Karla Turner

Wzięcie Pat




Artykuł pochodzi z 27 numeru UFO (lipiec-wrzesień 1996)
Wydawca:
Agencja NOLPRESS s.c.
Skrytka pocztowa 41
15-959 Białystok-2
tel.: (0-85) 6512765
http://www.ufo.com.pl
e-mail: listy@ufo.com.pl



Z przypadkiem Pat zetknęłam się, gdy nasz wspólny znajomy usłyszał jej relację o niezwykłym zdarzeniu z NOLem i powiedział jej, aby skontaktowała się ze mną. Jest ona pięćdziesięcioletnią rozwódką, matką dorosłych dzieci, zamieszkałą na Florydzie. Zdarzenie, o którym opowiadała, miało miejsce w roku 1954, kiedy mieszkała jeszcze w Floyd's Knob w stanie Indiana.

Wspomnienia tego przeżycia, podobnie jak w przypadku wielu innych osób, które zetknęły się z NOLami, zostały zablokowane w jej umyśle. Do jej świadomości przeniknęły dopiero w roku 1986. Były to strzępy wspomnień ukazujące emanującą jaskrawe pomarańczowe światło kulę, małe, szare istoty kręcące się zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz zabudowań farmy, a także - co budziło jej największy niepokój - ludzi w mundurach.

- Myślałam, że zwariowałam, kiedy pojawiły się te wspomnienia - wyznała. - Były tak silne i realistyczne, że w końcu skontaktowałam się z bratem i siostrą, chcąc sprawdzić, czy nie przypominają sobie czegoś podobnego. Moja siostra, Rose, oznajmiła mi, że ona również pamięta obcych i wojskowych. Brat nie przypominał sobie pomarańczowej kuli światła, ale za to doskonale pamiętał wojskowych i swoje kontakty z nimi.

Po wielu rozmowach oraz wymianie korespondencji i rysunków z Pat i jej rodzeństwem wyłonił się powoli niezwykły scenariusz, a wraz z nim szereg poważnych pytań dotyczących nie tylko natury wzięć dokonywanych przez obce istoty, ale również zainteresowania naszych wojskowych osobami, które były ofiarami tych przeżyć.

Miejscem zdarzeń, które rozegrały się w lecie roku 1954, była szesnastoakrowa farma położona w pobliżu Floyd's Knob w Indianie. Jedenastoletnia Pat mieszkała tam wówczas z matką, ojczymem, babką, dziewięcioletnim bratem oraz sześcioletnią siostrą. Pewnej nocy kilku członków jej rodziny ujrzało przed domem dużą kulę pomarańczowego światła. Pat, która już w tym czasie spała, została obudzona przez babkę lub siostrę, która powiedziała jej, aby wyjrzała przez okno. Gdy to uczyniła, ujrzała na niebie pomarańczowe światło. Z początku było ono nieruchome, lecz po chwili ruszyło gwałtownie z miejsca i zniknęło za domem.

- Pamiętam, że po głowie chodziła mi niejasna myśl: "Wrócę do łóżka i zaczekam". Chyba wiedziałam, że to "oni". Mama pobiegła do kuchni, aby sprawdzić, czy drzwi wejściowe są zamknięte i czy kula unosi się nad podwórzem. Pomyślałam wtedy: "Zamykanie drzwi nic nie da, oni i tak wejdą" - tak jakbym wiedziała, czego się spodziewać.

Potem Pat poczuła nagłą senność, lecz nie przypomina sobie, aby wróciła do łóżka. Jej następnym świadomym wspomnieniem było wielobarwne światło krążące powoli i bezgłośnie po pokoju. Dominującymi kolorami były błękit, purpura i fiolet. Wstała z łóżka i podeszła do okna, gdzie spostrzegła unoszącego się w powietrzu Szaraka.

"Spójrzcie tylko na te oczy!" - pomyślała. - "One mogą nas prześwietlić!" Wzrok Szaraka zdawał się przenikać jej ciało i jednocześnie Pat odnosiła wrażenie, że ta istota jest jej dobrze znana.

"Nie bój się" - powiedziała do dziewczynki. - "Jesteś dzieckiem wybranym. Nie zrobimy ci krzywdy".

Pat odwróciła się i zobaczyła, jak do pokoju wchodzi kilka białych istot wyższego wzrostu. Przybysze dźwignęli babkę i ruszyli z nią w kierunku korytarza. Pat wyczuła jej przerażenie, które z miejsca udzieliło się również jej. Kiedy w sypialni zaroiło się od dziwnych istot, z sufitu spłynął w dół migocący słup światła. Po chwili migotanie ustało i wewnątrz jaśniejącej kolumny Pat ujrzała przyodzianą w błyszczące szaty niebieskooką postać o blond włosach, którą utożsamiła z Jezusem. Postać ujęła prawą rękę dziewczynki i wskazując na stłoczone w sypialni istoty rzekła:

- Nie bój się moje dziecko. Oni są moi. - Następnie "Jezus" spojrzał na Pat i dodał: - Jam jest światłem świata. - Po tych słowach światło zamigotało ponownie i cała kolumna uniosła się do góry zabierając go ze sobą.

Potem istoty, które zostały, wyniosły z pokoju je obie - wnuczkę i babkę. Mijając sypialnię matki, Pat zauważyła wypływające stamtąd jaskrawe światło. Pięć wyższych białych istot otaczało łóżko ojczyma. Wyglądali na zaintrygowanych jego zniekształconą na skutek choroby Heinego-Medina nogą, nad którą unosił się świecący zielonym światłem pręt mający około dwunastu centymetrów długości. Szybując przez dom, a następnie przez podwórze, Pat spostrzegła unoszący się nisko nad ziemią jasny pojazd latający, który wyglądał, jakby został wykonany z kryształu. W pewnym momencie z jego dna wystrzelił promień światła i otoczył ją ze wszystkich stron.

- Pamiętam, że w chwili gdy szybowałam w stronę pojazdu, tuż obok mnie znajdowała się kędzierzawa główka siostry - powiedziała Pat. - Patrzyłyśmy w dół, gdzie z zadartymi głowami stały mama i babcia. Wyglądały jak prawdziwe zombie.

Pat widziała też liczną grupę Szaraków krzątających się pospiesznie pośród zabudowań farmy. Zarówno ona, jak i Rose nie są pewne kolejności poszczególnych zdarzeń, to jednak zgodnie wspominają grupkę niskich wzrostem szarych istot przebywających w pobliżu drzwi do piwnicy, w miejscu gdzie przebiegał wykop. Rose widziała, jak Szaraki ustawiły się w rząd i spokojnie przeszły nad szerokim rowem. W pamięci Pat utkwił natomiast obraz linii lub ściany ognia wypełniającej rów oraz rzędu "małych, szarych, chudych" obcych istot z "wielkimi chińskimi kapeluszami".

- Ja stałam po jednej stronie długiego rowu, a oni po drugiej. Usłyszałam w głowie ich głosy: "Przejdź przez światło, ono cię nie oparzy". Stało się to w tym samym momencie, w którym pomyślałam, że mogę się poparzyć. Ten ogień nie był gorący. Myślę, że miał mnie oczyścić. Przeszłam przezeń na drugą stronę, ale nie pamiętam, jak to zrobiłam, ani tego, co się stało potem.

Gdy światło przeniosło już dziewczynki do wnętrza pojazdu, Pat znalazła się na jakimś stole w pomieszczeniu, w którym przebywało kilka Szaraków. Wkrótce pojawił się wyższy Biały i za pomocą przyrządu przypominającego pilnik pobrał z wewnętrznej strony jej przedramienia oraz stóp próbki skóry, po czym odciął jej kosmyk włosów oraz kilka skrawków paznokci.

- Do czego jest to wam potrzebne? - spytała Pat.

- Zrobimy twoją kopię - wyjaśniła istota.

- Czy jesteś aniołem?

- Tak, ale nie takim, o jakim się uczyłaś.

Następnie zabrano ją do innego pomieszczenia, gdzie musiała położyć się na stole, nad którym wisiało jakieś ciemne urządzenie. Jeden z Szaraków wyciągnął z niego rurkę zakończoną cienką igłą, na której widok Pat ogarnął lęk. Widząc to, istota ta powiedziała: - Tego nie musisz pamiętać.

Pat miała świadomość, że igła zostanie wprowadzona do jej prawej dziurki nosa, ale zanim to nastąpiło, straciła świadomość. Oprócz tego pamiętała jeszcze jeden szczegół z badania medycznego, a mianowicie "stopienie się" ze srebrnym światłem.

- To spłynęło z urządzenia zawieszonego nad moim ciałem - powiedziała. - [Obcy] podłączył strumień srebrnego światła do mojej głowy. Ma ono ochronić mnie przed obrażeniami i pozwolić zachować ludzką postać przez kilka sekund. Otrzymałam przekaz, że gdy to światło wniknie w moje "drugie ciało", ożywi "nową mnie". Innymi słowy, moja kopia obudzi się do życia z moją duszą w środku.

Odzyskawszy przytomność po zdarzeniu z igłą, Pat stwierdziła, że znowu znajduje się na stole w pierwszym pomieszczeniu. Płakała, ponieważ nie mogła zostać z Szarakami. Gdy powiedzieli jej, że "jeszcze nie nadszedł na to właściwy czas", poprosiła o jakąś pamiątkę na dowód, że to wszystko wydarzyło się naprawdę - o zielony, "leczący" kamień, który widziała nad ciałem ojczyma. Istoty te dały jej to urządzenie, zaznaczając, że nie będzie ono skutecznie działać w jej rękach. Oznajmili jej:

- Będziesz musiała o tym zapomnieć.

- Dlaczego? - spytała.

- Ponieważ są tacy, którzy będą próbowali grzebać w twoim umyśle - odrzekł Szarak.

Gdy wróciła do domu, zastała w salonie całą rodzinę pogrążoną w śnie.

- Wyglądali jak zombie - stwierdziła. Jej ojczym siedział na podłodze oparty plecami o skraj sofy. Pat trafiła z powrotem do swojego łóżka. Za oknem widziała jednego z Szaraków, który machał jej na pożegnanie ręką. Odpowiedziała mu tym samym i z miejsca zapadła w głęboki sen.

Nazajutrz nikt z domowników nie wspomniał nawet słowem o niezwykłych wydarzeniach minionej nocy. Brat Pat pamięta jednak, że właśnie wtedy na farmie zjawiło się wojsko. Jadący na przedzie biały sztabowy wóz przyprowadził całą kolumnę pojazdów, w skład której wchodził zielony jeep i kilka pomalowanych na biało, wyładowanych aparaturą i sprzętem furgonetek. Była tam także ciężarówka pełna żołnierzy, którzy z miejsca przystąpili do przeczesywania szesnastoakrowego gospodarstwa. Duża ciężarówka została ukryta w stodole. Brat Pat musiał nawet z tego względu przenieść stamtąd karmę dla zwierząt do wędzarni, ponieważ rozstawiwszy tam swój sprzęt żołnierze nie chcieli nikogo wpuścić do środka.

- Weszli do domu i rozstawili swoją aparaturę w salonie - powiedziała Pat. - Wojskowi chcieli rozmawiać przede wszystkim ze mną, bo miałam jedenaście lat i znałam tajemnicę. Ale tamte istoty ostrzegły mnie, że nie wolno mi nic mówić, gdyż znajdą się "tacy, którzy będą próbowali grzebać w twoim umyśle". No i nie trzeba było długo czekać - znaleźli się wojskowi.

W ciągu czterech dni pobytu wojska na farmie wszyscy jej mieszkańcy byli przetrzymywani w domu. Jedynie brat Pat mógł wychodzić na zewnątrz, aby doglądać inwentarza. Dlatego też tylko on pamiętał, że w wielkiej ciężarówce przyjechało przeszło dwudziestu żołnierzy, którzy obsadzili różne posterunki na terenie farmy.

Gdy któregoś dnia chłopiec wyszedł na zewnątrz, mężczyzna w białym laboratoryjnym fartuchu zagadnął go o kurczaki i świnie.

- Czy tam są wasze świnie? - zapytał wskazując chlewnię.

Brat skinął twierdząco głową.

- Czy nie zachowują się jakoś dziwnie?

- Nie, a dlaczego pan o to pyta?

Mężczyzna wspomniał coś o zawartych w glebie minerałach, które mogą wpływać na reakcje zwierząt. Brat Pat czuł się w jego obecności całkowicie swobodnie. Bez obaw odpowiadał na jego pytania, a nawet sam mu je zadawał. Zaproponował nawet nieznajomemu, że poczęstuje go świeżą miętą z najlepszej grządki koło piwnicy, ale ten odmówił.

- Teraz pobierają tam próbki - wyjaśnił - w związku z czym przeszkadzalibyśmy im w pracy. Pójdziemy tam, kiedy skończą.

Ograniczenie swobody doprowadzało Pat do szału.

- Bałam się, że wywiozą gdzieś moją rodzinę, a mnie wsadzą do więzienia lub coś w tym rodzaju. Równocześnie jednak czułam się chroniona przez tamtą przyjazną mi istotę. Nazywałam ją w myślach "małym chłopcem", mimo iż doskonale wiedziałam, że tak naprawdę wcale nim nie jest.

Dwie lekarki urządziły swój gabinet w sypialni rodziców. Tam też zrobiły Pat zastrzyk.

- Zachciało mi się po nim spać - powiedziała. - Położyłam się na przykrytym ręcznikami łóżku mamy i opowiedziałam im moją historię. Pamiętam, że powiedziałam im: "Jesteście w pokoju mamy, gdzie przebywali świecący biali. Wy nie jesteście związane z tym miejscem, a oni tak".

Poprosiłam Pat, aby cofnęła się do początku i szczegółowo odtworzyła wszystko, co wiąże się z tym zdarzeniem. Po chwili przeniosła się pamięcią wstecz i wpasowawszy się w umysł jedenastolatki rozpoczęła relację.

- Widzę tego mężczyznę w mundurze, z tym że jest on brązowy. Składa się z płaszcza, bluzy, spodni oraz nakrycia głowy, które nazywam "kapitańską czapką". Rozmawia z moją mamą i babcią trzymając w dłoni dużą kopertę. Ma gęste, srebrzystoszare włosy. Jest jeszcze drugi mężczyzna w mundurze. Właśnie zdejmuje płaszcz i podwija rękawy bluzy. Nazywa się Donaldson. On także jest wojskowym. Inni ludzie wnoszą do pokoju telewizor z trzema ekranami, nieco wyższy ode mnie.

Donaldson rozchylił "ramiona" tego urządzenia i powiedział Pat, że wygląda ono jak robot.

- Widzisz, Pat - powiedział - jeśli rozłożymy te panele na zewnątrz, to wyglądają jak ramiona. Widziałaś już takiego robota?

- Nie - zaprzeczyła zdecydowanie Pat. - Nie widziałam robota, tylko małego chłopca. - Dokładnie pamiętała też obie "lekarki". - Jedna z nich miała na sobie biały fartuch. Ta druga nazywała się dr Susan i nosiła fartuch pomarańczowy. Dr Susan miała jasnobrązowe włosy, gładko zebrane do tyłu poza kilkoma puklami na czole. Przyniosła ze sobą sprzęt przypominający wyposażenie gabinetu stomatologicznego. Nie wiadomo, do czego mógł służyć. Doskonale pamiętam za to aparat do zastrzyków. Był zawinięty w celofan lub plastikową folię i miał podłączoną z boku cienką rurkę. Aparat i rurka znajdowały się w jednej przezroczystej torebce. Gdy dr Susan zaczęła ją otwierać, ogarnął mnie strach, i zapytałam, czy zrobią mi tym zastrzyk.

Potem dr Susan skierowała Pat do Donaldsona, który przebywał w salonie i gniewnym głosem mówił do jakichś ludzi w "białych, księżycowych strojach" przenoszących "białe, metalowe skrzynie bez uchwytów". Powiedział do nich:

- Przecież mówiłem wam, żebyście wzięli te z uchwytami.

Zastrzyk wywołał u Pat senność i sprawił, że poczuła chęć rozmowy o swoich "ukrytych" wspomnieniach. Denerwowało ją, że Donaldson jej nie wierzył.

- Zawsze mówiłam prawdę - oznajmiła - ponieważ nasza mama nie znosiła kłamstw. Dlatego naiwna opowiedziałam wojskowym o mojej wizycie u obcych. Rozpłakałam się, kiedy przekonywali mnie, że nie widziałam tego, co mi się wydawało. Odnosili się do mnie tak, jak gdyby brali mnie za kłamcę. Po tym, jak się popłakałam, Donaldson zaczął chyba mnie żałować, gdyż naraz wszyscy zrobili się niezwykle "słodcy". Nie poprawiło to mi jednak humoru, ponieważ było udawane. Dlaczego chcieli mi wmówić, że nie widziałam tego małego chłopca? Dlaczego tamta cudowna wizyta tak strasznie wszystkich denerwowała? I dlaczego zrobili mi zastrzyk?

Zapytana o świecące białe istoty Pat odrzekła, że były to anioły.

- Skąd wiesz, że to były anioły?

- One same mi to powiedziały - wyjaśniła.

- I co jeszcze ci powiedziały? Czy mówiły o czymś jeszcze?

- Tak, powiedziały mi wiele rzeczy, ale już tego nie pamiętam. Kiedyś sobie przypomnę, ale jeszcze nie teraz.

- Dlaczego nie możesz przypomnieć sobie tego teraz?

- Bo powiedzieli, że teraz jest nieodpowiednia pora. Poza tym zjawiliście się tutaj wy, a wam nie mogę nic powiedzieć, ponieważ to jest coś wyjątkowego. Kiedy będę dużo starsza, przypomnę sobie, co mi powiedzieli i co się ma zdarzyć.

- Czy powiedzieli ci, co się wydarzy?

- Tak, mówili o "złych czasach na Ziemi", ale nie wolno mi o tym mówić. Teraz zresztą i tak nie mogę sobie tego przypomnieć. Chociaż... co nieco pamiętam, na przykład ich kryształowy statek. Było w nim mnóstwo świateł. Nazywam go "kryształowym", gdyż do jego budowy nie użyto metalu. Światła sprawiały, że wszystko działało samoczynnie. Potrafią przenosić przedmioty bez dotykania. Nawet mnie tak przenosili, w górę i w dół. Są pełni miłości i chronili mnie za pomocą srebrzystego światła. Kocham ich.

Jeden z wojskowych poprosił ją, aby opisała włosy i ubiór małego chłopca. Pat pomyślała, że to musi być głupiec, skoro zadaje takie pytanie.

- Nie wie pan, że te istoty nie mają włosów ani nie noszą ubrań? Mały chłopiec ma wielkie skośne oczy, które mogą prześwietlić na wylot zarówno ciało, jak i duszę. Jego głos rozbrzmiewa wprost w mojej głowie. W ogóle nie używa ust i wyglądają one jak wąska szparka. Jest naprawdę chudy, ale nie musi jeść, ponieważ jest aniołem. Myślałam, że anioły mają skrzydła, więc się roześmiałam. Jego oczy roześmiały się również, ponieważ znał moje myśli o skrzydłach. W tym momencie obleciał mnie strach, gdyż zrozumiałam, że on naprawdę jest aniołem. Przecież on znał moje myśli, a to potrafią tylko anioły, no i Jezus. Dlatego też pomyślałam pytanie: "Czy znasz Jezusa?" W odpowiedzi te istoty i mnie wypełniło tak silne uczucie "miłości", że aż się rozpłakałam. Wiedziałam, że uczestniczę w czymś niezwykłym. "Tak" - rozległo się w mojej głowie. "Czy jesteś aniołem?" - spytałam. "Tak, ale nie takim, o jakim się uczyłaś" - usłyszałam w odpowiedzi. Chciałam z nimi zostać, wrócić z nimi.

- Przerwij na chwilę, Pat - wpadł jej w słowo prowadzący rozmowę. - Pozwól, że zapytamy cię o coś. Wspomniałaś, że chciałaś z nimi wrócić. Dokąd?

- Nie mogę tego powiedzieć - odrzekła Pat. - Nie wolno mi. Tamten anioł powiedział, że kiedy nadejdzie właściwy czas, wrócą. Obiecali mi to. Zmusiłam ich, żeby mi to obiecali. Obiecali też, że mnie nie zapomną. Błagałam, aby zabrali mnie ze sobą, ale usłyszałam, że jeszcze nie czas. Pod wpływem wspomnień zrobiło mi się smutno i zaczęłam płakać. Donaldson zapytał, dlaczego płaczę, na co odrzekłam mu. "To przez was, bo zmuszacie mnie do powiedzenia czegoś, czego mi nie wolno. Uważacie też, iż kłamię, a ja przecież mówię prawdę".

- W porządku, przestań płakać - powiedział Donaldson. - Uspokój się i posłuchaj. Wcale nie myślę, że kłamiesz, i nie będziemy zadawać ci więcej pytań, jeśli powiesz nam o swoich pamiątkach. Gdzie one są? Czy masz jakieś pamiątki, które od nich dostałaś?

Pat zaczęła odnosić się do wojskowych z wielką ostrożnością i niedowierzaniem. Uważała, aby nie powiedzieć nic więcej, lecz Donaldson nie dawał za wygraną.

- Gdzie są twoje pamiątki? - nalegał.

- Rozpłakałam się jeszcze bardziej i powiedziałam, że te rzeczy są moje. Spytałam go, po co mu one. W końcu wyznałam, że trzymam je pod łóżkiem w pudełku po cygarach. Nigdy bym im go nie dała, ale moja siostra pobiegła na górę i przyniosła je.

Gdy tylko pudełko z jej "zielonym uzdrawiającym kamieniem" trafiło w ręce wojskowych, zostało umieszczone w jednym z metalowych pojemników przez ludzi ubranych w białe kombinezony ochronne.

- Zobaczyłam babcię i dzieciaki siedzące na moim łóżku. Babcia płakała, a ja spytałam ją, czy wojsko zrobi krzywdę temu małemu chłopcu.

- Och, Patty - odrzekła babcia - tu nie ma żadnego małego chłopca.

- Powiedziałam jej, że był, ponieważ siedzieliśmy razem i robiliśmy różne rzeczy. Nic mi nie odpowiedziała, tylko dalej płakała. Po jakimś czasie Donaldson pokazał mi to urządzenie z trzema telewizyjnymi ekranami i próbował przekonać mnie, że widziałam coś takiego, robota, a nie małego chłopca. Wtedy naprawdę się rozzłościłam i powiedziałam stanowczo: "Widziałam prawdziwego małego chłopca, a nie jakiegoś robota".

- No cóż - skonstatował Donaldson - może ten chłopiec po prostu ci się przyśnił. Czy tak właśnie było?

- To wcale nie był sen - obstawała przy swoim Pat. - Widziałam go naprawdę.

- Pat - przekonywał ją uparcie Donaldson - to był tylko sen, tyle że bardzo realistyczny. Nie widziałaś żadnego małego chłopca, ponieważ czegoś takiego po prostu nie ma.

- A właśnie, że widziałam. Mały chłopiec wszedł do pomarańczowej kuli, zaglądał w moje okno i filmował mnie swoimi oczyma.

- Czy ten sen cię przestraszył? - spytał Donaldson.

- To nie był sen - z uporem powtórzyła Pat. - Byłam trochę wystraszona, ponieważ bardzo różnił się ode mnie. Był chudy i szary, ale wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy.

Pat prawie nic nie pamiętała, co wydarzyło się po tym przesłuchaniu, mimo iż wojskowy personel przebywał na farmie jeszcze przez kilka dni.

- Kiedy odjechali - powiedziała - cała moja rodzina była smutna, jakby lekko oszołomiona. Ja sama nie pamiętałam niczego, co się w tym czasie wydarzyło. Przed moimi dwunastymi urodzinami, w sierpniu 1955 roku, przeprowadziliśmy się do miasta.

Wspomnienia dotyczące obcych istot oraz wojskowego personelu wróciły jej dopiero w roku 1986. Nie chce, aby z powodu tych wydarzeń powstał wokół niej rozgłos. Poprosiła mnie jednak o opublikowanie prawdziwej nazwy miejscowości oraz daty - Floyd's Knob, Indiana, 1954 - w nadziei, że zgłosi się ktoś z tamtych stron, kto pamięta przyjazd do miasta kolumny wojskowych pojazdów i pomoże w jakimś stopniu zweryfikować to, co zapamiętała razem ze swoim bratem i siostrą.

Zapytałam, czy miały później miejsce jeszcze jakieś inne niezwykłe wydarzenia, bowiem z praktyki badawczej wiedziałem, że większość wziętych doświadcza w ciągu życia wielu kontaktów. Jak się okazało, Pat nie była pod tym względem wyjątkiem.

Jesienią 1962 roku wybrała się z przyjacielem na wycieczkę do Kentucky i zgubiła drogę. Po niedługim czasie natknęli się na drogowskaz wskazujący drogę do Fort Knox. Śmiejąc się ze swojego gapiostwa, zawrócili, aby odszukać właściwe skrzyżowanie. Zamiast na nie trafili do opuszczonej lokomotywowni. Przez jakiś czas siedzieli w samochodzie z wyłączonym silnikiem. Pat powiedziała, że byli wówczas pod wrażeniem, że mieli przed chwilą jakieś przeżycie, którego nie pamiętali. Nie mieli pojęcia, dlaczego samochód stoi. Nie udało im się także ustalić celu swojej podróży. W końcu dali za wygraną i o zmierzchu wrócili do domu.

Dopiero podczas snu Pat przypomniała sobie, że razem z przyjacielem przebywała gdzieś poza samochodem. Widziała w tym czasie falujące złote światło, które niczym "winda" wznosiło się pod kątem w górę, oraz "aniołów" po obu jego stronach. "Anioły" odnosiły się "z szacunkiem" do jasnowłosego mężczyzny nasuwającego skojarzenia z Jezusem. Przyjaciel Pat krzyczał histerycznie:

- Oni chcą ciebie!

- Nie bój się - odrzekła Pat. - Wszystko jest w porządku.

Potem podeszła do tego otoczonego pięknym światłem blondyna, który mówił jej coś o macierzyństwie i "ziarnie życia". Powiedział, że jego ręka ma władzę nad wszystkimi nasionami. Na koniec spotkania podał jej jakieś nasiono i oznajmił, że to jest dla jej dobra i że nie ma się czego bać.

Kilka miesięcy później, będąc w ciąży, wyjechała na Florydę. Pamięta, jak przekonywała męża, że dziecko będzie chłopcem, ale niezdolnym do życia.

- Urodzę to dziecko, ale go nie zatrzymam - tłumaczyła, nie potrafiąc przy tym wyjaśnić, skąd to wiedziała. Upłynęło kilka miesięcy. Którejś nocy przyłapała się na tym, że wchodzi do mieszkania, tak jakby przebywała na zewnątrz, choć zupełnie nie mogła sobie przypomnieć, jak się tam znalazła. Odczuwała też dziwne, przyjemne wibracje, a w głowie kołatała jej myśl: "Przyszli po mnie".

Wygląda na to, że nie wydarzyło się wówczas nic więcej. Pat regularnie poddawała się badaniom lekarskim, które potwierdzały, że dziecko rozwija się prawidłowo. Dopiero w czasie badań w ósmym miesiącu ciąży lekarz stwierdził nieprawidłowość nie mogąc wyczuć tętna płodu. Gdy w maju nadszedł termin porodu, powiła martwego chłopca. Przeczucia okazały się prawdziwe.

Następne wspomnienia pochodzą z późniejszego okresu tego samego roku. Znajdowała się w tym czasie w jakimś cichym pomieszczeniu otoczona przez Szaraki i na coś czekała. W pewnej chwili na progu stanął Szarak, którego uważała za swojego "przyjaciela". Na rękach trzymał jakieś dziecko i powiedział jej, że może się nim zaopiekować.

- Nie - odrzekła - tak jest dobrze, jest bardzo dobrze. Zaopiekujecie się nim lepiej ode mnie. - W tej krótkiej chwili zdołała zobaczyć, że dziecko było drobne i chude i miało błękitne oczy. Czuła jednocześnie, że w jakiś sposób odziedziczyło duszę dziecka, które zmarło przy jej porodzie. Z wdzięcznością pomyślała o swoim przyjacielu, bowiem zrozumiała, że w pewnym sensie jej syn nie umarł.

Spośród wspomnień, które przeniknęły do jej świadomości w ciągu ostatnich kilku lat, najwięcej pytań rodzą te związane z "ludźmi w kokonach".

- Nie pamiętam, kiedy to wydarzenie naprawdę mogło mieć miejsce - stwierdziła. - Przypominam sobie jedynie duże pomieszczenie zalane miękkim, białym światłem, w którym przebywał jeden z Szaraków. Widziałam też chyba jakiegoś mężczyznę, ale nie wiem, co robił. - Część pomieszczenia zajmowały skrzynie w kształcie sarkofagu, w których spoczywali ludzie. - Oni byli żywi, ale nie ożywieni. Ich ciała spowijało coś w rodzaju białej mgiełki i wiedziałam, że to właśnie ta mgiełka utrzymuje ich przy życiu. Wiedziałam, że czekają na życie w przyszłości.

Obecna w pomieszczeniu istota zapytała ją, czy chce zobaczyć siebie? Pat przytaknęła i wówczas istota pokazała jej pojemnik z ciałem kobiety.

- Nie pytaj mnie, skąd wiedziałam, że to kobieta - odrzekła. - Po prostu to czułam. Poprzez tę mgiełkę widziałam niewielki fragment ludzkiej twarzy. Widziałam nos, usta, oczy, przeto z całą pewnością mogę stwierdzić, że była to twarz ludzka. Wiedziałam, że ma to jakiś związek z ich odwiedzinami w roku 1954, ponieważ wspominali wtedy o zrobieniu "nowej mnie". Czułam, że tamten kokon zawierał właśnie mnie. Zrozumiałam, że czekają na wskrzeszenie czy też ponowne ożywienie, a wtedy będziemy mogli oglądać ich i rozmawiać z nimi tutaj, na ziemi. Czuję, że gdybym teraz umarła, to to "drugie ciało" przejęłoby moją duszę i kiedy Jezus powiedziałby, że nadszedł właściwy czas, wróciłabym. Gdyby dane mi było przeżyć zagładę poprzedzającą nadejście nowego świata, to potrzebowałabym tego drugiego ciała, gdyż to, które mam teraz "prędzej czy później umrze".

W wieku czterdziestu kilku lat Pat przeżyła kolejne spotkanie z tymi istotami. Tym razem trafiła do pomieszczenia oświetlonego złocistą poświatą. Przyprowadzono ją w pobliże urządzenia o rozmiarach biurka, w którego górnej części widniały koliste otwory. Każdy z nich emanował wibrujące światło w innym kolorze. Poproszono ją, aby włożyła ręce w te strumienie światła, a gdy to uczyniła, rozległy się najpiękniejsze dźwięki, jakie kiedykolwiek słyszała, przy czym każdej barwie światła odpowiadał inny dźwięk.

- To dźwięk twojej duszy - powiedział jej Szarak.

Pat zrozumiała, że miało to coś wspólnego z nieożywionymi ludzkimi ciałami, które widziała w przeszłości, ciałami pozbawionymi ożywiającej je "energii duszy".

W roku 1987 Pat przeżyła prawdopodobnie następne spotkanie z tymi istotami, które przypominało typowe wzięcie, tym razem z udziałem jej małego wnuka.

- Czy to był sen? - zastanawiała się głośno w trakcie przekazywanej mi relacji. - Nie mam żadnych dowodów. Przebywałam w domu córki, była noc. Chyba wleciałam do pokoju wnuczka. Wzięłam go za rękę i popłynęliśmy razem, w pozycji pionowej, jakieś piętnaście centymetrów nad podłogą. Minęliśmy frontowe drzwi, przelecieliśmy nad podjazdem i czekaliśmy chwilę przed bramą, dopóki nie otworzy się na szosę. Po drugiej stronie drogi stało ukrytych wśród drzew dziesięć do piętnastu istot. Wszystkie razem poderwały się w jednej chwili z ziemi. Usłyszałam myśl wnuczka: "Babciu, czy mogę pobawić się z tymi dziećmi?" Również w myślach odpowiedziałam mu: "Nie, kochanie, to są szczególne dzieci, one nie bawią się tak jak zwykłe dzieciaki". Potem poszybowaliśmy nad drogą, aż do miejsca, w którym się ona urywa. Tam, na ślepej pętli, stał migający czerwonymi światłami statek w kształcie spodka. Po chwili pojawiły się "drzwi" ze światła i pofrunęliśmy nad wejściową rampą, gdzie ujrzałam mojego "przyjaciela". To ostatnia rzecz, jaką zapamiętałam. Mój wnuczek brał udział w tej wycieczce na równi ze mną. A może to wszystko tylko mi się przyśniło... sama już nie wiem.

Pat ma na swoim koncie cały szereg przeżyć, których doświadczyła w stanie medytacji bądź snu i dlatego nie jest do końca przekonana o ich "prawdziwości". Widziała w czasie nich wiele różnorodnych pojazdów latających, przebywała poza swoim ciałem, a także odbierała informacje przekazywane jej na drodze telepatii.

Jedno z takich zdarzeń, które miało miejsce w październiku 1992 roku, zdaje się pozostawać w związku z jej wcześniejszymi kontaktami.

- Śniłam, że ktoś przemawiał w moich myślach. Nie mogłam uchwycić znaczenia poszczególnych słów, ale zapamiętałam następujące zdanie: "Zagłada nadejdzie za cztery quarieny". "Quarien" jest nieznanym nam słowem, niemniej uważam, że oznacza cztery części jakiejś całości. Potem ujrzałam coś, co nazywam grafem. Odniosłam wrażenie, że otrzymałam delikatne ostrzeżenie o "złych czasach na Ziemi", które mają nastać w niezbyt odległej przyszłości.

Takie wielokrotnie odbierane przez Pat w różnych okresach życia ostrzeżenia są również udziałem wielu innych wziętych i stanowią w rzeczywistości najbardziej rozpowszechniony element relacji związanych ze zjawiskiem UFO.

Podobnie jest z występującymi na ciałach wziętych fizycznymi znakami niewiadomego pochodzenia. Również i pod tym względem Pat pasuje do ogólnego schematu. W lecie 1993 roku odkryła na wewnętrznej stronie nadgarstka niezwykły rysunek złożony z sześciu rozmieszczonych koliście kropek oraz siódmej w centrum. Zapewne to nie przypadek, że ten wzór występuje w relacjach z licznych zdarzeń z lat 1991-1992, które miały miejsce głównie na Florydzie, gdzie właśnie mieszka Pat.

Kilka miesięcy po odkryciu tego rysunku, Pat miała kontakt, którego przebieg wskazywał na istnienie z nim związku.

- Po południu 7 sierpnia zapadłam w sen - powiedziała. - Naszła mnie tak wielka ochota na drzemkę, że gdy tylko położyłam się na łóżku, z miejsca straciłam świadomość. Przez sen usłyszałam jakieś głosy, coś w rodzaju cichych szeptów, i zaczęłam uważnie ich słuchać. Głosy mówiły coś o "byciu niewinnym jak dziecko" i pod ich wpływem takie właśnie uczucie zalało całe moje ciało oraz duszę. To było tak, jakbym znalazła się w stanie pełnej niewinności, bez jakiejkolwiek wiedzy o strachu, nienawiści, uprzedzeniach... czystym, cudownym stanie miłości i bezpieczeństwa. Czułam się chroniona i "bez grzechu", jak to się mówi. Ujrzałam scenę z mojego dzieciństwa, miasto, w którym wtedy mieszkałam. Zupełnie jakbym cofnęła się w przeszłość. Widziałam siebie w wieku około jedenastu lat. Przez sen czułam ogromną radość. Potem jakiś głos powiedział: "Wstań, dziecko, i popatrz na Nebulous. To może cię tam zabrać". Wstałam, otworzyłam drzwi na tyłach domu i spojrzałam w rozświetlone dziennym blaskiem niebo. Zobaczyłam na nim niezwykle piękny, złożony ze świateł okrąg. Światła poruszały się podobnie jak na ustawionej na dachu kina tablicy reklamowej, przy czym jedno z nich tkwiło w samym środku połyskującego złociście kręgu. To był przepiękny widok. Błagałam, żeby natychmiast zabrali mnie na Nebulous, ale głos odrzekł, że teraz jest to niemożliwe. Zaczęłam więc prosić, aby przynajmniej pozwolili mi zobaczyć go na jawie. Uzyskałam zgodę, ale do dziś mi go nie pokazali. Wtedy we śnie gotowa byłam umrzeć, byleby tylko dostać się na tego Nebulousa. Obudziłam się potem bardzo oszołomiona, jak po narkotykach i nie chcąc niczego zapomnieć szybko wszystko spisałam. Nebulous miał taki sam kształt jak rysunek na moim nadgarstku.

Pat miała wrażenie, że rozumie znaczenie słowa "Nebulous", kojarząc je z widzianym przez siebie świecącym, kolistym obiektem. Jednakże "nebulous" to bardziej przymiotnik niż rzeczownik, którego prawidłowa forma powinna w tym przypadku brzmieć "nebula". "Nebulous" oznacza według słownika "mglisty", "pozbawiony formy" bądź "niezidentyfikowany".

Dokładnie dwa miesiące później, 7 października, Pat przeżyła kolejne spotkanie, tym razem w stanie pełnej świadomości. Uzyskała wówczas wyjaśnienie znaczenia słowa "Nebulous". Jakiś głos powiedział jej: "Nebulous oznacza pewien kod. Ten kod został naruszony". Następnie ujrzała cały Nebulous, a potem jeden uszkodzony.

- Widziałam galaretowatą substancję łączącą poszczególne kropki - relacjonowała. - Zrozumiałam, że Nebulous było czymś, co znajdowało się w naszych ciałach w momencie naszego stworzenia. W chwili stworzenia zostaliśmy wyposażeni w doskonałe Nebulous. Zapewniało nam ono bezpośredni kontakt z naszym Stwórcą. Kiedy na skutek nieposłuszeństwa uległo zniszczeniu, straciliśmy z Nim łączność. Musieliśmy nauczyć się radzić sobie sami, tracąc tym samym niewinność i czystość ludzkiej formy.

Powyższy obraz sprawił, że Pat inaczej zaczęła postrzegać Boga oraz jego duchowy plan. Na podstawie tego, co mogła sobie przypomnieć, bardzo pozytywnie oceniła swoje kontakty z obcymi istotami. Będąc osobą głęboko wierzącą, uznała je za anioły.

- W żadnym z przeżytych przeze mnie wzięć - powiedziała - ani razu nie zetknęłam się ze złem. Prawdę mówiąc, czułam się w obecności tych istot wyjątkowo bezpiecznie. Ktoś może powiedzieć, że potrafią one kontrolować nasze uczucia i myśli podczas wzięcia, co gwoli prawdy jest więcej niż pewne. Ja jednak trzymam się dziecięcej wiary, jakiej próbował nas nauczyć Jezus, i dlatego wierzę, że to, czego doświadczyłam, było prawdziwe i dobre. Dlaczego miłujący wszystkich Bóg miałby pozwolić na wzięcia małych dzieci, gdyby te istoty były złe i zamierzały wyrządzić nam krzywdę? Nie wierzę, aby Bóg mógł na coś takiego pozwolić, mimo iż te istoty robią z naszego punktu widzenia rzeczy złe i gwałtowne.

Do bardzo niepokojącego zdarzenia doszło 24 lipca 1993 roku. Oprócz obcej istoty uczestniczyło w nim dwóch mężczyzn. Tego dnia Pat obudziła się wczesnym rankiem. Była mocno oszołomiona, zupełnie jakby zażyła jakiś narkotyk. Gdzieś bardzo blisko rozlegało się rytmiczne syczenie: "Pssss, pssss, pssss, pssss..."

Po chwili wróciła jej pamięć. Dwaj mężczyźni weszli do sypialni i wynieśli ją na zewnątrz prosto do czekającego tam samochodu, dużej ciężarówki "wojskowego typu". Musiała dostać jakiś narkotyk, gdyż podczas trwającej około godziny jazdy co chwilę traciła świadomość. W krótkich przebłyskach przytomności słyszała przyciszone głosy mężczyzn prowadzących niezrozumiałą rozmowę. Próbowała coś im powiedzieć, ale sztywny język zupełnie odmówił jej posłuszeństwa. Kiedy ciężarówka ostro skręciła w lewo na nierównej drodze, Pat ocknęła się ponownie i przez dużą prostokątną przednią szybę ujrzała wiejską okolicę, nad którą rozciągało się ciemne, nocne niebo.

Ciężarówka zwolniła i w końcu stanęła w miejscu z pracującym na jałowym biegu silnikiem. Patrząc przez szybę Pat ujrzała wielki kopiec lub wzgórze. Z niedowierzaniem patrzyła, jak w zboczu otwierają się wielkie wrota i samochód wjeżdża w głąb wzgórza. Wnętrze było bardzo słabo oświetlone, niemniej kiedy samochód stanął, dostrzegła dziwną istotę, która zdawała się na nich czekać. Licząca nie więcej niż metr wzrostu istota okryta była czarną peleryną z kapturem.

Przyglądając się jej, Pat pomyślała: "Co tutaj robi ta orientalna dziewczyna?" - po czym z miejsca otrzymała telepatyczną odpowiedź: "Wiem, że mnie nie lubisz".

"Tak, nie lubię" - pomyślała Pat. - "Nie chcę znowu przez to przechodzić. Nie uda im się mnie złamać, tak jak i przedtem".

Wysiadając z wysoko umieszczonej szoferki, Pat spostrzegła, że pod jedną ze ścian obskórnego pomieszczenia zgromadzono stertę skrzyń i "śmieci". Na jego środku znajdował się stół z nierdzewnej stali, który bardziej wyglądał na dzieło człowieka niż stoły, które pamiętała z innych spotkań z obcymi istotami. Jego widok wzbudził w niej silny niepokój.

- Chcieli, żebym nań weszła, ale odmówiłam. Tylko nie na ten stół. - Ostatecznie wylądowała na jego blacie, lecz nie pamięta, jak to się stało. "Orientalna dziewczyna" krążyła wokół niej, podchodząc co chwilę bliżej i przytykając do jej ciała jakiś przedmiot. Pat nie miała okazji mu się przyjrzeć, zobaczyła natomiast, że twarz tej istoty była pokryta zielonkawoszarą skórą. Kiedy mrugała oczami, jej powieki stykały się pośrodku gałki, co wywoływało nieprzyjemne wrażenie i rodziło skojarzenia z jaszczurką.

Następne wspomnienie Pat obejmuje moment zejścia ze stołu. Usiłowała wówczas sprawdzić, co robi "orientalna dziewczyna", bowiem okrążała ją ona nieustannie, wydając przy tym dziwaczny, syczący dźwięk przypominający "pssss, pssss, pssss..." Przytrzymując się skraju stołu, Pat usiłowała zwiększyć dzielący je dystans, ale ponieważ wciąż była mocno oszołomiona, zachwiała się i boleśnie uderzyła palcem nogi w podstawę sprzętu. Zerknąwszy na stopę, spostrzegła ze zdumieniem, że podłogę przykrywają trociny. "Boże" - pomyślała - "nawet nie mają prawdziwej podłogi!"

Przytomniejąc jeszcze bardziej, Pat starała się unikać tamtej istoty tak długo, jak to tylko było możliwe, ponieważ miała przeświadczenie, że z jej strony może oczekiwać wyłącznie swoistych "tortur". Nieoczekiwanie straciła przytomność, a kiedy ponownie ją odzyskała, leżała we własnym łóżku i jeszcze przez chwilę słyszała owo "pssss, pssss..."

Dwa dni później zauważyła na nadgarstku niewielki siniak z czerwoną kropką po ukłuciu w środku. Miała też paskudnie złamany paznokieć na palcu u nogi, jak gdyby mocno nim w coś uderzyła.

- To wszystko nie podobało mi się - oznajmiła. - Wiedziałam też, że to nie było moje pierwsze spotkanie z tą "orientalną dziewczyną". Już kiedyś leżałam na tamtym stole - dodała, wspominając wywołany jego widokiem niepokój.

Wiedziała, że istota o zielonkawej skórze oraz jaszczurzych oczach nie miała nic wspólnego z ludźmi, podczas gdy ciężarówka i podziemna kryjówka z całą pewnością tak.

- Co za istoty współpracują z rządem lub wojskiem? - zastanawiała się Pat.

Przełożył Mirosław Kościuk







UFO