Gazeta Wyborcza - 23/12/1997

 

ZABAWY LITERACKIE

 

Anna Bikont, Joanna Szczęsna

Żyje sobie limeryk w Krakowie

 

 

Limeryki występują endemicznie. W naszym stuleciu największe zgrupowanie ich twórców odnotowano w Oksfordzie, Londynie, Berkeley, Chicago, Minneapolis, Nowym Jorku. Są literatury, w których nie ma ich wcale, są czasy, w których pojawiają się sporadycznie, by potem znienacka rozplenić się jak perz.

Limeryk jest rymowaną anegdotą. Pierwszy wers przedstawia głównego bohatera i miejsce akcji. Wers ten najczęściej kończy się nazwą miejscowości.

Płetwonurkowi z miasta Pekin

W następnej linijce powinna się zawiązać akcja i pojawić zapowiedź dramatu, konfliktu, kryzysu. Może się też objawić druga postać. Rymuje się z pierwszym wersem (aa).

Urodę życia odgryzł rekin.

Trzeci i czwarty wers w klasycznym limeryku jest zawsze krótszy; chodzi o to, by wzmocnić efekt niespodzianki. W tym miejscu rozgrywa się zasadniczy konflikt, tu mamy do czynienia z kulminacją wątku dramaturgicznego. Pojawia się nowy rym (bb), który silnie wiąże ze sobą oba te wersy.

I choć czytał Mao,

Lecz nie odrastao,

Ostatnia linijka przynosi rozwiązanie, najlepiej nieoczekiwane, absurdalne, nonsensowne, no i ma się rozumieć zabawne. Rymuje się z pierwszym i drugim wersem, dając strukturę aabba. Kiedyś była echem linijki pierwszej, ale większość współczesnych limerystów zrezygnowała z tego, uważając, że takie powtórzenie zubaża i treść, i formę.

Więc pracował jako damski manekin.

Pewien zbieracz limeryków z Londynu

Kiedy Langford Reed, twórca i kolekcjoner limeryków, zapytał w latach 20. luminarzy angielskiej literatury, co sądzą o wydaniu "Księgi limeryków wszystkich" (wyszła w Londynie w 1924 roku), prawie każdy próbował go zniechęcić. Bernard Shaw: "Jest szereg limeryków osobistych pióra D. G. Rossettiego i kilka Swinburne'a, które cieszyły się popularnością w ich własnym pokoleniu, ale przeważnie nie nadają się do druku. Należy pozostawić je tradycji ustnej". Arthur Wimperis: "Według mnie jedyne limeryki, które posiadają jakąkolwiek wartość literacką, są z gruntu rabelaisowskie. Poza tym, te grzeczniejsze, które bardziej nadawałyby się do druku, spowija nudna mgła przeciętności".

Nieprzyzwoite limeryki zyskały prawo obywatelstwa dopiero w latach 60., gdy zelżała obyczajowa cenzura. Wcześniej wydawano je jako druki prywatne, najczęściej bez daty, miejsca publikacji, nazwy wydawnictwa, nazwiska redaktora. Wyjątkiem jest tu szkocki antykwariusz i pisarz Norman Douglas, który w 1928 roku we Florencji - w nakładzie stu dziesięciu numerowanych egzemplarzy, dla subskrybentów - opublikował 68 sprośnych limeryków.

Przed nami gruba księga limeryków opracowana przez Gershona Legmana (Nowy Jork 1963). We wstępie czytamy: "Oto największy, jaki kiedykolwiek opublikowano, zbiór limeryków erotycznych i wszystkich innych. Z 1700 zebranych tu limeryków żaden nie jest inny".

Inny badacz gatunku napisał, że limeryki dzielą się na trzy rodzaje: 1. te, które można mówić w obecności dam; 2. te, które mówi się pod nieobecność dam, ale w przytomności osoby duchownej; 3. i wreszcie - limeryki.

Forma limeryku jest niebezpieczna i trzeba bardzo się pilnować, bo inaczej "sama wyrywa się do slumsów, gdzie pije i używa wulgarnych słów" jak pisał - oczywiście w formie limeryku - Morris Bishop, który sam się upilnował i wydał w latach 60. zbiór swoich, uważanych za nadające się do cytowania w towarzystwie, limeryków. Jak choćby ten:

 

Kinga, wiotka dziewica z Toronto,

Za kochanka chciała - i to pronto -

Brutalnego wikinga;

Lecz w końcu wyszła Kinga

Za dentystę: miał w sobie też on to.

Morris Bishop, przekład Stanisław Barańczak

 

Można więc postawić sobie takie ograniczenie: niechby i treść plugawa, byle nie padały wulgarne słowa.

 

W środku pampy śpiewał gaucho Bruno:

"Dźwięcz, gitary mej miłosna struno!

Podnieca mnie i dama,

I pastuch, kawał chama,

Ale lama to numero uno!".

anonimowy autor amerykański, przekład Stanisław Barańczak

 

Tak też zrobił William S. Gould, autor innej głośnej antologii "Czar limeryków" (Londyn 1967), zaznaczając jednak, że istnieją bardziej nieprzyzwoite wersje opublikowanych przezeń utworów. Może z myślą o tego typu antologii profesor Jacek Baluch napisał swój "limeryk bez brzydkich słów"?

 

Adwokatowi w Kolchidzie

Stawał na okrzyk "Sąd idzie!"

Ale na stare lata

Z nawyków adwokata

Nic już nikomu nie przyjdzie...

Jacek Baluch

 

Pewien pan świntuszący w Krakowie

Maciej Słomczyński, tłumacz Joyce'a i Szekspira, niekwestionowany mistrz limeryku w Polsce, z tym gatunkiem osłuchany był od dzieciństwa. Limeryki recytowały mu po angielsku babka (Irlandka) i matka (pół Irlandka, pół Angielka). Pisać zaczął je jeszcze w szkole.

Słomczyński uważa, że limeryk musi być plugawy. Brutalny w treści, ale delikatny w formie. W 1995 roku w krakowskim piśmie "Studium" napisał, że parę już razy na myśl o tym, co pomyślą dzieci i wnuki, grzebiąc po jego śmierci w papierach, chciał spalić kilka tysięcy swoich limeryków. "Ale nie spaliłem. Za wiele w nich wspomnień. Zniknąłby ostatni ślad po kameralnych sympozjach przy ulicy Krupniczej. Wszyscy uczestnicy tych zebrań już nie żyją. Pozostało tylko nas dwoje, ja i pewna młodziutka, prześliczna dziewczyna, która z umiarem popijała wódkę i pękała ze śmiechu słysząc teksty, od których zapłoniłby się każdy łotr recydywista". Tą dziewczyną była Wisława Szymborska. O niej też napisał limeryk, z którego przechował w pamięci tylko dwa pierwsze wersy: "Młodej poetki z miasta Kórnik/ Idolem był przodownik-górnik".

Te spotkania z przełomu lat 40. i 50. w tzw. czworakach literackich na Krupniczej 22 w Krakowie, w czasie których brało się atlasy, znajdowało trudne do zrymowania nazwy afrykańskie albo ktoś rzucał nazwę Ałma Ata czy Ostrołęka, przeszły do legendy. Wieść gminna niesie, że Szymborska stenografowała układane tam limeryki. Ale poetka powiedziała nam, że nic podobnego, zbyt słabo znała stenografię, potwierdza jednak, że Słomczyńskiemu, którego od tamtych spotkań uważa za swego mistrza, wystarczały dwa okrążenia stołu, by limeryk był gotowy.

Rzeczywiście, przy nas Maciej Słomczyński też ułożył limeryk w kilkanaście sekund, niestety nie nadaje się on do cytowania z przyczyn obyczajowych.

Według niego limeryków się nie pisze, tylko układa.

- Choć Wisława o limerykach wcześniej nie słyszała - mówi - szybko stała się moją najpojętniejszą uczennicą. Miała niesłychaną swobodę rymowania i to niezbędne poecie, nawet jak pisze białym wierszem, wyczucie rytmu. Powtarzałem jej zawsze, że do podstawowych reguł limeryku, prócz nazwy miejscowości w pierwszym wersie i układu rymów aabba, należy też plugawość.

Wisława Szymborska jednak twórczo przekształciła zalecenia mistrza.

 

Jawnogrzesznica z miasta Kłaj

W swoim zawodzie była "naj".

Ale to zależało,

Czy jej się chciało, czy nie chciało -

Taki już miała obyczaj.

Wisława Szymborska

 

Im limeryk plugawszy, tym lepiej, utrzymuje Słomczyński i dla usprawiedliwienia dodaje, że nie mamy nawet pojęcia, jak bardzo świńskie limeryki wypisywali czcigodni i nobliwi ludzie w pruderyjnej Anglii królowej Wiktorii. Zagląda do spisanych kiedyś przez siebie limeryków, ale coraz to kiwa głową: - No nie, tego o spółkowaniu z aniołami nie mogę paniom przeczytać.

Dlaczego tak spokojny i nie znoszący sprośności człowiek jak ja wymyślił legion pięciowierszy, w których roi się od sodomitów, koprofagów, bluźnierców, nekrofilutków oraz panienek uprawiających miłość na wszystkie sposoby z kim się da i czym się da? - zastanawia się w piśmie "Studium". - Nie umiem odpowiedzieć.

Kiedy w połowie lat 90. - ulegając namowom studentów ze szkółki literackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, wydającym pismo "Studium" - po raz pierwszy zdecydował się na publikację dziewięciu limeryków, uskromnił je i "zneutralizował". "Najplugawsze słowa zmieniłem na inne. Mam nadzieję, że to trochę pomoże moim limerykom w oczach przyzwoitych ludzi, chociaż straciły nieco siły i świeżości".

 

Brazylijczyk z prowincji Parana

Pragnął posiąść w pampasach barana.

A baran: "Beee, bee,

Ależ zostaw ty mnie!

Czyż nie widzisz, żem ja fatamorgana?"

Maciej Słomczyński

 

Z tegoż "Studium" pochodzi też cytowany na wstępie "Płetwonurek z miasta Pekin". - Chyba jednak nie sądzą panie, że w oryginale rekin odgryzł mu "urodę życia". To wersja zakonna - mówi Słomczyński. Tak naprawdę ze wszystkich cytowanych nam przez samego autora i jego entuzjastów limeryków bez rumieńca zacytować możemy tylko jeden:

 

Raz do Doliny Pięciu Stawów

Przyszedł na biwak pluton żuawów.

Zawołali: "Pif, paf,

Poprosimy sto kaw".

Kelner na to: "Tu nie podaje się kawów".

Maciej Słomczyński

 

Sam Słomczyński zalicza ten utwór do limeryków z cyklu "oboczności gwarowe" (miał też cykle podróżne, kulinarne, nekrofilskie, zoofilskie, polityczne...), do których należy wymieniany przez wszystkich miłośników gatunku jako prawdziwe arcydzieło limeryk sprzed blisko półwiecza, który wzdragamy się przytoczyć w całości.

 

Pewną starą ... nad Nysą

Całą noc ... w ... łysą.

Ona woła: "Ach, goście!

Mówcie, ktoście są, ktoście?"

Oni na to: "Autochtony my są".

Maciej Słomczyński

 

- Wtedy wiele się mówiło o ziemiach odzyskanych i coraz to ktoś otwierał most na Nysie - przypomina autor. - Te limeryki powstawały w ponurych czasach stalinizmu i po dużej ilości wódki. Po tylu latach mogą wydawać się tępe i głupie, ale zapewniam panie, że już samo powiedzenie "Pewien Kozak, co żył nad Donbasem" czy "Pewien komunista na górze Ararat" w 1951 roku było dużo śmieszniejsze.

 

Pewien bolszewik w Carskim Siole

Zawołał: "Carat ja p...

Niech żyje Czeka!"

(Cóż, z tego człeka

Nie zostało nawet oczko w rosole).

Maciej Słomczyński

 

Pewien profesor ze Żnina

Zapragnął posiąść Stalina.

Może ów pan

Wykonałby plan,

Gdyby nie reakcyjna rodzina.

Maciej Słomczyński

 

- Limeryk to był mój plugawy pistolecik wymierzony we władzę - mówi Słomczyński. - Uwieczniłem w limerykach całe ówczesne Biuro Polityczne.

Nawet pan urodzony w Stratfordzie

Niektórzy szperacze doszukali się limerycznych korzeni w pieśniach chóru u Arystofanesa. Dogrzebali się limerykopodobnych utworów u Szekspira w pieśniach swawolnych i pijackich (Jago z "Otella" i Stefano z "Burzy").

Ale jak pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą, tak Szekspir nie wiedział, że to, co pisze, to właśnie limeryk. Sama nazwa bowiem pojawiła się - według Oksfordzkiego Słownika Języka Angielskiego - dopiero w roku 1889. Ale forma występowała powszechnie, najczęściej w piosenkach, już w XVII wieku w Anglii i Irlandii (w tym w mieście Limerick, które dało nazwę gatunkowi).

W literaturze anglojęzycznej nie ma poważnego pisarza, który nie układałby limeryków. Pisali je Isaac Asimov, Anthony Burgess, Joseph Conrad, Lewis Carroll, Robert Frost, John Galsworthy, Aldous Huxley, James Joyce, Rudyard Kipling, Bertrand Russell, Charles Swinburne, Robert Louis Stevenson, Mark Twain, H.G. Wells. W.H. Auden wręcz umieszczał limeryki w zbiorach swoich wierszy. Niestety, słynne w swoim czasie limeryki Alfreda Tennysona spalili spadkobiercy.

W Polsce przeciwnie, limerykami parali się nieliczni. Pierwszy był Konstanty Ildefons Gałczyński, który już w roku 1935 opublikował "Limericks, czyli czar bredni", a rok później dołączyli do grona limerystów Janusz Minkiewicz i Julian Tuwim. Ten ostatni w sumie napisał ich trzydzieści trzy.

 

Chwalił się ktoś, że w mieście

Brookshpahn

Zasadził gdzieś na rogu bukszpan.

Rzekł sceptyk: "Panie, to gadanie,

Bukszpan na rogu?! Bujda, panie!"

Ten odrzekł mu: "Ta spójrz na rógż pan".

Julian Tuwim

 

Opublikowane w tomie "Jarmark rymów" limeryki Tuwima stały się wzorem i natchnieniem dla przyszłych pokoleń i powołuje się na nie każdy szanujący się limerysta (Słomczyński trochę wydziwia, że nie ma miasta Brookshpahn). Czego nie można powiedzieć o limerykach Gałczyńskiego, które trochę poszły w zapomnienie, choć zdarzają się wśród nich strofy tak znane jak ta z "Kolczyków Izoldy".

 

Był pewien pan z Krakowa,

Który niedźwiedzie hodował

I zawsze po obiedzie

Tańczył z jednym niedźwiedziem,

A właściwie to była krowa.

Konstanty Ildefons Gałczyński

 

Jak miło jest znać pana Leara

Wielcy klasycy gatunku zawsze byli mniej lub bardziej nieprzyzwoici. Z wyjątkiem pana Leara (tego od żeglarzy Dżambli i Donga, co miał świecący nos), autora ponad 200 limeryków, które pozwalano nam czytać w dzieciństwie.

 

Raz żył pewien pan w Tasmanii,

Co dzieckiem z kolebki spadł w czajnik;

A że rósł wszerz i wzdłuż,

Nie wydostał się już.

I tak został w czajniku w Tasmanii.

Edward Lear, przekład Andrzej Nowicki

 

Ale też pan Lear czerpał natchnienie nie z irlandzkiej pieśni gminnej, tej zrodzonej w irlandzkich szynkach, ale z ilustrowanych książeczek dla dzieci wydanych niedługo po jego urodzeniu, jak "The History of Sixteen Wonderful Old Women" (1820).

Inspirację wierszykami pana Leara widać w wydanej w Filadelfii w roku 1864 "Nowej księdze nonsensu" (dochód z niej przeznaczono dla ofiar wojny domowej). Wtedy to limeryk rozpoczął podbój amerykańskiego kontynentu. Już w roku 1902 ukazała się tam pierwsza antologia. Powstały liczne stowarzyszenia twórców i miłośników limeryków, istniejące po dziś dzień.

W tym samym mniej więcej czasie limeryczna mania nawiedziła Wielką Brytanię. Zaczęło się od konkursów w londyńskim "Punchu" na "geograficzne limeryki". W roku 1907 ogłoszono konkurs na ostatni wers limeryku reklamującego papierosy. Pierwsza nagroda - 3 funty tygodniowo do końca życia! Tak niezwykłe nagrody (dom z umeblowaniem, podróż dookoła świata) podgrzały atmosferę. Ale limeryki, które miały służyć jako wizytówka towaru, musiały być przyzwoite. Kiedyś jakiś dziennikarz spytał jednego z jurorów, jak odbywa się selekcja. "To proste - odpowiedział. - Odrzucamy wszystkie sprośne i nagradzamy ten jeden, który pozostał".

Raz profesorowie z Ujotu

Jak wynika z badań nad limerykami przeprowadzonych w latach 30. (opisano je w artykule "Psychopatologia pijackich pieśni", opublikowanym w amerykańskim piśmie "Psychiatry"), mimo swego gminnego pochodzenia limeryki są zabawą ludzi wykształconych, piszą je i delektują się nimi ludzie co najmniej po college'u, wśród kowbojów i marynarzy próżno szukać ich miłośników.

Jacek Baluch, profesor UJ (habilitacja z języka krytycznego F.X. ssaldy), opowiada, że jego miłość do limeryków wybuchła nagle na seminarium z wersyfikacji u Marii Dłuskiej, na które trzeba było przeczytać limeryki Tuwima. Od tego czasu sam napisał ponad 200 limeryków, pisze swój życiorys w limerykach, przekłada klasyków i lirykę na limeryki.

Z kolei dla profesora Stanisława Balbusa (habilitacja z intertekstualności w procesie historycznym) wszystko zaczęło się w 1967 roku na zjeździe filologów w Połczynie Zdroju. Tam to Jacek Baluch wziął go na długi spacer i wtajemniczył w twórczość Macieja Słomczyńskiego. - Od tamtego czasu słuchając nudnych referatów posyłamy sobie limeryki - mówi profesor Balbus.

Limeryki często są dziełem zbiorowej muzy. - To dlatego - wyjaśnia profesor Baluch - że łatwo się je pisze we dwoje. To jest takie konstruktywne zderzenie dwóch wyobraźni. Otwiera się przestrzeń szalonego metafizycznego ciągu.

Profesor Balbus z profesorem Baluchem zderzają konstruktywnie wyobraźnię na zjazdach, konferencjach, seminariach, sympozjach. Ktoś zaczyna dwa pierwsze wersy, dodaje końcowy rym i wysyła do uzupełnienia.

Tę datę Stanisław Balbus zapamiętał dokładnie, był 15 marca 1968 roku. Jechali z Jackiem Baluchem do Warszawy na konferencję międzynarodową, co wtedy oznaczało, że pojawią się delegacje z bratnich krajów. Pociąg powolutku wjeżdżał do Skarżyska. Ukazały się rozpisane na szerokości 30 metrów litery, układające się w hasło: "Kierowco wózka, strzeż się pociągu", a dalej, identycznymi literami: "Obywatelu, strzeż się podszeptów syjonistów i rewizjonistów".

Wspólnymi siłami ułożyli limeryk.

 

Pewien stójkowy w Skarżysku

Bił ch... Żydów po pysku.

I choć sam był gudłajem,

Oddał się władzy w najem.

Czego się nie robi dla zysku?

Stanisław Balbus, Jacek Baluch

 

Janusz Minkiewicz, który latem 1936 roku spędzał wakacje w majątku Skwirz pod Płockiem, tak wspomina wspólną pracę z Tuwimem: "Dopuścił mnie do zabawy i tak mistrz z czeladnikiem, licytując się wzajemnie co dziwaczniejszymi rymami, kropnęli w pewne wiejskie popołudnie pierwsze polskie rymeliki". Praca musiała być rzeczywiście zespołowa, bo choć powszechnie limeryki z cyklu "made in Poland" przypisuje się Tuwimowi, znalazły się też w zbiorze utworów Minkiewicza.

Bronisław Maj, poeta, limerysta debiutujący w rzemiośle w latach 80., też docenia zbiorowy aspekt tej twórczości. - Jak się zbierze dwu, trzech dobrych zawodników, to po kilku godzinach tworzy się limeryczne powietrze i zaczyna iskrzyć. Wtedy wystarczy parę sekund, żeby limeryk był gotów. Mój rekord to osiem sekund.

Pan ambasador w mieście Pradze

Gdy profesor Jacek Baluch wyjechał w 1990 roku jako ambasador do Pragi, obyczaje konferencyjne wniósł na dyplomatyczne salony.

- Mój romans z limerykiem jako gatunkiem literackim zawdzięczam manii pana ambasadora - mówi Zbigniew Machej, poeta, wówczas drugi sekretarz ambasady. - Na posiedzeniach dyplomatycznych w ambasadzie on zawsze miał jakiś wtręt literacki czy limeryczny. I chyba według limerycznego klucza dobrał załogę ambasady, zatrudniając samych potencjalnych limerystów. W jego obecności nie sposób było nie rymować.

Zdaniem Macheja ściśle skodyfikowany limeryk dobrze zresztą się wpisuje w wykwintny język protokołu. Profesor Baluch z kolei wspomina, jak to będąc ambasadorem cały czas walczył z pokusą napisania depeszy w formie limeryku, ale ciągiem, tak by nikt nie zauważył, że to limeryk. Mogłaby się ona zaczynać tak: "Od dawna w mieście Pradze trwa zażarta walka o władzę...". Jednak powaga urzędu zwyciężyła.

Dopóki ambasador Baluch nie objął placówki, tradycja limeryku była w Pradze wątła, więc w ramach propagowania polskiej kultury pan ambasador przekładał polskie limeryki na czeski. Przetłumaczył m.in. kultowy - cytowany przez wielu naszych rozmówców w Krakowie - limeryk.

 

Rzekła pani raz do chłopca w Tuluzie:

"Czemu rżniesz mnie tak marnie, łobuzie?"

On jej na to: "O, pani,

Choć szacunek mam dla niej,

Na zbyt wielkim pracuję tu luzie".

przypisywany Maciejowi Słomczyńskiemu, który uważa, że napisał go Bogdan Czeszko

 

W czeskim przekładzie pani była z Baku, jako że "ty łobuzie" tłumaczy się na "ty darebaku".

Na trasie Praga-Bratysława Jacek Baluch pisywał limeryki, w których zawsze występowali Czech i Słowak. W tym cyklu wyraził nostalgię za federacją. Z czasów ambasadorowania pozostał mu spis miejscowości czeskich, które aż się proszą o limeryk. W Pradze wydał własnym sumptem limeryki włoskie ("Lubię uprawiać limeryk w poetyce cyklu, mam limeryki włoskie, liryczne, auto-erotyczne..." - mówi).

Jeden wersolog z Walencji

Kiedyś pewna pani z telewizji poskarżyła się profesorowi Baluchowi, że "Pan Tadeusz" taki długi i zbyt długo się go będzie nagrywać. - Zaproponowałem jej, że skrócę go o 15 procent, zamieniając trzynastozgłoskowca na jedenastozgłoskowiec. Ja bym to zrobił, bo mam wielką łatwość rymowania, ale zamówienia nie było. Może pożałowali na honorarium?

Jacek Baluch mówi, że na limeryki można świetnie przerobić Inwokację z "Pana Tadeusza". Nazwy miejsc już są: Litwa, Ostra Brama, Nowogródek, Częstochowa.

Dlaczego układaniem limeryków zajmują się najczęściej poeci bądź uczeni filolodzy? Bo oprócz zdolności rymowania do układania limeryków potrzebne jest niezawodne ucho i wyczucie rytmu. Nie wystarczy sam układ rymów (aabba), rym musi być pełny, to znaczy obejmować również akcentowaną samogłoskę poprzedniej sylaby.

 

Pewna panienka w Krakowie

Kuciapkę miała na głowie,

Więc gdy kto chciał dy... dzieweczkę,

Wpierw musiał zdjąć jej czapeczkę,

A więc - chapeau bas, panowie!

Bronisław Maj

 

Zdaniem Wisławy Szymborskiej na asonanse, czyli rymy niedokładne, można sobie pozwolić w poezji, ale limeryk to sprawa zbyt poważna. Profesor Balbus mówi, że to świetlany przykład Szymborskiej skłonił go do wyrzeczenia się niechlujnych rymów typu:

"Uczony z Bańskiej Bystrzycy

Na cmentarzu zgłoski liczy".

Wisława Szymborska miała mu później powiedzieć, że wyplenienie u niego tych niedokładnych rymów poczytuje sobie za wielką zasługę dla polskiej literatury. Ale i sam rym dokładny nie zadowala wybredniejszych znawców. Rymy powinny być też oryginalne i zaskakiwać czytelnika.

 

Terapeutka z Dąbrowy Górniczej

Łkała: "Dziczeć chcesz, serce? - to dziczej!

Grzęznąc w życia zjełczałej osełce,

Terapeucę wciąż i terapeucę...

Duszo, spsiałaś? Zstąp niżej: zjamniczej!"

Stanisław Barańczak

 

Z tego powodu tak atrakcyjne bywają nazwy miejscowości, do których na pierwszy rzut oka nie ma rymu. Taka nazwa to dopiero wyzwanie! Weźmy choćby wieś Wytrzyszczkę, do której jeździ się odwiedzać profesor Martę Wykę.

 

Raz opryszka ze wsi Wytrzyszczka

Obsypała nagle opryszczka.

"W tym stanie - myślał - żadna,

Choćby była szkaradna,

Nie da mi nawet pyszczka!"

Jacek Baluch

 

Również zdaniem Stanisława Barańczaka limeryk nie znosi taryfy ulgowej. Z Harvardu napisał do nas:

"Podobnie jak Wisława Szymborska uważam, że asonans w limeryku po prostu jest kontrproduktywny: w ogóle w poezji humorystycznej, ale szczególnie we fraszce czy limeryku - bo małe rozmiarami i rym jest bardziej na widoku - cały komizm bierze się z rymów, które powinny być dokładne i nieoczekiwane. W kwestii dokładności jedyny wyjątek uczyniłbym dla rymów tzw. głębokich albo ogólniej bogatych, tzn. obejmujących więcej sylab albo materiału fonetycznego, niż potrzeba dla uzyskania prostego rymu-minimum. Rymy takie powinny też być w zasadzie dokładne, ale trafiają się z rzadka takie perełki (wymyślam na poczekaniu: >>adekwatnie - (wsadźcie) w zadek kwiat mnie<<, że za ich spektakularne rozmiary albo bogactwo brzmienia wybaczamy im drobną niedokładność fonetyczną. Natomiast rymy składane, tj. obejmujące więcej niż jedno słowo - jak najbardziej, jeśli tylko robią wrażenie komiczne, tzn. domyślamy się w nich nie nieudolności autora, ale właśnie jego umiejętności w igraniu słowami".

 

Zawodowa Łowiczanka z Ustrzyk

Wyjaśniała: "Ten pasiak, cóż gust, szyk...

Stwórca mnie przed brakiem gustu ustrzegł,

Gdy mnie bowiem stwarzał, kątem ust rzekł:

Pod pasiakiem kryj zad - on z tych tłustszych..."

Stanisław Barańczak

 

Barańczak stosuje też rymy łamane, to znaczy przenosi słowa do następnego wersu. Za wzór uważa limeryki Tuwima.

Te wyszukane rymy składane czy łamane przypominają zabawy futurystów.

 

Pewien lichwiarz w Bombaju calutki dzień liczył zapasy swych walut.

Gdy doliczył się stu tysięcy obcej waluty,

Kazał dać ze stu armat salut.

Julian Tuwim

 

Drugim wyznacznikiem formalnej doskonałości limeryku jest jego rytm, to znaczy rozkład sylab akcentowanych i nie akcentowanych. Czyż rytm tego limeryku nie przypomina piosenki ludowej?

 

Jasne, że w miejscowości Dobrut

Wszystko dobry przybiera obrót...

Hej, tu dziewczyna moja,

Tu nawet kupa gnoja

Może zmienić się w rajski ogród!

Jacek Baluch

 

Kto nie ma ucha i wprawy, musi liczyć na palcach zgłoski i zaznaczać, na które pada akcent. Albo uwierzyć na słowo specjalistom, że klasyczny angielski limeryk pisany jambem (sylaba nie akcentowana, sylaba akcentowana, nie akcentowana, akcentowana itd.) trudno przenieść na grunt polszczyzny (w języku polskim akcent jest stały i pada na przedostatnią sylabę, a słów jednosylabowych jest niewiele). Podobnie anapest (sylaba nie akcentowana, sylaba nie akcentowana, sylaba akcentowana), który zresztą w angielskim limeryku wyparł dość katarynkowy tok jambiczny.

Co innego amfibrach. Ta stopa złożona z sylaby nie akcentowanej, akcentowanej i nie akcentowanej świetnie wpasowuje się w polski język. Proszę posłuchać.

 

Młodzieniec z wysepki Madera

W ramiona chciał wziąć dromadera,

Lecz że na Maderze

Nie żyje to zwierzę,

Garbusów rozkosznych wybiera.

Maciej Słomczyński

 

Słomczyński mimo wszystko woli anapest. Uważa, że rytmiczność limeryku ułatwia jego układanie, jak już się wejdzie w trans, to pisze się jakby samo. Oto rytm trochejowo-amfibrachowy:

 

Pewien zoolog z Jeny

Lubił p... hieny,

Lecz narzekał: "Psiamać,

Ach, przestańcie się śmiać.

Bo dostaję od tego migreny".

Maciej Słomczyński

 

Problemy wersyfikacji czasem same stają się tematem limeryku.

 

Pewien wersolog z Walencji,

Znany z ogromnej inwencji,

Kiedy mu do daktyla

Brakowało dwóch sylab,

Ch... kładł dla ekwiwalencji.

Stanisław Balbus, Jacek Baluch

 

Daktyl to stopa składająca się z trzech sylab: akcentowana, nie akcentowana, nie akcentowana.

 

Pewien marny poeta w Platejach

Nie odróżniał od jambu trocheja.

Całe miasto się śmiało,

Brakoroba wygnało.

Odtąd prozą się pisze w Platejach.

Jan Cywiński, filolog klasyczny, nasz redakcyjny kolega

 

Pewien pan bawiący w podróży

Mimo że prawie nie ma limeryku bez nazwy miejscowości, limerykowanie odbywa się raczej przy biesiadnym stole niż w podróży.

- Podróżować wystarczy palcem po mapie - mówi Słomczyński. - Raz tylko pisałem limeryki w podróży. Jechałem z Gustawem Holoubkiem na olimpiadę w Rzymie w 1960 roku. Staliśmy na korytarzu wagonu, przejeżdżaliśmy przez Austrię i Włochy, a ja założyłem się, że ułożę limeryk na nazwę każdej mijanej stacji. Wygrałem, choć nie przyszło mi to łatwo, zważywszy na okropne nazwy austriackich miasteczek. I na tym skończyłem na zawsze moją działalność limeryczną.

- Nie zapamiętałem żadnego z tych limeryków - mówi Gustaw Holoubek. - Ale i tak nie mógłbym ich cytować kobiecie.

Limeryki Słomczyńskiego zludowiały, zawędrowały pod strzechy. Słyszałyśmy w najrozmaitszych wariantach strofy o zboczeńcu z Portu Arteusa, który czasem stawał się Murzynem z USA, biskupie z Neapolu czy facecie z miasta Sucha. Kiedy poznałyśmy wersje autorskie, okazało się, że wszystkie są lepsze od tego, co krąży... A było prawie 50 lat na to, by je poprawić.

Dziś Maciej Słomczyński mówi, że chciałby wznowić tradycję limerykowania. Może otworzy klasę limeryków w szkółce pisarzy na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie wykłada?

Pierwsza mityczna podróż limeryczna, o której wiele słyszałyśmy w Krakowie, to wyprawa Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa Macheja do Pragi i z powrotem.

- W maju 1992 roku udało nam się namówić Wisławę Szymborską na podróż do Pragi - opowiada Machej. - Ośrodek Kultury Polskiej nie miał zatwierdzonego budżetu, więc samolot nie wchodził w grę. Podróż, z użyciem trzech samochodów, trwała dwa dni. Najpierw profesor Włodzimierz Maciąg odwiózł nas do granicy w Cieszynie. Błysnął limerykiem tak drastycznym, że go nawet nie zapisałem. Do Ostrawy dojechaliśmy samochodem tamtejszego konsulatu. Rano pojechaliśmy dalej samochodem ośrodka. Pilnie obserwowaliśmy drogowskazy. Chcieliśmy mieć z czym wkroczyć do ambasadora Balucha.

 

Raz pewien hippie znad Missisippi

Zrobił niebacznie do rzeki pippi.

Rzeka sikania nie lubiła

I z brzegów kippiąc wystąpiła.

A hippie odtąd ledwie zippi.

Wisława Szymborska i Zbigniew Machej

 

Pytamy, gdzie na trasie z Krakowa do Pragi jest Szczyrk, że nie wspomnimy o Missisipi.

- Nasze limeryki nie odnosiły się konkretnie do mijanych po drodze miejscowości - odpowiada Machej. - Ale czy to abstrakcyjnie, czy to fonetycznie, wszystkie nawiązywały do otoczenia. Nazwa Szczyrk jest z ducha czeska, bo to język, gdzie częste są zbitki współgłoskowe. Dygresje rzeczywiście sięgały Missisipi, a nawet Saturna, ale duch dygresji jest też duchem czeskim, duchem Haszka, Hrabala. W słowie Missisipi jest taka śmieszność, którą przypisujemy Czechom, a na dodatek Missisipi oddziela kultowy w Czechach Dziki Zachód od Wschodu. A z mijanych miejscowości czeskich interesowały nas te, które miały jakieś powiązania z polską kulturą. Stąd Ołomuniec, bo jest związany z Galicją, bo tam się koronował tak bardzo wielbiony w Krakowie Franciszek Józef.

 

Raz pewien aktor z Ołomuńca

Chciał występować aż do kóńca,

Lecz mimo usiłowań stu

Wciąż zamiast "o" wymawiał "ó",

Zaćmienia powodując słóńca.

Wisława Szymborska, Zbigniew Machej

 

Po dwóch latach z okładem Wisława Szymborska na pamiątkę tamtej podróży przysłała do Pragi do Zbigniewa Macheja i jego żony limeryk, tymczasem jej jedyny limeryk z cyklu "limeryków hindusko-czeskich".

 

Poliglota Hindus z Madrasu

Jest spikerem Czeskeho Roshlasu.

Mówienie językiem Haszka

To dla niego po prostu fraszka,

Jeśli golnie drinka zawczasu.

Wisława Szymborska

 

Czy to za sprawą ambasadora Jacka Balucha, czy częstych podróży krakusów do Pragi, czeski wątek coraz to pojawia się w polskich limerykach.

 

Koledzy chcieli w grillbarze

Zjeść czeskie kluski na parze.

Barman poznając Polaczków,

Wrzasnął znad miski flaczków:

"Sprdalate, marne kuglarze".

Jerzy Illg

 

Następna rozpamiętywana w Krakowie podróż limeryczna odbyła się w roku 1994, do Londynu.

- Byłem zaproszony w charakterze eksponatu na sesję o polskiej literaturze współczesnej - opowiada Bronisław Maj. - Jan Józef Szczepański i Wisława Szymborska jako klasycy lecieli samolotem, a Tadeusz Nyczek, profesor Jerzy Jarzębski i ja - podróżowaliśmy samochodem. Wisława nam wydała polecenie, żebyśmy układali limeryki na każdą mijaną miejscowość. Samochód prowadził profesor Jarzębski, znany z tego, że jak wyjeżdża z domu o 15.15, to zdąża na zajęcia za pięć trzecia, tablice więc mijały szybko. Limeryków powstało w czasie tej podróży więcej niż sto. Nie muszę mówić, co działo się, jak zobaczyliśmy tablicę "Loebau". Ale z miasta Zwickau też udało nam się wyjechać z honorem.

Gdy dotarli do celu, wyrecytowali Szymborskiej kilkadziesiąt zapamiętanych limeryków.

 

Pewien cyklista z Zwickau

Na swej damce chyżo pomykał.

Pod pretekstem przejażdżki na ramie

Robił dziecko kolejnej damie,

Po czym kłaniał się i szybko znikał.

Bronisław Maj

 

I wreszcie podróż trzecia - ekspedycja redakcji wydawnictwa Znak na targi książki we Frankfurcie w 1995 roku. Plon tej podróży spoczywa w papierach redaktora naczelnego Jerzego Illga: Opole, Szyszyniów, Norymberga, Kolonia, Ratyzbona ("Zdradzona żona w Ratyzbonie/ Strzeliła sobie w obie skronie"), Moguncja...

 

Pewien słynny krytyk w Moguncji

Rozdzielał spermę po uncji.

A Niemki stojąc w kolejce,

Dawały mu po kopiejce,

Splatając wieńce z opuncji.

Jerzy Illg

 

Wisława Szymborska najbardziej lubi podróżować do Zakopanego. Tamże napisała cykl limeryków podhalańskich.

Żył raz gazda w mieście Sącz,

Co z żętycy robił poncz.

Gdy gość tego nie chciał pić,

Nieboraka kopał w rzyć

I doduszał oburącz.

Wisława Szymborska

 

Dla limerysty każda podróż otwiera nowe horyzonty.

- Jeździłem ostatnio po Opolszczyźnie - opowiada Jacek Baluch. - Człowiek piszący limeryki na nowym terenie rozgląda się za nazwami, trudno opisać tę radość, jak znajdzie się coś trudnego do zrymowania: Sychodaniec, Rudzieniec, Walidrogi... Kiedyś jadąc z Łodzi w kierunku Piotrkowa zobaczyłem tabliczkę "Rękoraj" - i ze wzruszenia musiałem się zatrzymać. Czasem sama nazwa starczy za limeryk. Czasem nie sposób się powstrzymać od napisania limeryku.

 

Znany był organista z Ponikwi. Twierdził on, że komunizm to wykwit

Diabelskiego nasienia,

A że nie do zniesienia,

Więc nadaje się tylko do likwidacji

Jacek Baluch

 

Raz w Poznaniu, dwa razy w Krakowie

Pierwszy publiczny występ limeryczny odbył się w Poznaniu w październiku 1994 roku na spotkaniu "NaGłosu", krakowskiego pisma literackiego. W pojedynku limerycznym Poznań reprezentował Stanisław Barańczak, barw Krakowa broniła Wisława Szymborska. Poetka opowiedziała, jak podczas obiadu przeczytała Barańczakowi początek limeryku, którego nie umiała dokończyć:

 

Był sobie człowiek w Manitobie,

Pod każdym względem taki sobie

 

a on na poczekaniu dopowiedział:

 

I nawet względem głowy

Był całkiem typowy.

Albowiem miał je obie.

 

Wszystko to działo się w Sali Malinowej Pałacu Działyńskich.

Następne publiczne limerykowanie odbyło się w jeszcze bardziej uroczystej oprawie, w krakowskim Starym Teatrze, na wieczorze autorskim Wisławy Szymborskiej po otrzymaniu przez nią Nobla. Przyjaciele czytali wówczas dedykowane jej limeryki, napisane na zamówienie prowadzącego wieczór Jerzego Illga.

I wreszcie trzeci raz, we wrześniu tego roku, w czasie Spotkania Poetów Wschodu i Zachodu w Krakowie na ostatnim, pożegnalnym wieczorze "NaGłosu".

Tam przeczytał swój limeryk poeta Tomas Venclova, stwierdzając, że teraz już na pewno wejdzie do historii literatury litewskiej, bo nikt przed nim nie pisał limeryków po litewsku.

 

Pewien wieszcz znad zimnego

Bałtyku

Rzekł: "Choć Wilno ma też wiele szyku,

W sercu mym dzierży prymat

Krakowa słynny klimat,

Chodzę tu półnago, jak w tropiku".

Tomas Venclova, przekład Stanisław Barańczak

 

Szymborska przeczytała trzy własne limeryki i jeden limeryk swego sekretarza, Michała Rusinka.

 

Pewien Greczyn na Peloponezie

Jeśli pił już, to pił ile wlezie.

Aojdowie z antycznej Hellady

Ułożyli o nim dwie ballady

(Tak rozbieżne, jak bywa przy zezie).

Michał Rusinek

 

- Limeryk nie może istnieć bez środowiska, które inspiruje, zapamiętuje, powtarza, bawi się tym - podkreśla profesor Balbus. I zaraz przypomina, jak kiedyś ktoś spytał go: "Chcesz usłyszeć genialny limeryk Słomczyńskiego?" Po czym wyrecytował mu jego własny. - To był największy komplement w moim życiu - mówi.

Jerzy Illg mówi: - To wszystko dlatego, że w Krakowie bije serce polskiej poezji. Jego żona Joanna dodaje, że krakowskie życie towarzyskie wpisane jest w rytuał, np. rewizyta w ciągu dwóch tygodni, a jak się nie zdąży, trzeba zaprosić do siebie dwa razy. - Obowiązują - jak w limeryku - ścisłe reguły, więc też limeryk dobrze się miewa w Krakowie.

- Gdy w latach 60. dołączałam jako młoda poetka do grona starszych krakowskich kolegów, limerykowanie to była kameralna sprawa - opowiada przyjaciółka Szymborskiej, Ewa Lipska. - Jeździliśmy nad rzeczki na ryby, pojawiały się nazwy miasteczek, układaliśmy limeryki. To była jedna z licznych zabaw językowych, jak posługiwanie się słowami-hasłami: Drzemajel oznaczało czas na popołudniową drzemkę, Mobutu - iść do szewca, Bangladesz - nagła zmiana pogody. Teraz to wszystko się upubliczniło. Młode pokolenie poetów i filologów limerycznie zdeprawowała Wisełka. Tym wszystkim grom wtedy i dziś sprzyjał rytm krakowski, to przetaczanie się od zabawy do zabawy.

Kto to jest, kogo wielbią w Krakowie?

Do zabawy w limerykowanie wkroczyło niedawno w Krakowie czwarte już pokolenie limerystów. Pałeczkę przejęli młodzi filologowie, wychowankowie docent Teresy Walas i profesora Stanisława Balbusa z UJ - Magda Heydel, Ewa Mroczyk, Michał Rusinek (uważa, że Kraków stał się limerycznym zagłębiem z powodu halnego). Zadebiutowali na limerycznej niwie przed mniej więcej czterema laty, a dziś zajmują eksponowane stanowiska (Wielki Mistrz, skarbnik, sekretarz) w tajnej Limerycznej Loży, do której należą jako szarzy członkowie: Ewa Lipska, Wisława Szymborska, Stanisław Balbus, Jacek Baluch, Stanisław Barańczak.

Szymborska na wieść, że została przyjęta, przesłała Loży w prezencie nowy limeryk.

 

Jest na sprzedaż miasto Słupca,

Ale nie ma na nie kupca.

Przeto młodzież w karnawale

Z żalu tam nie tańczy wcale,

A jak już, to bez hołubca.

Wisława Szymborska

 

Profesorowie Leszek Kołakowski, Henryk Markiewicz, Władysław Stróżewski, by znaleźć się w Loży, po raz pierwszy w życiu napisali limeryk. Pianistka profesor Ewa Bukojemska opowiada nam, że przeszła przez Plażowe Warsztaty Limeryczne - Krynica Morska '96 pod kierunkiem docent Walas i profesora Balbusa, jednak napisała wtedy zaledwie jeden wers. Dopiero możliwość przyjęcia do Loży podrażniła jej ambicję.

 

Pewna pani, pianistka z Kaźmierza,

W tajnej loży progi wejść zamierza.

Miast się nurzać w Mozarcie,

Rymy kleci uparcie,

Choć wychodzi jej to średnio na jeża!

Ewa Bukojemska

 

Loża prócz tego, że jest tajna, jest Admiracyjna. Skupia wyłącznie wielbicieli Obiektu Admiracji (nazwisko ujawnione zostanie w "Liber Limericorum, Wielkiej Księdze Limeryków", która ukaże się w styczniu nakładem wydawnictwa Universitas). Ze względu na suspens członkowie Loży nie chcą przedwcześnie podawać, kto jest aż tak wielbiony i admirowany, że Wisława Szymborska napisała na jego/jej cześć trzy limeryki, a Stanisław Barańczak aż sześć.

- Do Loży nie można wstąpić, nie można się zapisać, trzeba zostać zaproszonym - mówi Wielki Mistrz Michał Rusinek. - Jak ktoś się sam stara, składa podania, od razu odrzucamy. Formuła jest taka: "Obserwujemy Pana/Panią od dawna...". Każdy zaproszony musi napisać limeryk admiracyjny i przedstawić go Kapitule Loży, a kapituła przedstawia go z kolei Obiektowi Admiracji.

Na zebraniach każdy członek odczytuje i wręcza Obiektowi Admiracji nowy limeryk. Zaleca się też przesyłanie limeryków admiracyjnych z wakacji, podróży służbowych itp.

W Krakowie pisanie limeryków się celebruje. Gdzie indziej niestety bagatelizuje się limeryczną twórczość. - Coś tam pisałem na jakichś zjazdach, ale nic nie przechowałem - wyznał nam profesor Włodzimierz Bolecki z Warszawy. - Gdy chodzi o popołudniowo-wieczorno-nocne wybuchy folkloru środowiskowego na konferencjach teoretycznoliterackich, większy wkład miałem w układanie napisów nagrobnych - powiedział profesor Edward Balcerzan z Poznania. Natknęłyśmy się tu i ówdzie na limeryki różnych autorów (Urszuli Kozioł, Andrzeja Szczepkowskiego, Ryszarda Matuszewskiego). Poza Krakowem jednak limeryści to samotne, izolowane wysepki w morzu obojętności.

 

Korzystałyśmy z publikacji: Stanisław Barańczak "Pegaz zdębiał. Poezja nonsensu a życie codzienne: Wprowadzenie w prywatną teorię gatunków", Puls, Londyn 1995; William S. Baring-Gould "The Lure of the Limerick. An Uninhibited History", Charkson N. Potter, Inc., New York 1963; G. Legman "The limerick. 1700 examples, with notes, variants and index", Wing Books, New York, 1964; E.O. Parrot "The Penguin Book of Limericks", Bloomsbury Books, London; Janusz Minkiewicz "Sonety warszawskie i pierwsze wiersze", Czytelnik 1956; "Liber Limericorum, Wielka Księga Limeryków i innych utworów ku czci Jej Wysokości Królowej Loży" ze wstępem prof. Henryka Markiewicza, Universitas, Kraków (w druku) mewa.

° Klasyczny limeryk angielski w różnych tłumaczeniach

 

There was a young lady of Riga

Who smiled as she rode on a tiger.

They came back from the ride

With the lady inside

And a smile on the face of the tiger.

anonimowy autor angielski

 

Pewna dama z Syrii, chcąc farysa

Zakasować, siadła na tygrysa i z uśmiechem rzekła: "Nieś mnie, kotku!"

Powróciła nie na, ale w środku,

Uśmiech zaś ozdabiał pysk tygrysa.

przekład Stanisław Barańczak

 

Zachciało się pewnej niewieście w Skarżysku

Przejechać konno na małym tygrysku...

Przybyli z wyprawy w porządku:

Dama w tygrysim żołądku,

A tygrys z uśmiechem na pysku.

przekład Janusz Minkiewicz

 

Uśmiechała się pewna pani w Tyflisie,

Jadąc spacerkiem na tygrysie.

Gdy wracali, drogi kotku,

Pani była w zwierza środku,

Uśmiech za to na mordzie tygrysiej.

przekład Maria Żmigrodzka

 

Pewna panienka w Tyflisie

Jeździć chciała oklep na tygrysie.

Nagle pewnego dnia

Ona jest w, nie na,

A on śmieje "ha, ha, hi, hi" się.

z przekazu ustnego

 

Z limeryków chińskich Wisławy Szymborskiej, a także innych jej autorstwa

 

Dygnitarze z dynastii Sin

Byli słynni z okropnych min.

Gdy mijali źródło czy studnię,

Wykrzywiali się paskudnie,

Bo od wody woleli dżin.

 

Mandaryni z dynastii Ming

Nie wiedzieli, co to jest drink.

Gdy łupało ich w krzyżu,

Żłopali bimber z ryżu,

Poklepując się i mówiąc "ping".

 

Pewien Chińczyk nieboszczyk w Kantonie

Ukazywał się nocą żonie,

A że obok małżonki

Spał tylko marynarz z dżonki,

Noc mijała im w niewielkim gronie.

 

Pewien działacz imieniem Mao

Narozrabiał w Chinach niemao.

Dobrze o nim pisao

Usłużne Żenzinmipao,

Bo się bardzo faceta bao.

pierwodruk w "Dekadzie Literackiej" nr 10, 1 IV 1994

 

Napoleon, przed pobytem na Elbie,

Wyznał pani Walewskiej przy melbie:

"Jesteś co prawda Polka,

I do twarzy ci parasolka,

Ale już cię, Mańka, nie wielbię."

 

Raz pewna dama w Lubomierzu

Tarzała swego gacha w pierzu,

"Czemu to czynisz?" - jęczał gach,

A ona na to dictum: "Ach,

zbyt goły jesteś, Kazimierzu..."

 

Z limeryków czytanych na wieczorze autorskim Wisławy Szymborskiej,

Kraków, Stary Teatr, 18 XI 1996, a także innych jej dedykowanych

 

Był pewien mnich z Zagorska,

Co stale powtarzał: "Szymborska, Szymborska".

A gdy go spytano, kto ona,

On na to: "Zapewne ikona,

A może i gwiazda morska".

Stanisław Balbus

 

Słynna globtroterka imieniem Wisełka

Całe życie śniła o wyprawie do Ełka.

Wreszcie - pakuje kufry, w drzwiach domyka skobla.

Wtem patrzeć - sprytni Szwedzi jej przyznali Nobla.

Więc do Sztokholmu musi. A Ełk? Cały Ełk łka.

Bronisław Maj

 

Kiedy Nobla dostała poetka z Krakowa,

Wiersze czytać poczęła Polaków połowa.

Tylko lud z okolic Płocka

Sądził, że Nobla dostała Wisłocka.

Ot, typowa freudowa czynność pomyłkowa.

Michał Rusinek

 

Pewna poetka uczczona Noblem

Drzwi do mieszkania zawarła skoblem

I zamiast lecieć do Sztokholmu,

Na cyplu skryła się Bornholmu,

Szepcząc: "To nie mój problem".

Jerzy Illg

 

Była w Krakowie pewna piękna Safo,

Co nie lubiła dawać autografo,

Lecz gdy szczęśliwym trafo

Zrozumiała swe gafo,

Pozwoliła się nawet fotografo.

Jacek Woźniakowski

 

Frau Szymborska, bawiąc w mieście Wien,

In die Altstadt udała się hin.

I co manchmal się zdarza,

Gdy spotkała Cesarza,

Mu spendieren tief mrożony gin.

Ewa Lipska





ZABAWY LITERACKIE