Gazeta Wyborcza - 08-11-2003

 

 

Grupa egoistów

 

Rozmawiał Tomasz Kwaśniewski 

 

 

Stanisław Trzciński 31 lat, wydawca muzyczny, właściciel firmy BTL oraz impresariatu artystycznego BA Booking Agency, były dyrektor artystyczny Universal Music Polska, gdzie opiekował się m.in. Anną Marią Jopek, Kasią Kowalską, Edytą Bartosiewicz, Marylą Rodowicz, Edytą Geppert, Natalią Kukulską, Tadeuszem Nalepą, zespołami Hey, Sweet Noise, Ich Troje i Elektryczne Gitary. Stworzył popularne składanki "Pozytywne Wibracje". Był menadżerem i narzeczonym modelki i aktorki Renaty Gabryjelskiej.

 

Tomasz Kwaśniewski: Zaliczasz się do "warszawki"?

Stanisław Trzciński: To podchwytliwe pytanie, bo ja Warszawę kocham. Strasznie bym się wstydził gdyby ktoś mnie zaliczył do "warszawki". To jest szufladkowanie ludzi. Może to jest kwestia innego nazewnictwa. Powiedzmy, że w Warszawie jest wiele środowisk, towarzystw. Ludzie lubią łączyć się w grupy. W większości stolic światowych ludzie mieszają się i tworzą zamknięte środowiska. Warszawa też potrzebuje elit. Wolałbym rozmawiać o tym czy powstaje nowa elita tego miasta.

Zacznijmy od tego jak to wyglądało kiedyś?

Mogę opowiadać o moim pokoleniu i środowisku. W 1993 roku współtworzyłem klub "Filtry". To było ważne środowiskowo miejsce, bo tam przychodzili wszyscy twórczy, choć bardzo młodzi ludzie. Wielu z nich dziś robi pozytywne kariery. Dla nas tzw. "warszawka" to byli ci, którzy chodzili do SARP-u przy ul. Foksal na tak zwane słynne piątki organizowane przez Jacka Reszetko. Potem mianem "warszawki" określaliśmy tych, którzy chodzili do "Sceny". Żeby zaliczać się do takiej grupy potrzebna była kasa, choć znam takich ludzi, którzy jej nie mieli i też wszędzie łazili i łażą, bo potrafią pokazać się. Ta tzw. "warszawka", o której nie chciałbym dużo opowiadać. Ona nie wymaga by coś robić. Chodzi o to, by o Tobie mówiono.

Zacznijmy wyliczać te grupy, na które dzielą się ludzie w Warszawie? Pierwsza to ...

Powiedzmy, że tworzą ją ambitni i zdolni ludzie sukcesu, młodzi prawnicy, dziennikarze, ludzie reklamy.

Skąd się wzięli?

Ta grupa zaczęła się formować przy okazji pierwszych wolnych wyborów. Wielu z tych ludzi pochodzi z dobrych domów, niezłych szkół. To także dzieci znanych rodziców, ale czy nie inaczej bywało 30-40 lat temu?. Ale to nie jest reguła. Znam też wielu takich, którzy dorastali w ciężkich warunkach.

Jak byś nazwał tę grupę dzisiaj?

To taka współczesna elita intelektualna. Trochę nierówna, wymieszana, ale bardzo aktywna. Nowe pokolenie 1989 roku, bo większość z nich poznała się wspólnie pracując w Komitecie Obywatelskim przy wyborach w 89 r.

Ty też tam byłeś?

Tak, miałem ten zaszczyt, honor i przyjemność.

Skąd się tam wzięliście?

My młodsi, czyli m.in. Adam Wajrak, Kuba Celiński, Olgierd Sawa działaliśmy w MKS-ie (Międzyszkolny Komitet Solidarności), oni starsi m.in. Marcin Meller czy Kuba Boratyński w NZS-ie. To była setka aktywnych myślących ludzi. Pracowaliśmy razem w latach 90, 91, 93 w sztabie wyborczym Jacka Kuronia, chodziliśmy do Dyskusyjnego Klubu Filmowego, itd.. Przyjaźniliśmy się.

Rozumiem, że większość z nich jest dziś powszechnie znana?

I tak nie wymienię wszystkich. Wiele osób z tamtych czasów przebiło się do mediów, choćby Marcin Meller, Kuba Wojewódzki, Paweł Sito, Mikołaj Lizut, Max Cegielski, wielu do reklamy jak Szymon Gutkowski czy Kuba Kamiński. Oni nie lubiliby określenia "warszawka".

Przestałeś się z nimi przyjaźnić. Dlaczego?

Nie przestałem do końca, ale moje życie odmieniło się, gdy zacząłem poznawać środowisko kiełkującego polskiego showbusinessu. Poznałem też wielu innych fantastycznych ludzi. Nie dość, że zacząłem pracę w "Playboyu", a później w firmie fonograficznej, to na dokładkę poznałem Renatę. Razem wkroczyliśmy w to, nazwijmy je umownie "modowe" towarzystwo. Te wszystkie rauty, smarty, występy, talenty. Często nie miałem czasu i siły spotykać dawnych znajomych. Z kolei oni być może uznali, że ich zdradziłem, że wolę Gabryjelską, że ważniejsza jest dla mnie autopromocja albo życie w domowych pieleszach. Postarzałem się i jakoś straciłem kontakt. Dziś trochę żałuję.

Czego?

Ludzie znają się z liceum, ze studiów, z pracy nad pierwszymi "dorosłymi" projektami, często mają idealistyczne podejście do świata, razem wzrastają, aspirują, by coś robić. Mija jakiś czas i grupa się rozpada, albo Ty wypadasz z grupy, bo nie masz czasu. Tak było ze mną. Z niektórymi z dawnych przyjaciół wciąż mam kontakt, taki poprawny, solidny. Z resztą nadal mówimy sobie "Cześć - cześć. Co tam u Ciebie słychać", i prowadzimy ten słynny kawiarniany trzyminutowy dialog o niczym. I właśnie tego mi szkoda, bo to fajni, inteligentni ludzie.

Dość już żalów. Powiedz coś o "grupie" numer dwa.

To są ci łażący po klubach. Głównie samotni i dość majętni. Mają czas i kasę.

Najmodniejsze obecnie miejsca?

Przede wszystkim Utopia, bo poza tym, że grają świetną muzykę i do rana trwa autentyczna zabawa, to goście czują się bezpiecznie. A modne miejsce musi dawać poczucie bezpieczeństwa.

Modna jest praktycznie cała ulica Żurawia, czyli te wszystkie Szpilki, Szpulki, Szparki, 6/12 itd. Ostatnio podobny status zyskuje ul. Mazowiecka, bo Labo, Paparazzi, blisko Klubokawiarnia i Sense.

"Paparazzi" i "Sense" to praktycznie jedyne prawdziwie europejskie miejsce w Warszawie. Jak tam pójdziesz to masz pewność, że nawet o 1 w nocy będzie kupa ludzi, może za dużo białych kołnierzyków, podpitych podrywaczy i łatwych, ale nieładnie podanych kobiet, ale w barze to aż tak nie przeszkadza.

Poza tym modne jest jeszcze Nobo, Organza, Barbados. Od lat modna jest "Piekarnia" z tym, że coraz młodsi ludzie tam przychodzą. Wszystkie te miejsca, poza Piekarnią ulokowane są w Centrum, bo modne miejsce musi być "po drodze" i wreszcie w modnym miejscu każdy musi znać każdego - tak jest na przykład w "Między Nami", które moim zdaniem jest od lat jedynym warszawskim miejscem "z duszą".

Kiedyś byłeś współwłaścicielem modnego miejsca. Nie chcesz tego powtórzyć?

Już zaczyna być głośno wokół Fabryki Trzciny - rodzinnego loftu położonego na coraz bardziej modnym lewym brzegu Warszawy, w okolicach Stalowej, Inżynierskiej, Otwockiej. W Fabryce Trzciny odbywała się tegoroczna Warszawska Jesień, pokazy mody, imprezy klubowe i komercyjne, Trofea Elle, próby "Dybuka" w reżyserii Warlikowskiego. Nie dawno ruszyła kuchnia, rozpoczynają się koncerty, odbędzie się premiera tegorocznego kalendarza Pirelli.

Czas na kolejną, trzecią "grupę", na którą dzieli się "warszawka". O pardon! Warszawa.

To jest towarzystwo związane z kolorowymi pisemkami. Debiutujące gwiazdy telewizyjne, piosenkarki, aktorki, "emerytowane playboystwo", plotkarscy dziennikarze, czyli w powszechnej opinii coś zdecydowanie mniej wartościowego. Chodzą i się lansują. Imprezy, rauty, promocje, premiery, sporty typu golf. Ogromne znaczenie w tej grupie mają interesy. Jeśli kogoś nie znasz, albo ciebie nie znają, nic nie załatwisz.

Rozumiem, że poznałeś ich dzięki Renacie Gabryjelskiej. Gdzie ta hmm "grupa" bywa?

Nie umiem odpowiedzieć. Renata lubi te same kluby, co większość. Poza tym ostatnio bawi się poza Warszawą. Modne miejsca to także: Gołkowo na Mazurach, Mikołajki, Dębki, Hel, Kazimierz nad Wisłą, Spatif w Sopocie, Kraków, Zakopane oraz wszędzie indziej gdzie można pojeździć na desce, zimą i latem. Deska jest strasznie modna.

Narkotyki?

Są wszędzie,ale coraz mniej w modzie. Służą do zabawy.

Kolejne "grupy"?

Nazwijmy je "branżowe". Na pewno funkcjonuje krąg tak zwanych artystów, artystyczna bohema. Zamknięci, hermetyczni. Znajdziesz ich w Zamku Ujazdowskim i w Zachęcie, wokół teatrów (choćby Rozmaitości), aktorzy, jazzmani, filmowcy, graficy, pisarze i scenarzyści, malarze i rzeźbiarze, fotograficy, ekipy produkcyjne. To samo lekarze, architektci, restauratorzy...

Czy jest jeszcze jakaś "grupa" - taka, którą znasz?

Najbardziej tajemnicza, bo umiejscowiona na styku polityki i biznesu. To taka bardzo "poważna i dorosła Warszawa". Znam kilka osób. Niewiele mogę o niej powiedzieć, ale myślę, że istnieje i jest najbardziej wpływowa.

Może to teoria spisku?

Czy ja wiem? Przecież to tam załatwia się wszystkie najważniejsze biznesy w tym kraju. Tam brylował Lew Rywin. To są salony władzy, to są wielkie premiery operowe, to jest Filharmonia Narodowa, to są największe premiery filmowe. Poza Warszawą tym ludziom wypada bywać także w Juracie, na turniejach tenisowych, na festiwalach piosenki, itd.

Dużo wiesz, a to znaczy, że bywasz. Może jednak należysz do "warszawki"?

Nie będę się odżegnywał. Ja tak o sobie nie myślę, ale niektórzy pewnie tak mnie nazwą. Warszawa jest uroczą małą mieściną. Ci, co jakoś żyją, jakoś się bawią, muszą otrzymać niesympatyczny epitet. To kwestia zazdrości i kompleksów. Moje życie jest moją jedyną wizytówką. A poza tym wszystko zależy od tego czy ktoś już odnalazł szczęście. Zagubieni, ale niepoddający się w życiu, krążą wieczorami. O takich właśnie ludziach Mariusz Treliński, niezwykle charyzmatyczna postać w tym mieście, zrobił film 'Egoiści'.






WARSZAWKA!!!