Gazeta Wyborcza - 10-11-2003

 

Wokół władz centralnych


Rozmawiał Alex Kłoś 

 


Maria Szyszkowska: filozof, profesor, senator RP, wykładowca UW, pisarz. Jest autorką kilkudziesięciu książek o filozofii i filozofii prawa. Walczy o prawo do wolności przekonań i wyboru własnej drogi życiowej. Jest autorką projektu ustawy umożliwiającej formalne zakładanie rodzin przez osoby o orientacji homoseksualnej. W latach 70. była poddana restrykcjom, bo zajmowała się zlikwidowaną w uczelniach państwowych filozofią prawa, nawiązywała do filozofii Kanta i habilitowała się na KUL-u. Członek SLD. Mąż Jan Stępień jest pisarzem, rysownikiem i rzeźbiarzem.

 

Alex Kłoś:- Co kryje się pod słowem "warszawka"?

Maria Szyszkowska:- "Warszawka" to termin określający bardzo szczególne powiązania i sposób życia części polityków, części osób tworzących "śmietankę" w rozmaitych dziedzinach, kultury oraz rozmaitych bogaczy. To wszystko stanowi dziwaczną mieszaninę wytwarzającą aurę snobizmu. "Warszawka", to nazwa pejoratywna na określenie czegoś, co nie powinno być wzorem do naśladowania. Niestety, za sprawą mediów, zwłaszcza kolorowych czasopism, bywa przedmiotem westchnień i tęsknot milionów Polaków.

Czy Warszawka to stołeczna specyfika?

- Zdecydowanie tak. Ona może mieć analogie w innych miastach, na pewno w Gdańsku, ale to właśnie tu, wokół władz centralnych, politycznych skupiają się ludzie czegoś szukający, oferujący jakieś korzyści tym, którzy mają władzę.

Czy trudno jest wejść do "warszawki"?

- Jeżeli jest się bogatym, nie. Jeżeli jest się bardzo układnym, nie. Myślę, że decydują o tym cechy charakteru kogo zgarnia i zagarnia Warszawka. Jak również spryt życiowy. Ci, którzy bardzo pragną być elementem Warszawki muszą go mieć. Poza tym zdolność wygłaszania takich poglądów, które są dobrze widziane sprzyja wejściu do "warszawki". "Warszawka" nie jest gronem w którym się wykluwają odważne poglądy odbiegające od tego, co uchodzi za poprawne politycznie. Jeżeli komuś bardzo zależy na tym, by uścisnąć rękę wysoko postawionego polityka, to droga jest otwarta, wystarczy odrobina przebojowości.

A od czego by dobrze zacząć wchodzenie do Warszawki?

- Spowodować, by być zaproszonym przez tych, którzy w salonach warszawskich bywają.

Jak trafić na salony?

- Na przykład poprzez udział w balu dobroczynnym. Czy przez zasygnalizowanie gotowości sponsorowania.

A może jednak "warszawka" to też pozytywne treści? Aktywność, bycie twórczym.

- W tym przypadku aktywność i bycie czynnym są spowodowane potrzebą zaspokojenia żądzy materialnych oraz żądzy znaczenia.

Jakie miejsca kojarzą się Pani z Warszawką?

- Salony bogaczy, Pałac Prezydencki gdzie odbywają się liczne przyjęcia oraz niektóre wybrane, bardzo drogie restauracje. Wszyscy widzieliśmy na zdjęciach wysoko postawionych polityków i ludzi interesu, którzy spędzają czas w takich miejscach. Nowobogaccy, by czynić zadość własnemu snobizmowi zapraszają ludzi kultury, polityki czy nauki.

Kto trafi do Pałacu Prezydenckiego wchodzi do ścisłej elity?

- To też sygnał dla telewizji, że powinna czasem zwrócić uwagę na taką osobę.

Jaka jest relacja mediów z "warszawką"?

- Media są bardzo dobrze widziane, ponieważ o tym donoszą. A to ważne, bo dzięki temu można zaznaczyć swoje koneksje w prasie, w radiu, telewizji.

Warszawka to ludzie doskonale znani?

- Tak i to jest właśnie problem. Z jednej strony jest bardzo znana "warszawka", z drugiej w ogóle nieznana inteligencja. "Warszawka" budzi niezdrowe emocję, bo inne kręgi społeczne też chciałyby się podobnie bawić, podobnie bogato ubierać, przychodzić na bale. Wytwarza się bardzo niedobra moda. Od czasu do czasu media donoszą, że ktoś z kręgu "warszawki" jest zamieszany w jakąś aferę.

Musi Pani przyznać, że w słowie "warszawka" jest też coś lekkiego. To przecież zabawnie brzmiące zdrobnienie.

- "Warszawkowe" bale umożliwiają mieszanie się świata polityki i biznesu. Nie widzę w tym lekkości. Nie mówiąc już o odrażających balach dobroczynnych, które są elementem życia Warszawki. Prus wyśmiał je w "Lalce".

Czy przed wojną Warszawka miała ten sam charakter?

- Sądząc po "Karierze Nikodema Dyzmy" są pewne analogie. Jednak dawniej można było mówić o elicie politycznej. Wtedy politykami byli ludzie z reguły wszechstronnie wykształceni, odznaczający się głęboką kulturą osobistą.

Jak wygląda życie towarzyskie polityków?

- Brak jest życia towarzyskiego w dosłownym znaczeniu. To są raczej spotkania polityków i biznesmenów, które do czegoś służą. Można się pokazać w towarzystwie, być może pokażą to w telewizji, a wtedy będzie łatwiej w kolejnych wyborach do parlamentu. Odczuwam niedosyt bezinteresownego życia towarzyskiego.






WARSZAWKA!!!