Gazeta Wyborcza - 18/04/1995

 

Krzysztof RUTKOWSKI

PASAŻ Z GRZYWKĄ




1.

Najbardziej kretyńską grzywkę nosi we Francji Philippe Sollers i chętnie ją pokazuje. Dawniej grzywkę miał kruczą, a obecnie ma siwą, bo już blisko lat czterdzieści pisze, redaguje, przewodzi i wskazuje intelektualne nowe drogi. Niedawno grzywka Sollersa zajaśniała na fotografii w gazecie "Le Parisien", ponieważ dziennik ten opisuje, gdzie i co jedzą oblubieńcy paryskiej publiczności. Sollers zwykł jadać dwa jajka w majonezie z wodą mineralną na Montparnassie, w "Closerie de Lilas".

Philippe Sollers napisał stosy powieści. Debiutancka proza "Taka dziwna samotność" przyniosła Sollersowi natychmiastową sławę: ponieważ zachwycił się nią jednocześnie Aragon i Mauriac, więc paryska publiczność odepchnąć Sollersa nie mogła. Sollers to pseudonim: właściciel grzywki nazywa się Philippe Joyaux. Doszedł do wniosku, że to niepoetycznie, więc sięgnął do słownika łacińskiego, w którym spodobały mu się dwa słowa: sollus i ars. Z nich właśnie ulepił zawołanie, co zresztą tłumaczy słabość Sollersa do fryzury rzymskich centurionów. Powieść z roku 1982 pod niebanalnym tytułem "Kobiety" wywołała zamierzony skandal i znaczyła koniec epoki "Tel Quel" w życiu intelektualnym Paryża i okolic.

"Tel Quel" to był najdziwaczniejszy kwartalnik towarzyski i umysłowy w historii powojennej Francji. Ostatnie pismo, które duchowo promieniowało na całą Europę, choć blask ów zanadto okazał się czerwony. Sollers wręcz nieprzyzwoicie zalatywał bolszewicką machorką, zmieszaną co prawda z Chanelem, a kiedy miłość do Związku Sowieckiego przestała się opłacać, to grupa "Tel Quel" ukochała ostrą zupę po pekińsku, a majonez doskonale związała z maoizmem.

"Tel Quel" to był kwartalnik, grupa duchowego nacisku i coś w rodzaju bojówki intelektualnej Paryża w latach 1960-1982. Kwartalnik założył Sollers z Hallierem, potem dołączyła Kristeva, najbardziej wyrafinowana semiotyczka w historii narodu bułgarskiego. Z pismem współpracowali Ponge, Barthes, Derrida, Foucault, Althusser. Mogę się wściekać, ale nie sposób wyobrazić sobie życia umysłowego po wojnie bez periodyku o dziwacznej nazwie "Tel Quel" - czyli właściwie: "Tak jak", "Jak jest". Ja bym przełumaczył najchętniej "Tel Quel" jako "Jak leci".

2.

A skąd się wziął tytuł? Nie zgadniecie! Ani z Marksa, ani z Mao, ani z Lwa Trockiego, ani z żadnej rzeczy, która jego jest. Z Nietzschego! Tak, tak - w pierwszym numerze kwartalnika Sollers umieścił następujący fragment z pism myśliciela uczącego, w jaki sposób filozofować młotem: "Chcę świata i chcę go takiego JAK LECI, i ciągle go chcę, chcę go na wieki, czuję ciągle nienasycenie i wołam: bis! A nie w swoim tylko imieniu tak krzyczę, lecz oklaskuję sztukę i całe to przedstawienie, ale właściwie klaszczę i wołam nie dla samego przedstawienia, tylko w gruncie rzeczy klaszczę sobie samemu, ponieważ ja potrzebuję przedstawienia, a spektakl mnie potrzebuje, i ponieważ to ja sprawiam, że staje się ono do życia niezbędne".

Różnie w życiu bywa, ale nikt chyba tyle razy, ile Sollers nie odwracał marynary. W pierwszym numerze "Tel Quel" umieścił coś w rodzaju manifestu, który mógł się śmiało znaleźć w najbardziej parnasistowskim organie pięknoduchów: "Gdy tylko myśl poddana moralności i polityce przestaje być tym, co stanowi jej istotę, czyli podstawą naszej obecności w świecie", to się dzieje źle. Pierwszy numer nie zapowiadał, że "Tel Quel" stanie się tajnym organem Komunistycznej Partii Francji, a później tubą maoizmu. Gdy czołgi sowieckie wjechały w 1968 roku do Pragi, to ani Sollers, ani żaden członek grupy nie pisnął słówka.

Różnie w życiu bywa: niektóre karty z dziejów "Tel Quel" przypominają dramat, inne - farsę. Kiedy w kwartalniku drukował Todorov, a Roland Barthes zaatakowany przez Picarda odpowiadał "Krytyką i prawdą", kiedy w kwartalniku pojawiały się rozważania Gerarda Genette'a o gatunkach literackich, kiedy Kristeva pisywała o strukturalizmie - czytelnik mógł się krzywić, ale przyznawał, że uczestniczy w poważnej rozmowie.

Ale kiedy w połowie lat 60. w redakcji powstał tajny komitet centralny połączony z komitetem centralnym PCF poprzez wiernego syna partii - filozofa Althussera, to jednak człekowi poczciwemu zbierało się na wymioty. Kiedy wybuchł paryski maj, jaczejka Althussera namawiała do skandowania po bulwarach: "Lenin, Stalin, Lenin, Stalin!" Sollers zaś odkrył wielkość myśli Mao. W roku 1970, podczas konferencji w Cluny, doszło w grupie do podziału na ortodoksyjnych komunistów i na ortodoksyjnych maoistów. Sollers publikował onego czasu manifesty o literaturze zaangażowanej, przy których nieśmiałe wypowiedzi polskich pisarzy z wczesnych lat 50. brzmią jak kontrrewolucyjny spisek.

Największe świństwo wyrządził Sollersowi Sołżenicyn, bowiem w roku 1974 ukazał się "Archipelag Gułag". Grzywka zaczęła opadać i siwieć. Sołżenicyn zadał "Tel Quel" cios. Należało się z duchowego bagienka jakoś duchowo wykaraskać, ale jak? Skoro strukturalizm, psychoanaliza, nauka o języku i język nauki zostały twórczo zaprzęgnięte do czerwonego rydwanu? Ale nie po to wszak intelektualista ma intelekt, żeby zapominać języka w gębie; Sollers wygłosił w roku 1977 w Centre Pompidou wykład "Kryzys awangardy?", w którym ogłosił koniec marksizmu i koniec (ale trochę mniejszy) psychoanalizy, obnażył ponadto mit postępu w sztuce i stał się post-modernistą.

Żeby nie wypaść z pierwszych stron gazet, napisał "Kobiety", przeniósł się z hukiem z wydawnictwa Le Seuil do Gallimarda i zaczął wydawać periodyk "Nieskończoność", który - zgodnie z nazwą - ukazuje się do dzisiaj.

3.

Czy Sollers ma smak? Tak. "Tel Quel" też smakuje: kiedy przeglądam świeżo wydaną książkę Philippe'a Foresta: "Historie de >>Tel Quel<< 1960-1982" (Le Seuil), opowieść biograficzno-sentymentalną Jeana Thibaudeau "Mes ann'es Tel Quel" (Editions Ecriture) lub specjalny, podwójny numer "L'Infini" poświęcony minionym snom, to nabieram przekonania, że gdyby duch Gombrowicza szukał Młodziaka doskonałego, ideału Młodziaka - to znajdzie go w Sollersie.

Widzę, jak duch Gombra maże na obrusie w "Closerie de Lilas": "Gdy czytam, gdy piszę, gdy biorę udział, gdy funkcjonuję: zawsze i wszędzie natrafiam na prawo: Im mądrzej, tym głupiej".

Niech to duch Gombra namaże lekko, tak "Jak leci", żeby przypadkiem twórcy "Tel Quel" jajko w majonezie nie stanęło ością w gardle.





INTELEKTUALIŚCI