Rzeczpospolita - 25.09.1999

 

Wśród sowieckich agentów w USA ważną rolę odgrywali Oskar Lange i Bolesław Gebert

 

MAREK JAN CHODAKIEWICZ

W sieci NKWD

 

W 1943 roku prowadzona przez szpiegów NKWD nagonka na Polaków osiągnęła tak wielkie rozmiary, że główna gazeta Armii USA, "Stars and Stripes" zamieściła karykaturę polskiego oficera, który "rzekomo" miał zginąć w Katyniu. Nie był to jedyny wypadek skutecznego oddziaływania sowieckiego wywiadu na amerykańską opinię publiczną. Ujawnia to nowa książka dwóch historyków z USA, Johna Earla Haynesa i Harveya Klehra.

Ich ostatnie dzieło, "Venona: Decoding Soviet Espionage in America" (Venona: zdemaskowanie sowieckich szpiegów w Ameryce; New Haven and London: Yale University Press, 1999) ma znaczenie wyjątkowe. Pokazuje zakres i skalę oddziaływania wywiadu sowieckiego w USA, zarówno w okresie wojny, jak i później.

Po raz pierwszy jest to praca oparta na tak szerokiej podstawie źródłowej. Autorzy dotarli do materiałów sądowych, wspomnień komunistów i byłych komunistów, materiałów FBI, materiałów Kominternu oraz materiałów NKWD (rozszyfrowanych częściowo przez National Security Agency, która wcześniej występowała pod nazwą Signal Intelligence Service i była komórką kontrwywiadu Armii USA). Materiały NSA (czyli rozszyfrowane depesze NKWD) mają tu kluczowe znaczenie, bowiem Amerykanie nie chcieli ich wydać, mimo że tak wiele dokumentów z archiwów Kominternu w Moskwie (ale nie NKWD w Moskwie) ujrzało światło dzienne.

Zwyczajna praca partii

Nowe dokumenty pozwoliły amerykańskim badaczom historii komunizmu zmienić dotychczasowe stanowisko. Jeszcze w 1992 roku, zanim otwarto sowieckie archiwa, Haynes - historyk polityki XX wieku w Bibliotece Kongresu, i Klehr - pracujący w Emory University, napisali w książce "The American Communist Movement: Storming Heaven Itself" (Ruch komunistyczny w Ameryce. Zdobywanie najwyższego nieba), że "niewielu komunistów amerykańskich było szpiegami. (...) Partia wspierała komunizm i interesy Związku Radzieckiego za pomocą środków politycznych; szpiegostwem zajmował się wywiad sowiecki".

Tymczasem otworzono archiwa w Rosji i w USA. Po siedmiu latach od ukazania się pierwszej pracy, amerykańscy historycy zmienili zdanie: "Gdy tylko nasze komputery zestawiły dokumenty (...); gdy wydrukowaliśmy nazwiska, nie «niewielu», lecz setek amerykańskich komunistów, którzy byli szpiegami sowieckimi w USA; gdy przeczytaliśmy odszyfrowane informacje, pokazujące aktywność lokalnych przywódców partii, członków najbardziej wpływowego organu partii, Biura Politycznego, stało się jasne, że szpiegostwo stanowiło stałą działalność KP USA."

"Przyjaciel" i "Ataman"

W książce sprawom polskim nie poświęca się szczególnie dużo uwagi. Jednak pewne fakty dopiero teraz zostały potwierdzone. I tak nie można mieć wątpliwości, że jednym z sowieckich szpiegów był znany ekonomista, Oskar Lange. Został on zwerbowany przez NKWD (KGB) w 1943 roku w USA i współpracował z sowieckimi służbami specjalnymi pod pseudonimem "Przyjaciel". Niestety, ujawnione do tej pory dokumenty nie pozwalają dokładnie określić, na czym polegała jego działalność. Najprawdopodobniej był "agentem wpływu".

Lange nie był jedynym, wywodzącym się z Polski agentem sowieckim, operującym w USA. Większą rolę odgrywał - twierdzą amerykańscy historycy - Bolesław K. Gebert, pseudonim "Ataman". Jego matka była Polką, a ojciec Niemcem. W 1919 roku Gebert był jednym z członków-założycieli Komunistycznej Partii USA i szefem jej sekcji polskiej. Potem kontrolował organizację hutników polskiego pochodzenia w komunistycznych związkach zawodowych (The Polonia Society of the International Workers Order).

W NKWD jego bezpośrednim przełożonym był Abram (Avrom) Landy ("Chan"). Gebert organizował sieć sowieckiego wywiadu wśród wychodźstwa z krajów słowiańskich w Detroit, Chicago i innych miastach. Zaraz po wojnie, ze względu na przeprowadzane przez władze USA śledztwo, uciekł do PRL, gdzie objął odpowiedzialne stanowisko w związkach zawodowych. Ożenił się z oficerem UB, Krystyną Poznańską, która swoją powojenną karierę zaczynała w aparacie terroru w Rzeszowie. W 1950 r. powrócił do USA, jako reprezentant ONZ przy opanowanej przez komunistów światowej Federacji Związków Zawodowych. Potem "Ataman" został ambasadorem PRL w Turcji.

Z Kozielska do Nowego Jorku

Sprawie polskiej zaszkodzili również agenci sowieccy, operujący w Biurze Informacji Wojennej (Office of War Information), czyli ministerstwie propagandy USA. Szefem sekcji polskiej (Polish Desk) był Artur Salman (poźniej: Stefan Arski). Wraz ze swoimi współpracownikami kierował on antypolską kampanią propagandową. Uwieńczeniem ich wysiłków było właśnie opublikowanie w 1943 r. w gazecie "Stars and Stripes" karykatury polskiego oficera, "rzekomo" zamordowanego w Katyniu.

Z drugiej strony, agenci sowieccy wywierali nacisk na amerykańskie stacje radiowe, aby nie ogłaszały prawdy o Katyniu. Po wojnie Salman został mianowany redaktorem naczelnym pisma "Robotnik" w Warszawie, następnie zastępcą redaktora naczelnego "Trybuny Ludu". Jego najbliższymi współpracowniczkami były Irena Belińska, córka Ludwika Rajchmana, wyższego rangą funkcjonariusza PPR i urzędnika państwowego PRL oraz Mira Złotowska, której mąż po wojnie został zatrudniony na odpowiedzialnym stanowisku w biurokracji państwowej w PRL. Belińska została w USA, pracując w polskojęzycznej gazecie kompartii.

W 1944 roku Roman Moszulski, pracownik Polskiej Agencji Telegraficznej w Nowym Jorku, który miał reprezentować Rząd RP w USA, zaczął wyrażać swoje rozgoryczenie "polskimi faszystami". Zwerbował go dziennikarz Johannes Steel ("Dicky"). NKWD zażądała dowodu lojalności. Pod pseudonimem "Canuc" Moszulski natychmiast dostarczył listę przywódców emigracyjnych i polonijnych w USA wraz z krótkim opisem ich nastawienia do Stalina.

Charakterystyczne, że szefem NKWD w USA był Wasilij Zarubin (vel Zabilin), który - zanim zjawił się w Nowym Jorku - był w obozie w Kozielsku. Miał rangę generała i był tam najwyższym szarżą oficerem NKWD. Kierował on działalnością nie tylko Langego, Geberta i pracowników "frontu polskiego", ale również innych agentów.

Dyskretne informacje jałtańskie

Najbardziej wpływowym szpiegiem sowieckim w rządzie USA był Harry Dexter White ("Jurist"), wiceminister skarbu prezydenta Franklina Delano Roosevelta. White m.in. informował NKWD, jak negocjować z Amerykanami, aby namówić ich do wycofania uznania dla prawowitego Rządu RP w Londynie. Oczywiście, był to tylko szczegół wielkiego wkładu White'a na rzecz zwycięstwa Stalina.

W czerwcu 1944 roku Lauchlin Currie (pseudonim "Page"), osobisty asystent prezydenta USA, poinformował NKWD, że "Roosevelt jest gotowy zaakceptować żądania Stalina, żeby Związek Sowiecki zatrzymał połowę Polski, którą uzyskał na podstawie Paktu Ribbentrop-Mołotow w 1939 roku i że [prezydent] FDR zacznie naciskać na rząd polski na emigracji, aby ten uczynił ustępstwa wobec Sowietów. Publicznie Stany Zjednoczone popierały polski rząd na emigracji, a Roosevelt osobiście zaręczył Amerykanom polskiego pochodzenia, przed wyborami w 1944 roku, że popiera sprawę [niepodległości] Polski. Prywatne informacje, dostarczone przez Curriego, pozwoliły Stalinowi zignorować publiczne deklaracje [FDR] i zignorować potrzebę czynienia ustępstw wobec Polaków" - piszą Haynes i Klehr.

Innym wysoko postawionym agentem, który również miał do czynienia ze sprawami polskimi, był Alger Hiss ("Ales"). Ten prominentny urzędnik Departamentu Stanu był osobistym asystentem prezydenta Roosevelta podczas konferencji jałtańskiej, na której porzucono sprawę niepodległości Polski. Hiss od lat pracował dla sowieckiego wywiadu wojskowego (GRU).

Wolne polskie wybory

Ważną grupą szpiegów byli znani intelektualiści, cudzoziemcy. Do tej grupy należał najprawdopodobniej Bertolt Brecht, pseudonim "Poeta", chociaż Klehr i Haynes zastrzegaja się, że może tu też chodzić o innego "Poetę": Bertholda Viertela. Współpracownikiem NKWD był natomiast z pewnością chilijski poeta, noblista Pablo Neruda. Według dokumentów sowieckich, gdy Neruda był konsulem generalnym Chile w Meksyku, NKWD podało, że "obecnie werbuje się go". Pozyskano go ostatecznie w 1944 roku, kiedy to pomógł NKWD przeszmuglować z Meksyku agenta Davida Sequeirosa, który przeprowadził nieudany zamach na Trockiego.

NKWD infiltrowała również media. Stephen Laird ("Yun"), szef korespondentów pisma "Time", stale dostarczał Sowietom tzw. dobrą prasę. Na przykład, komentując wynik sfałszowanych przez komunistów wyborów w Polsce, w styczniu 1947 r. Laird napisał, że "wybory były wolne; twierdził, że nie ma powodu wątpić, że komuniści rzeczywiście zdobyli 85 procent głosów i życzliwie porównał poziom politycznej demokracji w Polsce ze Stanami Zjednoczonymi." Laird kontynuował swą agenturalną pracę, gdy został producentem w Hollywood.

Tolerancja władz

Sowieci mieli swoich agentów w wielu newralgicznych instytucjach i organizacjach amerykańskich, nawet w wywiadzie (Office of Strategic Services - OSS) i w FBI. Przez bardzo długi czas władze USA niemal tolerowały sowiecką działalność agenturalną. W 1940 roku FBI przez przypadek odkryło, że Joseph Raisen vel Golos ("Sound") jest agentem sowieckim. Zasądzono go na grzywnę w wysokości 500 dolarów...

Doszło nawet do szokującego wypadku, kiedy sąd zwolnił agentkę NKWD, Judith Coplon, złapaną na gorącym uczynku przekazywania tajnych dokumentów oficerowi sowieckich służb specjalnych. Coplon była zatrudniona w Departamencie Sprawiedliwości i miała wgląd w pracę FBI. Podczas procesu jej prawnicy zażądali upublicznienia tajnych dokumentów, które przy niej znaleziono, argumentowali bowiem, że są one jedynie wymysłem FBI. Sąd zgodził się i tym sposobem NKWD zdobył poszukiwane materiały. Coplon ostatecznie zwolniono, prokuratorzy nie dopełnili bowiem formalności.

Przez bardzo długi czas amerykański wywiad OSS miał wręcz zakaz prowadzenia działań kontrwywiadowczych wobec Sowietów. Co więcej, OSS zwróciło Sowietom materiały NKWD, zdobyte od Niemców.

Za taką sytuację odpowiedzialna była wojenna propaganda, wychwalająca Stalina oraz ogólny filosowietyzm i liberalizm elit amerykańskich, szczególnie tych związanych z Rooseveltem. Komunistyczni szpiedzy i ich współpracownicy potrafili bronić się, twierdząc, że oskarżenia przeciwko nim są oparte na antysemityzmie, albo - jeszcze częściej - że nietolerancyjni reakcjoniści amerykańscy niesłusznie "uznają każdą osobę o poglądach liberalnych za komunistę." Amerykańska elita miała dla takich tłumaczeń wiele sympatii.

W końcu, na przeszkodzie sądowego zwalczania komunistów stał fakt, że wojskowy wywiad USA, kiedy podjął inwigilację szpiegów sowieckich, nie mógł dostarczyć materiałów przeciw ujętym agentom, bowiem wyszłoby na jaw, że Amerykanie złamali sowieckie kody. Jednym z niewielu wyjątków była tzw. sprawa Rosenbergów, którzy wykradli i dostarczyli Sowietom tajemnice amerykańskiej broni nuklearnej. Część procesu utajniono, sądowi pokazano odszyfrowane dokumenty NKWD, a oskarżonych skazano na śmierć.

Tymczasem szpiegów niemieckich i osoby oskarżone o popieranie Hitlera ścigano zawzięcie i karano ich srogo - jak przystało. Szef jednej z organizacji faszystów w USA, William Duddley Pelley, został skazany na 15 lat więzienia. Kierowniczka antywojennego Ruchu Matek (The Mothers' Movement), Elizabeth Dilling, została skazana na 10 lat. Podkreślmy, że większość ze skazanych była izolacjonistami amerykańskimi, którzy nie chcieli, aby USA brały udział w wojnie.

Nie mniej niż 521 osób

Trudno powiedzieć, ilu było dokładnie komunistycznych szpiegów. Z dokumentów wynika, że nie mniej niż 521 osób. Klehr i Haynes piszą, o "setkach amerykańskich komunistów". Ale tylko część z nich została zdekonspirowana. Klehr i Haynes ustalili, na podstawie nowych źródeł, liczbę 349 szpiegów, z czego zidentyfikowali 171 osób. Na podstawie innych źródeł (FBI, etc.) odkryto dalszych 139 szpiegów, których nazwiska nie są znane. Oprócz tego zidentyfikowano 33 cudzoziemców, którzy pracowali dla NKWD w USA.

Pytanie o liczbę szpiegów jest tym bardziej skomplikowane, że większość depeszy, złamanych przez NSA, pochodziło od NKWD (KGB), który był największą agencją szpiegowską w USA. Jednak sowiecki wywiad wojskowy (GRU) miał swoją własną agenturę, m.in. do niej należał właśnie Alger Hiss. Istniało też tzw. GRU marynarki wojennej, czyli wywiad morski, który też miał swoją siatkę. Sądząc po tym, że nie odszyfrowano większości depesz USA, szpiegów musiało być kilkakrotnie więcej, niż dotąd ustalona liczba.





Lustracja i materiały archiwalne