się oporne wobec metod dostępnych językoznawstwu. Wszak jest przecież możliwe, iż język tak bardzo różni się obecnie od wspólnego praprzodka, że językoznawcze dowody mogą być określane jako chimera, jak pisze R. Blench (1997). Tym bardziej, iż należy przyjąć istnienie różnych wariantów już na etapie prajęzyka (np. L. Edzard, 1999), choć do niedawna akceptowano sztuczną jednorodność owego stadium.

Coraz bardzie podkreśla się, iż nie istnieją w językoznawstwie historyczno-porównawczym proste algorytmy, które odpowiednio zastosowane dadzą automatycznie poprawne wyniki (np. H. Hock, 1996). Po prostu nie można zrekonstruować protojęzyka z braku danych. Powtarza się pytanie, czy rekonstruując na podstawie języków romańskich, otrzymalibyśmy łacinę, gdyby wiedza o niej dawno zupełnie przepadła (np. Edzard). Trudno też obecnie zgodzić się, iż rekonstrukcja pozwala ukazać wyjściowy punkt rozwoju języków indoeuropejskich. Coraz więcej badaczy podziela pogląd, iż w ogóle szansa prawdziwej rekonstrukcji języka z tak zamierzchłej przeszłości jest równa zeru (np. D. Ringe, 1998). Sceptycyzm dotyczy również ustaleń na temat zapożyczeń językowych dokonanych w tak bardzo odległych czasach. Według C. Renfrew wielki zamęt, jaki powstał wokół problemu pochodzenia języka indoeuropejskiego, jest następstwem poglądu, iż w samych językach znajdują się wszystkie dowody niezbędne do przeprowadzenia prawidłowej rekonstrukcji historycznej oraz zlokalizowania miejsca ich narodzin. Tym niemniej bezustannie pojawiają się nowe próby owych rekonstrukcji i weryfikacje dotychczas stworzonych. W zakresie konsonantyzmu, na przykład, część uczonych akceptuje teorię, iż język indoeuropejski posiadał cztery spółgłoski laryngalne. Inni godzą się tylko na trzy, zaledwie jedną lub ... dwanaście (A. R. Bomhard, 1994). Zarzuca się także indoeuropeistom ignorowanie drobnych, niezapisanych języków, mogących wnieść istotne, nieznane dane, i opieranie się na materiale łatwo dostępnym i ograniczonym. A tylko w rejonie indyjsko-pakistańskim mamy około 300 takich właśnie języków, uzmysławia nam R. Blench (1997). Prawdopodobnie także w przeszłości istniało wiele nieznanych nam języków, które określono by jako indoeuropejskie.

Wśród dowodów na zasięg granic ojczyzny praindoeuropejskiej znalazły się obrzeża występowania gatunków roślin i zwierząt, choć przecież mogły one wielokrotnie fluktuować i nie muszą tworzyć prawdziwego obrazu (np. L. Leciejewicz, 2000). Zmieniano nawet ostatnio brany pod uwagę zestaw roślin i zwierząt. Mniejsze znaczenie przypisuje się, na przykład, brzozie i łososiowi, a wyższą rangą cieszy się obecnie bóbr, jeż oraz winorośl. Nie wiemy jednak, czy w tym praleksykonie rzeczywiście istniały wszystkie owe nazwy i czy miały takie znaczenie jak obecnie. Wszak w wielu przypadkach mogły oznaczać zupełnie inne zwierzę lub roślinę. Jak wyraz piwo (z tego samego źródłosłowu, co pić, znaczący ongiś jedynie napój, a nie specyficzny rodzaj trunku z niską zawartością alkoholu), nie dowodzi, iż Praindoeuropejczycy używali napoju odurzającego. Tak więc rekonstruowane słownictwo, nawet zakładając, iż rzeczywiście mamy podstawy do rekonstrukcji, a nie są to twory czysto hipotetyczne, także nie mówi wiele. Praindoeuropejski termin oznaczający konia mógł wszak przybyć znacznie później niż sam koń, a wędrówka populacji nie zawsze musi być związana z przeniesieniem języka. Przez długi okres czasu wierzono jednak, iż zrekonstruowanie tak zwanego protoleksykonu daje nam rzeczywisty obraz świata ówczesnych ludzi, ich kultury i środowiska. G. Dumezil i jego uczniowie rozwinęli nawet pojęcie społeczeństwa praindoeuropejskiego. Ale według Renfrew, który utożsamia pojawienie się Indoeuropejczyków w Europie z początkami rolnictwa i hodowlą zwierząt, można archeologicznie udowodnić, iż wiele rozważanych przez Dumezila cech pojawiło się w tych społeczeństwach dopiero po dacie, którą Renfrew proponuje dla ich wędrówek z Bliskiego Wschodu do Europy. Poza tym język i kultura nie muszą współwystępować. Nie mają także wyraźnych korelacji z cechami fizycznymi człowieka. Wielu Francuzów ma ciemny kolor skóry, a niektórzy Nigeryjczycy są biali, przypomina Renfrew. Dodajmy, iż od dorzecza rzeki Tarym (Zachodnie Chiny) po Kabul, w Hindukuszu, Pamirze, zachodnim Karakorum, generalnie w północnej Eurazji mieszkają Europeidzi. Wśród nowszych opinii znajdujemy, między innymi, pogląd, iż słownictwo greckie jest w znacznym stopniu nieindoeuropejskie lub, że nie ma powodów sądzić, iż Ormianie wyszli z Europy. Tak więc mimo obfitości prac i podawanych szczegółów odczuwa się brak w pełni wiarygodnych wypowiedzi na temat najbardziej elementarnych kwestii dotyczących Praindoeuropejczyków.

Powróciła także idea, iż fundamentalnym sposobem rozwoju języków jest nie różnicowanie się, lecz konwergencja, upodabnianie i adaptacja, występujące jako efekt kontaktów. Języki indoeuropejskie nie muszą pochodzić z tego samego źródła i być może należy rozważać ich poligenezę (np. Edzard). Ale narzuca się w tym miejscu pytanie, od jakiego stopnia zaawansowania konwergencji język ma prawo do etykietki "praindoeuropejski" lub "indoeuropejski"? Przyjmując zjawisko konwergencji, należałoby konsekwentnie przyjąć, iż Praindoeuropejczycy byli, przynajmniej we wczesnym stadium, jakiegoś rodzaju nader skomplikowanym heterogenicznym melanżem, nie tylko etnicznym i kulturowym, lecz także co do języków, którymi się ongiś posługiwali. By próbować rozwikłać praindoeuropejską zagadkę potrzebujemy niewątpliwie bardzo szerokich działań interdyscyplinarnych. W ostatnich latach podkreśla się, między innymi, wielką wagę danych socjolingwistycznych, nader istotnych również przy próbach zrozumienia bardzo odległych procesów językowych (np. Renfrew). Zaś Karl Jettmar (1998) apeluje, by językoznawcy zaczęli reagować na nowe ustalenia archeologiczne w Azji Centralnej.

Niewątpliwie bardzo istotne są na przykład dane uzyskane dzięki niedawnym odkryciom, w dorzeczu rzeki Tarym (północno-zachodnie Chiny) ogromnej ilości pochówków ludzi określanych jako typowi Europeidzi. Najstarsze datowano na około 2000 p.n.e. Część znalezionych wyrobów wykazuje ponoć uderzające powiązania z kulturą materialną domniemanej środkowoeuropejskiej kolebki Celtów (E.W. Barber, 1999). Również genetycy molekularni powiązali ostatnio, między innymi, celtyckich Irlandczyków z północno-zachodniej Europy z ludnością Środkowej Azji (np. Kidd 2000). Dodajmy, iż owo ważne ustalenie poprzedziły publikacje, także polskie, sygnalizujące istotne tożsamości pomiędzy celtyckimi i środkowoazjatyckimi zjawiskami w zakresie języka i kultury, choć prace te nie dysponowały jeszcze tak precyzyjnym materiałem dowodowym. Niewątpliwie punktem zwrotnym w rozważaniach na temat nieznanych nam wędrówek człowieka stały się badania w zakresie biologii molekularnej i tworzenie, w ostatnich kilkunastu latach, historii i geografii genów ludzkich (np. Cavalli-Sforza, 1994). Choć i te nie zawsze są pomocne dla językoznawstwa i badań kulturoznawczych, ponieważ jednostkom i całym społecznościom ludzkim zdarza się zmieniać i język, i kulturę. Są i inne trudności badawcze, choć trzeba podkreślić, iż generalnie otrzymujemy tu bardzo istotne dla nauk humanistycznych dane, niemożliwe do uzyskania dotychczasowymi metodami. Powstawanie nowych dziedzin nauki, np. archeogenetyki, wiążącej biologię molekularną z archeologią , umożliwia dążenie do coraz precyzyjniejszych ustaleń.

W najnowszych publikacjach z zakresu genetyki ewolucyjnej znajdujemy informacje, iż żyjący Europejczycy mają bardzo stare korzenie, zbyt stare, by mogły być wiązane nawet z bliskowschodnią falą neolityczną, jak to kilkanaście lat temu proponowała hipoteza stworzona przez Renfrew. Najnowsze wyniki badań i dyskusje na ten temat opublikował między innymi brytyjski MacDonald Institute for Archaeological Reserch w tomie "Archaeogenetics: DNA and the population prehistory of Europe" (red. Renfrew C., Boyle K., Cambridge 2000). Czytamy, iż ludność wiązana z kulturą malowideł jaskiniowych w zachodniej Europie przybyła około 30 000 - 35 000 lat temu ze Środkowej Azji, a połowa mężczyzn w Europie ma "podpis genetyczny" owych zamierzchłych przodków. Zaś około 25 000 lat temu ze Środkowego Wschodu wyruszyła druga fala i spowodowała dalsze zmiany genetyczne. 80% chromosomów Y w Europie pochodzi właśnie z tych dwu fal. Podczas ostatniego zlodowacenia, pomiędzy latami 24000-16000, ludność z pierwszej fali przesunęła się w kierunku dzisiejszej Ukrainy i na półwysep Iberyjski, z drugiej zaś na półwysep Bałkański. Następnie, około 8000 lat temu, przybyła bliskowschodnia fala z Żyznego Półksiężyca, której genetycy przypisują dalsze 20% europejskich chromosomów Y. Jeśli genetycy molekularni mają rację, 100% owych chromosomów u europejskich mężczyzn pochodzi z Azji (np. Gibbons 2000; Z.H. Rosser, 2000; Malaspina, 2000). Według jednej z hipotez kluczem do zrozumienia ludzkiej różnorodności genetycznej w Europie jest także badanie materiału genetycznego z Indii, wykazującego bardzo znaczną bliskość z materiałem europejskim i bliskowschodnim (Kivisild 2000). Tak więc w świetle obecnego stanu badań nie możemy wykluczyć, iż również nasi przodkowie Sarmaci, czy też "Sarmaci", ostatecznie pochodzą z Azji. Wkrótce należy się spodziewać bardziej szczegółowych danych genetycznych także na temat Słowian. Niewątpliwie badania na poziomie genetyki molekularnej wpływają w sposób zasadniczy na przyszłość naszych badań i naszego myślenia na temat Praindoeuropejczyków i Indoeuropejczyków, ich kolebki i kultury, skoro nie dopatrzono się bariery w przepływie genów z Azji do Europy. Także europeistycznych rozważań językoznawczych dotyczyć będzie o wiele szersza eurazjatycka przestrzeń, z uwzględnianiem kontekstów dotąd nieuwzględnianych lub z założenia wykluczanych, i proponowanie hipotez na temat zgoła odmiennych powiązań, bądź nawet tożsamości. Nowe dane stwarzają niezwykle interesujące i rozległe perspektywy badawcze, choć oczywiście nie brak rozlicznych pułapek. Ale idea precyzyjnie wydzielonego społeczeństwa praindoeuropejskiego, jeśli o takim w ogóle możemy mówić, jego kolebki, kultury i języka wydaje się, przynajmniej na obecnym etapie, jeszcze bardziej oddalona i trudniejsza do sprecyzowania. Dalsze intensywne badania i ożywiona dyskusja na temat pochodzenia ludności Europy i języków indoeuropejskich trwa. Dyskusja bardzo potrzebna, nie tylko z przyczyn naukowych. Prawda o naszym pochodzeniu może być wszak nader istotna w procesie tworzenia lepszej wizji i pragmatyki relacji międzykulturowych.