Leszek Pawlikowicz

Podpułkownik Michał Goleniewski

 

W pierwszych dniach stycznia 1961 roku do amerykańskiego posterunku wojskowego w Berlinie Zachodnim przybył mężczyzna w średnim wieku, który przedstawił się jako podpułkownik Michał Goleniewski. Oznajmił, że jest pracownikiem wywiadu polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Po wstępnych procedurach sprawdzających ewakuowano go samolotem sił powietrznych do ośrodka CIA Ashford Farm w Stanach Zjednoczonych, gdzie rozpoczęto przesłuchania. W ciągu kilku lat informacje, które przekazał, wystarczyły do skazania pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Polski i Związku Radzieckiego kilkunastu ludzi w kilku krajach świata.

* * *

W artykule opublikowanym tuż po śmierci Goleniewskiego na łamach "Gazety Wyborczej" Jacek Kalabiński krótko opisał jego błyskotliwą karierę w polskich służbach specjalnych; przypominając, że pełnił on funkcję zastępcy szefa Głównego Zarządu Informacji, a w późniejszym okresie kierownika sekcji technicznej i naukowej w wywiadzie zagranicznym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Były oficer wywiadu MSW, płk Henryk Bosak, stwierdził, iż:

"(...) Michał Goleniewski w czasie II wojny światowej wstąpił do Armii Czerwonej i z niej został skierowany do ośrodka NKWD w Kujbyszewie, szkolącego pierwszą kadrę służby bezpieczeństwa i kontrwywiadu dla krajów Europy Wschodniej. Po jej ukończeniu, w 1944 roku został skierowany do Informacji LWP, osiągając stanowisko zastępcy szefa Głównego Zarządu Informacji WP. Po rozwiązaniu Komitetu do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego w 1956 roku, Goleniewski został przez ówczesnego szefa MSW mianowany naczelnikiem wydziału VII [faktycznie szóstego - przyp. L.P.] w Departamencie I MSW. Był to wydział organizujący wywiad naukowo-techniczny dla polskiej gospodarki (...)".

Jego nieco lakoniczna, i jak się okazało - w pewnej części błędna, charakterystyka kariery Goleniewskiego była cytowana także w książce dziennikarzy Krzysztofa Kaszyńskiego i Jacka Podgórskiego o polskich służbach specjalnych.

Z kolei gen. Franciszek Szlachcic, który w latach 1967-1970, jeszcze jako wiceminister spraw wewnętrznych, nadzorował działalność wywiadu zagranicznego, wspominał, że:

"(...) Pułkownik Michał Goleniewski był naczelnikiem wydziału do spraw Stanów Zjednoczonych w departamencie wywiadu. Później skierowano go na stanowisko zastępcy szefa Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego (...)".

Bardziej precyzyjny był późniejszy szef MSW gen. Czesław Kiszczak:

"(...) Goleniewski (...) był funkcjonariuszem wywiadu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Znam, co prawda, tę sprawę słabo, wiem tylko, że zajmował się wywiadem naukowo-technicznym. Kiedy powstał Komitet Bezpieczeństwa Państwowego [Komitet do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego - przyp. L.P.] w Polsce i kontrwywiad wojskowy został mu podporządkowany, to Goleniewski, jako wybitny specjalista, został skierowany na stanowisko zastępcy szefa wojskowego kontrwywiadu (...)".

Natomiast Henryk Piecuch, specjalizujący się w tematyce powojennych dziejów MSW, tak zdefiniował kolejne stanowiska zajmowane przez Goleniewskiego:

"(...) Funkcjonariusz MBP, po powstaniu Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego zastępca szefa kontrwywiadu Wojskowego, po rozwiązaniu Komitetu pracownik Departamentu Wywiadu MSW (...)".

Przytoczył on również relacje niektórych oficerów polskiego wywiadu.

Źródła zagraniczne, z wyjątkiem monograficznej książki komandora Guya Richardsa *[G. Richards, Imperial Agent. The Goleniewski-Romanow Case, New York 1966.], były w tej kwestii znacznie bardziej enigmatyczne.

Jan Nowak-Jeziorański, długoletni dyrektor rozgłośni polskiej Radia "Wolna Europa", określił go jako:

"(...) wysokiego funkcjonariusza polskiego wywiadu (...)".

Peter Wright z brytyjskiego kontrwywiadu MI 5 nazwał go:

"(...) człowiekiem z UB (...)".

Amerykański historyk Ernest Volkman, opisując rolę Goleniewskiego, użył lakonicznych sformułowań:

"(...) agent UB (...)" oraz "(...) funkcjonariusz UB (...)",

zaś dziennikarz David Wise, specjalizujący się w historii operacji CIA, nazwał go:

"(...) pracownikiem polskiej służby wywiadowczej (...)".

Nieco bardziej dokładni byli David Martin i Chapman Pincher, który użył dość uniwersalnej formuły:

"(...) wysoki rangą oficer polskiego wywiadu (...)".

Dziennikarz Tom Bower, na podstawie rozmów z byłym szefem wywiadu MI 6 Dickiem White, niezbyt trafnie scharakteryzował Goleniewskiego jako:

"(...) wiceszefa polskiego wywiadu wojskowego (...)".

Identycznie określili go inni autorzy prac na temat działalności służb specjalnych w okresie "zimnej wojny": dr Edward Epstein i wybitny korespondent BBC Tom Mangold. Nawet w najgłośniejszej monografii KGB autorstwa Christophera Andrew i płk. Olega Gordjjewskiego, nazwisko Goleniewskiego pojawiło się tylko dwa razy, okraszone epitetami:

"(...) polski uciekinier (...)" oraz "(...) wtyczka CIA w polskim UB (...)".

Niektórzy autorzy, opisując rangę Goleniewskiego, próbowali sprecyzować jego stopień wojskowy. Na przykład Rupert Allason celnie tytułował go:

"(...) podpułkownikiem polskiego wywiadu (...)",

natomiast amerykański dziennikarz Mark Riebling oraz były funkcjonariusz MI 6 James Rusbridger mylnie określali go:

"(...) pułkownikiem (...)".

Nieco szerzej zdefiniował ostatnie stanowisko Goleniewskiego inny zbiegły na Zachód funkcjonariusz wywiadu MSW ppłk Janusz Kochański, który w swych wspomnieniach, omawiając strukturę Departamentu I, stwierdza:

"(...) Wydział VI Departamentu I był odpowiedzialny za szpiegostwo przemysłowe i naukowe. Pułkownik Goleniewski był szefem Wydziału VI przez wiele lat (...)".

Tylko tyle mówią o karierze Goleniewskiego źródła niearchiwalne, oparte na wspomnieniach i relacjach.

Przełomem była dopiero wydana w 1997 roku i bogato udokumentowana monografia o powojennych operacjach wywiadowczych w Berlinie *[D. Murphy, S. Kondrashev, G. Bailey, Battleground Berlin: CIA vs. KGB in the Cold War, New Haven-London 1997.] sygnowana, między innymi, nazwiskami byłego szefa Wydziału Radzieckiego CIA Davida Murphy'ego oraz szefa europejskich operacji KGB gen. Siergieja Kondraszowa. Zamieszczono w niej kopię "błyskawicznego" telegramu wysłanego 4 stycznia 1961 roku z Berlińskiej Bazy Operacyjnej CIA do centrali w Langley po dezercji Goleniewskiego. W punkcie pierwszym stwierdzał on, że:

"(...) 1. SUBJ IS LT COL MICHAL GOLENIEWSKI DOB 16 AUGUST 1922 IN NIESWIERZ [pisownia oryginalna - przyp. L.P.] (FORMERLY PART USSR). THROUGH DECEMBER 1957 DEPUTY CHIEF MAIN OFFICE (STELLVERTRETER DES HAUPTAMTES) IN MILTARY COUNTER INTELLIGENCE (GZI). TO PRESENT ASSERTS HE DEPUTY DIRECTOR INDEPENDENT SCIENTIFIC BRANCH IN MINISTRY INTERNAL AFFAIRS (...)".

Warto zwrócić uwagę na błąd dotyczący "(...) byłej części ZSRR (...)", gdyż faktycznie chodziło o część przedwojennej Polski. Ponadto, niemieckie określenia znajdujące się w nawiasach potwierdzają, iż Goleniewski porozumiewał się z Amerykanami po niemiecku, a wspomniane zwroty pozostawiono w depeszy dla uzyskania maksymalnej wierności tłumaczenia.

Wszystkie powyższe relacje, mimo swej ogólnikowości czy pewnych przeinaczeń, wniosły cenny wkład w proces poszukiwania prawdy o Goleniewskim. Jednak dopiero udostępnione autorowi akta Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego pozwoliły na ustalenie najważniejszych etapów jego życia i szczegółów błyskotliwej kariery.

* * *

Michał Goleniewski urodził się 16 sierpnia 1922 roku w Nieświeżu, na terenie byłego województwa nowogródzkiego. Był jedynym dzieckiem Michała i Janiny z d. Turyńskiej. Według znanego brytyjskiego finansisty Williama Clarke'a, który zweryfikował urzędowe rejestry dotyczące rodu, Goleniewscy w latach dwudziestych zamieszkali w Ciosańcu koło Wolsztyna, 60 km na południowy zachód od Poznania.

Ojciec Michała urodził się 29 września 1883 roku na terenie ówczesnego zaboru rosyjskiego. Jak wynika z danych zamieszczonych w aktach sądowych:

"(...) był urzędnikiem i pracował do 1939 r. w Wolsztynie jako księgowy (...)".

Po wojnie został dyrektorem miejscowej gorzelni. Zmarł 17 maja 1952 roku na skutek tragicznego upadku ze schodów. Według ustaleń Clarke'a:

"(...) jego żona Janina (...) po śmierci męża mieszkała jeszcze miesiąc w Ciosańcu, po czym przeprowadziła się do Wolsztyna (...)".

Sam Goleniewski w specjalnym raporcie, dotyczącym spraw osobistych, skierowanym w listopadzie 1960 roku do dyrektora Departamentu I MSW, płk. Witolda Sienkiewicza, stwierdził:

"(...) Po tragicznej śmierci ojca mojego Michała w r. 1952 licząca obecnie 61 lat matka Janina, nie posiadająca poza mną nikogo sześciokrotnie - na skutek urojeń żony - brutalnie wypędzona została przez nią z domu, tak że w końcu zmuszona została do zamieszkania w Warszawie samotnie (...)".

Na temat pierwszych dwudziestu lat życia Goleniewskiego wiadomo stosunkowo niewiele. Wedle akt sądowych:

"(...) ukończył do 1939 r. 4 kl. gimnazjum. W czasie okupacji był on aresztowany przez władze niemieckie, jak podaje w ankiecie, pod zarzutem przynależności do nielegalnej organizacji, a następnie po zwolnieniu z więzienia został zatrudniony na terenie Wolsztyna w firmie »Reichsland« jako pracownik umysłowy. Po wyzwoleniu kraju, w marcu 1945 r. (...) został przyjęty do pracy w organach Bezpieczeństwa Publicznego i w tym czasie wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej (...)".

Swą błyskotliwą karierę w służbach specjalnych zawdzięczał płk. Stefanowi Antosiewiczowi, który - w wypowiedzi dla autora - stwierdził:

"(...) To ja przyjąłem Goleniewskiego do pracy w Poznaniu. Było to około 1947 roku [faktycznie w 1945 - przyp. L.P.]. Kierowałem wówczas Wojewódzkim Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego, Michał był jeszcze młodym chłopakiem, przed trzydziestką. Gdy go poznałem, pracował w charakterze wartownika PUBP w Nowym Tomyślu, choć miał ukończone gimnazjum [faktycznie tylko cztery klasy - przyp. L.P.]. Było to wtedy osobliwe zjawisko, gdyż po wojnie kraj cierpiał na brak wykształconych ludzi. Zatrudniłem go na stanowisku referenta w WUBP w Poznaniu [faktycznie w Zielonej Górze - przyp. L.P.]. Nieźle sobie radził, więc gdy awansowałem na dyrektora Departamentu I [odpowiedzialnego za kontrwywiad - przyp. L.P.], ściągnąłem go do ministerstwa. W roku 1951 [faktycznie w 1953 roku - przyp. L.P.] mianowałem go naczelnikiem nowo powstałego Wydziału Studiów, gdzie zajmował się konfrontowaniem i oceną informacji. Po rozwiązaniu MBP przeszedł do wywiadu, gdzie był odpowiedzialny za zbieranie informacji o technologiach wojskowo-przemysłowych (...)".

Zanim przeszedł do centrali, przez kilka lat kierował kontrwywiadem w województwie gdańskim.

W szczegółowym zestawieniu MSW kolejne szczeble kariery Goleniewskiego przedstawiały się następująco:

"(...) - funkcjonariusz PUBP w Zielonej Górze 13.08.1945

- referent PUBP w Zielonej Górze 26.06.1946

- starszy referent z jednoczesnym p.o. zast. Szefa PUBP w Zielonej Górze 1.10.1946

- zast. Szefa z jednoczesnym p.o. szefa PUBP w Zielonej Górze 1.05.1947

- naczelnik Wydziału Miejskiego WUBP w Poznaniu 1.06.1949

- naczelnik Wydziału I WUBP w Gdańsku 1.06.1950

- naczelnik Wydziału IX Departamentu I MBP 1.06.1953

- wicedyrektor Departamentu II Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego 15.03.1955

- zastępca Szefa Głównego Zarządu Informacji MON 14.12.1955

- naczelnik Wydziału VI Departamentu I MSW 1.02.1957

- zwolniony 24.05.1961 (...)

Reasumując, jego droga zawodowa wiodła poprzez bardzo różnorodne stanowiska pełnione w strukturze polskich służb specjalnych. Zaczynał od prowincjonalnego funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa, by - w późniejszym okresie - pełnić najwyższe funkcje w centrali, obejmujące sprawy: kontrwywiadu cywilnego (naczelnik Wydziału IX Departamentu I MBP oraz wicedyrektor Departamentu II KBP), kontrwywiadu wojskowego (zastępca szefa Głównego Zarządu Informacji MON) i wywiadu zagranicznego (jako naczelnik Wydziału VI Departamentu I MSW).

W tym czasie wielokrotnie awansował: w 1945 roku na stopień sierżanta, w 1946 chorążego, w 1950 kapitana, w 1951 majora i, ostatecznie, w 1955 na podpułkownika.

Był wysoko oceniany przez przełożonych, o czym świadczy ostatnia, przed ucieczką, opinia służbowa, sporządzona przez szefa wywiadu, płk. Sienkiewicza:

"(...) ppłk GOLENIEWSKI Michał s. Michała

1. Zajmowane stanowisko: Naczelnik Wydziału VI Dep. I MSW.

2. Data urodzenia: 16.08.1922 r.

3. Pochodzenie społeczne: inteligencja pracująca.

4. Przynależność partyjna: PZPR.

5. Wykształcenie: 4 kl. gimnazjum *[We wniosku o nadanie obywatelstwa amerykańskiego Goleniewski napisał, że przez trzy lata studiował prawo na Uniwersytecie Poznańskim, a w 1956 roku uzyskał tytuł magistra nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Jednak przeczą temu dane zawarte w aktach sądowych oraz brak rutynowych zapisów w archiwach obu uniwersytetów.].

6. Wykształcenie wojskowe: nie przechodził.

T r e ś ć  o p i n i i

Praca wydziału kierowanego przez tow. Goleniewskiego jest bardzo różnorodna i poza kwalifikacjami operacyjnymi wymaga znajomości problemów technicznych i ekonomicznych. Mimo tej specyficznej pracy tow. Goleniewski posiadając zdolności organizacyjne i samozaparcie w pracy, wywiązuje się z niej. Wkład pracy tow. Goleniewskiego w należyte ustawienie wydziału jest duży. W pracy bezpośredniej ambitny i ofiarny. Zdobył doświadczenie w pracy z agenturą i pracuje z nią tak z pozycji legalnej, jak i nielegalnej, z dobrym wynikiem.

W stosunku do pracowników nieufny, nie wierzy w ich możliwości, w związku z tym często próbuje robić pracę za nich, chociaż ostatnio na tym odcinku następuje wyraźna poprawa.

Ambicją ppłk. Goleniewskiego jest być zawsze widocznym i sprzedać jak najlepiej osiągnięcia zarówno własne, jak i wydziału. Ponieważ jednostka nie wszędzie jest należycie znana i oceniana, należy to uznać za plus pomagający w robocie.

W życiu osobistym ma sytuację bardzo ciężką i skomplikowaną ze względu na nieuleczalną chorobę żony. Z tym większym uznaniem należy podkreślić oddanie i chęć do pracy.

W stosunkach z otoczeniem i kolegami jest zarozumiały. Uważa siebie za najmądrzejszego i najlepiej wywiązującego się z wszystkich powierzonych mu zagadnień. Sądy o ludziach wydaje zbyt pochopnie, często pod wrażeniem chwili, ale umie je zrewidować w toku pracy. Lubi popisywać się swymi znajomościami i powoływać się na wysoko postawione osobistości.

Wniosek: na zajmowane stanowisko nadaje się (...)".

Za zasługi w służbach specjalnych Goleniewskiego odznaczono w 1946 roku Brązowym Krzyżem Zasługi, a w 1959 roku Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Przebieg pracy agenturalnej na rzecz Stanów Zjednoczonych i okoliczności ucieczki na Zachód

Zdecydowana większość źródeł stwierdza, że już kilka lat przed ucieczką na Zachód Goleniewski zainicjował anonimową współpracę z Amerykanami.

Według Nowaka-Jeziorańskiego:

"(...) W kwietniu 1958 roku w ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Bernie podrzucona została paczka listów i dokumentów. Nieznany osobnik, występujący pod niemieckim pseudonimem Heckenschutze, przedstawiał się w załączonym liście jako wysoki funkcjonariusz polskiego wywiadu *[Również inne przesłanki w postaci czcionki maszyny do pisania używanej przez "Snipera" oraz papieru, pochodzącego - jak ustalono - z fabryk w Europie Wschodniej, uprawdopodabniały tezę, wedle której anonimowy informator CIA nie był Rosjaninem.]. Dostarczone informacje dotyczyły sieci wywiadu sowieckiego i polskiego w Europie Zachodniej. Do anonimowego informatora odniesiono się z należytym sceptycyzmem. Jednakże po starannym zbadaniu przekazanych informacji znaleziono ich potwierdzenie. Pakiety, podrzucane tą metodą w ciągu następnych trzydziestu trzech miesięcy, były już traktowane bardzo poważnie (...)".

W pierwszej paczce, przesłanej na adres amerykańskiego ambasadora w Szwajcarii Henry'ego J. Taylora, z Zurichu, znajdował się list do dyrektora Federalnego Biura Śledczego J. Edgara Hoovera. To w nim zawarte były konkretne przykłady informacji wskazujących na dostęp do cennych danych wywiadowczych, a także instrukcje dotyczące form i metod dalszych kontaktów.

Potwierdzeniem przyjęcia oferty "Heckenschutza" miało być zamieszczenie przez FBI w kolumnie towarzyskiej "Frankfurter Zeitung" dowolnego ogłoszenia, sygnowanego wskazanym kryptonimem.

Jednak, zgodnie z Ustawą o bezpieczeństwie narodowym z 1947 roku, w myśl której FBI miało uprawnienia tylko do prowadzenia operacji w samych Stanach Zjednoczonych, sprawę - mimo protestów Hoovera - przejęła Centralna Agencja Wywiadowcza. Podejmując grę, przejmowała od Taylora kolejne listy "do dyrektora FBI", a odpowiedzi wysyłała na numer pewnej skrzynki pocztowej w Berlinie Zachodnim. Mimo dyskretnej obserwacji nigdy nie natrafiono na odbiorcę. Prawdopodobnie wynosił je któryś z pracowników poczty zatrudniony przy sortowaniu.

Anonimowe listy "Heckenschutza" były pisane po niemiecku, a CIA nadała mu kryptonim BE/Vision. Jednak nieoficjalnie nazywano go "Sniper" *[Określenie "Sniper" powstało z przetłumaczenia na język angielski niemieckiego pseudonimu Goleniewskiego - "Heckenschutze" (strzelec). Natomiast w oficjalnym kryptonimie pierwsze dwie litery "BE" to tzw. diagraf używany w CIA do określania ważnych źródeł wschodnioeuropejskich na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Każdy z wydziałów terytorialnych miał własne diagrafy, które zmieniały się co kilka lat. Na przykład w tym samym czasie Wydział Rosji Radzieckiej używał diagrafu "AE". Ponadto, gdy rok później, w kwietniu 1959, o istnieniu "Snipera" zawiadomiono MI 5, otrzymał tam kryptonim "Lavinia".]. Do końca 1960 roku ambasada otrzymała od niego czternaście przesyłek.

Odbiorem korespondencji i koordynacją wszelkich operacji dotyczących "Snipera" zajmował się w Bernie drugi sekretarz ambasady, a w istocie funkcjonariusz CIA, Tennant H. "Pete" Bagley, który jak twierdzi Edward Epstein:

"(...) był jednym z najbardziej obiecujących oficerów (...). W 1950 roku wstąpił do CIA. Przydzielono go do Wydziału Sowieckiego [oficjalnie nazywanego wtedy Wydziałem Rosji Sowieckiej - przyp. L.P.], który będąc trzonem wywiadowczej działalności CIA, zajmował się werbowaniem obywateli sowieckich do pracy szpiegowskiej. Został czołowym oficerem werbunkowym (...). Kierował zespołem tropiącym »Red Tops«. Terminem »Red Tops« określano sowieckich dyplomatów, attache wojskowych lub innych wyższych urzędników podróżujących, bądź przebywających czasowo na Zachodzie. Zadanie Bagleya polegało na aranżowaniu sytuacji pozwalających na nawiązanie kontaktu z »Red Tops« (...). Z chwilą, kiedy kontakt został nawiązany, Bagley używał zazwyczaj innych agentów w celu nakłonienia delikwenta do wykradania tajemnic państwowych dla CIA, gdy ów powracał do Związku Sowieckiego (...)".

Cztery lata wcześniej w Wiedniu zorganizował bezpieczną ewakuację z radzieckiej strefy okupacyjnej jednego z najcenniejszych uciekinierów ze Wschodu, majora KGB Piotra Dieriabina. Nieustanne podróże Bagleya z Berna do Waszyngtonu i Berlina w dużej części były odzwierciedleniem niesłabnącej aktywności "Heckenschutza".

Jednak anonimowość "Snipera" stała się poważnym problemem dla CIA. Kierujący wówczas berlińskimi operacjami Centralnej Agencji Wywiadowczej David Murphy stwierdził:

"(...) jego tożsamość stała się przedmiotem spekulacji w CIA. (...) Chociaż śledztwo na temat informacji »Snipera« zostało wszczęte, nie można było podjąć zdecydowanych działań przed odkryciem jego tożsamości (...)".

Goleniewski pozostał anonimowy przez kilka lat. Wreszcie, według Murphy'ego, Berlińska Baza Operacyjna CIA w pierwszych dniach 1961 roku otrzymała wiadomość, że "Sniper" ma zamiar zbiec do Berlina Zachodniego. W związku z tym Bagley przyjechał tam na kilka dni i, jak wspominał:

"(...) czekał na telefon [od "Snipera" - przyp. L.P.] w miejscowym biurze CIA. Ze względów bezpieczeństwa połączenie zostało zrealizowane za pośrednictwem poczty (...)".

Wiadomo, że "Sniper" dzwonił z budki telefonicznej na alarmowy, specjalnie dla niego wybrany numer, którego nie można było skojarzyć z żadną amerykańską instytucją. Operator centrali przekazywał następnie informacje do konsulatu amerykańskiego, gdzie oczekiwano na zbiega. Według Murphy'ego 4 stycznia o godz. 17.30 telefonujący osobnik poinformował, że:

"(...) Kowalski powinien przybyć za pół godziny (...)".

Było to kilka miesięcy przed wzniesieniem muru berlińskiego i można było stosunkowo swobodnie przekraczać granicę między sektorami miasta. O godz. 18.06 pod konsulatem zatrzymała się zachodnioberlińska taksówka, z której wysiedli:

"(...) jakiś mężczyzna wraz z kobietą, każdy niósł mały bagaż (...)".

Zostali powitani przez Murphy'ego, Bagleya i kilku innych pracowników Berlińskiej Bazy Operacyjnej CIA oraz poinformowani, że warunkiem uzyskania azylu w Stanach Zjednoczonych jest ujawnienie tożsamości i zgoda na przesłuchanie przez amerykańskie władze. Wówczas mężczyzna, który legitymował się paszportem na nazwisko Roman Kowalski, wyjaśnił po niemiecku, że faktycznie jest podpułkownikiem Michałem Goleniewskim, byłym zastępcą szefa polskiego kontrwywiadu wojskowego, a obecnie naczelnikiem wydziału naukowo-technicznego w wywiadzie zagranicznym. Przyznał się także do autorstwa anonimów trafiających do ambasady w Bernie. Oznajmił, że towarzysząca mu kobieta jest jego przyjaciółką, zamieszkałą w Berlinie Wschodnim i do tej pory nie znała jego prawdziwej tożsamości.

Oboje szybko opuścili konsulat i odjechali w podstawionej furgonetce. Następnego dnia, 5 stycznia 1961 roku, zostali przewiezieni do bazy amerykańskich sił powietrznych w Wiesbaden na terytorium Republiki Federalnej Niemiec. Tam czekał na nich przybyły z Waszyngtonu kolejny funkcjonariusz Centralnej Agencji Wywiadowczej Howard Roman, który towarzyszył im w początkowych rozmowach w tymczasowym ośrodku przesłuchań CIA w Westport na terenie RFN. 11 stycznia 1961 roku Gołeniewski wraz z przyjaciółką i w towarzystwie Romana, po kilkunastogodzinnej podróży lotniczej via Azory, wylądował w amerykańskiej bazie lotniczej Andrews pod Waszyngtonem. Po przylocie przewieziono Goleniewskiego do specjalnego ośrodka CIA dla uciekinierów z państw komunistycznych, położonego w Ashford Farm, w stanie Maryland, gdzie rozpoczęto zasadnicze przesłuchania. Trwały one dwa do trzech lat. Wsparły je klisze z fotografiami ponad trzystu niezwykle ważnych dokumentów ukrytych przez Goleniewskiego w kilku tajnych skrytkach, zlokalizowanych w różnych miejscach Warszawy. Wkrótce po jego ucieczce zostały odnalezione i przewiezione przez funkcjonariuszy CIA w bagażach kurierskiej poczty dyplomatycznej do Stanów Zjednoczonych.

Według akt Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego na swą ostatnią misję Goleniewski został delegowany przez wiceministra spraw wewnętrznych gen. Mieczysława Moczara. Wyjechał z kraju pociągiem wieczorem 26 grudnia 1960 roku. Jak zeznał później wicedyrektor Departamentu I MSW płk Henryk Sokolak:

"(...) W pierwszym roku pracy [w wywiadzie zagranicznym - przyp. L.P.] Goleniewski wyjeżdżał dość rzadko za granicę. Od 1958 r. jeździł przede wszystkim do NRD i Berlina. Jeździł chętnie i często zabierał sprawy swych współpracowników. Częstotliwość jego wyjazdów wyglądała różnie (...)".

Podczas pierwszego etapu misji - od 26 grudnia do 3 stycznia - Goleniewski miał zająć się pięcioma lub sześcioma sprawami operacyjnymi, by wkrótce przekazać ich prowadzenie trzem oficerom podległego mu wydziału. 4 i 5 stycznia otrzymał zezwolenie na załatwienie we wschodnio-niemieckiej stolicy ważnych spraw osobistych, a na ponowne spotkania służbowe w berlińskiej placówce MSW miał stawić się 6 i 7 stycznia. Powrót do Warszawy przewidziany był na 8 stycznia 1961 roku.

Wiadomo, że po przybyciu do Berlina 27 grudnia Goleniewski spotkał się z podwładnymi oficerami i odebrał od nich przewiezione przez granicę pieniądze oraz trzy koperty z niewiadomą zawartością. Umówił się także na kolejne spotkanie. Natomiast w ostatnim dniu roku, podczas rozmowy z szefem delegatury MSW, nieoczekiwanie poprosił o dodatkowe środki finansowe. Oznajmił również jakoby był inwigilowany przez wschodnioniemiecką służbę bezpieczeństwa. Rozmowy w delegaturze prowadził także w drugim dniu nowego roku. 3 stycznia miał spotkać się z prowadzonym przez siebie brytyjskim agentem, ale telefonicznie przełożył spotkanie na 6 stycznia. Wieczorem tego samego dnia przybył jeszcze do placówki MSW i pobrał uzgodnione wcześniej pieniądze. Była to ostatnia sprawdzona wiadomość o pobycie Goleniewskiego w Berlinie.

Kilka dni później dyrektor Departamentu I MSW, płk Witold Sienkiewicz, w piśmie do prokuratora Wojsk Wewnętrznych, płk. Pawłowskiego, oznajmił:

"(...) Zawiadamiam, iż w dn. 4.1. br. zaginął Naczelnik Wydziału VI Dep. I MSW ppłk Michał GOLENIEWSKI. Okoliczności wypadku były następujące:

W dniu 25.XII.1960 r. GOLENIEWSKI udał się służbowo do NRD. Powrót miał nastąpić w dniu 8.1.1961 r. Po przybyciu do Berlina Wschodniego Goleniewski wykonywał początkowo czynności służbowe - nie zjawił się natomiast do grupy Dep. I w związku z zaplanowanymi czynnościami operacyjnymi na dzień 6.1. br.

Późniejsze ustalenia przeprowadzone na terenie Berlina Wsch. wykazały, iż GOLENIEWSKI był ostatni raz widziany w Berlinie Wsch. w dn. 4.1. br. około godz. 23.00.

Szereg elementów wskazuje na dokonanie przez GOLENIEWSKIEGO dezercji. W związku z powyższym proszę o wszczęcie śledztwa (...)".

Płk Bosak twierdzi, że wśród agentów prowadzonych przez Goleniewskiego była także jego bliska przyjaciółka, z którą uciekł na Zachód. W liście do "Gazety Wyborczej" napisał:

"(...) W 1959 r. rezydentura polskiego wywiadu w Berlinie pozyskała do współpracy piękną Niemkę »lngę«. Po kilku miesiącach Goleniewski w ramach nadzoru sam przejął »lngę« na łączność. W 1960 r. agentka zaszła z nim w ciążę i namówiła kochanka do (...) pozostania na Zachodzie (...)".

Jej tożsamość wyjawił Guy Richards, potwierdził zaś płk Marceli Wieczorek w rozmowie z Piecuchem. Była to Irmgard Kampf, która po ucieczce została żoną Goleniewskiego. Według Bosaka w 1960 roku:

"(...) skontaktowała go z przedstawicielem wywiadu zachodnio-niemieckiego [tzw. Federalnej Służby Wywiadowczej (Bundesnachrichtendienst - BND) - przyp. L.P.], na którego usługach pozostawała od dłuższego czasu. (...) Przez wiele lat na Michała Goleniewskiego, jako zdrajcę, wydział służb specjalnych Departamentu I prowadził rozpracowanie. Wynikało z niego, że BND przekazała Goleniewskiego do dyspozycji CIA dopiero po pół roku, gdy stwierdziła już jego bezużyteczność (...)".

W jednej ze swoich książek Bosak twierdzi nawet, jakoby Kampf:

"(...) była naszym źródłem w placówce CIA (...). Do końca przekazywała nam prawdziwe, wartościowe informacje o działaniach CIA na Polskę (...). BND mogło wydać »lngę« placówce CIA, ale wolało ją pozyskać dla siebie, a za jej pośrednictwem zawerbować łącznika z polskiego wywiadu (...)".

Jednak z akt sądowych wynika niezbicie, że kierownictwo Departamentu I początkowo nie wiedziało o fakcie utrzymywania jakichkolwiek kontaktów Goleniewskiego z Kampf. Dopiero w październiku 1960 roku, w związku z zawiadomieniem skierowanym w tej sprawie do polskiego MSW przez STASI, Goleniewski złożył szefom wywiadu ustne wyjaśnienie, co wszelako nie zapobiegło decyzji o wstrzymaniu jego wyjazdów za granicę. Aby przekonać zwierzchników o swojej lojalności przedstawił płk. Sienkiewiczowi, w specjalnym, dziewięciostronicowym raporcie, relację na temat swego życia osobistego. Stwierdził wówczas między innymi:

"(...) Podczas jednego z pobytów służbowych na terenie Berlina w 1958 r. poznałem przypadkowo obywatelkę NRD narodowości niemieckiej IRMGARD KAMPF ur. 6.1.1929 w Berlinie, pannę, z zawodu pracownicę biurową wschodnioberlińskiego magistratu. Mimo to, że zapoznanie wyszło z mojej inicjatywy i okoliczności zapoznania wykluczały ewentualność »podstawienia« mi przez wroga kobiety, w początkowej fazie znajomości zachowałem jak najdalej idącą ostrożność w celu uniknięcia ewentualnej prowokacji. Oczywiście występowałem i występuję nadal pod legendą, konieczną ze względu na służbę.

W początkach znajomości z IK występowałem pod nazwiskiem ROMAN JAN, podając się za dziennikarza, który zajmuje się współpracą z dziennikarzami NRD, pisze artykuły do gazet, komentarze itp. IK przyjęła legendę bez zastrzeżeń uważając mnie w początkach znajomości za obywatela PRL pochodzenia żydowskiego. Nie dementowałem tego, zaciekawiony jej stosunkiem do kwestii narodowościowej. Opowiadała, że bardzo lubiła Żydów, u których przed wojną w warsztacie krawieckim pracowała jako szwaczka jej matka. (...) Spotykając się z IK podczas pobytów w Berlinie, w trakcie rozmów, jak również tendencyjnie montowanych tematów ustaliłem, że IK jest córką berlińskiego robotnika, zamieszkuje wspólnie z rodzicami staruszkami przy Wollinerstr. 54 Berlin Wschodni N 58. Od początku zorganizowania magistratu NRD w Berlinie pracuje w średnich szkołach na stanowisku sekretarki, jest klasowo związana z ustrojem NRD, całkowicie jest wyzbyta przesądów religijnych, nie ma w niej cienia szowinizmu, opiekuje się z poświęceniem rodzicami, lubi swoją pracę, posiada krytyczny stosunek do warunków życia w Berlinie Zach., posiada dość ogólne, jednakże pozytywne wyrobienie polityczne nabyte podczas długoletniej pracy w NRD-owskim aparacie administracyjnym. (...) Hipotezy »wroga« po kilku miesiącach całkowicie odpadły, jak również podejrzenia, że IK może być agentem NRD-owskich władz b.p. (...)".

Raport Goleniewskiego został sceptycznie oceniony przez wicedyrektora departamentu płk. Sokolaka, który stwierdził, że - jego zdaniem - nie powinien on otrzymać zgody na wyjazd do Berlina. Płk Sienkiewicz zaproponował jednak:

"(...) żeby dać mu możliwość wyjazdu w celu uregulowania spraw osobistych (...)".

Jego warunkiem miało być zobowiązanie Goleniewskiego do ostatecznego spotkania z Kampf w celu zerwania łączących ich kontaktów.

Takie stanowisko przedstawił też wiceministrowi spraw wewnętrznych gen. bryg. Mieczysławowi Moczarowi, który nadzorował wówczas pion wywiadu zagranicznego. Następstwem zgody Moczara była ucieczka Goleniewskiego na Zachód.

Także w dodatkowych informacjach dostarczonych w połowie stycznia przez STASI, sygnowanych przez samego Ericha Mielke, stwierdzono, że Irmgard Kampf była pracownicą sekretariatu berlińskiej szkoły średniej (Oberschule) nr 13 846. Jej ewentualne znaczenie operacyjne dla polskiego wywiadu było więc znikome.

Jednakże koronnym argumentem świadczącym o braku agenturalnych powiązań "Ingi" z polskimi służbami jest zeznanie płk. Sienkiewicza złożone przed Sądem Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Oświadczył wówczas:

"(...) Z tego co ustaliliśmy można powiedzieć, że znajomość oskarżonego z panią Kampf trwała 2 lata. Początkowo nic o tym nie wiedzieliśmy (...). Kampf nie mogła być współpracownicą ppłk. Goleniewskiego (...)".

Podobnie zeznał zastępca dyrektora Departamentu I MSW płk Sokolak:

"(...) Trudno jest kontrolować pracownika wyjeżdżającego w teren i z tego powodu tak późno dowiedzieliśmy się o znajomości Goleniewskiego z obywatelką NRD panią Kampf (...)".

Równie nieprzekonujące są twierdzenia Bosaka dotyczące współpracy Goleniewskiego z BND. Według Christophera Andrew i Olega Gordijewskiego, którzy analizowali zagraniczne operacje KGB, Republika Federalna Niemiec była ze wszystkich państw zachodnioeuropejskich:

"(...) najbardziej podatna na radziecką penetrację (...)".

Dotyczyło to także zachodnioniemieckiego wywiadu - Bundesnachrichtendienst (BND). Goleniewski o tym wiedział, gdyż wśród materiałów przekazanych przez niego Amerykanom znalazły się m.in. niezwykle cenne informacje na temat skali penetracji BND przez radziecki wywiad. Przyczyniły się one w decydującym stopniu do aresztowania Heinza Felfe, głównej wtyczki KGB w zachodnioniemieckim wywiadzie oraz dwóch innych funkcjonariuszy BND. Co gorsza, Felfe jako szef Wydziału Kontrwywiadu ds. ZSRR znał tożsamość większości, jeśli nie wszystkich, agentów działających w krajach komunistycznych. W konsekwencji zostali oni aresztowani, a niektórzy straceni. Dlatego współpraca agenturalna na rzecz BND byłaby dla Goleniewskiego śmiertelnym zagrożeniem. Wybór FBI był więc starannie przemyślany. Świadczy o tym fakt, iż według Petera Wrighta Goleniewski początkowo zamierzał zaoferować swe usługi na rzecz Wielkiej Brytanii. Zrezygnował jednak z tego, gdyż dowiedział się o istnieniu radzieckich "kretów" także w MI 6 i MI 5.

Źródłem twierdzeń płk. Bosaka mogły być zatem plotki krążące po korytarzach MSW lub spekulacje wśród nie wtajemniczonych oficerów wywiadu. Nie można także wykluczyć celowej próby powiązania zdrady Goleniewskiego z silnymi wówczas resentymentami polsko-niemieckimi. Jakiekolwiek byłyby przyczyny leżące u podstaw wspomnianych tez, nie znajdują potwierdzenia w dokumentach archiwalnych.

Motywy ucieczki Goleniewskiego

W pośmiertnym wspomnieniu żona i córka Goleniewskiego oświadczyły, że podstawowym motywem współpracy z Amerykanami była dla niego:

"(...) chęć przeciwstawienia się komunistycznemu złu (...)".

Weryfikacja powyższej tezy nie byłaby możliwa bez głębszego poznania skomplikowanych relacji osobistych i zawodowych konkretnego uciekiniera. Ponadto na Zachodzie każdą ucieczkę z kraju komunistycznego tłumaczono a priori względami ideologicznymi. W przypadku Goleniewskiego jest to jednak bardzo prawdopodobne, gdyż jego dezercja była poprzedzona kilkuletnią ryzykowną pracą agenturalną, co zawsze mogło skutkować groźbą dekonspiracji, a w konsekwencji śmiercią. Jednocześnie można być pewnym, że ze względu na rzadkie przypadki ucieczek oficerów komunistycznych służb specjalnych, a także wagę przekazanych informacji Goleniewski otrzymałby azyl w każdym kraju zachodnim.

Jednak istniały jeszcze inne, nie mniej ważne, motywy. Wskazuje na nie relacja płk. Stefana Antosiewicza, który jako dyrektor kontrwywiadu MBP był do grudnia 1954 roku bezpośrednim zwierzchnikiem Goleniewskiego, a zarazem jego nieformalnym protektorem. Stwierdził on m.in.:

"(...) Znałem go bardzo dobrze. Dlatego jestem głęboko przekonany, że do ucieczki skłoniło go nieszczęśliwe małżeństwo. Żona - Rosjanka - była podczas wojny wywieziona na roboty do Rzeszy. Tam poznała swego pierwszego męża - Polaka. Mieli wspólnie dziecko. Po wojnie osiedlili się w Nowym Tomyślu. Niestety, wkrótce wskutek choroby zmarł jej pierwszy mąż. Po jego śmierci wyszła ponownie za mąż, właśnie za Michała. Wspólnie wychowywali trójkę dzieci. Z biegiem czasu zaczęła popadać w chorobę nerwową. Prawdopodobnie przyczyną były jakieś wojenne przeżycia, od których nie mogła się uwolnić. Wiem, że Goleniewski bardzo to przeżywał. W końcu chyba nie wytrzymał. Poznał młodszą od siebie Niemkę. Właśnie z nią wyjechał (...)".

Relacja Antosiewicza w pełni koresponduje ze wspomnianym, dziewięciostronicowym raportem, w którym Goleniewski przedstawił kierownictwu wywiadu swą dramatyczną sytuacją rodzinną. Napisał między innymi:

"(...) Na skutek nieuleczalnej choroby psychicznej mojej żony Anny (schizofrenia urojeniowa) od około 6 lat moje pożycie małżeńskie znajduje się w całkowitym rozkładzie. Czynione przeze mnie 4-krotne próby leczenia żony, nie tylko nie dały żadnego rezultatu, lecz stanowią dla niej na tle manii prześladowczej jeszcze jeden »dowód« chęci z mojej strony »zniszczenia« jej, »zatrucia« itp. (...) Dwóch wybitnych psychiatrów, którzy leczyli żonę (...) orzekło około 3 lat temu, że żona cierpi na tzw. cichą schizofrenię, obejmującą urojeniami niektóre zjawiska życia (mania prześladowcza, chorobliwa podejrzliwość, chorobliwą zazdrość) - w zasadzie jednak osobowość chorej jest w sensie życiowym nienaruszona, tzn. prowadzi ona gospodarstwo domowe, ma bardzo dobry stosunek do dzieci, które kocha i którymi się opiekuje, uwzględniając fakt, że od lat wpływa na nie w duchu antyojcowskim, na tle dręczących ją urojeń (...). Za radą lekarza już w trakcie mocno rozwiniętej nerwicy, spowodowanej ciężkimi przeżyciami osobistymi 1 1/2 roku temu wyprowadziłem się z domu - dokładniej wypędzony zostałem z domu poprzez popędzaną urojeniami żonę i zamieszkałem wspólnie z matką, pozostawiając na użytek rodziny mieszkanie, wraz z umeblowaniem i całym gospodarstwem domowym. Mogłem skorzystać, co prawda, z możliwości »długiego leczenia« żony w szpitalu psychiatrycznym tzn. izolowania jej od życia, uważałem jednak krok taki za nieludzki, w świetle faktu przywiązania jej do dzieci oraz zachowania osobowości poza elementami objętymi urojeniami, w których centrum znajduje się moja osoba. Mogłem od dawna przeprowadzić bez trudności rozwód, traktowałem to jako formalność, która w niczym nie zmienia postaci rzeczy (...), tym bardziej że żona już w styczniu 1957 podczas pobytu u rodziny na terenie ZSRR wyraziła poważny zamiar repatriowania się do ZSRR, do rodziny - zabierając z sobą córkę Halinę z jej pierwszego małżeństwa. Nosiła się z zamiarem powrotu do obywatelstwa ZSRR oraz jej panieńskiego nazwiska (...)".

Z treści raportu oraz sposobu opisu choroby małżonki można wnioskować, że był jej stanem głęboko przygnębiony i załamany. Wydaje się zatem, że kluczem do zrozumienia postępowania Goleniewskiego była dwuznacznie moralna, choć z ludzkiego punktu widzenia usprawiedliwiona, a przede wszystkim dająca szansę wyjścia z dramatycznej sytuacji, decyzja o ucieczce od nierozwiązywalnych problemów rodzinnych. Mógł jednak dokonać tego nie wyjeżdżając z Polski. Fakt, iż zdecydował się nie tylko na zerwanie z rodziną, lecz także opuszczenie kraju, czyni prawdopodobną tezę o ideologicznym motywie dezercji. W jego zamyśle anonimowa współpraca z Federalnym Biurem Śledczym miała zagwarantować mu uzyskanie azylu politycznego, a ostrożny sposób przekazywania materiałów wywiadowczych minimalizował ryzyko wpadki. Niemniej przy tego typu grze skutki ewentualnego niepowodzenia musiałyby być niezwykle tragiczne, z czego, oczywiście, zdawał sobie sprawę.

W tej, dość złożonej - rodzinnie i zawodowo - sytuacji pojawiła się w życiu Goleniewskiego Irmgard Kampf:

"(...) Miła powierzchowność wiązała się u niej z pozytywnymi cechami charakteru - kulturalne zachowanie się, skromność, szczerość, przywiązanie do rodziny, gotowość pomocy, czystość, troskliwość i oszczędność. Twierdziła, że pochodzi z biednej, robotniczej rodziny - mimo to jednak wychowana została dobrze i mimo dojrzałości podlega rygorowi domowemu. Jest rzeczą niecodzienną, ażeby 28-letnia, samotna kobieta uważała za swój obowiązek, ze względu na rodziców o godz. 24 najpóźniej być w domu. Reżym ten jednak IK zachowała przez cały okres naszej znajomości. Nie taiłem przed nią, że posiadam żonę, z którą nie żyję, co było dla niej na początku kłopotliwe, nie zrezygnowała jednak ze znajomości. Było rzeczą oczywistą, że IK jest jak najbardziej po ludzku zakochana.(...) Na pytanie dlaczego nie wyszła dotychczas za mąż, oświadczyła, że w młodym wieku przeżyła tragedię osobistą, bowiem narzeczony (...) rzucił ją ze względu na duży posag innej dziewczyny. Od tego czasu postanowiła się zajmować starością rodziców, którzy stale traktują ją jeszcze jak małe dziecko. Jeśli stosunek do niej nie będzie opierał się o jej walory charakteru i osobiste, to woli spędzić życie w staropanieństwie. Od początku znajomości podkreślała, że walory materialne nie interesują jej. Zainteresowana jest wyłącznie w szczerych, ludzkich uczuciach (...)".

Irmgard, która - podobnie jak Goleniewski - cierpiała z powodu utraconej miłości, stopniowo stała się najbliższą mu osobą. Świadczą o tym kolejne fragmenty raportu:

"(...) W początkach znajomości z IK występowałem pod nazwiskiem ROMAN JAN (...). Po jakimś czasie ze względu na paszport podałem IK używane przykrywkowe nazwisko TARNOWSKI ROMAN. Wyjaśniłem sprawę w ten sposób, że podczas wojny pod nazwiskiem ROMAN JAN ukrywałem się i pracowałem p-ko niemieckim faszystom w podziemiu, obecnie używam go jako pseudonimu literackiego. Prawdziwe moje nazwisko jest TARNOWSKI. Rzeczywistego mojego nazwiska IK nie zna (...). Jeśli IK miała i ma zmartwienia, to tylko w związku z faktem, że jest Niemką i czy to nie spowoduje faktu, że mnie straci (...). Od czasu zapoznania się ze mną nie utrzymuje żadnych kontaktów towarzyskich (...)".

Jednak wydaje się, że najbardziej przekonującym argumentem szczerości uczuć Goleniewskiego do "Ingi" był fakt ich wspólnej ucieczki na Zachód, szczęśliwie zakończonej długoletnim, dozgonnym pożyciem małżeńskim w Stanach Zjednoczonych.

Dodatkowym motywem dezercji mogły być pieniądze. Już po wszczęciu śledztwa kierownik Sekcji Finansowej Departamentu I MSW raportował:

"Na podstawie sprawdzonej dokumentacji finansowej Departamentu I MSW stwierdza się, że zadłużenie pieniężne Goleniewskiego Michała na dzień 3 stycznia 1961 r. wynosi:

1. 16 300,- D.M.West. (szesnaście tysięcy trzysta),

2. 600,- D.M.Ost. (sześćset),

3. 300,- dolarów USA (trzysta)".

Większość pieniędzy (11 300 marek zachodnich) Goleniewski podjął z kasy wywiadu tuż przed ostatnim wyjazdem do Berlina. Część z nich nakazał przewieźć jednemu z oficerów w zalakowanej kopercie. 27 grudnia odebrał przesyłkę, a w ostatnim dniu roku - za zgodą płk. Sokolaka - uzgodnił z przedstawicielem MSW w Berlinie pobranie dodatkowych 5000 marek RFN, co ostatecznie nastąpiło 3 stycznia. Ustalono też, że Goleniewski nie rozliczył się z kwoty 300 dolarów USA i 600 marek NRD, które otrzymał na potrzeby poprzednich wyjazdów służbowych.

Kontrolą objęto również wydatki operacyjne dokonane kilka lat wcześniej. Stwierdzono, że na kilku dokumentach kwitujących odbiór pieniędzy przez pewnego informatora znajdują się faksymile podrobione przez Goleniewskiego. Na tej podstawie sąd uznał za udowodnione, że obok wspomnianych 16 300 marek RFN i 600 marek NRD oraz 300 dolarów USA:

"(...) Oskarżony na przestrzeni lat 1958-1960 nie rozliczył się z podjętych rzekomo na cele służbowe 500 dolarów USA i 200 funtów angielskich (...)".

Według ustaleń STASI znaczna część owych kwot trafiła na prywatne konta Kampf. W raporcie przekazanym polskiemu MSW przez Mielkego wykazano, że Goleniewski, który wobec "Ingi" podawał się za Tarnowskiego:

"(...) przesyłał jej wszystkie pieniądze, których nie zużytkowywał na utrzymanie własne. Pieniądze te miała składać na swoje konto, aby móc po przewidzianym zawarciu związku małżeńskiego odpowiednio urządzić się.

W czasie rewizji domowej znaleziono niemiecką książeczkę oszczędnościową nr 2555 z następującymi wkładami:

wpłata marek

600,-

21.2.1958

wpłata marek

800,-

3.3.1958

wpłata marek

600,-

11.3.1958

wpłata marek

500,-

10.4.1958

wpłata marek

500,-

6.5.1958

wpłata marek

1000,-

13.11.1958

odsetki za 1958 marek 74,12  
wypłata marek 74,12 18.2.1959

odsetki za 1959 marek    120,29

 

wypłata marek

120,29

12.1.1960

W mieszkaniu znajdowała się też pocztowa książeczka oszczędnościowa nr 1460942 z następującymi wpisami:

wpłata marek

580,-

2.12.1957

wpłata marek

566,-

19.12.1957

wpłata marek

940,-

27.12.1957

wpłata marek

754,-

3.1.1958

wpłata marek

460,-

15.1.1958

wpłata marek

400,-

4.2.1958

wpłata marek

500,-

11.2.1958

wpłata marek

300,-

13.2.1958

wpłata marek

500,-

18.3.1958

wypłata marek

500,-

10.6.1958

wypłata marek

200,-

13.8.1958

wypłata marek

200,-

9.10.1958

wpłata marek

1000,-

15.11.1958

wpłata marek

900,-

5.12.1958

odsetki za 1958 marek    132,17  
wypłata za 1958 marek 132,17 26.1.1959
odsetki za 1959 marek 185,92  
wypłata za 1959 marek 185,92 22.1.1960
wypłata za 1959 marek 700,- 21.3.1960

Należy przy tym zaznaczyć, że Kampf dysponowała poborami w wysokości tylko 300,- marek miesięcznie, tak że nie była w stanie ze swojej pensji robić takich oszczędności.

Kampf była też przez Tarnowskiego bogato obdarowywana. Przysyłał jej cenne wyroby biżuteryjne ze Szwajcarii, drogie futro z Paryża i wiele drogich ubiorów z Anglii.

Podczas rewizji domowej znaleziono telewizor produkcji zachodniej, jak i nową sypialkę, które były własnością Kampf (...)".

Przeczy to, deklarowanej w raporcie Goleniewskiego, bezinteresowności "Ingi". Należy zatem domniemywać, że potrzeby finansowe, wynikające zapewne z chęci zatrzymania jej przy sobie, były istotnym motywem jego działań.

Informacje przekazane przez Goleniewskiego oraz ich konsekwencje

Informacje wywiadowcze dostarczone przez Goleniewskiego trafiły na Zachód trzema różnymi drogami:

Na początku w postaci czternastu anonimowych paczek przesłanych do ambasady amerykańskiej w Bernie od kwietnia 1958 do końca 1960 roku. Później zeznań złożonych przez "Snipera" po ucieczce 4 stycznia 1961 roku. Wreszcie mikrofilmów przeszmuglowanych przez CIA z Warszawy do Stanów Zjednoczonych.

Sumarycznie dane te obejmowały ok. 5 tys. stron dokumentów polskich służb oraz ok. 800 stron dokumentów radzieckich, zawartych łącznie na 160 mikrofilmach *[Wśród dokumentów przesłanych przez "Snipera" do Berna znajdowało się, między innymi, radzieckie studium poświęcone analizie jednostek US Army i US Air Force stacjonujących w Europie, a także podobne raporty polskiego wywiadu wojskowego dotyczące różnych krajów NATO.]. Dotykały przy tym sfer uważanych powszechnie w kręgach wywiadu za najbardziej czułe.

Znaczna ich część wiązała się z kierowanym przez Goleniewskiego Wydziałem VI Departamentu I MSW.

W piętnastostronicowym sprawozdaniu poświęconym analizie działalności wspomnianej komórki płk Sienkiewicz szczegółowo opisał jej genezę, funkcje, organizację, sytuację kadrową i dotychczasowe osiągnięcia:

I. Krótki zarys działalności wywiadu naukowo-technicznego

Wydział VI Departamentu I zorganizowany został w 1954 r. w celu zdobywania tajnych informacji oraz dokumentów z dziedziny naukowo-technicznej w głównych państwach kapitalistycznych dla potrzeb gospodarki narodowej, nauki jak również w celach obronności kraju.

Na skutek szczupłej i operacyjnie słabej obsady kadrowej, jak również braku doświadczenia pracy w tej specyficznej służbie wywiadowczej, do 1956 roku trwał okres wstępno-organizacyjny, w którym szukano właściwych metod pracy oraz w którym mimo wysiłków - nie wypracowano do końca odpowiednich metod współpracy z naszym przemysłem decydującym o postępie technicznym.

(...)

Drugi etap działalności Wydziału to lata 1957-1959. W tym okresie wypracowana została organizacyjna i metodyczna koncepcja pracy wywiadu naukowo-technicznego, jako czynnika mogącego mieć wpływ na postęp techniczny w Polsce.

(...)

Trzeci i zasadniczy etap pracy Wydziału zapoczątkowany został w roku 1960, po otrzymaniu doraźnych i perspektywicznych zadań wywiadowczych z zainteresowanych resortów, skontrolowanych i zaakceptowanych przez Komitet do Współpracy Naukowo-Technicznej z Zagranicą.

(...)

II. Aktualna sytuacja na odcinku wywiadu naukowo-technicznego

1. W zakresie tematów wywiadowczych:

Przekazane przez Komitet do Współpracy Naukowo-Technicznej z Zagranicą tematy zainteresowanych resortów naukowych i przemysłowych do realizacji wywiadowczej w latach 1960-1963 (...) obejmują ogółem 340 zadań.

(...)

2. W zakresie stanu sieci agenturalno-informacyjnej:

Wydział dysponuje 77 jednostkami agenturalnymi za granicą oraz 60 jednostkami współpracowników i agentów pomocniczych w kraju. Posiadana za granicą agentura nie zawsze w pełni odpowiada pojęciom klasycznego agenta wywiadu. Wynika to ze specyfiki naszego wywiadu naukowo-technicznego, który szczególnie w realizacji doraźnych zadań opiera się na kontaktach mających charakter jednorazowej usługi wywiadowczej lub też kontaktach, które spełniają funkcje technicznych doradców w rozpracowaniu konkretnego tematu. (...) Pozostająca na łączności sieć agenturalno-informacyjna rekrutuje się w przeszło 90%-ach z wysoko specjalizowanych inżynierów lub pracowników naukowych. (...) Zdobywanie agentury bez perspektywicznych planów tematycznych wpływało na dość częste wypadki konieczności eliminowania agentury ze względu na nieprzydatność z chwilą uzyskania nowych tematów z zainteresowanych resortów naukowych i przemysłowych kraju. W trakcie procesu eliminowania z tych względów, jak również ze względów bezpieczeństwa, w latach 1957-1959 wyłączono z sieci 37 jednostek agenturalnych. Aktualny stan sieci tylko w pewnej części gwarantuje realizację tematów. W celu realizacji szeregu tematów z zakresu budowy maszyn, elektroniki i chemii koniecznym jest szybkie rozbudowanie właściwych źródeł agenturalnych. W tym właśnie kierunku koncentruje się praca Wydziału - stan prowadzonych spraw wynosi ogółem na dzień 30.04.1960 r. 231 spraw ewidencji operacyjnej. (...)

3. W zakresie rezultatów wywiadowczych:

Wydział VI Departamentu I zdobył od czasu zorganizowania go szereg pozytywnie ocenionych i produkcyjnie przydatnych informacji i dokumentów o charakterze naukowym lub technicznym. Pozytywnie ocenione dokumenty i informacje przekazane zainteresowanym resortom naukowo-technicznym ilustruje poniższa tabela:

                                              1957     1958     1959         do 30.04.1960

z zakresu atomistyki

9

8

44

15

z zakresu elektroniki

15

23

45

12

z zakresu hutnictwa

2

12

21

4

z zakresu budowy maszyn i motoryzacji

15

8

18

2

z zakresu chemii

5

4

9

22

z zakresu zbrojeniowego

17

15

46

18

z zakresu zagadnień naukowych

-

2

14

2

Razem:

63

72

197

75

Jak wynika z ocen zainteresowanych resortów, dotychczasowe wyniki wywiadowcze w zakresie naukowo-technicznym są niewątpliwie cennym przyczynkiem dla postępu technicznego w kraju.

(...)

Na podstawie informacji i dokumentów technicznych zdobytych przez wywiad wyprodukowano w kraju niektóre urządzenia i aparaty z zakresu elektroniki, urządzenia radarowe, aparaturę elektroniczną do badań jądrowych, niektóre obrabiarki automatyczne itp.

(...)

4. W zakresie kadrowym:

Wydział od czasu zorganizowania go w roku 1954 znajduje się stale w trudnej sytuacji kadrowej. Ustalenie organizacyjnego etatu Wydziału na 16 pracowników operacyjnych, w 1957 r. podniesienie tej liczby do 18 pracowników operacyjnych, dalece nie zabezpieczało i nie zabezpiecza rzeczywistych potrzeb Wydziału. Ze względu na konieczność delegowania w celu zabezpieczenia minimum interesów operacyjnych Wydziału, niektórych pracowników do pracy z pozycji przykrycia za granicą, bywały okresy w latach 1957 i 1959, że faktyczna obsada kadrowa Wydziału liczyła łącznie z kierownictwem Wydziału 12-14 pracowników operacyjnych.

(...)

Wydział aktualnie dysponuje kadrowymi pracownikami w następujących rezydenturach: Berlin 1, Wiedeń 2, Paryż 2, Bruksela 1, Londyn 2, Razem = 8. Uplasowanie tych pracowników z pozycji przykrycia stwarza warunki do łącznikowania agentury, nie daje jednak większych możliwości do aktywnej pracy wywiadowczej tj. naprowadzeń i nowych werbunków, zgodnie z konkretnymi wywiadowczymi zainteresowaniami.

(...)

5. W zakresie organizacyjnym:

Na bazie istniejącego etatu Wydział zreorganizowany został z sekcji terenowych na inspektoraty branżowe. Zorganizowano 6 inspektoratów:

Inspektorat Energii Jądrowej - EJ, realizuje zadania wywiadowcze w zakresie przemysłu atomowego.

Inspektorat Chemii CH. realizuje zadania wywiadowcze w zakresie przemysłu chemicznego.

Inspektorat Maszynowo-Motoryzacyjny - MM, realizuje zadania wywiadowcze w zakresie przemysłu maszynowego i motoryzacyjnego.

Inspektorat Metalurgiczno-Hutniczy - MH, realizuje zadania wywiadowcze w zakresie przemysłu hutniczego i resortów metalurgicznych.

Inspektorat Elektryczny - EL, realizuje zadania w zakresie przemysłu elektrycznego oraz elektroniki.

Inspektorat Organizacyjny - OR, realizuje zadania wywiadowcze w oparciu o międzynarodowe imprezy techniczne i handlowe, kieruje pracą krajowych grup z pozycji przykrycia, wykonuje funkcje koordynacji pracy między inspektoratami operacyjnymi a przemysłem, w zakresie tematów wywiadowczych, ocen i uzupełniających zadań. Praca Inspektoratu Organizacyjnego posiada kluczowe znaczenie w Wydziale.

(...)

III. Wnioski dla usprawnienia pracy wywiadu naukowo-technicznego

Wydział VI jest pod względem tematyki, jak i niektórych form pracy, specyficzną służbą Departamentu I. Dotychczasowe doświadczenia na tym odcinku pozwalają stwierdzić, że właściwe zorganizowanie pracy wywiadowczej w tym zakresie i pełne wykorzystanie istniejących możliwości może stać się pomocą przy podnoszeniu poziomu postępu technicznego i naukowego w kraju. Prawidłowe rozwiązanie stojących przed Wydziałem zadań wymaga organizacyjnych, kadrowych, operacyjnych, jak również finansowych inwestycji. Wydział - realizując aktualne tematy wywiadowcze na rok 1960, musi również na przestrzeni 1960 roku poważnie rozróść się w celu zorganizowania pracy wywiadowczej, której efekty operacyjne można będzie zdyskontować. Tylko w ten sposób zabezpieczyć można realizację posiadanych w tej chwili ważnych zadań perspektywicznych, jak również tych zadań, które w miarę wzrastającego postępu technicznego na świecie będą siłą faktu sukcesywnie napływały z zainteresowanych resortów technicznych i naukowych.

(...)

W związku z powyższą propozycją koniecznym jest poszerzenie obecnego etatu o 12 stanowisk operacyjnych (...)".

Plany te legły w gruzach po ucieczce Goleniewskiego. Szczegółowe śledztwo potwierdziło ogrom szkód spowodowanych przez byłego naczelnika Wydziału VI, gdyż - według wewnętrznych ocen kierownictwa wywiadu - posiadał on dostęp do następujących rodzajów informacji:

"1. O formach tajnej współpracy służby wywiadowczej MSW (odcinek naukowo-techniczny) z poszczególnymi ogniwami zainteresowanych resortów i instytucji, jak np. Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego, Ministerstwa Górnictwa i Energetyki, Ministerstwa Szkół Wyższych, Urzędu Pełnomocnika Rządu ds. Wykorzystania Energii Jądrowej, Komitetu ds. Współpracy Gospodarczej i Naukowo-Technicznej z Zagranicą.

Przekazanie informacji na powyższy temat przeciwnikowi poważnie zahamuje działalność służby wywiadowczej oraz przyniesie szkody polityczne.

2. O zadaniach wyżej wymienionych resortów dla służby wywiadowczej MSW na odcinku naukowo-technicznym, przekazanie których przeciwnikowi ma bardzo ujemny wpływ na zagadnienie obronności kraju.

3. O sieci tajnych współpracowników odcinka naukowo-technicznego służby wywiadowczej MSW, działających w krajach zachodnich. Ujawnienie powyższych informacji stronie przeciwnej sparaliżuje działalność na tym odcinku, spowoduje areszty poszczególnych tajnych współpracowników, co wg naszego rozeznania już miało miejsce.

4. O strukturze, zadaniach, formach i metodach pracy Departamentu I, jak również innych jednostek MSW. Przekazanie powyższych danych przeciwnikowi bardzo poważnie utrudni walkę organów bezpieczeństwa ze szpiegostwem i inną wrogą działalnością organizowaną względnie inspirowaną przez ośrodki zagraniczne (...)".

Szczególne zaniepokojenie wzbudziło odkrycie w gabinecie Goleniewskiego pewnego ściśle tajnego dokumentu. W odręcznie sporządzonym protokole oględzin opisano go następująco:

"(...) Dokument znaleziony w szafie pancernej ppłk. Michała Goleniewskiego stanowi wykaz agentury i spraw prowadzonych przez Wydział VI Departamentu I MSW na dzień 30 listopada 1960 r.

Oznaczony on jest gryfem »tajne specjalnego znaczenia«. Egzemplarz ten ma numer kolejny »dwa«.

Dokument ten pisany jest na mikromaszynie i zawiera 22 strony, a składa się z dziewięćdziesięciu jeden pozycji. Przy wszystkich pozycjach za wyjątkiem ośmiu naniesione są pismem odręcznie drukowanym względnie odręcznym nazwiska i imiona poszczególnych tajnych współpracowników.

Na pierwszej stronie tego dokumentu widnieje adnotacja »spr« 12.12.1960 (sprawdzono) opatrzona podpisem ppłk. Michała Goleniewskiego.

Poszczególne pozycje tego dokumentu określają »kryptonim sprawy i jej numer«, »miejsce pracy tajnego współpracownika« (zakład pracy i miejscowość) oraz formę łączności z tajnymi współpracownikami.

Wykaz ten dotyczy wyłącznie osób wykonujących zadania dla naszych potrzeb poza granicami naszego kraju (...)".

Został on sporządzony na rozkaz Goleniewskiego przez zastępcę naczelnika wydziału, ppłk. Czesława Gwoździa. Goleniewski powołał się przy tym na decyzję kierownictwa wywiadu, choć w rzeczywistości - jak ustalono w śledztwie - był to bluff. Według obowiązujących instrukcji operacyjnych dopisanie nazwisk informatorów nie było zabronione, jednak, jak zeznał płk Sienkiewicz:

"(...) w pracy nie jest przyjęte, by oryginalne nazwiska pracowników nanosić na papier. Wynika to z tradycji pracy (...)".

Ponieważ odnaleziono obydwa egzemplarze dokumentu, zaczęto podejrzewać, iż wykaz został sfotografowany przez Goleniewskiego w grudniu 1960 roku, gdy udostępniono mu miniaturowe aparaty fotograficzne "Minox", o które zabiegał "w celach szkoleniowych".

Potwierdzeniem tych obaw były działania kontrwywiadów państw NATO skierowane przeciwko osobom figurującym na dokumencie. Według wstępnych sygnałów napływających do centrali:

"(...) Na terenie NRF oraz Berlina Zachodniego w ostatnich dniach zanotowano aresztowania szeregu agentów. Dwa wypadki takie zanotowano na terenie USA, jeden na terenie Kanady oraz jeden wypadek usiłowania zatrzymania przez kontrwywiad francuski tajnego współpracownika polskiego wywiadu (...)".

Ponadto na początku marca 1961 roku attache wojskowy w Paryżu płk Kazimierz Michalski otrzymał:

"(...) anonimowy list z propozycją zdrady Ojczyzny, w którym obcy wywiad powołuje się na osobę ppłk. Goleniewskiego (...)".

Dyrektor departamentu, płk Sienkiewicz, oceniając szkody wynikłe dla funkcjonowania Wydziału VI, stwierdził jednoznacznie, iż:

"(...) To, co wiemy, to jest minimalna cząstka tego, co faktycznie zostało sprzedane przeciwnikowi. Dorobek tego odcinka pracy przez jakieś 5 lat musimy spisać i zaczynać wszystko od nowa. Niezależnie od strat operacyjnych będą straty natury obronności (...)".

Ponadto, według relacji płk. Marcelego Wieczorka, Goleniewski:

"(...) sfotografował miniaturowym minoxem teczki personalne całego nowego zaciągu do wywiadu MSW. (...) Jako naczelnik Wydziału Naukowo-Technicznego(...) mógł wybierać pracowników (...). Dlatego nie wzbudzał niczyich podejrzeń, gdy interesował się teczkami personalnymi kadry. Tłumaczył, że musi wiedzieć kogo wybrać do swojego wydziału (...)".

Płk Bosak natomiast przypisuje mu zdradę całej wiedzy o:

"(...) kadrze Departamentu I oraz o składach jego rezydentur (...)" *[Zapewne zdradził także tożsamość wielu byłych doradców i oficerów łącznikowych radzieckich służb działających w polskim aparacie bezpieczeństwa. Nowak-Jeziorański podaje nawet, że Goleniewski zidentyfikował kilkuset oficerów służących zarówno w wywiadzie PRL, jak również ZSRR.].

Powyższe szacunki dotyczą wyłącznie wywiadu zagranicznego. W aktach sądowych brakuje natomiast analogicznych ocen odnoszących się do pozostałych struktur, w których poprzednio służył. A przecież przez prawie dwa lata Goleniewski kierował newralgicznym Wydziałem IX (analiz) w kontrwywiadzie. Po likwidacji MBP został nawet, na krótko, wicedyrektorem departamentu kontrwywiadowczego Komitetu do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego. Przez czternaście miesięcy pełnił funkcję zastępcy szefa Głównego Zarządu Informacji.

Wiadomo jednak, że wśród informacji przekazanych CIA była między innymi szczegółowa relacja dotycząca gry operacyjnej "Cezary", prowadzonej do końca 1952 roku przeciwko Amerykanom przez Departament III MBP za pośrednictwem kontrolowanej przez siebie V Komendy WiN. Goleniewski dowiedział się o niej w okresie swej pracy w centrali kontrwywiadu *[Dezinformacyjny charakter wspomnianej gry i fasadowa rola V Komendy WiN były znane od 27 grudnia 1952 roku, kiedy to ówczesne władze PRL wydały oświadczenie dla prasy, w którym ujawniły całą operację i rozpoczęły, zakrojoną na szeroką skalę, kampanię propagandową przeciwko Stanom Zjednoczonym. Informacje Goleniewskiego przekazane Centralnej Agencji Wywiadowczej dotyczyły szczegółów operacyjnych.].

Trudno również oszacować szkody wynikające z celowego lub przypadkowego pozyskiwania poufnych informacji na drodze koleżeńskiej, bądź towarzyskiej, tym bardziej że według przytoczonej już opinii płk. Sienkiewicza Goleniewski lubił:

"(...) popisywać się swymi znajomościami i powoływać się na wysoko postawione osobistości (...)".

Jednak następstwa dezercji Goleniewskiego były znacznie poważniejsze niż pierwotnie sądzono. Wydał on bowiem zachodnim służbom nie tylko licznych współpracowników polskiego wywiadu, lecz także niezwykle wpływowych i bardzo cennych agentów radzieckich. Niedowierzanie, wywołane dostarczeniem Centralnej Agencji Wywiadowczej przez jednego człowieka tak dużej ilości różnorodnych danych wielkiej wagi - paradoksalnie - wzbudziło poważne wątpliwości dotyczące wiarygodności "Snipera". Przede wszystkim jednak spowodowało liczne aresztowania w wielu krajach zachodniego świata.

A. Wielka Brytania

Według relacji Petera Wrighta już w kwietniu 1959 roku Howard Roman z CIA poinformował oficera łącznikowego SIS w Nowym Jorku, Waltera Bella, o treści niektórych przesyłek "Snipera". Informowano w nich bowiem m.in. o dwóch szpiegach pracujących dla KGB na terenie Zjednoczonego Królestwa.

Pierwszy, oznaczony przez "Snipera" kryptonimem "Lambda 1", przekazał Rosjanom co najmniej trzy tajne dokumenty MI 6. Drugi, "Lambda 2", został zwerbowany przez polskie służby w 1952 roku, gdy pracował w brytyjskiej ambasadzie.

Śledztwo w sprawie "Lambdy 1" przejął szef Wydziału Kontrwywiadu w MI 6 Terence Lecky oraz jego zastępca Geoffrey Hinton. Za najbardziej prawdopodobne miejsca przecieku uznano rezydentury MI 6 w Berlinie i Warszawie. Sprawdzono wszystkich dziesięciu funkcjonariuszy, którzy mieli dostęp do wskazanych dokumentów. W stosunku do jednego, ze względu na poważne podejrzenia, śledztwo zostało przejęte przez MI 5. Zapytano także o możliwe źródło przecieku kilku świeżo zwerbowanych informatorów MI 6 w polskich i czechosłowackich służbach specjalnych *[W końcu lat pięćdziesiątych SIS posiadała trzech "kretów" w polskiej Służbie Bezpieczeństwa i jednego w czechosłowackiej Statni Bezpećnosti. Pierwszy, który w 1958 roku złożył ofertę współpracy w Warszawie, otrzymał kryptonim "Noddy". Był to czterdziestoletni wyższy oficer Departamentu I MSW. Dostarczył MI 6 dane o ogólnej strukturze polskiego wywiadu, relacjach łączących SB z KGB, listę oficerów Departamentu I w Wielkiej Brytanii oraz technikach inwigilacji stosowanych wobec zachodnich dyplomatów w Polsce. Rok później do ambasady brytyjskiej zgłosił się oficer Departamentu II, posiadający dostęp do informacji dotyczących operacji skierowanych przeciwko placówkom dyplomatycznym Stanów Zjednoczonych i Francji. Trzeci informator pojawił się w 1960 roku. Miał przekazywać wiadomości z zakresu obronności i polityki, a w przyszłości był typowany do objęcia funkcji w waszyngtońskiej rezydenturze wywiadu. O "krecie" z StB wiadomo jedynie, że bezskutecznie próbował pomóc Brytyjczykom w wykryciu "Lambdy 1". Według Toma Bowera byli to najlepsi agenci zwerbowani przez SIS za "żelazną kurtyną" od 1945 roku. Jednak Peter Wright na początku lat sześćdziesiątych, podczas wstępnego dochodzenia MI 5 w sprawie Michaela Hanleya, odkrył skandaliczne zaniedbania w zakresie ich łącznikowania. Dwadzieścia lat później wspominał: "(...) Ku memu przerażeniu stwierdziłem, że od długiego czasu spotkania ze wszystkimi agentami prowadzonymi przez MI 6 odbywały się w mieszkaniu wynajętym przez sekretarkę z rezydentury MI 6 w Warszawie. Odbyło się tam ponad osiemnaście spotkań. Zastanawiałem się, czy powodem, dla którego UB i KGB nie udało się rzekomo zauważyć tej zdumiewającej ilości spotkań, nie byli fałszywi agenci (...)".]. Działania te okazały się bezskuteczne. Wiosną 1960 roku Lecky wstrzymał śledztwo, wykluczając możliwość obecności radzieckiego szpiega w MI 6. Uznał, iż prawdopodobną przyczyną przecieku było włamanie do sejfu stacji brytyjskiego wywiadu w Brukseli, które miało miejsce jeszcze w 1957 roku. Wiadomo było, że znajdowały się tam co najmniej dwa z trzech opisanych przez "Snipera" dokumentów. Z wynikami śledztwa zapoznano też CIA.

W tym czasie dochodzenie w sprawie drugiego szpiega przejął w MI 5 Wydział "D" (do spraw kontrwywiadu), kierowany przez Martina Furnival-Jonesa. Według Wrighta:

"(...) w marcu 1960 roku »Sniper« nieoczekiwanie przysłał dużo nowych informacji na temat »Lambdy 2«. Nazwisko jego miało brzmieć podobnie do »Huiton«; »Sniper« uważał, że po powrocie do Londynu i przejściu do wywiadu floty »Lambdę 2« przejęli Rosjanie, którzy prowadzili go teraz przez »nielegalnego agenta« (...)".

Po sprawdzeniu okazało się, że namiar był bardzo precyzyjny, a krąg podejrzanych ograniczył się tylko do jednego człowieka - pięćdziesięcioczteroletniego Harry'ego Houghtona, który pracował wówczas w Pomocniczej Portowej Jednostce Naprawczej (Port Auxiliary Repair Unit), a wcześniej w newralgicznym Instytucie Badań Broni Podwodnej (Underwater Weapons Research Establishment). Oba ośrodki mieściły się w Portland, w hrabstwie Dorset.

Houghton, który od 1937 roku służył w Royal Navy, a po zakończeniu wojny został zatrudniony w wywiadzie morskim NID, przebywał w Polsce w latach 1951-1952, pełniąc jednocześnie funkcję szyfranta i sekretarza attache morskiego. Od ośmiu lat uczestniczył w badaniach nad nowymi typami uzbrojenia i elektroniki dla okrętów podwodnych. W 1957 roku jego żona zawiadomiła oficera ochrony o tajemniczych spotkaniach męża z cudzoziemcami, jednak zeznania te potraktowano jako wyraz frustracji spowodowanej toczącym się procesem rozwodowym i sprawdzenie ograniczono do rutynowego przeglądu ewidencji.

Po nowych doniesieniach Wydział "A" MI 5 rozpoczął stałą inwigilację Houghtona oraz jego czterdziestosześcioletniej przyjaciółki z instytutu, Ethel Gee. Przełom nastąpił w lipcu 1960 roku, gdy obserwatorzy potwierdzili fakt utrzymywania przez niego podejrzanych kontaktów z obcokrajowcami.

Jednym z nich był obywatel Kanady Gordon Lonsdale, sprzedawca szaf grających, wynajmujący mieszkanie w Londynie przy Cranleigh Gardens 45, w domu należącym do nowozelandzkiego małżeństwa, Petera i Helen Krogerów, którzy prowadzili tam niewielki antykwariat. Ustalono, że przybył on do Anglii w marcu 1955 roku i często podróżował za granicę, również do Związku Radzieckiego. Podczas dyskretnej kontroli jego skrytki bankowej znaleziono komplet akcesoriów szpiegowskich wraz z miniaturowymi aparatami Minox i Praktina oraz dwoma bloczkami jednorazowych kart kodowych ukrytymi w złotej zapalniczce Ronsona. 7 stycznia 1961 roku, tuż po dezercji Goleniewskiego, całą siatkę aresztowano. Według Wrighta:

"(...) Krogerowie zostali szybko zidentyfikowani przez Amerykanów jako Morris i Lena Cohen, poszukiwani przez FBI w związku z aferą szpiegostwa nuklearnego Rosenbergów. (...) Więcej kłopotów sprawiło (...) ustalenie tożsamości Lonsdale'a. Dopiero rok później stwierdziliśmy ostatecznie, że jest to Konon Trofimowicz Mołodyj, syn znanego naukowca sowieckiego i doświadczony oficer KGB, który w 1955 roku przywłaszczył sobie dokumenty Gordona Lonsdale'a, dawno już nie żyjącego Kanadyjczyka pochodzenia fińskiego (...)".

Byli to pierwsi radzieccy szpiedzy aresztowani w Wielkiej Brytanii od 1938 roku. Ich proces w Centralnym Sądzie Kryminalnym Old Bailey rozpoczął się w marcu 1961. Trzydziestodziewięcioletni Mołodyj, jako szef siatki, został skazany na dwadzieścia pięć lat więzienia, jednak wypuszczono go już w kwietniu 1964 roku, w związku z wymianą na skazanego w ZSRR za szpiegostwo współpracownika MI 6 Grevllle'a Wynne'a. Cohenowie, którzy obsługiwali ukrytą w domu radiostację, dostali po dwadzieścia lat, lecz i ich wymieniono w październiku 1969 roku na profesora Geralda Brooka, aresztowanego w Moskwie pod zarzutem szerzenia wrogiej propagandy. Houghtona i Gee, odpowiedzialnych m.in. za sprzedanie planów nowatorskiego sonaru Typu 2001, przeznaczonego dla pierwszego brytyjskiego okrętu podwodnego z napędem atomowym klasy "Dreadnought", skazano na kary po piętnaście lat. Ostatecznie zwolniono ich w maju 1970 roku *[W Polsce Houghtonowi, którego w ramach Departamentu I (kontrwywiadu) MBP łącznikował Tadeusz Diatłowicki, nadano kryptonim "Miron". Po przejęciu przez wywiad zagraniczny MGB i KGB używał pseudonimu "Szach". Przed Mołodyjem prowadzili go: Aleksandr Fieklisow, Nikita Dieriabkin, Aleksandr Baranow i Wasilij Dożdałow. Gee, którą Houghton osobiście wciągnął do współpracy w 1957 roku i początkowo bezpośrednio nią kierował, otrzymała kryptonim "Azja". Dopiero w 1960 roku przeszła na łączność Mołodyja. Natomiast "nielegałom" obsługującym "siatką portlandzką" przydzielono następujące pseudonimy: Kononowi Mołodyjowi "Ben", Morrisowi Cohenowi "Louis", a jego żonie, Lonie Cohen "Leslie".].

Po dezercji "Snipera" wznowiono też śledztwo dotyczące "Lambdy 1", włączając do zespołu Lecky'ego najlepszego specjalistę MI 6 do spraw radzieckich Harolda Shergolda. Na podstawie zeznań składanych przez Goleniewskiego w sprawie dostępnych mu dokumentów brytyjskiego wywiadu Shergold wyeliminował możliwość włamania do sejfu w brukselskiej rezydenturze SIS i przyjął, że jedyną możliwą przyczyną przecieku była zdrada któregoś z oficerów MI 6 pracujących w Berlinie. W lutym 1961 roku, po sygnałach zachodnioniemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji dotyczących aresztowanego w Berlinie Zachodnim i podejrzanego o współpracę z KGB Horsta Eitnera, skupiono podejrzenia na prowadzącym go wcześniej z ramienia SIS trzydziestodziewięcioletnim oficerze George'u Blake'u, który od września 1960 roku przebywał w Bejrucie, pogłębiając swą znajomość arabskiego w Bliskowschodnim Centrum Studiów Arabskich (Middle East Centre for Arab Studies - MECAS).

3 kwietnia 1961 roku pod pozorem nowego przydziału służbowego zwabiono go do Londynu i poddano ścisłej inwigilacji. 12 kwietnia, po serii przesłuchań, jako pierwszy w historii oficer brytyjskiego wywiadu został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Związku Radzieckiego.

W toku przewodu sądowego ustalono, że Blake, który wstąpił do MI 6 w maju 1944, a od września 1948 roku był rezydentem w Seulu, po wzięciu do niewoli przez wojska Kim Ir Sena podjął współpracę z MGB. Po wymianie jeńców, w końcu kwietnia 1953 roku, powrócił do pracy w centrali MI 6, a od czerwca służył jako zastępca szefa Sekcji "Y", podsłuchując w ramach operacji "Lord" radziecką łączność wojskową w Wiedniu. W kwietniu 1955 roku, przydzielony do zachodnio-berlińskiej placówki SIS, miał werbować stacjonujących w NRD radzieckich żołnierzy i oficerów wywiadu, a także zbierać kompromitujące informacje przydatne do kolejnych werbunków. Niektóre źródła sugerują nawet, że za wiedzą przełożonych z SIS miał odgrywać rolę podwójnego agenta rzekomo pracującego dla Rosjan. Według tej, bardziej kompromitującej dla wywiadu brytyjskiego wersji, kierownictwo MI 6 nie zdawało sobie sprawy, że rzekoma współpraca była jedynie przykrywką służącą przekazywaniu największych sekretów Korony. Dla przyspieszenia awansu Blake'a KGB nie wahało się podesłać mu kilku "ochotników", którzy stali się odtąd zaangażowanymi "informatorami" SIS. W wyniku tych posunięć nastąpił częściowy paraliż pracy DP 1/P 1 - radzieckiego wydziału MI 6 . W kwietniu 1959 roku Blake powrócił do Wydziału Operacji Londyńskich DP 4 (tzw. Departamentu BIN) z zadaniem rekrutacji radzieckich i wschodnioeuropejskich dyplomatów przebywających w Zjednoczonym Królestwie, a we wrześniu 1960 wyjechał na wspomniany kurs do Bejrutu.

W czasie procesu udowodniono mu zdradę czterdziestu dwóch informatorów SIS działających w NRD, Polsce, Czechosłowacji i Związku Radzieckim, z których część została stracona. Zdekonspirował też całą strukturę MI 6 wraz z czterystoma funkcjonariuszami brytyjskiego wywiadu oraz, prawdopodobnie, kilkudziesięciu oficerów CIA. Ujawnił również szczegóły operacji "Gold", polegającej na podsłuchiwaniu systemu łączności Armii Radzieckiej za pomocą wybudowanego w Berlinie tunelu, umożliwiającego podłączenie się do dwustu siedemdziesięciu trzech podziemnych kabli telegraficznych i telefonicznych WCz (tzw. wysokiej częstotliwości), biegnących w trzech zwojach, a należących do stacjonujących w NRD sześciu armii lądowych i jednej powietrznej *[Budowa pięćsetosiemdziesięciotrzymetrowego tunelu w berlińskiej dzielnicy Alt-Glienicke stanowiła wspólną inwestycją brytyjsko-amerykańską, opartą na pozytywnych doświadczeniach wyniesionych z operacji wiedeńskiej, nazwanej w MI 6 "Lord", zaś w CIA "Silver", a polegającej na podsłuchiwaniu w latach 1950-1953 łączność kablowej kwatery głównej wojsk radzieckich w St. Poelten w Austrii. Idea obu przedsięwzięć narodziła się w SIS, natomiast CIĄ pokryła większość kosztów. Operacji berlińskiej nadano kryptonimy "Stopwatch" (w MI 6) i "Gold" (w CIA). Budowę tunelu zakończono 25 lutego 1955 roku, a od 10 kwietnia, po zamontowaniu aparatury podsłuchowej, podłączono się do radzieckich kabli. Od tej pory przez ponad rok setki magnetofonów Ampex obsługiwanych przez 150 specjalistów rejestrowało dziennie do 1200 rozmów telefonicznych. Operację przerwano nad ranem 22 kwietnia 1956 roku, po zainscenizowanym przez KGB "przypadkowym" odkryciu tunelu, jednak analiza nagranych taśm trwała do 30 września 1958 roku. Na ok. 50 tys. taśm zarejestrowano, a następnie przetłumaczono 443 tys. rozmów, z czego 368 tys. przeprowadzonych przez Rosjan i 75 tys. przez Niemców z NRD. Na ich podstawie odtworzono strukturę organizacyjną radzieckiego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego, a także zidentyfikowano tożsamość ponad 350 oficerów GRU w NRD. Uzyskano również cenne dane na temat jednostek wchodzących w skład Grupy Armii Radzieckiej w NRD i Narodowej Armii Ludowej, nowych typach uzbrojenia, reorganizacji Ministerstwa Obrony w Moskwie, niemieckich naukowcach uczestniczących w radzieckim programie nuklearnym (w ramach przedsiębiorstwa "Wismut") oraz składzie personalnym i fragmentarycznych charakterystykach wielu marszałków i generałów. Najnowsze oceny wskazują, że dezinformacja, która zapewne docierała do nie podejrzewających zdrady Amerykanów i Brytyjczyków, miała zdecydowanie mniejszy zakres niż pierwotnie sądzono, głównie z powodu groźby dekonspiracji Blake'a oraz paraliżu pracy radzieckiej kwatery głównej w Wunsdorf-Zossen. Podkreśla się także, iż dane wywiadowcze uzyskane w operacji "Gold" wpłynęły na zmniejszenie zachodnich obaw przed niespodziewanym atakiem ze Wschodu, co miało niebagatelne znaczenie w okresie, w którym nie dysponowano jeszcze samolotami U-2 i technologią satelitarną.]. Jednak najbardziej bolesną stratą zadaną przez Blake'a zachodnim służbom było przekazanie fragmentarycznych danych, które w konsekwencji doprowadziły do aresztowania i stracenia ppłk. Piotra Popowa *[Ur. 1923 r., ostatni stopień ppłk. Przebieg służby: oficer GRU - 1945, aresztowany - 1959, uśmiercony 7.01.1960.], pierwszego w historii "zimnej wojny" amerykańskiego "kreta" służącego w GRU. 3 maja 1961 roku, w chwili ogłoszenia wyroku skazującego go na czterdzieści dwa lata więzienia, Blake doznał ataku serca.

Po kilku latach, 22 października 1966 roku, nieoczekiwanie zniknął z więziennej twierdzy w Wormwood Scrubs, by wkrótce pojawić się w Moskwie. Według generała KGB, Olega Kaługina, w celu uwolnienia Blake'a radzieckie służby posłużyły się Irlandczykiem Seanem Bourke, którego także ewakuowano. W 1970 roku za zasługi dla Związku Radzieckiego Blake'owi nadano na Kremlu Order Lenina.

Anonimowe informacje przekazywane przez "Snipera" dotyczyły również obecności radzieckiego "kreta" w MI 5. Według Wrighta:

"(...) Historia »agenta średniej rangi« zaczyna się w 1963 roku. Goleniewski, znany poprzednio jako »Sniper«, zgodził się w końcu na spotkanie z MI 5, żeby wyjaśnić szczegóły oskarżeń, które wysuwał w swoich anonimowych listach z Polski. Przedtem nie chciał się bezpośrednio widzieć z nikim z MI 5 ze względu na to, że nie udało się nam złapać »Lambdy 1« - George'a Blake'a. Ale kiedy Blake znalazł się pod kluczem, doszło do spotkania ze »Sniperem« (...).

Zeznania Goleniewskiego, złożone w listopadzie 1963 roku, wskazywały, że werbunku szpiega dokonał pewien pułkownik z III Zarządu KGB, odpowiedzialnego za kontrwywiad w radzieckich siłach zbrojnych. Miało to miejsce w którymś ze wschodnioeuropejskich krajów komunistycznych w okresie pełnienia przez niego służby w brytyjskiej armii. Według Goleniewskiego agent ten, pracujący od końca lat pięćdziesiątych w sekcji polskiej MI 5, dostarczał KGB ważnych danych na temat operacji podejmowanych przeciwko polskiemu wywiadowi. Śledztwo w tej sprawie wszczęto dopiero dwa lata później, gdyż jak twierdził Wright:

"(...) z powodu przeciążenia kontrwywiadu w końcu 1963 roku i później (...) jego [tzn. Goleniewskiego - przyp. L.P.] zeznania nie zostały sprawdzone w należyty sposób (...)".

Początkowo w gronie podejrzanych znalazło się ośmiu funkcjonariuszy MI 5, ale tylko jeden w pełni odpowiadał charakterystyce Goleniewskiego. Był to Michael Hanley, dyrektor Wydziału "C", nadzorującego bezpieczeństwo i kontrolę personelu wszystkich placówek rządowych. Śledztwo wszczęte przeciwko niemu opatrzono kryptonimem "Harriet". Szczegółowe przesłuchanie oraz długotrwała inwigilacja nie potwierdziły wysuniętych oskarżeń. Wątpliwości wzbudziła natomiast niezwykła precyzja danych, które naprowadziły na trop Hanleya. Ich następstwem było pojawienie się hipotezy, wyrażanej w niektórych kręgach brytyjskich i amerykańskich służb specjalnych, dotyczącej możliwości wykorzystania przez KGB Goleniewskiego jako narzędzia dezinformacji wobec zachodnich wywiadów.

B. Niemcy Zachodnie

Informacje Goleniewskiego były decydujące dla identyfikacji kilku radzieckich agentów działających wewnątrz zachodnioniemieckiego wywiadu, w tym najgroźniejszego "kreta" w historii BND, Heinza Felfe.

Czterdziestotrzyletni Felfe, były esesman, po wojnie półtora roku przebywał w brytyjskiej niewoli, a następnie, utrzymując się z dziennikarstwa, ukończył prawo na Uniwersytecie w Bonn. W listopadzie 1951 roku, dzięki protekcji znajomego z SS, Hansa Clemensa, został przyjęty do "Organizacji Gehlena", będącej nieoficjalną strukturą wywiadowczą Niemiec Zachodnich. To Clemens, który od marca 1950 roku był radzieckim informatorem, a w czerwcu 1951 wstąpił do "OG", dwa miesiące później namówił Felfego do pracy dla Rosjan.

Początkowo zatrudniono go w tzw. Generalnym Przedstawicielstwie "L" w Karlsruhe, jednak już od października 1953 roku jego kariera uległa nagłemu przyspieszeniu. Rozpoczął bowiem pracę w monachijskim "Referacie III F", który zajmował się kontrwywiadem przeciw Związkowi Radzieckiemu. Jednym z ważniejszych zadań, które wykonał, było koordynowanie akcji instalowania mikrofonów w budynkach i telefonach radzieckiej misji handlowej w Bad Honnefe koło Kolonii, tuż przed nawiązaniem oficjalnych stosunków dyplomatycznych w 1955 roku. Wiadomości zebrane dzięki podsłuchom spowodowały, że operację uznano za sukces. W ciągu dekady Felfe - z pomocą KGB, które w celu wzmocnienia jego pozycji poświęciło co najmniej sześciu mniejszej rangi informatorów - stał się najszybciej awansującym oficerem BND. Szczyt kariery osiągnął w latach 1958-1961, zostając radcą stanu oraz kierownikiem macierzystego referatu, a także bliskim współpracownikiem samego Reinharda Gehlena.

Od tej chwili znacznie zintensyfikował działania wywiadowcze podejmowane przeciwko centrali KGB w Karlshorst. Zebrane w pięciu tomach informacje - pochodzące od zwerbowanych przez niego agentów siatki "Diagram", której macki sięgać miały nie tylko Berlina, lecz i samej Moskwy - regularnie trafiały na biurko Adenauera. Według relacji byłego oficera CIA, Thomasa Polgara, stojąc na czele "Referatu III F" Felfe:

"(...) znajdował się w najważniejszym miejscu, z którego mógł informować Rosjan o akcjach podejmowanych przeciw ich operacjom w Niemczech Zachodnich. Dlatego działania naszego kontrwywiadu były całkowicie chybione (...)".

O skali szkód świadczy fakt zdemaskowania przez niego dziewięćdziesięciu czterech informatorów BND działających za "żelazną kurtyną" (w tym czterdziestu sześciu na kierowniczych stanowiskach) oraz przekazanie KGB 15 661 stron dokumentów sfotografowanych na 300 mikrofilmach, 20 szpul taśm magnetofonowych, kluczy do szyfrów, a także kompletnej listy martwych skrzynek i tras kurierskich wykorzystywanych do obsługi agentów *[Według Zollinga i Hohne, Felfe: "(...) od stycznia 1957 roku przesyłał regularnie tajne raporty tygodniowe BND, informujące o aktualnym stanie działalności wywiadu; od 1958 roku raporty miesięczne na temat kontroli radiostacji agentów przeciwnika w Republice Federalnej; od marca 1959 miesięczne raporty kontrwywiadowcze Urzędu Ochrony Konstytucji; od czerwca 1959 r. ukazujące się co cztery tygodnie raporty, dotyczące oceny sytuacyjnej BfV [Bundesamt fur Verfassungsschutz - Federalny Urząd Ochrony Konstytucji, spełniający w RFN funkcję kontrwywiadu krajowego - przyp. L.P.] (...)". Ponadto: "(...) fotografował znajdujące się w kartotekach dokumenty personalne pracowników BND, wykazy rezydentów BND za granicą, zaszyfrowane adresy tajnych współpracowników, uwagi dotyczące osób podejrzanych o działalność szpiegowską, spisy tajnych telefonów BND, wewnętrzne komunikaty (...)".]. Christopher Andrew i Oleg Gordijewski stwierdzili nawet, że:

"(...) Felfe dostarczał swoim mocodawcom kopie niemal każdego ważniejszego dokumentu, który znajdował się w archiwach BND (...)".

Potwierdził to Witalij Korotkow, który od 1955 roku łącznikował Felfego. Według niego zawarte w nich dane dotyczyły zachodnioniemieckich służb specjalnych, Bundeswehry i wybranych operacji wywiadu amerykańskiego. Niektóre, bez podania źródła, trafiały na posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR. Pozycja Felfego, cierpliwie budowana przez podstawionych informatorów, umożliwiła też kompleksową dezinformację BND.

Pierwsze sygnały "Snipera" informujące o rozległej penetracji zachodnioniemieckiej służby wywiadowczej pochodziły z 1960 roku. Wskazywały, że dwóch spośród sześciu funkcjonariuszy zaproszonych w 1956 roku przez CIA do Waszyngtonu pracowało dla Rosjan, a wielu innych oficerów jest szantażowanych *[Zanim doszło do przekazania przez "Snipera" pierwszych informacji naprowadzających na "kreta" w BND, Felfego podejrzewał już o podwójną grę oficer CIA Clare Edward Petty, który przez osiem lat był jednym z funkcjonariuszy amerykańskiej grupy łącznikowej, odpowiedzialnej za utrzymywanie kontaktów z Gehlen Org., a później z BND. Brakowało mu jednak niepodważalnych dowodów, koniecznych do wszczęcia formalnego postępowania. Dostarczył ich dopiero Goleniewski. Z tego m.in. powodu Petty'ego przeniesiono w 1966 roku do tzw. Specjalnej Grupy Śledczej Kontrwywiadu CIA (Special Investigation Group in Counterintelligence CIA - SIG/CI) zajmującej się wykrywaniem "kretów" w szeregach Centralnej Agencji Wywiadowczej.]. Korespondowało to z wcześniejszymi doniesieniami mjr. KGB Piotra Dieriabina, który w 1954 roku po głośnej ucieczce na Zachód zeznał, że Związek Radziecki posiada w "Organizacji Gehlena" dwóch agentów o pseudonimach "Peter" i "Paul".

Jednak prawdziwe polowanie na "krety" mogło się rozpocząć dopiero po ucieczce Goleniewskiego. Prowadzono je z udziałem Amerykanów w ramach operacji "Ujdrowsy". Wówczas niemal natychmiast na liście podejrzanych znalazł się Felfe. Dalszych wskazówek dostarczył zbiegły kilka miesięcy później oficer wschodnioniemieckiego wywiadu Gunter Manel. Ostatecznym dowodem winy stało się odszyfrowanie przeznaczonego dla Felfego radiogramu nadanego przez KGB z NRD 27 października 1961 roku. Dziesięć dni później, 6 listopada, został aresztowany. Wraz z nim zatrzymano Clemensa oraz Erwina Tiebela, adwokata, który pośredniczył w przewożeniu mikrofilmów do NRD. W lipcu 1963 roku Federalny Sąd Najwyższy orzekł wobec Felfego karę czternastu lat ciężkich robót. Wszelako w lutym 1969 wymieniono go na osiemnastu obywateli NRD skazanych za szpiegostwo na rzecz RFN oraz trzech aresztowanych w Moskwie zachodnioniemieckich studentów. Clemens i Tiebel, skazani na osiem oraz trzy lata więzienia, odsiedzieli całość kary.

Szkody w zakresie bezpieczeństwa spowodowane działalnością Felfego udało się zneutralizować dopiero po pięciu latach ciągłych roszad personalnych i przeprowadzeniu głębokiej reorganizacji wywiadu. Nie doprowadziło to jednak do odbudowy zaufania pomiędzy CIA i BND, co znacząco osłabiło pozycję Gehlena. Według Hermanna Zollinga i Heinza Hohne wpływał na to również fakt, iż:

"(...) Działający na Wschodzie aparat wywiadowczy BND bezustannie stopniowo się kurczył. Pomiędzy 1953 i 1956 r. istotne ogniwa sieci w NRD zostały zlikwidowane, a operacje »Organizacji Gehlena« na obszarze przybrzeżnym Morza Bałtyckiego zostały wstrzymane. Resztki, które jeszcze zostały, zdradził Felfe (...)".

Zapewne dlatego założyciel "OG" i pierwszy szef BND poświęcił Felfemu najbardziej gorzki fragment swych wspomnień.

Goleniewski ujawnił też informacje dotyczące powojennych losów niektórych prominentów SS, w tym szefa Gestapo Heinricha Mullera *[szef Urzędu IV (Gestapo) w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherhietshauptamt - RSHA)]. Uczestnicząc od 1948 roku w przesłuchaniach niemieckich zbrodniarzy wojennych, dowiedział się od doradców radzieckich na początku lat pięćdziesiątych, że Rosjanie odnaleźli Mullera i wraz z byłym szefem Gestapo w Gdańsku Jacobem Loellgenem wywieźli do Moskwy. Niektórzy sugerowali nawet, że zwerbowano go tuż po kapitulacji Niemiec *[Wspomniany już mjr Piotr Dieriabin z KGB w memorandum sporządzonym na początku lat siedemdziesiątych także napisał, że w 1952 roku usłyszał od jednego ze swych szefów, że rok wcześniej Mullera przesłuchiwało w Moskwie czterech śledczych. CIA nie potwierdziła zatem podejrzeń byłego szefa Urzędu VI (ds. wywiadu zagranicznego) RSHA, Waltera Schellenberga, który posądzał Mullera o współpracę z Rosjanami już od 1944 roku (możliwej dzięki pośrednictwu radzieckiego radiooperatora Wiktora Sukułowa, "odwróconego" po zdekonspirowaniu tzw. Czerwonej Orkiestry i wykorzystywanego przez Gestapo od grudnia 1942 roku do "dezinformowania" Moskwy w ramach operacji "Funkspiel").]. Jednak CIA w sporządzonym w grudniu 1971 roku czterdziestostronicowym raporcie uznała, że z równym prawdopodobieństwem Muller mógł zginąć podczas oblężenia Berlina w maju 1945 roku *[Na podstawie zeznań trzech niemieckich świadków ustalono, że Mullera widziano po raz ostatni 1 maja 1945 roku, dlatego konkluzja raportu CIA nie była jednoznaczna.].

C. Szwecja

Jednym z najcenniejszych radzieckich informatorów zdekonspirowanych przez Goleniewskiego był pięćdziesięciotrzyletni pułkownik Stig Erie Wennerstrom.

Karierę wojskową w szwedzkich siłach zbrojnych rozpoczął jeszcze w końcu lat dwudziestych. Do wybuchu wojny pełnił między innymi funkcje: oficera ataszatu wojskowego w Rydze, wykładowcy Królewskiej Akademii Morskiej w Sztokholmie oraz adiutanta księcia Gustawa VI Adolfa, z którym - poprzez żonę - łączyły go także więzy rodzinne.

W 1940 roku po raz pierwszy, w stopniu kapitana, objął stanowisko attache lotniczego w Moskwie. Powrócił w marcu 1941, by przez kilka następnych lat służyć w sztabie obrony powietrznej. Na początku 1946 roku skierowano go do Akademii Sił Powietrznych, a dwa lata później ponownie reprezentował Szwecję jako attache lotniczy w ZSRR.

Rozpoczął wówczas współpracę z radzieckim wywiadem wojskowym (GRU), a także - za wiedzą Rosjan - z CIA, dla której wykonywał zadania pomocnicze. W kwietniu 1952 roku został wysłany na kolejne pięć lat jako attache lotniczy do Waszyngtonu.

Ukoronowaniem kariery Wennerstroma był otrzymany w październiku 1957 roku awans na szefa Sekcji Sił Powietrznych Sztabu Dowodzenia przy Ministerstwie Obrony.

Informacje przekazywane Moskwie dotyczyły szerokiego zakresu zagadnień, począwszy od danych na temat szwedzkiego systemu obrony powietrznej, poprzez szczegóły tajnych porozumień z NATO, na planach obrony przed atakiem ZSRR kończąc. Jednak według Witalija Nikolskiego, który od 1960 roku łącznikowa! Wennerstroma:

"(...) Szczególnie cenne były dokumenty dotyczące uzbrojenia rakietowego Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, oferowanego dla wyposażenia szwedzkiej armii (...)".

Wśród nich znajdowały się między innymi specyfikacje najnowszych amerykańskich rakiet przeciwlotniczych CIM-10A "Bomarc" i MIM-23A "Hawk", rewelacyjnych rakiet powietrze-powietrze AIM-4 "Falcon " oraz AIM-9B " Sidewinder ", a także używanych w brytyjskim RAF rakiet "Bloodhound Mk. 1". Wennerstrom przekazał również plany konstrukcyjne, wchodzącego na uzbrojenie szwedzkiego lotnictwa myśliwca J-35A "Draken". Ponadto, jak stwierdził Nikolski:

"(...) Oprócz dokumentów, Stig aktywnie zdobywał informacje operacyjne na tematy bieżące. Na przykład, w czasie kryzysu w rejonie Morza Karaibskiego [tzw. kubańskiego kryzysu rakietowego w październiku 1962 roku - przyp. L.P.] sprzedał bardzo cenne dane o postawieniu amerykańskich sił morskich w stan gotowości bojowej i wypłynięciu grupy atomowych okrętów podwodnych na Północny Atlantyk w celu blokadowania radzieckiej floty (...).

Informacje "Snipera" przekazane latem 1959 roku Centralnej Agencji Wywiadowczej wskazywały na zwerbowanie przez Rosjan wysokiego oficera szwedzkich sił powietrznych w okresie pełnienia funkcji attache lotniczego w Moskwie. Śledztwo wszczęte w tej sprawie przez szefa Centralnego Zarządu Policji (Sakerhetspolizen - SAPO), Otto Danielssona, objęło kilkanaście osób. 10 listopada 1959 roku w willi Wennerstroma, położonej w Djursholm koło Sztokholmu, rutynowo zainstalowano podsłuch telefoniczny.

Jednak najbardziej obciążające dowody zdobyto dzięki niefrasobliwości samego szpiega. Wennerstrom nie tylko bowiem żył znacznie ponad stan. Niekiedy dzwonił też z domowego telefonu do radzieckiej ambasady, a nawet - mimo upomnień oficera prowadzącego - przyjechał przekazać tajne dokumenty bezpośrednio do prywatnej kwatery attache wojskowego.

W październiku 1961 roku, w związku z osiągnięciem wieku emerytalnego, Wennerstroma przeniesiono do rezerwy, powierzając mu jednocześnie pełnienie funkcji doradcy wojskowego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Aresztowano go dopiero 19 czerwca 1963 roku. W trakcie śledztwa załamał się i usiłował popełnić samobójstwo. Dziesięć miesięcy później, 9 kwietnia 1964 roku, skazano go na karę dożywotniego więzienia, którą dwukrotnie z powodu amnestii skracano, w wyniku czego w 1974 roku wyszedł na wolność.

Ówczesna prasa nazwała Wennerstroma "najbardziej niebezpiecznym szpiegiem w historii Szwecji".

D. Izrael

Informacje Goleniewskiego wpłynęły na losy jednego z najbliższych przyjaciół i doradców izraelskiego premiera Davida Ben Guriona. Izrael Beer (dwudziestosześcioletni austriacki emigrant, uczestnik hiszpańskiej wojny domowej) przybył do Palestyny już w 1938 roku i wkrótce zrobił błyskawiczną karierę w konspiracyjnych strukturach Hagany. Przyjaźń Ben Guriona, którego ostrzegł przed próbą aresztowania ze strony Brytyjczyków, zapewniła mu po odzyskaniu niepodległości poważne wpływy w izraelskich siłach zbrojnych.

Od 1945 roku Beer dowodził okręgiem Hagany w Górnej Galilei, a trzy lata później został zastępcą Oddziału Operacyjnego Sztabu Generalnego. Brano go nawet pod uwagę jako kandydata na prestiżowe stanowisko zastępcy szefa sztabu. W 1952 roku na kilka lat wystąpił z armii i próbował, bez powodzenia, realizować swe ambicje polityczne najpierw w lewicowej partii Mapam, a od 1954 roku w centrowej Mapai.

Rok później powrócił do służby w Ministerstwie Obrony i, z polecenia premiera, napisał poufną historię wojny "niepodległościowej". Zdołał też, pełniąc przez krótki czas obowiązki zastępcy szefa wywiadu wojskowego (Aman), nawiązać bliskie stosunki z Reinhardem Gehlenem, który za jego pośrednictwem zamierzał zainicjować współpracę BND z izraelskimi służbami. Według Dana Raviva i Yossi Melmana:

"(...) Niemcy zachodni, pałający chęcią przypodobania się Izraelczykom, zapewnili Beerowi zaskakująco szeroki dostęp do urządzeń wojskowych własnej armii i NATO oraz baz amerykańskich (...). Beer zdobył nawet dla swoich radzieckich przełożonych szczegóły kontraktów dotyczących budowy amerykańskich wyrzutni rakietowych w Europie. Jako produkt uboczny swych szpiegowskich przedsięwzięć dostarczał Sowietom informacje o izraelskich zakupach broni, wizytach izraelskich oficerów w Europie i nastrojach w izraelskim wojsku (...)".

Niektórzy z członków establishmentu zaczęli już wówczas podejrzewać Beera o współpracę z radzieckim wywiadem. Byli wśród nich dyrektor Mossadu, Iser Harel, oraz szef Sztabu Generalnego, Mosze Dajan. Jednak przez dłuższy czas hipotezy te opierały się wyłącznie na luźnych poszlakach.

Pierwszy poważny sygnał pojawił się w 1959 roku, w jednej z przesyłek "Snipera". Wskazywał na istnienie w izraelskim Ministerstwie Obrony szpiega KGB o pseudonimie "Towarzysz Kurt". Shin Beth otrzymał od CIA wystarczającą ilość danych, by wśród podejrzanych na poczesnym miejscu znalazł się Beer.

Kolejny ślad napłynął w 1960 roku ze strony BND. W związku z pobytem Beera na delegacji w RFN zachodnioniemiecki Bundesgrenzschutz odnotował fakt przekroczenia przez niego na kilka godzin granicy z NRD. Beer nie wspomniał o tym w rutynowym sprawozdaniu z podróży.

O jego losie zdecydował jednak pewien amerykański biznesmen, który jesienią 1960 roku w jednej z restauracji w Tel Awiwie przypadkowo rozpoznał w nim swego dawnego oprawcę NKWD z okresu wojny domowej w Hiszpanii.

Wszystkie te fakty spowodowały wszczęcie przez szefa Shin Beth, Amosa Manora, dyskretnej inwigilacji. Na jej efekty czekano do 30 marca 1961 roku. Zarejestrowano wówczas krótkie spotkanie Beera z radzieckim dyplomatą Wiktorem Sokołowem, w czasie którego obaj panowie zamienili się aktówkami. Incydent dyskretnie sfotografowano i nazajutrz dokonano aresztowania.

W śledztwie stwierdzono, że prawdziwy Izrael Beer zginął w Hiszpanii, a w jego rolę wcielił się pochodzący z Wiednia żydowski komunista, który od 1934 roku przebywał w Związku Radzieckim. Po przeszkoleniu wywiadowczym wysłano go jako doradcę NKWD do pełnienia służby w słynących z bezwzględności republikańskich oddziałach bezpieczeństwa. W 1938 roku powrócił do ZSRR i wkrótce pojawił się w Palestynie jako żydowski imigrant Izrael Beer. Nigdy jednak nie udało się ustalić jego prawdziwej tożsamości. Samozwańczego Beera skazano na piętnaście lat więzienia. Zmarł na atak serca w zakładzie karnym Shatta w maju 1968 roku.

E. Stany Zjednoczone

Poza szczegółami gry operacyjnej "Cezary" Goleniewski przekazał CIA wiele informacji dotyczących penetrowania przez Polaków amerykańskich instytucji rządowych. Między innymi zdekonspirował trzech informatorów kontrwywiadu urzędujących w warszawskiej ambasadzie.

Niewątpliwie najważniejszy był trzydziestodziewięcioletni Edward Symans, doświadczony dyplomata, pełniący wówczas funkcję pierwszego sekretarza. Karierę w Departamencie Stanu rozpoczął tuż po wyemigrowaniu z Polski w 1939 roku. Przez kolejne dwie dekady pracował w Berlinie, Moskwie, Władywostoku, Stambule, Ankarze, Ascuncion i Poznaniu. Według pierwszych sygnałów "Snipera" został zwerbowany na placówce w Kujbyszewie podczas oblężenia Moskwy zimą 1941 roku. Do współpracy nakłoniono go po zaaranżowaniu intymnego spotkania z Rosjanką. Sytuację pogarszał fakt, że Symansa wykorzystywano również w zadaniach pomocniczych realizowanych przez CIA. Po przybyciu do Warszawy w marcu 1955 roku KGB przekazało go polskiemu kontrwywiadowi. Drugim źródłem była sekretarka Symansa, Dorota Cwynar.

Mimo iż odrębne śledztwa prowadzone - z użyciem poligrafii - przez FBI, Departament Stanu, a nawet senacką Podkomisję Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie pozwoliły zebrać jednoznacznych dowodów procesowych przeciwko Symansowi, to konsekwencją uprzedniej niefrasobliwości dyplomaty było usunięcie go ze służby. Nie udało się też wytoczyć sprawy Dorocie Cwynar, która - by uniknąć odpowiedzialności - zwróciła się do polskich władz o przyznanie azylu politycznego.

Więcej szczęścia miało FBI w śledztwie dotyczącym kolejnego informatora, drugiego sekretarza ambasady, Irvina Scarbecka. Nie mogąc oprzeć się wdziękom poznanej w grudniu 1960 roku dwudziestodwuletniej Urszuli Marii Discher, został zmuszony przez kontrwywiad do przekazywania poufnych dokumentów Departamentu Stanu. Zdołał wynieść jedynie trzy z nich.

Po aresztowaniu, 13 czerwca 1961 roku, skazano go w Federalnym Sądzie Okręgowym w Waszyngtonie na trzydzieści lat więzienia. Wskutek skrócenia kary wyszedł na wolność w 1966 roku, jednak cztery lata później zginął w wypadku samochodowym, będącym prawdopodobnie wynikiem samobójstwa.

"Sniper" ostrzegł też Amerykanów przed możliwością szantażu pozostałych pracowników ambasady. Dotyczyło to w szczególności szyfranta oraz dziesięciu strzegących gmachu marines, którzy uwikłali się w miłosne przygody z dziewczętami podstawionymi przez kontrwywiad. Wszystkich podejrzanych odesłano do Monachium i rutynowo poddano testom na poligrafie. W rezultacie stwierdzono, że wykryte zaniedbania w zakresie dyscypliny umożliwiały penetrację ambasady przez specjalne ekipy techniczne Departamentu II, poszukujące dokumentów i kluczy do szyfrów. Przy okazji wyszło na jaw, iż żona jednego z pracujących w Warszawie dyplomatów podczas samotnej wycieczki do Moskwy została sfilmowana wraz z "przygodnie poznanym" mężczyzną w niedwuznacznej sytuacji.

W pełni potwierdziły się też doniesienia "Snipera" o istnieniu w ambasadzie rozgałęzionej sieci urządzeń podsłuchowych, z których część umieszczona była w ścianach nośnych, co świadczyło, że zainstalowano je jeszcze w trakcie budowy.

Goleniewski był także pierwszym uciekinierem zza "żelaznej kurtyny", który poinformował CIA o podobnym systemie znajdującym się w dziewięciopiętrowej ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Moskwie. Wiadomość ta została potwierdzona przez zbiegłego w grudniu 1961 roku w Helsinkach majora KGB Anatolija Golicyna. Lustracja pomieszczeń nie przyniosła jednak rezultatów, gdyż informacje o lokalizacji urządzeń podsłuchowych były zbyt ogólne. Dopiero ucieczka kpt. Jurija Nosenki z kontrwywiadu KGB, która miała miejsce pod koniec stycznia 1964 roku w Genewie, umożliwiła odnalezienie po ponad trzech miesiącach 52 mikrofonów, w tym 47 wciąż aktywnych. 19 maja Departament Stanu wydał nawet w tej sprawie specjalne oświadczenie.

Fakt ten spowodował wszczęcie przez Senat własnego dochodzenia, mającego na celu wskazanie źródeł zaniedbań występujących w systemach ochronnych ambasad, co w konsekwencji przyczyniło się do poprawy stanu bezpieczeństwa większości amerykańskich placówek dyplomatycznych położonych w państwach bloku wschodniego.

Jednak największe zaniepokojenie wzbudziła wiadomość o utworzeniu wewnątrz wywiadu zagranicznego KGB tzw. Departamentu "D", przeznaczonego do realizowania kampanii strategicznego dezinformowania potencjalnych przeciwników Związku Radzieckiego. Według byłego oficera CIA Richarda Heuera:

"(...) Goleniewski był pierwszym informatorem CIA, który szczegółowo opisał jego funkcje i znaczenie. Oświadczył, że jednym z celów dezinformacji stosowanej przez KGB była ochrona radzieckich agentów przy pomocy całej gamy środków wykorzystywanych do wprowadzania w błąd zachodnich służb specjalnych. Wśród działań służących podważeniu wiarygodności autentycznych informacji wymienił proceder siania wątpliwości przez źródła nie będące formalnie pod radziecką kontrolą, np. uciekinierów, co skutkowało wzrostem niepewności wobec prawdziwych źródeł informacji (...)".

Dla "uwiarygodnienia" źródeł dezinformacji dopuszczano nawet, jak w przypadku Felfego, możliwość poświęcenia autentycznych informatorów KGB. Zamęt będący wynikiem niemożności ostatecznego zweryfikowania danych i oddzielenia prawdy od kłamstwa miał doprowadzić - w pierwszym etapie - do paraliżu wrogich służb. Nowa strategia, określona na XX Zjeździe KPZR propagandowym mianem "pokojowego współistnienia", pozwalała Chruszczowowi na odstąpienie od planów otwartej konfrontacji militarnej z Zachodem przy ciągłym rozszerzaniu rewolucji na kraje "trzeciego świata". Zwycięstwo miało bowiem przyjść na drodze pokojowej, dzięki stopniowemu wnikaniu - w drugim etapie - radzieckiej agentury w partyjno-polityczne struktury państw zachodnich. Konsekwencją owego procesu miało być ewoluowanie polityki Zachodu w kierunku zbliżenia z ZSRR i doprowadzenie - około 1980 roku - do ostatecznego zwycięstwa komunizmu . Dlatego, według Goleniewskiego, powstanie w styczniu 1959 roku Departamentu "D" było nie tylko ważnym elementem kompleksowej reorganizacji radzieckich struktur bezpieczeństwa podjętej przez nowego przewodniczącego KGB, Aleksandra Szelepina, lecz przede wszystkim stworzeniem zasadniczego instrumentu realizacji nowej strategii Kremla. Jednak szczegóły planu, z wykazem zadań przeznaczonych do wykonania przez różne formacje służb specjalnych, łączności, sił zbrojnych i rządu przedstawił dopiero Golicyn.

Wśród przesłanych do Szwajcarii informacji znalazły się także ostrzeżenia o penetracji CIA. Według "Snipera" wskazywał na to fakt, iż polski wywiad wiedział o planowanej przez Amerykanów próbie werbunku oficera Departamentu I Jana Świtały. Wspomniana operacja, zatwierdzona przez Kontrwywiad CIA w 1959 roku, polegała na wysłaniu przez Bagleya na adres prywatnego mieszkania Polaka w Bernie listu z propozycją podjęcia współpracy. Potwierdzeniem autentyczności oferty było ujawnienie nazwiska miejscowego rezydenta Departamentu I. Świtała nie miał jednak zamiaru zmieniać frontu. Dwa lata później, podczas przesłuchań prowadzonych w Ashford Farm, Goleniewski wyjaśnił, że docierały do niego plotki o radzieckim "krecie" wewnątrz CIA, lecz poza kryptonimem szpiega nie potrafił podać żadnych konkretnych faktów. Dopiero po ucieczce Golicyna uzyskano dodatkowe dane, jednak wszczęte przez szefa Kontrwywiadu CIA, Jamesa Angletona, "polowanie na krety" (poza złamaniem karier kilku oficerom agencji) nie przyniosło żadnych rezultatów.

Wśród podejrzanych o przeciek w sprawie Świtały znalazł się także "Pete" Bagley, awansowany w 1965 roku na zastępcę szefa Wydziału Bloku Radzieckiego. Śledztwo przeciwko niemu oznaczono kryptonimem "Giraffe". Prowadził je od 1966 roku funkcjonariusz Specjalnej Grupy Śledczej (Special Investigation Group - SIG) Clare Edward Petty. W sporządzonym rok później ponad dwustupięćdziesięciostronicowym raporcie ostatecznie stwierdził, że mimo braku dowodów:

"(...) Bagley stanowi obiekt, któremu powinniśmy poświęcić sporo uwagi (...)".

Angleton nie zgodził się z konkluzją Petty'ego, stwierdzając jednoznacznie, że człowiek, z którym od kilku lat blisko współpracował, nie jest radzieckim "kretem". Jednak najmniejszy nawet cień podejrzenia obciążający zastępcę szefa wydziału prowadzącego operacje CIA "za żelazną kurtyną" nie mógł pozostać bez echa. Bagleya wysłano we wrześniu 1967 roku na placówkę do Brukseli, zaś pięć lat później przeszedł na wcześniejszą emeryturę i osiadł na stałe w Belgii.

Odejście wysokiego funkcjonariusza CIA było niczym z prawdziwą bombą, jaka wybuchła za sprawą Goleniewskiego w 1972 roku. W trakcie rozmowy z pewnym oficerem SIS oświadczył on, że widział przed ucieczką dokumenty świadczące o współpracy prezydenckiego doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego, Henry Kissingera, z KGB. Werbunku, przybyłego z Niemiec młodego imigranta, miano dokonać latem 1945 roku, gdy służył w stopniu sierżanta jako kierowca w bawarskiej szkole amerykańskiego wywiadu wojskowego w Oberammergau. Według Goleniewskiego nowemu informatorowi nadano kryptonim "Bór" lub "Pułkownik Bór".

Zaskoczony rozmówca zwrócił się o potwierdzenie informacji do Angletona, ten zaś zlecił zbadanie sprawy Specjalnej Grupie Śledczej Kontrwywiadu. Z uwagi na pozycję Kissingera analizy dokonano nieformalnie, bez nadania jej urzędowego kryptonimu. Konkluzja memorandum SIG z 1972 roku nie była jednoznaczna. Jednak prywatnie Angleton był przekonany o prawdziwości oskarżeń. Szczególnie niepokoił go zwyczaj prowadzenia przez Kissingera rozmów w "cztery oczy" z radzieckim ambasadorem Jurijem Dobryninem. Wiedział też o jego kontaktach z oficerem KGB, Borysem Siedowem, działającym pod przykryciem korespondenta "Nowosti", nawiązanych w końcu lat sześćdziesiątych na Harvardzie. Po wymuszonej dymisji, w grudniu 1974 roku, Angleton powiedział nawet kilku zaprzyjaźnionym dziennikarzom, że jego odejście jest częścią sterowanej przez Kissingera kampanii dyskredytującej CIA.

Złożone jedenaście lat po ucieczce oświadczenie Goleniewskiego zbiegło się w czasie z podjętą przez Rosjan próbą niedopuszczenia do nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Waszyngtonem i Pekinem, co uznawano na Kremlu za przymiarkę do strategicznego okrążenia Związku Radzieckiego.

Według ówczesnych ocen francuskiego wywiadu SDECE oraz chińskiego Tewu dyskredytacja Kissingera była zamierzoną dezinformacją KGB.

Ponad dwadzieścia lat później Oleg Kaługin przyznał w swych wspomnieniach:

"(...) Nigdy nie mieliśmy złudzeń, że uda nam się zwerbować Kissingera, ale był on [poprzez poufny kanał dyplomatyczny utrzymywany z Siedowem, a później z Dobryninem - przyp. L.P.] dla nas źródłem informacji politycznych (...)" *[Także według płk. Walentina Aksilenki oraz mjr. Jurija Szwieca, służących w latach siedemdziesiątych w waszyngtońskiej rezydenturze KGB, Kissinger nigdy nie był radzieckim agentem.].

Sam Kissinger, zapytany w czerwcu 1989 roku, co sądzi na temat dawnych oskarżeń, odparł krótko:

"(...) Goleniewski był szalony. Widziałem swoją teczkę w FBI i nie było tam podobnych spekulacji (...)".

Źródła informacji Goleniewskiego

Poza dziewięćdziesięcioma zdradzonymi przez Goleniewskiego informatorami wywiadu MSW pozostali pracowali na rzecz KGB i GRU. Według Wrighta w trafiających do Berna kolejnych przesyłkach coraz więcej informacji dotyczyło agentów prowadzonych przez Rosjan. Stało się to przyczyną sporządzenia w styczniu 1964 roku specjalnego memorandum CIA, w którym poddano gruntownej analizie źródła informacji Goleniewskiego. Ponieważ w dalszym ciągu pozostaje ono tajne, podjąłem próbę ich usystematyzowania na podstawie dostępnych opracowań.

* * *

Z kilkunastu zdekonspirowanych przez "Snipera" radzieckich szpiegów kilku pracowało wcześniej dla polskich służb. Goleniewski dowiadywał się o nich stopniowo, począwszy od przejścia w czerwcu 1953 roku do warszawskiej centrali kontrwywiadu. Dyrektor Departamentu I MBP, płk Stefan Antosiewicz, ściągnął go wówczas z Gdańska na stanowisko naczelnika Wydziału IX. Według Antosiewicza wydział ten:

"(...) prowadził szeroko rozumianą analizę i konfrontację materiałów uzyskiwanych ze źródeł operacyjnych. Powstał z mojej inicjatywy. Wzorowałem się na przedwojennych doświadczeniach Oddziału II, gdzie taka komórka doskonale się sprawdziła. Liczył zaledwie trzech ludzi (...)".

Kierując nim, Goleniewski zyskał wiedzę o agenturze kontrwywiadu.

Najcenniejszym informatorem był prowadzony przez Wydział II (brytyjski) Departamentu I sekretarz attache morskiego Wielkiej Brytanii, Harry Houghton. Antosiewicz wyjaśnił, że został on zwerbowany przez:

"(...) Tadeusza Diatłowickiego, kadrowego pracownika Departamentu I; przekazał bloki kodów morskich Royal Navy, umożliwiając podsłuchiwanie łączności brytyjskiej marynarki. Zdobycie tych informacji było dla nas [tzn. Departamentu I - przyp. L.P.] wielkim sukcesem. Jednakże, ze względów technicznych, mieliśmy kłopoty z ich praktycznym wykorzystaniem. Materiały przekazaliśmy Rosjanom. Strasznie nam dziękowali. Odwzajemniali się na kierunku niemieckim, gdzie mieli znaczne możliwości. Przed opuszczeniem Polski (...) Houghton poinformował o tym oficera prowadzącego. W pierwszych zamierzeniach planowaliśmy go przekazać Departamentowi VII, odpowiedzialnemu za wywiad zagraniczny MBP. Wiedzieliśmy jednak, iż po powrocie do Anglii miał on podjąć pracę w Instytucie Broni Podwodnej w Portland, zajmującym się zaawansowanymi technologiami militarnymi. Wykorzystanie tych informacji byłoby w polskich warunkach mizerne. Zdecydowaliśmy więc o przekazaniu go wywiadowi radzieckiemu. Do Warszawy przyjechał rosyjski oficer, który miał prowadzić Houghtona w Wielkiej Brytanii. Tam też w roku 1961 został [Houghton - przyp. L.P.] aresztowany przez angielski kontrwywiad (...)".

Antosiewicz nie wspomniał jednak, iż werbunek Houghtona od początku stanowił część wspólnej operacji polskich i radzieckich organów bezpieczeństwa.

Więcej szczegółów tego właśnie wątku wraz z wykazem dokumentów dostarczonych od Houghtona zawiera, wydana w 1998 roku, wspólna praca brytyjskiego historyka wywiadu, Nigela Westa, oraz pracownika Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej, Olega Carewa. Według zawartych w niej informacji ówczesny zastępca ministra Bezpieczeństwa Państwowego, gen. Jewgienij Pitowranow, wydał 6 października 1951 roku dyrektywę nakazującą werbowanie szyfrantów zatrudnionych w brytyjskich i amerykańskich placówkach dyplomatycznych. Celem było uzyskanie dostępu do ksiąg kodowych umożliwiających dekryptaż łączności radiowej. Wśród adresatów rozkazu był także warszawski rezydent MGB, płk Michaił Biezborodow, który od 1950 roku (współpracując z płk. Antosiewiczem) nadzorował działania radzieckich organów bezpieczeństwa prowadzone przeciwko państwom zachodnim na terenie Polski. Jednak w przypadku Houghtona do pierwszego spotkania doszło 19 stycznia 1952 roku z inicjatywy Anglika.

Kilka dni wcześniej wysłał on do Ministerstwa Spraw Zagranicznych anonimowy list zawierający propozycję przekazania cennych informacji. Kontakt miał nastąpić w warszawskim mieszkaniu przy ulicy Gologera 3/4. W trakcie spotkania Houghton oświadczył, że oprócz motywów materialnych kierowały nim także względy ideologiczne, w szczególności zaś niechętny stosunek do polityki brytyjskiego rządu, który - według niego - dążył do przekształcenia Wielkiej Brytanii w amerykańską kolonię. Godząc się na przedłożoną przez Diatłowickiego propozycję stałej współpracy, otrzymał pseudonim "Miron".

Wśród wielu dostarczonych przez Houghtona dokumentów znalazły się między innymi raporty brytyjskiego attache wojskowego na temat szczegółowych ocen polskich sił zbrojnych i Północnej Grupy Wojsk Radzieckich, dane dotyczące struktury brytyjskiego Wydziału Wywiadu Morskiego (Naval Intelligence Division - NID), tajne materiały Admiralicji o składzie i dyslokacji obcych flot oraz produkcji okrętów, okresowe raporty Foreign Office, a także księgi kodów.

O skali współpracy świadczy fakt przekazania przez Houghtona do października 1952 roku ponad 4500 stron dokumentów. Wszystkie fotokopie trafiały również do centrali radzieckiego wywiadu w Moskwie. Umożliwiły one Rosjanom odczytywanie depesz Royal Navy i wskazały na obecność informatorów NID wśród załogi stoczni nr 15 w Murmańsku oraz w jednej z baz okrętów podwodnych Floty Bałtyckiej.

We wrześniu 1952 roku, w związku z planowanym powrotem do Wielkiej Brytanii, Houghton spotkał się w Warszawie ze swoim przyszłym oficerem prowadzącym, Aleksandrem Fieklisowem. Miesiąc później ostatecznie wyjechał z Polski . Do czasu dekonspiracji przez Goleniewskiego przekazał KGB co najmniej kolejne 5500 stron dokumentów, obejmujących tym razem szeroki zakres prac Instytutu Badań Broni Podwodnej, w tym między innymi:

"(...) - Tajne rozkazy Admiralicji dotyczące Królewskiej Marynarki, uzbrojenia i taktyki (...).

        - Raporty z prób przeprowadzonych przez Królewską Marynarkę Wojenną z NIGHTSHIRT, urządzeniem tłumiącym hałas śrub (...).

        - Korespondencję w sprawie CHEATER, urządzenia odchylającego bieg torped akustycznych (...).

        - Tymczasowy podręcznik ASDIC typu 170 - opis akustycznego systemu wykrywania szybkich okrętów podwodnych oraz systemu celowania bombami głębinowymi Mk. 10 o kryptonimie LIMBO (...).

        - Opis hydrolokatorów typu 170 dla okrętów nawodnych (...).

        - Plik dokumentów na temat nowej broni przeciw okrętom podwodnym Super ASDIC typu 184 (...).

        - Sonar typu 2001 przeznaczony dla atomowego okrętu podwodnego »Dreadnought« (...)".

Oprócz Houghtona, którego inwigilacja doprowadziła do zatrzymania Ethel Gee oraz całej siatki "nielegałów", kierowanej przez Mołodyja w Wielkiej Brytanii, Goleniewski wiedział też o przekazaniu kontrwywiadowi przez Rosjan Edwarda Symansa i Doroty Cwynar, choć prawdopodobnie nastąpiło to dopiero po jego awansie na stanowisko wicedyrektora departamentu.

Dostęp do wiedzy o pozostałych źródłach KGB uzyskał dopiero w 1957 roku, po przejściu do wywiadu zagranicznego.

W przypadku George'a Blake'a podstawową wskazówką były trzy dokumenty MI 6 przekazane z Moskwy polskim służbom. Pierwszy obejmował listę dwudziestu sześciu obywateli polskich wytypowanych przez warszawską Stację SIS jako potencjalne cele rekrutacji. Kolejny zawierał wyciąg z dorocznego raportu Sekcji "R6" za 1959 rok, dotyczący polskiej gospodarki. Trzeci zaś był fragmentem wewnętrznego sprawozdania poświęconego najnowszym badaniom i operacjom technicznym brytyjskiego wywiadu. Pozwoliło to SIS zawęzić śledztwo do dziesięciu oficerów, wśród których znalazł się także Blake.

Z kolei za sygnałem o "agencie średniej rangi" w MI 5 stał - według Wrighta - jeden z przełożonych Goleniewskiego w polskim aparacie bezpieczeństwa. Ponadto podczas pobytu w Moskwie w 1959 roku "Sniper" próbował konsultować się w tej sprawie ze swym znajomym z III Zarządu KGB (ds. kontrwywiadu wojskowego), którego poznał jeszcze w czasie pełnienia funkcji zastępcy szefa GZI, jednak nie uzyskał żadnej informacji.

Natomiast wiadomość o wizycie funkcjonariuszy BND w Waszyngtonie, będącą najistotniejszą poszlaką w sprawie Felfego, Goleniewski (jak twierdził) otrzymał w 1960 roku od radzieckiego doradcy, który dwa lata wcześniej uczestniczył w moskiewskiej konferencji szefów służb specjalnych krajów Europy Wschodniej. Podczas obrad w wąskim gronie szef II Zarządu Głównego KGB, gen. Oleg Gribanow, omawiając koordynację planowanej kampanii dezinformacyjnej wobec RFN, miał podzielić się nią z zaufanymi słuchaczami. W tym czasie Goleniewski, jako naczelnik Wydziału VI Departamentu I, zajmował się między innymi zewnętrzną koordynacją działań dotyczących wywiadu naukowo-technicznego, co tłumaczyłoby jego kontakty z Rosjanami. Dekonspiracja Felfego doprowadziła BND na ślad Clemensa i Tiebela.

Brak jest jednak w dotychczasowych opracowaniach danych wskazujących analogiczne źródła informacji w odniesieniu do Beera oraz jedynego, wydanego przez "Snipera", agenta GRU, Wennerstroma, choć żadne z nich nie kwestionuje roli Goleniewskiego jako podstawowego źródła ich dekonspiracji. Być może zatem uzyskano je w drodze oficjalnej wymiany dokumentów między wywiadem MSW i KGB. W 1960 roku otrzymano w ten sposób z Moskwy 417 informacji. Wszelako według "Pete'a" Bagleya indywidualny dostęp do tak wielu cennych, często newralgicznych tajemnic "siostrzanej" służby wynikał z faktu, że Goleniewski był szczególnie zaufanym człowiekiem Rosjan, pełniąc funkcję informatora KGB wewnątrz polskiego MSW.

Tego samego zdania jest były szef Zarządu Kontrwywiadu UOP, płk Konstanty Miodowicz. Jednak stałoby to w sprzeczności ze standardową metodologią działań wywiadu, polegającą na zdobywaniu informacji od przeciwnika przy jednoczesnym niedopuszczeniu do "przecieków" z własnych służb. Przekazywanie radzieckiemu wywiadowi informacji dotyczących działań polskich służb teoretycznie nie powinno bowiem upoważniać Goleniewskiego do dostępu do tajemnic KGB. Według Miodowicza udostępnienie "Sniperowi" przez Rosjan wspomnianych informacji było podyktowane potrzebą działań "(...) osłonowych (...)" i "(...) ochronnych (...)", realizowanych wobec co najmniej niektórych z wymienionych agentów *[Według Miodowicza, Goleniewski: "(...) udzielił Amerykanom naprowadzeń na George'a Blake'a, jednego z najbardziej spektakularnych agentów KGB w wywiadzie brytyjskim. Goleniewski dysponował tą informacją m.in. dlatego, iż sam był agentem KGB w strukturach polskiej SB i z polecenia Rosjan miał realizować działania osłonowe i ochronne wobec Blake'a.]. Nie wyjaśnia on jednak, na czym działania te miałyby polegać i jaką konkretnie funkcję miał w nich pełnić Goleniewski. Dlatego nie dziwi fakt, że w niektórych wpływowych kręgach amerykańskich i brytyjskich służb specjalnych poważnie rozważano hipotezę, wedle której Goleniewski, działając za zgodą lub wiedzą swoich rosyjskich przyjaciół, byłby świadomym albo nieświadomym kanałem dezinformacji wobec zachodnich służb wywiadowczych.

Kontrowersje wokół wiarygodności Goleniewskiego

Przesłuchania Goleniewskiego w Ashford Farm trwały do 1964 roku. Poza CIA i FBI niejednokrotnie brali w nich udział przedstawiciele brytyjskich służb specjalnych.

Jesienią 1963 roku doszło do serii spotkań z oficerami MI 5 na temat radzieckiej penetracji angielskiego kontrwywiadu. Jak stwierdził uczestniczący w nich Peter Wright:

"(...) w czasie naszych rozmów z Goleniewskim CIA zaczęła go podejrzewać o poważne zaburzenia umysłowe. Zaczął miewać przywidzenia, że jest potomkiem cara. Mimo to jego informacje wywiadowcze nadal były nadzwyczaj dokładne (...).

Zachowujący anonimowość oficer SIS (cytowany w pracy Williama Clarke'a) twierdził, że Goleniewski był:

"(...) dokładny, błyskotliwy i szczególnie owocny w odniesieniu do spraw aktualnych i konfliktu między Wschodem a Zachodem, natomiast kwestia Romanowów zawsze się pojawiała pod koniec długich dyskusji (...)".

Według Clarke'a, który powoływał się na konkluzje prywatnych rozmów z pracownikami amerykańskiego wywiadu, zachowanie Goleniewskiego można wytłumaczyć tym, iż po wielu miesiącach przesłuchań:

"(...) musiał wyczuć, że wartość jego doniesień zaczyna spadać, postanowił więc dostarczyć nowych rewelacji. Nie były to jednak informacje atrakcyjne dla agencji wywiadowczej w okresie największego nasilenia zimnej wojny, czego CIA nie omieszkała zakomunikować Goleniewskiemu, była ona bowiem bardziej zainteresowana obecnym reżimem rządzącym Rosją niż poprzednim (...)".

Sugerował on także, że:

"(...) uzurpacje Goleniewskiego miały podłoże finansowe (...)",

do czego zresztą przyznawał się sam zainteresowany *[Faktem jest, że Goleniewski dysponował szczegółową listą banków i kont, które deponowały znaczną część aktywów rodziny carskiej w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Francji i Niemczech. Jednak szczegółowe badania Clarke'a pozwoliły mu w konkluzji na stwierdzenie, że prawdziwym źródłem informacji Goleniewskiego nie był, jak podawał, testament rzekomo uratowanego cara Mikołaja II, lecz potężna Biblioteka Publiczna Nowego Jorku oraz bogate archiwum "New York Times'a", w których -jak ustalono - przeglądał mikrofilmy i czytał prace głównie na ten temat.]. Prawdopodobnie wypłacana mu przez CIA renta w wysokości 500 dolarów miesięcznie nie zaspokajała jego materialnych aspiracji.

W styczniu 1964 roku Goleniewski zdecydował się na upublicznienie swych pretensji, zwracając się do hamburskiego sądu z następującym oświadczeniem:

"Moja matka, Aleksandra Fiodorowna Romanowa, z domu Alice Hessen-Darmstadt, zmarła w 1924 roku w Warszawie (Polska). Ojciec mój, imperator Rosji, Mikołaj II (Mikołaj Aleksandrowicz Romanow) zmarł w 1952 roku w mieście Poznań (Polska). Proszę sąd o potwierdzenie moich prawdo dziedziczenia po moich nieżyjących rodzicach.

Z wysokim szacunkiem

Aleksy M. Romanow" *[Zwraca uwagę - nader rzadko stosowania przez Rosjan - praktyka składania podpisu z użyciem pierwszej litery "otczestwa".].

Sąd oddalił powództwo z braku dowodów.

Jednak mimo przegranej Goleniewski nie zrezygnował z roszczeń.

Kilka tygodni później, po złożeniu oficjalnego wniosku o nadanie mu amerykańskiego obywatelstwa, pojawiły się w prasie pierwsze od momentu ucieczki artykuły na temat kontrowersyjnego uciekiniera. Jak zanotował Clarke:

"(...) Latem (...) trwała już w najlepsze publiczna kampania na rzecz jego carskiej przeszłości. 10 sierpnia Goleniewski udzielił wywiadu w programie radiowym WOR Barry Farbera na temat swojej prawdziwej tożsamości, a tydzień później udzielił wywiadu dla pisma »Union-Leader« z Manchesteru (stan New Hampshire), opublikowanego pod tytułem »Aleksy opowiada historię swego uratowania«. Były to pierwsze z wielu dużych artykułów prasowych, ukoronowanych szczegółowym opowiadaniem zajmującym całą stronę w »New York Journal-American« (...)".

Według Davida Wise'a, wykorzystując rozgłos:

"(...) Goleniewski zaczął pisać listy otwarte do ówczesnego dyrektora CIA, wiceadmirała Williama F. Raborna, i jego zastępcy do spraw operacyjnych, Richarda M. Helmsa, które pojawiły się drukiem w postaci płatnej reklamy w »Washington Daily News« (...)".

30 września 1964 roku, występując jako Aleksy Nikołajewicz Romanow, poślubił w nowojorskiej katedrze prawosławnej Irmgard Kampf. Uroczystość, celebrowana przez ojca Gieorgija Grabbe, zgromadziła kilkuset gości. Tymczasem, jak zauważył Clarke:

"(...) Funkcjonariusze zachodnich służb wywiadowczych (...) dziwili się, w jaki sposób dobrze zbudowany, mniej więcej czterdziestoletni mężczyzna (...) może podawać się za Aleksego, który urodził się w 1904 roku (...)" *[Goleniewski nie posiadał też, tak charakterystycznych dla Aleksego, odstających uszu ani nie chorował na hemofilię, która stała się główną przyczyną sprowadzenia na carski dwór niepiśmiennego mistyka i szarlatana Grigorija Rasputina. Jednak dopiero w końcu lat osiemdziesiątych zaistniała możliwość przeprowadzenia w Wielkiej Brytanii badań porównawczych DNA szczątków Romanowych odnalezionych w Jekaterynburgu, co ostatecznie wykluczyło istnienie jakichkolwiek więzów pokrewieństwa z Goleniewskim. ].

Z obawy przed publiczną kompromitacją Goleniewskiego i utratą dobrego imienia agencji dyrektor CIA odmówił nawet zgody na rutynowe przesłuchanie Polaka przed senacką Podkomisją Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Według Wrighta coraz więcej oficerów amerykańskiego wywiadu uważało, że jego dziwaczne zachowanie nie było bynajmniej dziełem przypadku:

"(...) Angleton i Helms mieli podejrzenia, że na krótko przed swoim wyjazdem na Zachód Goleniewski znowu znalazł się pod kontrolą Rosjan. (...) Kiedy na początku lat sześćdziesiątych zalała nas powódź agentów przechodzących na naszą stronę *[W latach 1961-1964 zdezerterowało do krajów zachodnich czterech ważnych funkcjonariuszy KGB i GRU: por. Bohdan Staszinski z KGB w sierpniu 1961, mjr Anatolij Golicyn z KGB w grudniu 1961, por. Kaarlo Tuomi (poch. fińskiego) z GRU w czerwcu 1963 oraz kpt. Jurij Nosenko z KGB w styczniu 1964. Ponadto kilku innych podjęło tajną współpracę z zachodnimi służbami w charakterze podwójnych agentów.], nie mogliśmy się uwolnić od obsesyjnego przypuszczenia, że mogą być oni po prostu nasłani, by wprowadzić w błąd zachodni kontrwywiad. (...) Używając określenia Angletona, znajdowaliśmy się w »dżungli luster«, gdzie donosiciele są fałszywi, kłamstwo prawdą, a prawda kłamstwem, gdzie odbite obrazy oślepiają i dezorientują (...)".

W przypadku Goleniewskiego niepokój budziły zwłaszcza sygnały o "agencie średniej rangi" w MI 5. Wright był zdania, że:

"(...) namiary (...) na »Harriet« były tak precyzyjne, że najprawdopodobniej KGB celowo podrzuciło obciążające informacje w celu skompromitowania Hanleya (...)".

Jeszcze więcej zamieszania wywołało oskarżenie Kissingera o współpracę z KGB.

Kontrowersje dotyczące roli Goleniewskiego w zimno wojennej batalii wywiadów trwały jeszcze przez wiele lat. Jednak nawet Angleton nie zakwestionował wiarygodności danych dostarczonych przez "Snipera" w okresie pierwszych dwóch lat współpracy z CIA, ani prawdziwości ponad trzystu dokumentów przeszmuglowanych po jego ucieczce na Zachód. Natomiast Wright bardziej przychylał się do tezy, w myśl której był on tylko nieświadomym narzędziem dezinformacji.

Pełnej zgody nie ma w tej sprawie nawet wśród byłych oficerów polskiego wywiadu, choć większość z nich uważa Goleniewskiego za zdrajcę. Twierdził tak na przykład płk Henryk Wendrowski, który (w przeciwieństwie do Amerykanów) odmiennie interpretuje przyczyny oryginalności jego zachowania po ucieczce:

"(...) Moim zdaniem Goleniewski był wariatem. Ale nie aż tak wielkim, żeby się od razu można było na nim poznać. Do dziś nie mogę zrozumieć, w jaki sposób udało mu się podejść tak doświadczonego oficera, jak pułkownik Witold Sienkiewicz, który go przecież awansował. (...) Sypnął wiele ważnych spraw dotyczących naszych działań na terenie Niemiec, Wielkiej Brytanii i Izraela. Aby zneutralizować szkody wynikłe z tej ucieczki, wymyślono wiele historyjek na jego temat i »sprzedano« je na Zachód (...). Ź naszych informacji wynikało, że Amerykanie »kupili« dezinformacje. Pomógł w tym sam uciekinier, zgłaszając pretensje do tronu rosyjskiego. Ale nawet jeśli nie »kupili«, to i tak było sporo zamieszania i wywiad Stanów Zjednoczonych do końca nie miał pewności, co jest naprawdę grane. Osobiście poznałem wielu pracowników CIA, którzy uważali, że w wypadku Goleniewskiego mają do czynienia z oczywistą dezinformacją naszych służb (...)".

Tezę Wendrowskiego potwierdza relacja byłego oficera Departamentu I, płk. Marcelego Wieczorka. Według niego jednym z najważniejszych rozkazów, jakie otrzymał podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, było zebranie wszelkich możliwych danych dotyczących dalszych losów Goleniewskiego. Polecenie nakazywało:

"(...) ustalić, co i gdzie robił po dezercji. Co i komu przekazał. Jaki tryb życia prowadzi. Jak jest chroniony (...)".

Wspomnianą procedurę stosowano powszechnie wobec większości dezerterów z tajnych służb.

Także płk Henryk Bosak przyznał, że:

"(...) przez wiele lat na Michała Goleniewskiego, jako zdrajcę, wydział służb specjalnych Departamentu I prowadził rozpracowanie (...)" *[W wydanej w 1992 roku pierwszej części wspomnień płk Bosak wyraża opinię, że: "(...) po ucieczce Goleniewskiego otoczenie Gomułki uważało (...), że wywiad jest przeżarty zachodnim liberalizmem ].

Przeciwnego zdania był natomiast płk Witold Sienkiewicz, który w rozmowie z Henrykiem Piecuchem stwierdził:

"(...) sprawa Goleniewskiego miała być specjalną kombinacją operacyjną, przeprowadzaną przez wywiad MSW wspólnie z wywiadem Związku Radzieckiego. Czy Goleniewski był wariatem, jak tego chce mój przyjaciel Henryk Wendrowski? Myślę, że nie był większym wariatem niż my wszyscy. Czy był współpracownikiem CIA, a myśmy o tym nie wiedzieli? Był współpracownikiem, ale myśmy o tym wiedzieli. Bo sam nam o tym powiedział (...). Rozmawiałem z nim osobiście na ten temat. Dopiero później się dowiedziałem, że od towarzyszy radzieckich otrzymał radę, aby szukał kontaktów z CIA (...). Następnym krokiem miała być dezercja (...) i odegranie spektaklu z dochodzeniem praw do tronu rosyjskiego. Szykowano nawet jakąś damę, która miała mu w tych staraniach pomagać. Dezercja była powtórzeniem manewru wykonanego wcześniej przez Józefa Światłę *[Jeśli tę, niepotwierdzoną przez inne źródła, relację uznać za wiarygodną, oznaczałaby to, że radzieckie kierownictwo, ukształtowane po śmierci Stalina, celowo posłużyło się Światłą w celu wymiany ówczesnych polskich elit komunistycznych, powszechnie utożsamianych z polityką prowadzoną przez zmarłego dyktatora. Z cytowaną tezą koresponduje opinia Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który we wstępie do książki Błażyńskiego zauważył, że: "(...) Po śmierci Stalina blok państw satelickich stanowił w dalszym ciągu monolit kierowany centralnie z Moskwy. W praktyce oznaczało to, że satelici nie czekając na rozkazy z Kremla kopiowali u siebie pośpiesznie każdą zmianę polityki ZSRR. Niemcy Wschodnie były pierwszym państwem satelickim, które zaczęło ustawiać żagle pod nowe wiatry wiejące z Moskwy. (...) Za przykładem Berlina poszły Węgry, a następnie Rumunia, Bułgaria, Albania, Czechosłowacja. PRL pod rządami Bieruta pozostawała w tyle poza innymi albo pozorowała zmiany. Podczas gdy gdzie indziej nastąpiło zelżenie terroru, w Polsce w maju 1953, a więc w dwa miesiące po śmierci Stalina stracono 19 oficerów skazanych w związku ze sprawą Tatara. Gdy w Niemczech Wschodnich reżim doprowadził do poprawy stosunków z Kościołem luterańskim, w Polsce Bieruta doszło do (...) procesu bpa Kaczmarka i aresztowania prymasa Wyszyńskiego. Gdy na Węgrzech premier Imre Nagy pozwolił chłopom opuszczać kołchozy, a w Niemczech Wschodnich liczba ich spadła o jedną czwartą, w Polsce (...) mówiło się o potrojeniu spółdzielni produkcyjnych do roku 1960. Stało się jasne, że Bierut usiłuje kontynuować stalinizm, gra na zwłokę (...)". W takiej sytuacji manewr realizowany przez radziecki aparat bezpieczeństwa za pośrednictwem Światły byłby dla Chruszczowa bardzo pożądany. Warto przy tym zwrócić uwagę na wypowiedź byłego wiceministra spraw wewnętrznych gen. Franciszka Szlachcica, nadzorującego w latach 1967-1970 wywiad MSW, który w wywiadzie-rzece stwierdził m.in.: "(...) Słyszałem, że za przywiezienie Światły do Polski [za pośrednictwem Departamentu I MSW - przyp. L.P.] oferowano 100 000 dolarów. Sprawa była na dobrej drodze, lecz wywiad radziecki odradził. Wszak był on ich agentem i mieli z nim swoje porachunki (...)". O ile jednak koszt operacji Światły - mającego dostęp głównie do tajemnic z góry skazanego na odejście polskiego establishmentu - był niewielki, o tyle Goleniewski dysponował wiedzą o agentach, którzy w przyszłości posiadali realne perspektywy objęcia najwyższych stanowisk w zachodnich służbach specjalnych.]. Miałem nieco inne zdanie na ten temat. Uważałem, że nie należy powtarzać tego typu operacji, w dodatku nie w pełni udanej, w tak krótkim czasie. Poza tym, cała gra w Romanowów była bardzo prostacka (...). Niestety, nie wiem, jak dalej rozwijała się ta sprawa, albowiem zostałem zwolniony z resortu. Goleniewski zdezerterował, w kuluarach było dużo szumu informacyjnego na ten temat. Czy jednak osiągnięto zakładane cele operacyjne, trudno powiedzieć (...)".

Wspomniana wypowiedź, pochodząca z 1987 roku, jest sprzeczna z zeznaniami Sienkiewicza złożonymi dwadzieścia sześć lat wcześniej w Prokuraturze Wojsk Wewnętrznych i Sądzie Warszawskiego Okręgu Wojskowego. To on, zawiadamiając o dezercji Goleniewskiego, zainicjował de facto postępowanie karne, a podczas rozprawy sądowej wielokrotnie podkreślał, że na odcinku wywiadu naukowo-technicznego:

"(...) musimy (...) zaczynać wszystko od nowa (...)",

przyczyniając się walnie do orzeczenia najwyższego wymiaru kary. Tymczasem spośród jedenastu oficerów polskich służb zbiegłych na Zachód w latach 1956-1964 postępowanie karne wszczęto jedynie w stosunku do trzech. Zatem, zgodnie z obowiązującą praktyką, ukrycie ewentualnej podwójnej gry Goleniewskiego wcale nie wymagało angażowania w sprawę organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości.

Jednakże koronnym argumentem bona fide *[bona fide (łac.) dobra wiara] Goleniewskiego jest fragment sprawozdania dotyczącego działalności wywiadu zagranicznego, sporządzonego w styczniu 1962 roku przez nowego dyrektora Departamentu I MSW, płk. Henryka Sokolaka, dla ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych Mieczysława Moczara. Stwierdzono w nim jednoznacznie:

"(...) Od końca 1960 roku do sierpnia 1961 nastąpiło całkowite zahamowanie pracy wywiadowczej na skutek zdrad Mroza i Goleniewskiego. W okresie tym Departament I nie prowadził aktywnej działalności wywiadowczej, a zajmował się analizowaniem kadry operacyjnej, weryfikacją sieci agenturalnej i dokonywaniem zmian organizacyjnych.

W rezultacie powyższego, zaostrzona sytuacja polityczna w związku z problemem Berlina i Niemiec, zastała Departament wywiadowczy w trakcie przestawiania pracy, nieprzygotowany do działania w warunkach konfliktowych (...)".

Płk Sokolak podkreślił również, iż w następstwie zdrady Goleniewskiego:

"(...) prawie połowę agentury wyeliminowano (...)"

oraz

"(...) dokonano ponownej reorganizacji Departamentu I. Przeprowadzono weryfikację kadry, zwalniając 73 pracowników, w tym około 30 ze szczebla kierowniczego oraz wprowadzono nową strukturę (...)".

Wśród zwolnionych znalazł się długoletni szef wywiadu, wspomniany płk Witold Sienkiewicz. Ponadto do połowy maja 1961 roku wymieniono sześciu z dwunastu dotychczasowych naczelników wydziałów *[Byli to naczelnicy: Wydziału I - Leszek Szmidt, Wydziału II - Stanisław Jastrzębski, Wydziału III - Tadeusz Szadkowski, Wydziału IV - Kazimierz Olech, Wydziału VII - Marek Fink oraz Wydziału IX - Henryk Wendrowski.].

Jeśli zatem dezercja Goleniewskiego byłaby elementem sterowanej z Moskwy w tajemnicy przed sojusznikami radzieckiej kampanii dezinformacji, to dla podbudowania jego wiarygodności oprócz części własnych agentów KGB musiałoby poświęcić znaczące aktywa polskiego MSW.

Tymczasem już sama dekonspiracja Blake'a była dla Rosjan niezwykle dotkliwą stratą. Według gen. Siergieja Kondraszowa mimo przekazania przez "Diomida" raportów dotyczących brytyjsko-amerykańskich operacji podsłuchu radzieckiej łączności w Wiedniu i Berlinie, początkowo:

"(...) tylko trzech ludzi w I Zarządzie Głównym [wywiadzie zagranicznym KGB - przyp. L.P.] wiedziała o jego istnieniu. Szef Zarządu, rozumiejąc, że informacje Blake'a dotyczą kompetencji, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo linii łączności VIII Zarządu Głównego KGB, zaprosił jego szefa do swego gabinetu i zapoznał z kopią raportu. Naturalnie, nie zdradził tożsamości źródła. Natomiast wewnątrz I Zarządu Głównego wszyscy szefowie departamentów 9 kwietnia 1954 roku otrzymali wytyczne Arsenija Wasiljewicza Tiszkowa, zastępcy szefa Zarządu ds. operacyjno-technicznych, w sprawie informacji ze źródeł agenturalnych o operacji podsłuchu łączności. (...) Według wytycznych Tiszkowa nikt nie mógł przeciwdziałać operacji podsłuchu łączności [radzieckich linii kablowych - przyp. L.P.] bez jego zgody. O ile wiadomo Kondraszowowi, Tiszkow odrzucał wszelkie propozycje zawierające nawet najmniejsze ryzyko dekonspiracji Blake'a.

(...)

Jeśli chodzi o berlińskie kable i operację »Gold«, to Kondraszow jest absolutnie pewien, że nie wykorzystywano ich dla dezinformacji. Wymagałoby to udziału wielu ludzi i zagrażałoby bezpieczeństwu Blake'a. (...) W rezultacie ani jeden człowiek w Niemczech nie był poinformowany o tunelu, nawet Jewgienij Pietrowicz Pitowranow, szef KGB w Karlshorst [siedzibie kwatery głównej KGB w NRD - przyp. L.P.], przynajmniej do czasu, gdy Blake pracował w Londynie, to jest do 1955 roku (...)".

Nawet jeśli później Rosjanie zdecydowali się na bardziej śmiałe operacje dezinformacyjne, o czym, niestety, Kondraszow nie wspomina, to jednakowoż nie ulega wątpliwości, że dla ochrony Blake'a poświęcili przez pierwsze miesiące operacji "Gold" ważne tajemnice Grupy Wojsk Radzieckich w NRD.

Ponadto, nawet niechętny Goleniewskiemu Wright przyznał:

"(...) aż do końca 1965 roku wszystkie nasze akcje, prowadzone przez dwadzieścia lat, nosiły ślady »lepkich palców« Rosjan. (...) Od roku 1966 do co najmniej 1976 [momentu odejścia Wrighta na emeryturę - przyp. L.P.] nie mieliśmy dowodów rosyjskiej ingerencji (...)".

Zatem spisanie na straty Blake'a w sytuacji, gdy wewnątrz MI 6 nie było już najwyraźniej innych radzieckich "kretów" groziło utratą zdolności monitorowania wszelkich operacji brytyjskiego wywiadu.

Podobne konsekwencje, mimo faktu, iż BND była penetrowana znacznie dłużej niż SIS, miałoby dla Rosjan poświęcenie Felfego, który - obok działającego w latach osiemdziesiątych w Urzędzie Ochrony Konstytucji (Bundesamt fur Verfassungsschutz - BfV) Klausa Kurona, powszechnie uważany jest za najgroźniejszego szpiega bloku wschodniego w dziejach zachodnioniemieckich służb specjalnych.

Także pozycja pozostałych informatorów oraz nader niewygodne dla Moskwy sygnały o agenturalnych powiązaniach szefa Gestapo z radzieckimi organami bezpieczeństwa potwierdzają tezę Chapmana Pinchera, według której informacje Goleniewskiego zawierały:

"(...) daleko więcej tajemnic niż wywiad bloku radzieckiego gotów był poświęcić dla uwiarygodnienia podstawionego przez siebie uciekiniera (...)".

Jednocześnie efekty udziału Goleniewskiego w ewentualnej kampanii dezinformacyjnej były nadzwyczaj mizerne. Mimo prób Rosjanie nie byli w stanie zapobiec ociepleniu stosunków amerykańsko-chińskich ani docelowo sparaliżować działań wrogich służb. Stan chaosu i dezorientacji wywołany wewnętrznym "polowaniem na krety" okazał się zjawiskiem przejściowym, z którego zachodnie wywiady wyszły wzmocnione. Przeprowadzono bowiem żmudne dochodzenia, zmodyfikowano procedury bezpieczeństwa, a także dokonano wielu reorganizacji, wyrzucając przy okazji oficerów podejrzewanych o współpracę z KGB. W konsekwencji od lat siedemdziesiątych CIA i SIS zaczęły działać znacznie bardziej ofensywnie.

* * *

Rok po ucieczce Goleniewskiego do jednej z placówek FBI w Nowym Jorku zgłosił się oficer GRU z ofertą współpracy. Nadano mu kryptonim "Top Hat" *[Według Allasona "Top Hat": "(...) Zrobił to po śmierci swojego syna, którego (...) mogłaby uratować operacja w Ameryce, na którą jednak nie otrzymał pozwolenia (...)".]. W latach osiemdziesiątych wyszło na jaw, że niektórzy oficerowie CIA, w tym Helms i Angleton, uważali go za podstawionego agenta. To, w jak wielkim byli błędzie, dowiedzione zostało 15 marca 1988 roku, gdy wykonano wyrok śmierci na Dmitriju Fiodorowiczu Poljakowie. Fakt, że egzekucja Poljakowa, którego dyrektor CIA James Woolsey nazwał w 1994 roku:

"(...) klejnotem w koronie CIA (...)" *[Wielu ekspertów określa Poljakowa za najważniejszego amerykańskiego agenta w dziejach "zimnej wojny".],

ostatecznie ucięła spory o bona fide "Top Hata", świadczy o tym, jak brutalnie prawda historyczna traktuje niekiedy swych bohaterów. Goleniewski miał szczęście nie dowodzić w ten sposób szczerości własnych motywów.

* * *

18 kwietnia 1961 roku Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego skazał ppłk. Michała Goleniewskiego na karę śmierci. Istnieją poszlaki, że wyrok próbowano wykonać *[W swych wspomnieniach gen. Franciszek Szlachcic napisał: "(...) W 1969 roku oficer naszego wywiadu trafił w USA i Brazylii na ślad »carewicza« Goleniewskiego. Nie udało się jednak do niego dotrzeć. Ze wstępnych informacji wynikało, że wywiad USA ma rozbudowany i mocno utajniony ośrodek, w którym są zatrudnieni szpiedzy i renegaci. Nadal zajmują się działalnością szpiegowską przeciw krajom socjalistycznym. Na etacie tego ośrodka był także Józef Światło (...)". Słowa Szlachcica mogłyby sugerować, że ówczesne kierownictwo MSW dążyło do wykonania wydanego przez sąd wyroku. Podobne opinie prezentował ppłk Kochański. Według płk. Wieczorka, który na polecenie przełożonych z Departamentu I miał zebrać wszelkie dane na temat pobytu Goleniewskiego w Stanach Zjednoczonych, był on pilnowany przez ponad dziesięć osób oraz specjalne urządzenia techniczne.].

W 1988 roku, po śmierci Poljakowa, kontrowersyjny polski uciekinier otrzymał amerykański medal za zasługi w pracy dla rządu, a Centralna Agencja Wywiadowcza oświadczyła, że:

"(...) Jego dokonania dla Stanów Zjednoczonych zostały ocenione jako naprawdę istotne (...). Współpracował z rządem w sposób wyjątkowy i w okolicznościach, które wymagały od niego podjęcia ogromnego ryzyka (...)".

Zmarł 2 lipca 1993 roku w nowojorskim szpitalu Lenox. W pośmiertnym wspomnieniu żona Irmgard i córka Tati stwierdziły, że podstawowym motywem współpracy z Amerykanami była dla niego:

"(...) chęć przeciwstawienia się komunistycznemu złu (...)".

Według płk. Henryka Bosaka dezercja Goleniewskiego była dla polskiego wywiadu:

"(...) najbardziej dotkliwą zdradą w ciągu czterdziestu pięciu lat PRL (...)".

 

 

* Leszek Pawlikowicz "TAJNY FRONT ZIMNEJ WOJNY. Uciekinierzy z polskich służb specjalnych 1956-1964", 2004 r.





Większa dawka top secret