Gazeta Wyborcza - 2010-08-09

 

Artur Domosławski

Sekrety kościelnej monarchii

 

Do opinii publicznej na świecie dociera coraz więcej świadectw, że Jan Paweł II nie reagował na informacje o przestępstwach pedofilskich w Kościele.

 

Skandale pedofilskie wstrząsają Kościołem katolickim od blisko dekady. Stany Zjednoczone, Kanada, Australia, Irlandia, Austria, Niemcy... Relacje o nadużyciach seksualnych duchownych są nieraz wstrząsające - takoż długoletnie milczenie Kościoła, a w niektórych przypadkach tuszowanie przestępstw. Tak, przestępstw. Relacje seksualne księdza z inną dorosłą osobą spoza hierarchii to kwestia sumienia. Relacje z osobą dorosłą, która w tejże hierarchii znajduje się niżej, są nadużyciem władzy. Relacje z osobą nieletnią - przestępstwem.

Informacje o nadużyciach seksualnych w Kościele napływały do Watykanu od wielu lat - także gdy papieżem był Jan Paweł II. Jednak z obawy - jak wolno przypuszczać - że sprawa wyjdzie na jaw i zaszkodzi Kościołowi, papież prawdopodobnie nie tylko nie robił nic, by nadużycia osądzić i napiętnować, ale - co nie budzi wątpliwości - faworyzował człowieka, który jest dzisiaj negatywnym symbolem nadużyć. Mowa o meksykańskim księdzu Marcialu Macielu, urodzonym w 1920 r. założycielu arcykonserwatywnego zgromadzenia zakonnego Legion Chrystusa. Legion, podobnie jak Opus Dei, cieszył się specjalnymi względami Jana Pawła II.

Maciel był pedofilem, biseksualnym bigamistą (miał dzieci z kilkoma kobietami, którym przedstawiał się a to jako detektyw, a to agent CIA, a to broker naftowy) i oszustem, obdarzonym jednak charyzmą i talentem do wyciągania od bogatych Meksykanów potężnych datków na Legion i Kościół.

Czy Jan Paweł II mógł nie wiedzieć o nadużyciach Maciela? Śledztwo dziennikarskie prowadzone przez weteranów takiej reporterki w USA Jasona Barry'ego i Geralda Rennera (obaj są praktykującymi katolikami) dla "Hartford Courant" i "National Catholic Reporter", nie pozostawia wiele miejsca na wątpliwości.

Za dolary i antykomunizm

"Maciel budował swoją pozycję - napisał Jason Barry w "National Catholic Reporter" w kwietniu tego roku - na kontaktach ze swoimi bogatymi protektorami, w szczególności wdowami, począwszy od lat 40. w rodzinnym Meksyku. Nawet gdy wysunięto już przeciwko niemu zarzuty pedofilii, Maciel - w czasach malejącej liczby powołań - nadal przyciągał [do Legionu] wielu seminarzystów". Pierwsze oskarżenia Maciela o nadużycia seksualne pojawiły się już w 1938 r., dwukrotnie wyrzucano go za nie z seminariów w Meksyku i USA, w 1956 r. zawieszono w pełnieniu obowiązków przełożonego zakonu; z niejasnych powodów przywrócono dwa lata później.

"W 1994 roku - pisze Barry - papież Jan Paweł II ogłosił go »skutecznym przewodnikiem młodzieży«. Nawet po moim i Geralda Rennera śledztwie dla »Hartford Courant« w 1997 roku, które ujawniło nadużycia [Maciela] na seminarzystach i używanie przezeń narkotyków, Jan Paweł II nadal Maciela hołubił". Innymi słowy: Watykan nie wszczął wtedy - mimo podejrzeń docierających z łamów prasy, także katolickiej - wewnętrznego śledztwa w sprawie Maciela.

W 1998 r. w liście do Kongregacji Nauki Wiary, którą kierował kardynał Joseph Ratzinger, obecny papież Benedykt XVI, ośmiu byłych legionistów oskarżyło Maciela o molestowanie seksualne.

Jednak, jak pisze Barry, "przez następnych sześć lat Maciel miał gorliwe wsparcie trzech kluczowych postaci: kardynała Angelo Sodano; kardynała Eduardo Martineza, prefekta Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, oraz biskupa Stanisława Dziwisza, polskiego sekretarza Jana Pawła II. W tamtym czasie Sodano naciskał na Ratzingera [którego kongregacja miała kompetencje, by wszcząć śledztwo], żeby nie oskarżał Maciela, o czym już wcześniej pisaliśmy na łamach »National Catholic Reporter«. Ratzinger powiedział pewnemu biskupowi z Meksyku, że sprawa Maciela jest »delikatna« i podał w wątpliwość, czy byłoby »rozsądne« wytoczyć mu wówczas proces. W 2004 roku Jan Paweł II - lekceważąc zarzuty o złamanie przez Maciela prawa kanonicznego - uhonorował go podczas ceremonii w Watykanie, powierzając Legionowi administrowanie ośrodkiem edukacyjnym i konferencyjnym Jerozolimskie Centrum Notre Dame. Tydzień później Ratzinger wziął na siebie zatwierdzenie śledztwa w sprawie Maciela".

Zarówno cytowany artykuł, jak i wydana właśnie wspólna książka Barry'ego i Rennera "Vows of Silence: The Abuse of Power in the Papacy of John Paul II" stawiają sprawę jasno: to pieniądze usłały drogę Maciela do wpływów w Watykanie (taki zresztą jest tytuł tekstu Barry'ego w "National Catholic Reporter").

W omówieniu tej i kilku innych książek o Macielu w renomowanym "The New York Review of Books" Alma Guillermoprieto pisze tak:

"...otrzymane [od donatorów] pieniądze Maciel przekazywał do Watykanu. Wysłannicy Maciela regularnie dostarczali koperty z tysiącami dolarów w gotówce kluczowym hierarchom Kościoła. Prywatne audiencje z papieżem kosztowały nawet 50 tys. dolarów za spotkanie, a pieniądze przechodziły przez Stanisława Dziwisza... Według pewnego byłego jezuity orientującego się w sprawie jeden z pierwszych znaczących datków, jakie otrzymała polska »Solidarność«, pochodził od Maciela, który zebrał pieniądze wśród konserwatywnej elity meksykańskiej, o której względy tak wytrwale zabiegał. Nie ma wątpliwości, że Polak Karol Wojtyła, już wtedy papież Jan Paweł II, słyszał o tym akcie hojności i cenił ideologiczną postawę Maciela. Maciel był obok papieża w czasie jego pierwszych trzech z pięciu wizyt w Meksyku: pieniądze Legionu, jego księża i aktywni świeccy z ruchu Regnum Christi wzmocniły kampanię papieża na rzecz odsunięcia z wysokich stanowisk w hierarchii społecznie radykalnych bądź liberalnych księży i przyczynili się do przewagi jego konserwatywnego katolicyzmu.

Trudno nie pomyśleć, że to właśnie są powody tego, że Watykan zlekceważył pełne szczegółów i wstrząsające listy ośmiu oskarżycieli Maciela wysłane w 1998 r. Nawet gdy opinia publiczna była już świadoma oskarżeń, dzięki »Hartford Courant« i prasie meksykańskiej, która natychmiast podjęła temat, Watykan odmawiał podjęcia działań. Zamiast nich papież Jan Paweł II wszczął proces beatyfikacyjny matki Maciela i jego wujka, biskupa Guizara (biskup jest już teraz świętym Guizarem, a proces beatyfikacyjny matki wciąż trwa). Dopiero w 2006 r., już po śmierci Jana Pawła II, Watykan ogłosił, że Maciel »został zaproszony do prowadzenia życia na uboczu - w modlitwie i skrusze«. Maciel dożył swych lat w spokoju i zmarł w USA [w 2008 r.]. Zastępy Legionu i jego bogactwo wciąż rosną...".

W lipcu hiszpański dziennik "El Pais" w obszernym reportażu o Macielu przypominał, że Jan Paweł II i Maciel spotkali się po raz ostatni 30 listopada 2004 r., na cztery miesiące przed śmiercią papieża. Na wspólnej fotografii widać czuły gest Jana Pawła II wobec meksykańskiego pupila. "To było pożegnanie. Maciel nigdy nie zostanie świętym. Wojtyła, prawdopodobnie, też nie" - pisze "El Pais", czyniąc aluzję to spowolnienia procesu kanonizacyjnego Jana Pawła II.

Przez tajemnicę i celibat

W marcowym liście do katolików z Irlandii Benedykt XVI nazwał pedofilię "ciężkim grzechem" i "zbrodnią" ludzi Kościoła "wobec bezbronnych dzieci". Nie wspomniał jednak słowem o - co najmniej - zaniechaniach Watykanu, w tym swoich, gdy kierował Kongregacją Nauki Wiary, i Jana Pawła II. Nie dotknął kwestii źródeł nadużyć seksualnych i milczenia Kościoła w ich sprawie ani nie wypowiedział się o środkach zaradczych.

Barry i Renner szukają jeszcze innych - prócz pieniędzy - motywacji politycznych i obaw przed nadszarpnięciem reputacji Kościoła - wyjaśnień dla tuszowania przestępstwa pedofilii i innych skandali o podłożu seksualnym. Uważają, że Jan Paweł II miał słaby punkt: przeświadczenie o konieczności celibatu duchownych - dlatego, jak twierdzą, nie był w stanie pojąć, że nakaz wstrzemięźliwości seksualnej doprowadził do licznych nadużyć niszczących zaufanie do Kościoła. To wyjaśnienie może jednak dotyczyć tylko nadużyć seksualnych wobec pełnoletnich. Gdyby celibatu nie było, molestowanie dzieci i młodzieży nadal pozostawałoby przestępstwem.

Gdy w 2002 r. w Kościele w USA wybuchł skandal pedofilski o światowym rozgłosie, Jan Paweł II był - wedle własnych słów - "zdruzgotany", przestępstwa jednak przestępstwem nie nazwał. W mowie do biskupów amerykańskich powiedział o "cierpieniach młodzieży", "nadużyciu, które według wszelkich standardów jest złem". Jednak słowa: "pedofilia", "molestowanie seksualne" czy właśnie "przestępstwo" nie przeszły papieżowi przez gardło.

Padły za to oskarżenia wobec współczesnego świata - w tonie usprawiedliwienia: "Wykorzystywanie młodzieży to poważny symptom kryzysu, który dotyka nie tylko Kościół, ale całe społeczeństwo". Znając inne wypowiedzi Jana Pawła II o współczesnej obyczajowości, nietrudno ulec wrażeniu, że po raz kolejny kierował oskarżenia w stronę "kultury śmierci" i - jak uważał - wszechobecnego rozpasania, winiąc je o upadek niektórych pasterzy Kościoła.

Barry i Renner piszą jednak, że "słaby punkt" Jana Pawła II ma w sobie coś z pychy władców w Szekspirowskich tragediach; w końcu Watykan jest jedną z ostatnich monarchii absolutnych na świecie.

Amerykańscy autorzy uważają również, że jednym ze źródeł dzisiejszych kłopotów Kościoła jest zasada tajemnicy. Gdy biskup zostaje kardynałem, składa przysięgę, której częścią jest obietnica nieujawniania opinii publicznej skandali wewnątrz Kościoła. Podobnie zachowania nakazuje instrukcja "Crimen sollicitationis" z 1962 r., która pod groźbą ekskomuniki nakazuje zachowanie w tajemnicy przestępstw seksualnych księży. List apostolski Jana Pawła II z 2001 r. "Sacramentorum sanctitatis tutela" oraz list kardynała Ratzingera do biskupów "De delictis gravioribus" nakazują informowanie Watykanu o przypadkach pedofilii, nie uchylają jednak nakazu tajemnicy wobec świata zewnętrznego.

Zasady kościelne sprzyjały zatem ukrywaniu przestępstw i nadużyć popełnianych w samym środku instytucji.

W kwietniu Watykan ogłosił uzupełnienie przepisów z 2001 r. o zalecenie współpracy duchownych ze świeckim wymiarem sprawiedliwości w śledztwach o nadużycia seksualne księży.

Kościół spod ochrony wyjęty

Jeszcze inne, wielowątkowe wyjaśnienia kryzysu pedofilskiego i innych seksualnych nadużyć księży przedstawił prof. Tomasz Polak (dawniej Węcławski) w rozmowie z Adamem Szostkiewiczem na łamach "Polityki". To właśnie Polak, jeszcze jako ksiądz, zdemaskował arcybiskupa Paetza, który przez lata molestował młodych kleryków. Polak mówi o "nadużyciu [przez arcybiskupa] własnej pozycji", o "silnych mechanizmach wypierania i obrony", "wielkiej bezwładności i solidarności instytucji władzy - nie tylko kościelnych - polskich i watykańskich". Wspomina, że jego interwencja w sprawie abp. Paetza u ówczesnego sekretarza Jana Pawła II Stanisława Dziwisza "nie przyniosła rezultatów", pomogła dopiero interwencja u kardynała Ratzingera.

"Sposób reagowania Watykanu na [...] kryzys [pedofilski] - mówi prof. Polak - zmienia się - najwyraźniej pod wpływem nacisku opinii publicznej. Zdano sobie sprawę z tego, że zwykły zestaw reakcji, które można streścić tak: »wszystko jest pod kontrolą, nie ma powodu do krytyki instytucji kościelnych, nie atakujcie nas, bo to wojna z Kościołem«, już nie działa, i że potrzebne są konkretne działania i zmiany w sferze publicznej obecności instytucji kościelnych. (...) Może się wydawać, że to dobry znak. Jednak równocześnie obserwujemy wciąż ten sam zestaw działań obronnych: przerzucania odpowiedzialności na innych, na wpływ zmian kulturowych, na ataki »sił wrogich Kościołowi« i na tym tle próby pomniejszania własnej odpowiedzialności".

Polak polemizuje z przeświadczeniem o wyjątkowości instytucji kościelnej. Także z niewypowiadanym zazwyczaj założeniem, że ludziom spoza Kościoła nic do tego, co się dzieje w środku, i że nie da się Kościoła pojąć, przykładając doń świeckie miary.

"Działania instytucji kościelnych w życiu publicznym - mówi prof. Polak - nie różnią się niczym istotnym od działań innych systemów, struktur i instytucji skoncentrowanych na obronie własnej tożsamości i pozycji - także wtedy, kiedy instytucje kościelne podają religijną motywację swoich działań. Analizowanie ich działania z pomocą dostępnych narzędzi socjologicznych i psychologicznych jest więc naturalne i właściwe".

Polak powątpiewa w pożytki społeczne z Kościoła jako instytucji chronionej, "jeśli ta ochrona umożliwia perwersje i utrudnia mierzenie się z jej ciemnymi stronami".

Aresztować papieża?

Wnioski drastyczne z wyjęcia Kościoła spod ochrony wyciągają brytyjscy radykalni ateiści - Christopher Hitchens (autor tomu "Bóg nie jest wielki") i Richard Dawkins ("Bóg urojony"). Jak doniósł jakiś czas temu brytyjski "Times", chcieliby oni aresztowania Benedykta XVI w czasie jego wizyty w Wielkiej Brytanii we wrześniu. Sądzą, że wobec papieża należy zastosować reguły prawa, na mocy których zatrzymano w 1998 r. byłego dyktatora Chile Augusta Pinocheta.

Dawkins i Hitchens zwrócili się do organizacji praw człowieka o zbadanie sprawy tuszowania pedofilii w Kościele, a wynajęci przez nich prawnicy mają złożyć wnioski w prokuraturze lub Międzynarodowym Trybunale Karnym. Inicjatorzy akcji uważają, że Benedykta XVI nie chroni żaden immunitet, gdyż nie jest głową państwa uznawaną przez ONZ.

- To człowiek, który tuszuje skandale i zmusza ofiary do milczenia - mówi Dawkins.

- Ukrywanie gwałtu na dziecku to przestępstwo - dodaje Hitchens. - Ten człowiek nie stoi ponad prawem.

Aura podejrzeń otacza Benedykta XVI również w rodzinnych Niemczech. Prasa stawiała niedawno pytania, czy jako biskup diecezji monachijskiej reagował właściwie na doniesienia o molestowaniu seksualnym nieletnich przez podległych mu księży.

Spokój nad Wisłą

Kościół w Polsce przechodzi kryzys pedofilski zadziwiająco suchą stopą. Z wyjątkiem sprawy abp. Paetza, który nadużywał władzy nad pełnoletnimi klerykami, nie słychać, by instytucja kościelna i duchowieństwo jako grupa miały problem z nadużyciami seksualnymi, np. na nieletnich. Czy rzeczywiście?

W 2001 r. "Gazeta" opisała sprawę proboszcza z Tylawy, który przez lata molestował dziewczynki. Charakterystyczna dla części hierarchów Kościoła była reakcja abp. Józefa Michalika - oskarżenie "pewnych grup i środowisk" o kłamstwa. Arcybiskup wyraził solidarność z proboszczem. Podobnie - tzn. oskarżeniem o robienie antykościelnej nagonki - zareagował ówczesny prymas Józef Glemp, gdy "Rzeczpospolita" opisała nadużycia abp. Paetza.

Osiem lat temu na łamach "Przekroju" scenarzysta i producent filmowy, niegdyś dziennikarz "Gazety", Andrzej Saramonowicz opowiedział o molestowaniu go przez księdza. Do wyznania ośmielił go skandal pedofilski w Kościele w USA i wstrzemięźliwa reakcja Jana Pawła II.

"W połowie lat 70. - napisał Saramonowicz - jako 10-letni chłopiec byłem molestowany seksualnie przez księdza Olgierda Nassalskiego, marianina, proboszcza parafii Matki Boskiej Królowej Polski na warszawskim Marymoncie... Myślę, że najwyższa pora prawdę o Olgierdzie Nassalskim, księdzu-pedofilu, upublicznić... A swoją drogą, co za ironia z piekła rodem:... książka Nassalskiego nosi tytuł »Jak pracować nad charakterem«, a jej fragment brzmi: »Wychowawcy powinni pobudzać świadomość i wolność dorastających dzieci, aby w pełni angażowały się w samowychowanie seksualne«. Sposób, w jaki Łysy [tak chłopcy nazywali proboszcza] nas pobudzał, z pewnością zdruzgocze Ojca Świętego".

Na wyznanie Saramonowicza nie zareagował nikt. Ani Kościół, ani środki przekazu, ani - przykro przyznać - my, jego koledzy z "Gazety Wyborczej" (wymiar sprawiedliwości nie musiał; ks. Nassalski już wtedy nie żył). Chyba niezła ilustracja cytowanej tezy prof. Polaka o "wielkiej bezwładności i solidarności instytucji władzy - nie tylko kościelnych - polskich i watykańskich".

Niewiele się od tamtego czasu zmieniło. Owszem, wypływają od czasu do czasu pojedyncze przypadki. Dominikanin o. Marcin Mogielski spisał relacje molestowanych chłopców z ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie, a sprawę opisali w "Gazecie" Roman Daszczyński i Paweł Wiejas ("Grzech ukryty w Kościele", 10 marca 2008). Sprawę skazanego księdza, który wykorzystywał seksualnie nieletnich chłopców, a jednego z ministrantów namawiał do samobójstwa, opisał w "Polityce" Cezary Łazarewicz (27 czerwca 2009)...

Kościół polski milczy. Gdy jest sprawa, nie udziela informacji lub odkłada słuchawkę telefonu - jak pewien ksiądz dziekan, którego reporterzy "Gazety" pytali, czy o nadużyciach pedofilskich w Bojanie na Kaszubach powiadomił biskupa.

Koniec stref tabu

Zanim bomba wybuchnie również w Polsce, nasza świadomość dostaje od zachodnich autorów ciężką strawę do przerobienia: odpowiedzialność za milczenie, być może za tuszowanie pedofilii, przez człowieka, który uchodzi w naszym kraju za świętego, nawet jeśli - formalnie rzecz biorąc - Kościół jeszcze go nie kanonizował. Człowieka, który jest żywym mitem - nie tylko dla wierzących; który jest najbardziej rozpoznawalnym na świecie Polakiem; i spośród Polaków miał największy w całej historii wpływ na bieg zdarzeń na świecie.

Gdy 12 lat temu hiszpański filozof Fernando Savater wyraził w wywiadzie dla "Gazety" opinię, że Jan Paweł II jest fundamentalistą, jego wypowiedź stała się przedmiotem nie tyle krytyki, ile połajanki ze strony jednego z arcybiskupów. Dzisiaj jednak mamy już nie krytykę, lecz mocne oskarżenia, które, niestety, nie wyglądają na bezpodstawne. Czy potrafimy się z nimi zmierzyć? Czy ta sprawa pomoże nam w trudnej nauce rozmowy o naszych wielkich i - koniec końców - o nas samych? Czy skurczą się polskie sfery tabu?