Wprost - 50/2006

 

Eliza Michalik

Seksafera

 

 

Patologia czy prowokacja?

Samoobrona jest jak brudne gacie. I nie jest to brud, który można sprać, co najwyżej wypalić kwasem, ale wtedy znikną i gacie - tak jeden z polityków PiS ocenia koalicjanta. Nie tylko on zauważa, że nie trzeba było afery "praca za seks", by dostrzec, iż "cywilizowana twarz" partii Leppera skrywa fałszerstwa, złodziejstwo, przekupstwa, zastraszanie, korupcję i seksualne wykorzystywanie. Seksafery w Samoobronie nie da się, jak chciałby Andrzej Lepper, sprowadzić do "kłótni kochanków". Artykuł "Gazety Wyborczej" i lawina kolejnych publikacji przynoszą informacje o tym, że świadczenie przez różne kobiety seksualnych usług za posady to nie "wypadek przy pracy". Z opowieści byłych działaczy, pracowników i parlamentarzystów Samoobrony wyłania się obraz partii działającej w patologiczny sposób, gdzie seksualne wykorzystywanie nie budzi oburzenia i zgorszenia.

Prawda kłamców

Zaprzeczenia Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego, ich przysięgi, że to wszystko kłamstwo, nie brzmią wiarygodnie. Aneta Krawczyk i inne kobiety mogą kłamać, ale trudno uwierzyć, że kłamią wszyscy. I to mimo że badanie DNA nie potwierdziło, że Stanisław Łyżwiński jest ojcem dziecka Anety Krawczyk. I mimo że moment wywołania tej afery mógł nie być przypadkowy. Bo czy kłamie na przykład Mariusz Strzępek, były radny Samoobrony z Tomaszowa Mazowieckiego, który potwierdza, że kobiety były molestowane przez Łyżwińskiego i że "Lepper jak najbardziej wiedział o całej sprawie". Czy kłamie Sławomir Izdebski, były senator partii Leppera, który publicznie twierdzi, że wie o innych wypadkach molestowania seksualnego w Samoobronie. Czy kłamie Wojciech Mojzesowicz, były bliski współpracownik Leppera (obecnie poseł PiS), kiedy mówi: "To jest prawda".

Andrzej Lepper i Stanisław Łyżwiński jako wcielenia niewinności i prawości nie przekonują. Choćby dlatego, że tak duża liczba uczestniczących w antysamoobronowym spisku łgarzy wydaje się niewiarygodna. Lepper dzięki poselskiemu immunitetowi wyłgał się z kilkudziesięciu postępowań prokuratorskich i spraw sądowych. Z kolei Łyżwińskiego razem z żoną w marcu 2004 r. sąd w Radomiu skazał za niepłacenie podatków. Cztery lata wcześniej zadłużonych po uszy Łyżwińskich towarzystwo ubezpieczeniowe podejrzewało o podpalenie własnego domu, aby wyłudzić 800 tys. zł odszkodowania, ale ostatecznie sprawa została umorzona.

Liderzy Samoobrony z Lepperem na czele grają o wysoką stawkę. Śledztwo prowadzone przez łódzką prokuraturę dotyczy żądania oraz przyjmowania korzyści osobistych o charakterze seksualnym przez osobę pełniącą funkcję publiczną i uzależnienia od nich zatrudnienia w biurze poselskim. A za to grozi do 10 lat więzienia.

Wiarygodność kontra wiarygodność

W sprawach o molestowanie seksualne prokuratura i sąd najczęściej opierają się na dowodach z zeznań świadków. To naturalne, bo trudno przedstawić inne "materialne" dowody takiego czynu. Molestowanie, o ile nie wiąże się z przemocą, nie pozostawia śladów, zazwyczaj też nie odbywa się publicznie, ale w zaciszu gabinetów czy sypialni. Dlatego kiedy prokurator czy sędzia musi zadecydować, komu wierzyć - potencjalnej ofierze czy oprawcy - kluczowe znaczenie ma wiarygodność stron konfliktu. A większe szanse ma ten, kto w przeszłości lepiej się prowadził i dowiódł swoim życiem, że jest człowiekiem uczciwym i moralnym.

Czy prokuratura i sąd da wiarę zeznaniom Anny Rutkowskiej, byłej ekspertki Samoobrony, która twierdzi, że rok temu otrzymała propozycję seksualną od szefa sejmowych ekspertów partii Kazimierza Zdunowskiego? Czy raczej uwierzy Zdunowskiemu, który wszystkiemu zaprzecza? Rutkowska nie miała dotychczas problemów z prawem. Kazimierza Zdunowskiego w kwietniu 2000 r. sąd w Otwocku skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 12,5 tys. zł grzywny oraz zakaz pełnienia stanowisk kierowniczych przez pięć lat. Jako prezes należącej do Kółek Rolniczych spółki ZPH Polkar wyłudził 3,6 mln zł kredytu na podstawie fałszywej dokumentacji. O poświadczenie nieprawdy w tej sprawie prokuratura oskarżyła też innego bliskiego współpracownika Leppera, Janusza Maksymiuka.

Zeznania Rutkowskiej wydają się spójne: twierdzi, że pisała posłom Samoobrony przemówienia sejmowe, za które jej nie zapłacono. Kiedy upomniała się o pieniądze, Zdunowski miał jej powiedzieć, że otrzyma wynagrodzenie, jeżeli "pójdzie do łóżka" z nim lub wiceszefem partii Krzysztofem Filipkiem. Jej wersję uprawdopodobnia to, że mimo publicznych oskarżeń Zdunowski i Filipek nie kwapią się do składania w prokuraturze doniesień na Rutkowską.

Krzysztof Filipek (obecnie sekretarz stanu w kancelarii premiera) miał już w przeszłości problemy z powodu zbytniej skłonności do jednej ze swoich podwładnych. W marcu 2005 r. prasa opisała romans 44-letniego wówczas polityka z młodszą o dwadzieścia lat, atrakcyjną działaczką Samoobrony z Bydgoszczy. Sprawa nabrała ogólnopolskiego rozgłosu, kiedy Filipek wyrzucił z bydgoskiego oddziału partii tych działaczy, którym nie podobało się, że w Samoobronie można zrobić karierę "przez łóżko". Sprawę wyciszono dzięki poparciu, jakiego Filipkowi udzielił Andrzej Lepper.

Chore stosunki

Jeden z bliskich byłych współpracowników Andrzeja Leppera powiedział "Wprost", że przewodniczący partii nie tylko wiedział o seksualnym wykorzystywaniu kobiet, ale na nie przyzwalał. Jako przykład podaje organizację na Podbeskidziu, gdzie "chore stosunki damsko-męskie całkowicie zdominowały poczynania partyjnych działaczy". Tę opinię potwierdza w rozmowie z "Wprost" Piotr Smolana, były poseł Samoobrony, który z jej ramienia zasiadał w sejmowej komisji śledczej badającej aferę Rywina. Smolana, mieszkaniec Bielska-Białej, mówi, że tłumaczenia Andrzeja Leppera, jakoby nie decydował o obsadzie biur poselskich parlamentarzystów Samoobrony, nie są wiarygodne. Jemu samemu przewodniczący podesłał kandydata na dyrektora biura poselskiego. - W grudniu 2001 r., zaraz po wygranych przez SLD i Samoobronę wyborach samorządowych, do drzwi mojego mieszkania zapukał mężczyzna, który przedstawił się jako Jan Mucha. Powiedział, że przysłali go Lepper z Maksymiukiem i że muszę go zatrudnić jako dyrektora mojego biura poselskiego. Po to, żebym udowodnił, iż nie zamierzam zdradzić Samoobrony, tak jak detektyw Krzysztof Rutkowski - opowiada Smolana.

Jan Mucha okazał się jednym z najbardziej zaufanych ludzi Leppera na Podbeskidziu i człowiekiem, który ma na koncie defraudację pieniędzy i dwa wyroki sądowe - jeden za fałszowanie dokumentów, drugi za szantażowanie niepełnoletniej uczennicy szkoły średniej publikacją jej nagich zdjęć w Internecie. 31 sierpnia 2001 r., cztery miesiące przed tym, jak Mucha zapukał do drzwi Piotra Smolany, Sąd Rejonowy w Wadowicach skazał Muchę na karę grzywny (4 tys. zł) za to, że "groził bezprawnie Dorocie S. rozpowszechnieniem wiadomości uwłaczającej jej czci, poprzez opublikowanie zdjęć ukazujących ją nago w Internecie i w miejscu jej zamieszkania, i w ten sposób zmuszał pokrzywdzoną do dalszego pozowania nago i utrzymywania znajomości".

W czerwcu 2003 r. policja w Kętach zaczęła dochodzenie w sprawie "produkcji przez Jana Muchę pornografii z udziałem małoletnich" (przestępstwo ścigane z art. 202 ¤ 3 kk). Ponad miesiąc później zostało w tej sprawie wszczęte śledztwo, nad którym nadzór przejęła Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu. Smolana opowiedział Lepperowi o seksualnych poczynaniach Jana Muchy, ale na szefie Samoobrony ani na Januszu Maksymiuku te rewelacje nie zrobiły wrażenia.

Seksafery na Podbeskidziu nie skończyły się wraz z wyrzuceniem przez Smolanę Muchy z pracy. Kiedy on sam odszedł z Samoobrony, dawni koledzy z klubu próbowali go zdyskredytować, oskarżając o... współżycie ze świnią. Smolana zawiadomił nawet prokuraturę o tym, że nakłaniali jednego z mieszkańców Bielska-Białej, by zeznał, że on współżył z maciorą w chlewie.

Jan Mucha nie był jedynym działaczem skazanym za wykorzystywanie seksualne, tolerowanym w Samoobronie. Prawie dwa miesiące temu media ujawniły, że Jan Bestry, były poseł Samoobrony, w 1983 r. został skazany za gwałt. Dwa lata później miał molestować 12-letnią uczennicę. Bestry nie przyszedł na konferencję prasową, podczas której miał wszystko wyjaśnić, i nie pokazuje się publicznie do dziś.

Upadła cnota Samoobrony

Łyżwiński i Lepper namawiają, żeby im uwierzyć, że wszystko to może być politycznym spiskiem. Trudno to przyjąć, gdyż właśnie Samoobrona wprowadziła do Sejmu najwięcej posłów przestępców, którzy standardowo tłumaczą, że skazanie ich za pospolite przestępstwa to... polityczny spisek. Spiskiem miał być wyrok dla posła Lecha Kuropatwińskiego, którego miesiąc przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi sąd skazał na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata za podrabianie dokumentów. Spiskiem Samoobrona okrzyknęła karę więzienia dla posłanki Danuty Hojarskiej, która nie tylko sfałszowała dokument, ale także przywłaszczyła sobie cudze maszyny rolnicze. Spiskiem jest kara więzienia dla Renaty Beger, która - jak stwierdził sąd - fałszowała podpisy na własnych listach poparcia do Sejmu. Wśród przestępstw popełnianych przez parlamentarzystów Samoobrony są również kradzieże (takie zarzuty mieli Renata Rochnowska i Marek Wojtera) i płatna protekcja (oskarżano o to Alinę Gut, rekomendowaną przez partię Leppera do Krajowej Rady Sądownictwa). Sam Lepper ma wyrok za pobicie oraz postępowania prokuratorskie i sądowe procesy o wyłudzenia i zastraszanie "nieposłusznych" działaczy.

Macanki w promocji

Pierwsza reakcja Andrzeja Leppera na oskarżenie europosła Samoobrony Bogdana Golika o zgwałcenie francuskiej prostytutki - słynny na całą Polskę rechot i znamienne pytanie "Jak w ogóle można zgwałcić prostytutkę?" - najlepiej oddaje stosunek działaczy Samoobrony do kobiet. Piotr Smolana wspomina, jak wyznaczony mu przez Leppera na dyrektora biura poselskiego Jan Mucha rozgościł się w jego poselskim mieszkaniu w Warszawie: "Zacierał ręce i mówił, że będą tu chodziły gołe babki".

Konrad Rękas, współzałożyciel Samoobrony w Lubelskiem, opowiada, iż Stanisław Łyżwiński był znany z tego, że lubił "promować" młode działaczki z regionów. O tym, jak wyglądało owo promowanie, opowiedział dziennikarzom Sławomir Izdebski, były senator Samoobrony: "Sam widziałem, jak dziewczynom rękę na piersi kładł. Łyżwiński ma bardzo gwałtowne ruchy. Zanim się taka zorientowała i obroniła, to już jej biust gdzieś tam niechcący wyskoczył". O imprezowych macankach opowiada także były radny Samoobrony z Łódzkiego: - Działacze Samoobrony, zwłaszcza ci najważniejsi, z Warszawy, nigdy się nie certolili. Brali nasze dziewczyny jak swoje, ale - żeby nie było - to one tak jakoś strasznie nie protestowały.

Z relacji byłych zastępców Leppera wynika, że w partii zawsze panowała dość frywolna atmosfera. Rubaszne żarty, poklepywania po pupie i łapanie za kolano były na porządku dziennym. W "środowisku" krążyło też wiele plotek: a to, że przewodniczący sypia z tą czy tamtą działaczką, a to, że bardzo znana posłanka tańczyła nago w pokoju hotelowym przed Filipkiem i Lepperem. Tych szeptanych historyjek było tak dużo, że nikt na nie już nie zwracał uwagi.

Asystentka seksualna

Historia kobiet związanych z Samoobroną pokazuje problem braku ochrony przed molestowaniem. Owszem, w kodeksach karnym, cywilnym, a nawet pracy jest mnóstwo przepisów zakazujących nadużyć seksualnych, ale z różnych względów pozostają one jedynie na papierze. Każdy, kto zna specyfikę małych miejscowości, w których większość mieszkańców żyje z rent i zasiłków, wie, że często jedyną pracą, na jaką może liczyć młoda dziewczyna, jest posada asystentki. Rzecz jasna, z uwzględnieniem tego, że w zakres obowiązków wchodzą wyjazdy z szefem i noclegi we wspólnym pokoju hotelowym. Nie trzeba usprawiedliwiać kobiet, które takie oferty przyjmują, ale może warto zauważyć, że im większa bieda i degrengolada, tym bardziej oferta "praca za seks" wydaje się kusząca i nie do odrzucenia.

Moralna korupcja

W krajach Europy Zachodniej wyciągnięcie na światło dzienne seksskandalu to jeden z najbardziej sprawdzonych sposobów na skompromitowanie polityka. W Wielkiej Brytanii negatywny stosunek do erotycznych ekscesów to wypadkowa wysokich oczekiwań etycznych wobec polityków i pamięci o aferach, które rzeczywiście zagrażały interesowi państwa. Tak było w latach 60., kiedy konserwatywny minister obrony John Profumo sypiał z kobietą, której kochankiem był równocześnie radziecki attaché wojskowy. Niewierność i podwójne życie są zresztą w odczuciu Anglików dowodem "moralnej korupcji", dyskwalifikującej osobę publiczną.

David Blunkett, laburzystowski minister spraw wewnętrznych, ustąpił ze stanowiska, kiedy media doniosły, że naginał reguły wizowe, by ułatwić swojej kochance pobyt w Wielkiej Brytanii. A w tym roku lewicowy angielski polityk Simon Hughes nie został liderem partii, bo okazało się, że kłamał na temat swojej homoseksualnej przeszłości.

Wysokie wymagania politykom stawiają też Amerykanie. Wszyscy słyszeli o aferze rozporkowej z udziałem Billa Clintona, która omal nie skończyła się impeachmentem. Erotyczne ekscesy były w Ameryce źle widziane wcześniej. W 1988 r. załamała się kariera polityczna Gary'ego Harta, starającego się o nominację demokratów w wyścigu do Białego Domu, gdy okazało się, że miał kochankę - Donnę Rice.

Seksskandal w Samoobronie pokazał, że jeśli chodzi o standardy etyczne, polskim politykom ciągle bliżej do Rosji niż Wielkiej Brytanii czy Ameryki. Wątpliwy żart rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, który na wiadomość o tym, że prezydent Izraela Mosze Kacaw jest oskarżony o molestowanie swoich podwładnych, zareagował gratulacjami ("Dziesięć kobiet zgwałcił! Wszyscy mu zazdrościmy!"), do złudzenia przypomina komentarz, jaki w sprawie seksafery w Samoobronie wygłosiła Wanda Łyżwińska: "Dobrze, że nasze chłopy jeszcze mogą".