Przegląd - 23/2008

 

Krzysztof Kęciek

Zagadkowy dysk z Fajstos

 

Kalendarz, amulet czy starożytny podręcznik technik seksualnych?

 

To jedna z największych zagadek w dziejach ludzkości. Do dziś nie udało się odczytać napisu na starożytnym dysku z Fajstos na Krecie. Nie wiadomo, w jakim języku został sporządzony. Pewien zdesperowany amerykański archeolog określił ten dziwny gliniany artefakt jako "trupią czaszkę zanurzoną w truciźnie". Naukowcy, którzy przedstawiali swoją wersję tłumaczenia znaków, narażali się bowiem tylko na drwiny sceptycznych kolegów.

Liczni entuzjastycznie nastawieni amatorzy widzieli w glinianym dysku "dokument z Atlantydy" lub dziennik pilotów latających talerzy. Jeden ze znaków interpretowano jako "lądowanie kosmicznej kapsuły". Badacze węgierscy z uniwersytetu w Budapeszcie próbowali "złamać" antyczny szyfr za pomocą specjalnego programu komputerowego i doszli do osobliwego wniosku, że na dysku zapisano starożytny podręcznik technik seksualnych. Według innych hipotez dziwny artefakt z Fajstos to kalendarz, amulet, tablica astronomiczna, starożytna gra planszowa.

Holenderski pisarz Harry Mulisch stwierdził ironicznie, że napis na glinianym dysku głosi: "Tej inskrypcji nie można odczytać".

Niezwykły dysk odkryty został 3 lipca 1908 r. Ekspedycja włoskiego archeologa Luigiego Perniera prowadziła wykopaliska w Fajstos na Krecie w ruinach pałacu pochodzącego z okresu wspaniałej i wciąż zagadkowej kultury minojskiej (nazwanej tak od legendarnego króla Minosa, bohatera licznych greckich mitów). Wieczorem robotnicy zamierzali już złożyć narzędzia, kiedy jeden z nich spostrzegł fragment okrągłej terakoty. Jak zapisano w dzienniku wyprawy, dysk znaleziony został w 8. Pomieszczeniu Domu 101 w warstwie ciemnej ziemi, zmieszanej z popiołem, węglem drzewnym i fragmentami ceramiki. Pernier starannie oczyścił dziwny artefakt, spojrzał z niedowierzaniem i zapisał: "Tej inskrypcji nie uda się odczytać". Doszedł tylko do wniosku, że dysk pochodzi z XVI w. p.n.e.

Dysk przechowywany jest obecnie w Muzeum Archeologicznym w Iraklionie na Krecie, jego różnego rodzaju wizerunki można tam kupić na każdym straganie z pamiątkami. Oryginał ma średnicę ok. 16 cm i ponad centymetr grubości. Pokryty jest po obu stronach napisem biegnącym spiralnie. Badacze wciąż nie wiedzą, którą ze stron glinianej płytki należy czytać najpierw ani nawet czy inskrypcja zaczyna się od środka, czy od zewnątrz.

Na dysku dostrzec można 45 różnych znaków (cała inskrypcja składa się z 241 znaków). Znaki przedstawiają ptaki, topory, kwiaty, ryby, ludzi z "punkową" fryzurą. Badacze nie są zgodni, czy to pismo sylabiczne czy obrazkowe, czy może nawet alfabetyczne. Zdumiewające, że znaki nie zostały sporządzone ręką, lecz wyciśnięte czymś w rodzaju stempelków (lub matrycą). Niemiecki lingwista Herbert Brekle twierdzi więc, że napis na dysku wykonany został "dokładnie według zasady typograficznej", jest zatem najstarszym drukowanym dokumentem świata, który powstał ponad 3 tys. lat przed wynalazkiem Gutenberga. Amerykański biolog Jared Diamond w wydanej także u nas książce "Wynalazki, strzelby, maszyny" napisał, że dysk z Fajstos jest przykładem postępu technicznego, który został dokonany w niewłaściwym czasie, niejako za wcześnie. Minojczycy najwyraźniej wynaleźli zasadę druku, ale jej nie rozpowszechnili. Pisanie ręką na glinie było przecież znacznie łatwiejsze niż sporządzanie i odciskanie stempelków. Wynalazek poszedł więc w zapomnienie. W czasach Gutenberga sytuacja była zupełnie inna. W znacznie bardziej rozwiniętym społeczeństwie późnośredniowiecznym wynalazek druku został przyjęty entuzjastycznie i znalazł licznych sponsorów.

Dysk z Fajstos jest zabytkiem unikalnym, niczego podobnego do tej pory nie odnaleziono. Brakuje napisów dwujęzycznych, tak jak na słynnym kamieniu z Rosetty, który umożliwił odczytanie egipskich hieroglifów. Minojczycy znali pismo, najpierw hieroglificzne, a potem tzw. pismo linearne A (niektóre gliniane tabliczki liniowano przed dokonaniem napisu). Niestety, wszelkie próby odszyfrowania go okazały się daremne. Ustalono tylko wartość fonetyczną niektórych znaków. Sprawia to, że wspaniała cywilizacja minojska, która zakwitła na Krecie około 2000 r. p.n.e., wciąż pozostaje dla nas księgą, z której zachowały się tylko obrazy, tekst zaś zniknął. Nie wiadomo, dlaczego właśnie na Krecie, wyspie górzystej i jałowej, doszło do niespodziewanej eksplozji kultury z cudownymi, pozbawionymi znaczących fortyfikacji pałacami czy też freskami, ukazującymi baśniowe ogrody albo piękne dziewczęta, uprawiające akrobacje na grzbietach byków. Niektórzy uważają, że do powstania cywilizacji minojskiej przyczyniły się wpływy kultur Mezopotamii, Syrii i Anatolii. Minojczycy rzeczywiście utrzymywali dalekie (aczkolwiek, jak się wydaje, niezbyt intensywne) kontakty handlowe. Kreta to prawdopodobnie Keftiu z napisów egipskich, jedna z wysp "leżących pośrodku zielonego morza", biblijna Kaftor, być może akadyjska Kap-ta-ra. Powyższe wyjaśnienie zadowala tylko częściowo. Cypr czy Rodos także znajdowały się u bram "promieniującego kulturą" Bliskiego Wschodu, a jednak do eksplozji cywilizacji na tych wyspach nie doszło. Na tle zagadkowej kultury minojskiej dysk z Fajstos wydaje się tym większą enigmą.

Niektórzy badacze uważają, że gliniana płytka nie powstała na Krecie, lecz została sprowadzona z jakiejś krainy Orientu. Według jednej z hipotez dysk to egipski dokument.

Ale znaki z dysku nie przypominają hieroglifów znad Nilu. Brytyjski archeolog Arthur Evans, odkrywca cywilizacji minojskiej, w pracy opublikowanej w 1909 r. opowiedział się za pozakreteńskim pochodzeniem zabytku.

Zwrócił uwagę, że spośród 45 znaków zaledwie dziesięć w jakimś stopniu przypomina kreteńskie hieroglify, ludzkie postacie mają na sobie stroje nieprzypominające minojskich, także wizerunek okrętu z dysku jest inny niż podobne symbole z hieroglificznych lub linearnych zapisów odkrytych na Krecie.

Właśnie Evans podjął pierwszą próbę przetłumaczenia spiralnej inskrypcji i doszedł do konkluzji, iż na dysku spisano hymn do Matki Ziemi w dialekcie jońskim, a więc w języku greckim. Sęk w tym, że Minojczycy prawie na pewno nie mówili żadną formą języka greckiego.

Ok. 1450 r. p.n.e. Knossos i inne ośrodki władzy na Krecie zdobyli Achajowie, czyli Grecy z kontynentu. Ci jednak mieli swoje własne pismo, linearne B, które naukowcy potrafili odczytać.

Od czasów Evansa podejmowano niezliczone, niekiedy absurdalne próby odszyfrowania dysku z Fajstos. Nowozelandzki lingwista Roger Fischer uznał, że na glinianej płytce "wydrukowano" wezwanie do wyprawy wojennej przeciwko ludowi Karów. Inskrypcja głosi jakoby:

 

Słuchajcie, Kreteńczycy i Grecy

Moi wielcy, moi śmigli!

Helladę oczekuje wojna z Karami.

 

Fischer powołał się przy tym na świadectwo greckiego historyka Tukidydesa, który twierdził, że Minos wypędził Karów z archipelagu Cyklad. Ale Tukidydes pisał tysiąc lat po czasach (raczej hipotetycznego) Minosa i z pewnością nie miał pojęcia, co działo się wtedy w świecie egejskim. Fischer przyznał w końcu, że mógł "podświadomie" tłumaczenie zmyślić.

Derk Ohleroth, specjalista od języka środkowo-górno-niemieckiego z Tybingi, strawił 16 lat, usiłując rozwikłać zagadkę dysku z Fajstos, w końcu zaprezentował następującą translację: "W kręgu wokół dymu ofiarnego uderz w ziemię i zarżyj nagle jak para koni: Aio ae! hyauax!".

Trzeba przyznać, że naukowcy rzeczywiście zarżeli - ze złośliwej uciechy.

Prawdziwy popis erudycji dał norweski ekspert od starożytnych języków semickich Kjell Aartun. Dziwnej inskrypcji z Fajstos poświęcił sześć lat mrówczej pracy. W końcu opublikował pod łaskawym patronatem Norweskiej Akademii Nauk opatrzone indeksami, aneksami i wszelkiego rodzaju fachowym aparatem dzieło na ten temat ("Die minoische Schrift: Sprache und Texte" t. 1, Wiesbaden, 1992).

Doktor Aartun podkreślał: "Kluczem do zrozumienia świata starożytnego i jego kultury jest erotyzm". W następstwie wyciągnął wniosek, że dysk z Fajstos jest "dokumentacją rytuału seksualnego". Koryfeusze z Norweskiej Akademii Nauk najwidoczniej nie zdawali sobie sprawy, jaki to twórczy mozół sponsorują, gdyż translację dr. Aartuna czyta się jak tekst z magazynu pornograficznego, i to nie z najwyższej półki:

 

Wchodź głęboko, o pełen lubieżności

Poruszaj się głęboko,

Trzymając w ustach rybę

Mój dzielny pożąda mocno,

Mój wspaniały dla mnie płonie

O ty, który zakraplasz, dmuchaj...

Nawodnij to, co jest zamknięte.

 

Potem jest mowa o różnych wariantach wilgoci i nawadniania, pojawia się "mała dziewica", a w końcu dochodzi do ognistego finału:

 

A teraz, mój huczący strumieniu,

Uciekaj ze swego więzienia...

 

Powyższa śmiała interpretacja nie spotkała się z uznaniem kolegów po fachu. Trzeba jednak przyznać, że historia dysku z Fajstos nie może być obecnie opowiadana bez lubieżnej hipotezy dr. Aartuna, badacza z pewnością nieortodoksyjnego, który "odkrył" ślady kultury minojskiej nawet w ojczystej Norwegii.

Co roku do muzeum w Iraklionie napływają setki nowych "tłumaczeń" dziwnej inskrypcji przysyłanych zazwyczaj przez pełnych zapału amatorów ("poważni" naukowcy obawiają się kompromitacji). Wydaje się jednak, że dopóki nie zostanie odkryty podobny tekst dwujęzyczny, spiralny napis z Fajstos pozostanie tajemnicą. Najbardziej prawdopodobne jest, iż dysk został sporządzony na Krecie i jest swego rodzaju tablicą astronomiczną. Ale oczywiście to tylko jedna z wielu możliwości. John Chadwick, jeden z naukowców, którzy odczytali pismo linearne B, stwierdził kiedyś z rezygnacją: "Nawet gdyby komuś objawił się we śnie król Minos i wyjawił prawdziwe znaczenie inskrypcji, inni i tak by nie uwierzyli".